publicystyka: Jak zachować modlitewny nastrój w ciągu postu? Rady duchownych cz. I

Jak zachować modlitewny nastrój w ciągu postu? Rady duchownych cz. I

tłum. Michał Diemianiuk, 21 marca 2017

Za nami trzeci tydzień Wielkiego Postu i zapewne wielu z nas, w krzątaninie codzienności, czuje pewne ochłodzenie w porównaniu z pierwszymi dniami. Jak zachować modlitewny i skupiony nastrój w ciągu całego postu? Jak nie stracić duchowych owoców, zdobytych w ciągu pierwszych dni?

***
Wszyscy jesteśmy ludźmi bardzo, bardzo słabymi i nie należy oczekiwać od siebie niesłabnącego duchowego wysiłku. To nawet może doprowadzić do poważnych wybić i zerwań, kiedy ktoś rysuje w swojej wyobraźni jak przejdzie całą drogę postu bez jednego grzechu, dokładnie stara się, a potem gdzieś potyka się i z tego powodu wpada w rozpacz, dlatego że sądzi, że [w ten sposób] zmarnował sobie cały post. Namiętności najczęściej pojawiają się tam, gdzie ich najmniej oczekujemy. Ale same upadki dopuszczane są przez Boga z powodu naszej pewności siebie, żebyśmy spokornieli i najpierw ufali nie swoim wysiłkom, a Bogu. W tym też jest Opatrzność Boża, na razie niezrozumiała dla nas.

W czasie postu wiele namiętności nasila się, odzywają się w nas duchowe choroby, rany naszej duszy, których nawet nie podejrzewaliśmy. Jest to konieczne dla tego, żeby zobaczyć, na ile jesteśmy przeżarci przez grzech, żeby naocznie zrozumieć, co mamy pokonać w sobie, nad czym jeszcze pracować. Główna zasada: jeśli potknąłeś się, upadłeś, to wstań, otrzep się z pyłu i idź dalej, nabrawszy duchowego doświadczenia.

Warto zrozumieć coś jeszcze. Jeśli ziarno w czasie siewu wpadło płytko w ziemię, to ono szybko daje kiełek i wschodzi, ale także szybko ginie, dlatego że nie ma dostatecznej głębokości. To samo jest i u nas, kiedy my zapalamy się do ascetycznych wysiłków, chcemy szybko osiągnąć owoce, żwawo rwiemy się do przodu, a potem, spotkawszy ciężar codziennych trudów, ubożejemy. Dla duchowych owoców niezbędna jest nie zapalczywość i rwanie się, a głębokość duchowego działania.

Żeby zachować duchowy nastrój, należy pamiętać, że przystępujemy do duchowego wysiłku nie dla zachwytów, nie dla komfortu serca i „osłodzenia” naszych zmysłów, a dla pracy nad naszą duszą, dla wyrywania chwastów, które zasiały się gdzieś we wnętrzu. I w tym sensie należy nabrać cierpliwości, żeby podejmować trud, podnosić się po upadkach i mimo wszystko wstawać na modlitewną regułę, nawet jeśli wewnątrz nie ma na to żadnej ochoty.

Wyobraźmy sobie człowieka, który przyjechawszy na działkę, niesłychanie ucieszył się poczuwszy natchnienie od widoku przyrody, z radością coś porobił na grządkach, a potem zostawił wszystko, ponieważ zrobiło mu się nudno od ciągłych trudów. Taki ogród szybko zarasta chwastami tak, że później nawet nie da się przejść przez zarośla.

W duchowym życiu nie można żyć tylko pierwszymi zachwytami. Inaczej nie przejdziesz całej duchowej drogi, a dusza pokryje się kłującymi zaroślami namiętności. Niezbędna jest cierpliwość, nawet jeśli wydaje się, że serce milczy i nie ma sensu przystępować do jakiegokolwiek działania. Modlitwa jest cenna nie tylko kiedy płynie z natchnionego i ciepłego serca, ale i kiedy czujesz wewnątrz suchość, niemoc, zubożenie, ale mimo wszystko modlisz się. Niechbyś osłabł, a myśli niech uchodzą gdzie indziej, ale Bóg przyjmuje modlitwę, kiedy ty, na przekór wszystkiemu starasz się zawrócić umysł ku świętym słowom modlitw i nie porzucasz modlitewnej reguły. Schiihumen Sawa Pskowsko-Pieczerski tak powiedział: „Nie porzucaj modlitwy, kiedy wróg nagania na ciebie nieczułość; ten, kto zmusza siebie do modlitwy przy suchości duszy – ten jest wyżej od modlącego się ze łzami”. Duchowe sukcesy następują właśnie wtedy, kiedy ty dostrzegasz za sobą osłabienie i na przekór swojej niechęci, mimo wszystko idziesz naprzód.

Czasami ważne jest, aby patrzeć na siebie jakby z boku: a co ze mną się dzieje, czym jestem zajęty w danym momencie, jaki ja jestem przed Bogiem. W „Paterykonie” mówi się o pewnym starcu-podwiżniku, który gdzie by nie był, często sprawdzał swój umysł pytaniem: „Gdzie jesteśmy?” Jeśli jego umysł przebywał na modlitwie i sławieniu Boga, to mówił: „Dobrze, dobrze”. Jeśli zaś umysł był zajęty czymś postronnym, to on karcił siebie: „Wróć natychmiast do swojej sprawy”. Jeszcze mówił sobie: „Bliska jest godzina mojego odejścia, a ja nie widzę w sobie niczego dobrego”. To pomagało mu zachować siebie w stałym czuwaniu. Postarajmy się i my pamiętać, że jesteśmy stale pod okiem Bożym, że to, co dokonuje się w naszej duszy nie przechodzi bez śladu i że Pan Bóg z Jego wszechmocną pomocą zawsze gotowy jest nam pomóc.

Kapłan Walerij Duchanin

***
Modlitewno-pokajanne skupienie – wysoki cel, i zachować go można tylko w odosobnieniu, i to nie przez wszystkich, nie każdemu i nie zawsze. Co dotyczy tego, jak „w ogóle” osiągnąć maksimum w codziennej krzątaninie spraw, to ja bym zalecał, co następuje.

Nasze życie – to duchowy plac budowy, a każdy przeżyty dzień – to położona cegła. Glina tej cegły składa się z trzech składników: to nasze myśli, odczucia i pragnienia. Łącząc się ze sobą, tworzą zamiary, a one – uczynki.

Ważne jest umieć zachować kontrolę nad tymi trzema bazowymi składnikami, żeby myśli nie rozpraszały się, pragnienia nie pobudzały „pragnieniowej” i „wściekłej” części duszy, a odczucia znajdowały się w płaszczyźnie modlitewnego nastroju i pamięci o pokajaniu. To jest bardzo trudne. Do tego niezbędne jest usunąć z pola widzenia i słuchu wszystko to, co będzie odciągać umysł od wewnętrznego skupienia. Przynajmniej pozbawić się wszelkich form rozrywki i próżności.

Nasz umysł – to żarna, które pracują bez przerwy. Dlatego, jeśli nie będziemy podsypywać tam pszenicy, to biesy na pewno będą podsypywać plewy. Daj umysłowi pożywienie dla rozmyślania. Do tego trzeba czytać coś karmiące umysł dobrymi odczuciami i rozmyślać nad tym, co przeczytane. Jeśli to wejdzie w nawyk, to można będzie pogratulować ci cennego zakupu.

Protoijerej Igor Riabko

***
Na pewno, żeby nie utracić owoców, należy zupełnie o nich nie myśleć. Przecież jeśli przystępujemy do postu i modlitwy dla darów łaski, dla oczyszczenia ciała, dla pokoju w rodzinie, tracimy najważniejsze – Chrystusa. Każdego dobrego uczynku, dokonywanego nie dla Chrystusa a dla jakiegoś innego celu, nie należy rozpatrywać jako dobry uczynek. Co więcej, jeśli po określonym okresie postu widzimy u siebie jakieś „dary”, musimy szybko biec do duchowego ojca, gdyż jest no najjaskrawszy objaw duchowego zbłądzenia. Przecież dokładne wypełnianie przykazań Bożych rodzi w duszy człowieka odczucie własnej niemocy. Jeśli poszcząc, zaczniemy wpatrywać się w siebie – jaką cnotę zyskałem, jakie duchowe dary objawiły się we mnie dzisiaj – wtrącamy się w otchłań egoizmu, która obowiązkowo ciągnie za sobą garść innych grzechów. Post – to czas, kiedy należy przestać rozpatrywać siebie samego i postarać się zobaczyć ból, cierpienia, smutek, nieprzyjemności tych, którzy znaleźli się z Bożej woli obok nas, dlatego, że tylko wpatrując się w ich oczy ujrzymy Boga.

Protoijerej Andriej Nikołaidi

***
Modlitewne życie jawi się podstawowym fundamentem naszej relacji z Bogiem. W modlitwie rozróżniamy jakby dwa stany: to modlitewna reguła i sama modlitwa. Modlitwa – to jest relacja z Bogiem, rozmowa z Bogiem, przy czym rozmowa jawi się nie jako monolog, a dialog. Pan Bóg zawsze odpowiada na naszą modlitwę. Jak zachować właśnie ten stan?

Troskliwa Matka-Cerkiew nastraja nas w pierwszym tygodniu Wielkiego Postu na modlitewny wysiłek przez kanon świętego mnicha Andrzeja z Krety. Wydaje mi się, że właśnie uważne wchodzenie w ten stan jawi się jakby główną zasadą zachowania całej tej modlitwy. Rzecz w tym, że modlitwa – to osobisty stan człowieka i kiedy zaczynamy się modlić, powinniśmy zamknąć się w pokoiku swego serca, jak jest napisane w Piśmie Świętym i wznieść swoją modlitwę ku swojemu Ojcu Niebieskiemu.

Na tej drodze powinniśmy podjąć wszelkie środki, żeby nas nie odciągał zewnętrzny świat. To znaczy dla zewnętrznego świata powinniśmy umrzeć na jakiś czas. Są określone „rozdrażniacze”, które wywołują w nas zmysłowe porywy nieodpowiadające modlitwie. I te „rozdrażniacze” powinny być oddalone z życia człowieka. Co to za „rozdrażniacze”? Całkiem różne. Zły podstawia każdemu nogę, o którą potykamy się. U kogoś są to portale społecznościowe, u kogoś reakcja na bliźnich, u kogoś pokarm itd. Każdy powinien patrzeć i znać siebie bardzo dobrze – co go oddala od Boga, co go przybliża do Boga. I korzystać tylko z tych środków, które dają mu możliwość płonąć dla Chrystusa.

Uważam, że modlitwa powinna wyrażać się w tym, że stale „chodzisz przed obliczem Boga”. Odczucie obecności Boga w twoim życiu powinno być nieustanne. To jest najważniejszy efekt modlitwy. Modlitewna reguła, którą my zachowujemy – poranne i wieczorne modlitwy, modlitwy w ciągu dnia – to kamerton, który powinien nas nastroić. Żeby prawidłowo modlić się, powinniśmy rozumieć, jak to robili inni ludzie. Troskliwa Cerkiew daje nam ten przykład. Żeby zachować modlitwę, trzeba umieć modlić się razem z innymi i być gotowym na duchowy wysiłek.

Każdy owoc powinien przechodzić kilka etapów: etap pojawienia się, etap dojrzewania, etap skosztowania. Na początku postu on pojawia się, potem my powinniśmy w pełni ochronić go od mrozów i innych zewnętrznych wpływów, żeby on dojrzał. A skosztowanie owocu po zakończeniu Wielkiego Postu – to ta nagroda, którą będziemy przeżywać w Światłe Zmartwychwstanie Chrystusa. To radość duszy, którą odczuwa każdy chrześcijanin. A jak określić, prawidłowa jest twoja radość czy nieprawidłowa? Jeśli chcesz podzielić się i dzielisz się tą radością z innymi – to prawidłowa radość duszy. Jeśli chcesz nie utracić tej radości i z całych sił skrywasz to przed innymi – to nieprawidłowy owoc, nieprawidłowy stan duchowy.

Protoijerej Igor Fomin

za: pravoslavie.ru
zdjęcie: pravoslavie.ru

Na dalszą część artykułu zapraszamy już wkrótce! (redakcja)