publicystyka: Żyjąc w czasach ostatecznych
kuchnia muzyka sklep ogłoszenia wydarzenia fotogalerie

Żyjąc w czasach ostatecznych

igumen Gabriel (tłum. Gabriel Szymczak), 28 czerwca 2025

Nie ma wątpliwości, że żyjemy w trudnych czasach. XX wiek był świadkiem niezrównanych prześladowań chrześcijaństwa na całym świecie - głównie poprzez rewolucyjną przemoc na Wschodzie, ale przede wszystkim przez światowe zwiedzenie na Zachodzie (jeśli wątpisz, że są one porównywalne, wskażę po prostu na świadectwo Aleksandra Sołżenicyna, który miał wiele okazji, aby doświadczyć obu na sobie). Takie prześladowanie zostało nam przepowiedziane przez naszego Pana: „Wówczas wydadzą was na udrękę i będą was zabijać, i będziecie znienawidzeni przez wszystkie narody dla Imienia Mego” (Mt 24, 9). A przedtem ostrzegał przed powstaniem fałszywych proroków, przed wojnami i pogłoskami o wojnach, plagami, głodem i różnego rodzaju kłopotami - z których żaden nie jest daleki od naszego współczesnego doświadczenia. A teraz coraz więcej chrześcijan dochodzi do wniosku, że czasy, w których żyjemy, są nie tylko niepokojące, ale są apokaliptyczne.

Co mamy z tym zrobić jako prawosławni chrześcijanie? Z jednej strony nie możemy zgodzić się z systemami dyspensacjonalistycznymi niektórych protestantów ani nie możemy zachęcać do skupienia się na określaniu „czasów lub pór, w które Ojciec włożył swoją własną moc” i o których Chrystus oświadczył, że po prostu nie są do naszej wiedzy (por. Dz 1, 7). Ale jednocześnie mamy z pewnością polecenie, by „rozpoznawać znaki czasu” (Łk 12, 56), a przede wszystkim jesteśmy wezwani do nieustannej czujności w oczekiwaniu na przyjście naszego Pana: „A to, co mówię do was, mówię do wszystkich: czuwajcie!” (Mk 13, 37).

Mówiąc teologicznie, nie ma wątpliwości, że naprawdę żyjemy w czasach ostatecznych - ponieważ zgodnie z nauczaniem Kościoła prawosławnego żyjemy w czasach ostatecznych od dnia Pięćdziesiątnicy. Już w pierwszych latach chrześcijaństwa apostoł Paweł mówił o sobie i swoich współwyznawcach jako o tych, „których dosięgnął kres czasów” (1 Kor 10, 11). Rzeczywiście, pierwsi chrześcijanie tak wyczekiwali na rychły powrót Chrystusa, że św. Paweł w pewnym momencie musiał nawet zapewnić Kościół w Tesalonice z największą mocą, że sam dzień jeszcze nie nadszedł (por. 2 Tes 2). Dla pierwszych chrześcijan było aż nadto jasne, że „nie mamy tu bowiem miasta trwałego, ale przyszłego poszukujemy” (Hbr 13, 14). Myślę, że to, iż my, chrześcijanie, straciliśmy dziś bezpośredniość takiej eschatologicznej wizji, bardzo nam szkodzi.

Ta świadomość eschatologiczna nie była bynajmniej powodem do rozpaczy apostołów i pierwszych chrześcijan, zgodnie ze słowami Pana, który ostrzegał nas przed próbami i udrękami dni ostatecznych: „Uważajcie i nie dajcie się zastraszyć. Trzeba, aby to się stało” (Mt 24, 6). Wręcz przeciwnie, jasne jest, że wiedza o końcu tego świata była dla pierwszych wierzących źródłem bezgranicznej nadziei i radości. W pierwszych liturgiach celebrowanych przez apostołów, po Komunii świętej celebrans wołał: „Niech przyjdzie łaska i niech przeminie ten świat” (Didache 10), powtarzając modlitwę wypowiedzianą z miłością i tęsknotą na zakończenie Apokalipsy św. Jana: „Przyjdź, Panie Jezu” (Obj 22, 20). Ale jeśli chodzi o nas, jeśli znaki nadchodzącej apokalipsy napawają nas przede wszystkim niepokojem lub złością, to musimy uznać, że straciliśmy coś cennego z autentycznej chrześcijańskiej wizji życia.

I to prowadzi nas do tego, co moim zdaniem jest najbardziej naglące i niepokojące ze znaków czasu: „Z powodu rozszerzenia się nieprawości miłość wielu oziębnie” (Mt 24, 12). Gdyby nasza miłość do Pana była czysta i żarliwa, nasze serca byłyby całkowicie niezdolne do dotknięcia utrapieniem lub przerażeniem z powodu rozpadu tego, co przecież zawsze było ziemskie i ulotne. Ale nasze winy związały nas z tym światem i sprawiły, że nasze serca stały się zimne na nadejście Królestwa Niebieskiego. Bo jak powiedział nasz Pan: „Nikt nie może dwóm panom służyć. Bowiem albo jednego umiłuje, a drugiego znienawidzi, albo z jednym będzie trzymał, a drugim zacznie pogardzać ”(Mt 6, 24). Tak więc w jakimkolwiek stopniu znaki czasu wywołują w naszych sercach lęk lub gniew, w takim samym stopniu musimy zdać sobie sprawę, że ulegliśmy wpływom naszych namiętności i oddaliśmy naszą miłość temu światu, a nie Królestwu Bożemu.

Myślę, że wielu chrześcijan zdaje sobie sprawę, że od jakiegoś czasu świat jako całość odchodzi od miłości Bożej i oddaje się różnym niegodziwościom. Jednak badając znaki czasu, musimy zawsze pamiętać, że głównym celem chrześcijan nie może być osądzanie grzechów świata, ale raczej pogłębienie własnej skruchy. Jak napisał św. Ignacy Branczaninow:
„Bóg dopuszcza odstępstwo; nie ulegaj pokusie, aby powstrzymać to swoją słabą ręką… Oddal się i wystrzegaj się tego; i to ci wystarczy. Poznaj ducha czasu; przestudiuj go, aby jak najbardziej uniknąć jego wpływu”.

Ducha czasu trzeba szukać nie tylko w wydarzeniach na świecie, ale przede wszystkim w naszych sercach. To jest nasze prawdziwe duchowe pole bitwy, na którym ostatecznie rozstrzygnie się nasz wieczny los.

I myślę, że jeśli będziemy ze sobą szczerzy, wielu (jeśli nie większość) z nas zauważy, że nasza miłość rzeczywiście ostygła. Nie tylko nasza miłość do Boga i Królestwa Niebieskiego, ale także nasza miłość do naszych bliźnich - a tragicznie, w niektórych przypadkach nawet do naszych braci i sióstr w wierze.

Tak szybko wierzymy w najgorsze o sobie. Tak szybko interpretujemy to, co widzimy i słyszymy w najgorszym możliwym świetle, patrząc na siebie nie z maksymalną miłością, ale z największą podejrzliwością. Coraz bardziej jesteśmy skłonni widzieć tych, z którymi się nie zgadzamy, nie tylko jako błądzących lub popełniających pomyłki, ale jako złych i szalonych. Postrzegamy ich nie jako dusze, za które Chrystus umarł, aby je zbawić, ale raczej jako wrogów, których naszym zadaniem jest zniszczyć. A wszystko to uważamy za owoc mądrości i wnikliwości.

Ale ascetyczne nauczanie Kościoła wielokrotnie ostrzega nas, że taki stan jest w rzeczywistości tym, co demony tak bardzo starają się w nas wytworzyć. Samo imię diabeł pochodzi od greckiego słowa oznaczającego „oszczerca”. To imię jest zasłużone. Nie ma prawdy, której by nie przekręcił, ani żadnego kłamstwa, którego by nie użył w swej nieustannej próbie odwrócenia nas od jasnej i prostej drogi do zbawienia określonej przez samego Pana w Ewangelii wg św. Łukasza 6, 35-38:
„Miłujcie wrogów waszych i dobrze czyńcie, i pożyczajcie, niczego nie oczekując. A zapłata wasza będzie wielka i będziecie synami Najwyższego, bo On łaskawy jest dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak i Ojciec wasz miłosierny jest. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni, nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni, darujcie, a będzie wam darowane. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną, przepełnioną nasypią wam w zanadrze. Albowiem, jaką miarą mierzycie, taką odmierzą wam”.

Bóg wie, że nie brakuje grzechów na całym świecie, a szczególnie w naszym narodzie. Naprawdę możemy uczynić naszymi własnymi słowa Proroka: „Albowiem nasze występki rozmnażają się przed Tobą, a nasze grzechy świadczą przeciwko nam” (Iz 59, 12). Jednak spośród nich wszystkich wysłany przez Boga starzec Efrem ostrzegał tylko - i to w najostrzejszych możliwych słowach - przed jednym: naszym brakiem litości i naszą surowością wobec siebie nawzajem.

Jednak powinniśmy też mieć odwagę i mieć dobrą nadzieję. Pewną drogą do zbawienia jest pokorna pokuta i żarliwa modlitwę do naszego wszechmiłosiernego Boga. Pan zaaranżował absolutnie wszystko na całym świecie i w całym naszym życiu, aby każdemu dać każdą możliwą sposobność „bycia zbawionym i dojścia do poznania prawdy” (1 Tm 2, 4).

A sposób na zbawienie jest naprawdę prosty. „Bądźcie miłosierni, jak i Ojciec wasz miłosierny jest”.

W końcu słowo „apokalipsa” nie oznacza „zniszczenia” ani „końca świata”. Oznacza „objawienie” lub „odsłonięcie”. Ujawni i odsłoni to, co jest w każdym z naszych serc. Dlatego naszym zadaniem w pozostałym czasie jest przygotowanie naszych serc na to odsłonięcie, aby w tym dniu „wszyscy z odsłoniętą twarzą, oglądając jakby w zwierciadle chwałę Pańską, [zostali] przemienieni w ten obraz od chwały do chwały, niczym od Pańskiego Ducha” (2 Kor 3, 18).

Niech Bóg da nam wszystkim łaskę miłosierdzia. Niech On udzieli nam łaski, by stać się podobnymi do Niego. Amen.

igumen Gabriel (tłum. Gabriel Szymczak)

za: Remembering Sion

fotografia: AleksaSrbin /orthphoto.net/