Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Nie wstydź się cierpienia przed Lekarzem
Marina Birukova (tłum. Justyna Pikutin), 10 maja 2025
Prawie każdy z nas miewa chwile emocjonalnego i duchowego kryzysu, kiedy człowiek nie może poradzić sobie ze swoim cierpieniem... i świadomie lub nieświadomie wierzy, że Bóg nie pomoże mu w tym cierpieniu, że nie będzie dla niego litościwy w tym smutku. Dlaczego? Ponieważ ten ból w oczach Boga - jak wydaje się człowiekowi - jest bez znaczenia, gdyż jest zły i grzeszny.
Człowiek pamięta: „Przerzuć swój ciężar na Pana, a On cię podtrzyma” (Ps 54, 23), ale jakiś głos nagle mówi mu: nie, to nie tak, Bóg nie weźmie twego smutku na siebie, ponieważ jest on błahy (lub grzeszny).
Dręczy cię to, że zostałeś obrażony, znieważony lub niesprawiedliwie potraktowany? To pycha! Człowiek pokorny nie obraża się: pamięta, że przez swoje grzechy zasłużył na gorsze traktowanie. Straciłeś zdrowie? Zesłano ci to po to, byś stał się pokorny, powinieneś być wdzięczny, a jednak zazdrościsz zdrowym! Jesteś w żałobie, straciłeś kogoś bliskiego? Wolą Bożą jest, abyś się uniżył i nie narzekał. Co jeszcze? Choroby psychiczne, obsesyjne poczucie winy, lęki, ataki paniki, samotność, depresja? To wszystko efekt małej wiary. Prawdziwi wierzący nie doświadczają nic podobnego.
Niektórzy ludzie, nie będąc wierzącymi i nie posiadając doświadczenia życia w Cerkwi, z góry zakładają, że jeśli przyjdą tam ze swoim bólem, otrzymają taką właśnie odpowiedź. Ktoś inny, będąc wierzącym, może nawet od dłuższego czasu, w swoich trudnych doświadczeniach zamyka się na Kościół, na kapłanów, na samego Boga. Zamyka się z tego samego powodu: uważa, że nie ma prawa do współczucia, ponieważ jego ból jest niewłaściwy. Ale nie jest też w stanie rozstać się ze swoim bólem, dewaluując jego przyczynę dla siebie, ponieważ w tym przypadku cierpi coś dla niego znaczącego. Dlaczego znaczącego? Ponieważ każdy z nas potrzebuje miłości, szacunku, zrozumienia i oczywiście sprawiedliwości. Ponieważ trudno jest być chorym, a jeszcze trudniej jest być ciężko chorym. Albowiem dusza jest jeszcze bardziej wrażliwa niż ciało. A smutek (ros. горе, czyt. gore) - pochodzi od tego samego korzenia co „płonąć” (ros. гореть – czyt. goret’) i nie da się go ugasić odpowiednimi pobożnymi słowami.....
Bo w końcu człowiek przejmuje się tym, co dzieje się z nim samym. A to nie może pozostać obojętne. I nie powinno.
Zamykając się w swoim bólu, wstydząc się i trzymając się go jednocześnie, człowiek czuje się nie tylko samotny, ale i opuszczony przez Boga. Cały czas słyszy znajomy głos: „Twoje cierpienia nie mają znaczenia dla Boga; ty, cierpiący z powodu swojej nieprawości, słabości i głupoty, nie jesteś przydatny ani Ojcu Niebiańskiemu, ani ojcu ziemskiemu (batiuszce), zwłaszcza że ten ostatni ma wokół siebie mnóstwo tak chorych ludzi prócz ciebie...”.
Ten głos to głos szatana! I może być on spersonalizowany do konkretnej osoby. Mówiącego można rozpoznać nawet nie po jego słowach, nie po ich znaczeniu, ale po jego zimnym, suchym, szyderczym tonie - po jego braku miłości. Gnus, Bałamut lub ktoś inny z tego piekielnego towarzystwa [patrz. „Listy starego diabła do młodego” C.S. Lewis] - oczernia swego Nieprzyjaciela, wmawiając człowiekowi, że nie jest On miłosierny, współczujący, nie toleruje naszych słabości; że jeśli potrzebuje jakichkolwiek ludzi, to tylko wybranych, tych, którzy „prowadzą wysokie życie duchowe”. Szatan oczernia podstępnie, ponieważ znaczenie jego słów zawiera prawdy znane chrześcijaninowi lub osobie zaznajomionej z chrześcijaństwem. Ale nie zawiera tego, bez czego te prawdy są martwymi formułami, nierozpuszczalnymi i niestrawnymi kamykami. A mianowicie miłości.
Niestety jest jednak wielu ludzi, którzy ukrywają swoją zwykłą niezdolność do miłości, zrozumienia i współczucia dla bliźnich za fałszywymi pobożnymi naukami: „Twój mąż jest alkoholikiem, a twój syn - inwalidą? Więc nie narzekaj, tylko dziękuj Bogu: to dla ciebie na odpuszczenie grzechów...”. Nie będę przytaczała innych przykładów, powiem tylko, że moim zdaniem jest to jeden z najgorszych rodzajów współczesnego faryzeizmu.
Bóg taki nie jest. Bóg słyszy ból człowieka, bez względu na to, jaki on jest. Tak, nasze cierpienia są ściśle związane z naszą grzesznością, to prawda. Grzech to nie tylko zewnętrzne wykroczenie; grzech to uszczerbek na ludzkiej duszy, dezorientacja wszystkich jej mocy, jej wewnętrzna słabość. Ale czyż Pan nie powiedział: „Nie zdrowi potrzebują lekarza, lecz chorzy” (Mt 9, 12)? On nie przyszedł do nieskazitelnie sprawiedliwych, ale do biednych i grzesznych; przyszedł, znając całą ich bezbronność i słabość; przyszedł nie po to, by karać, ale by uzdrawiać, oferując lekarstwo - pokajanije. Bóg jest zawsze z nami i wszystko, co nam się przydarza, przydarza się również Jemu - każde wydarzenie, które nam się przydarza, jest Jego wydarzeniem. A każda zmiana w naszym stanie umysłu jest zmianą - nie tylko w nas, ale także między nami a Bogiem, w zakresie naszej relacji z Nim.
«Przyjdźcie do Mnie wszyscy trudzący się i dźwigający ciężary, a Ja wam dam odpoczynek. Weźcie jarzmo Moje na siebie i nauczcie się ode mnie, albowiem jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpoczynek dla dusz waszych. Jarzmo bowiem Moje jest łagodne i brzemię Moje lekkie.» (Мt. 11, 28–30).
Dlatego nie powinniśmy wstydzić się naszego cierpienia przed Lekarzem. Ten Lekarz wie wszystko o nas, pacjentach: „Wiesz kiedy siedzę i wstaję, z daleka znasz moje myśli. Otaczasz moją ścieżkę i spoczynek, wszystkie moje drogi są ci znane” (Ps 138, 2-3). Ale jedną rzeczą jest Jego wiedza, inną jest nasze przyznanie się, nasze wyznanie przed Nim. Wyznając Mu każdy grzech, każdą słabość, wszystko, z czym nie możemy sobie poradzić i czego nie możemy zrozumieć, wchodzimy z Nim w dialog, otwieramy przed Nim drzwi do naszego życia i do naszego serca.
Marina Birukova (tłum. Justyna Pikutin)
za: pravoslavie.ru
fotografia: maksiuss /orthphoto.net/
Człowiek pamięta: „Przerzuć swój ciężar na Pana, a On cię podtrzyma” (Ps 54, 23), ale jakiś głos nagle mówi mu: nie, to nie tak, Bóg nie weźmie twego smutku na siebie, ponieważ jest on błahy (lub grzeszny).
Dręczy cię to, że zostałeś obrażony, znieważony lub niesprawiedliwie potraktowany? To pycha! Człowiek pokorny nie obraża się: pamięta, że przez swoje grzechy zasłużył na gorsze traktowanie. Straciłeś zdrowie? Zesłano ci to po to, byś stał się pokorny, powinieneś być wdzięczny, a jednak zazdrościsz zdrowym! Jesteś w żałobie, straciłeś kogoś bliskiego? Wolą Bożą jest, abyś się uniżył i nie narzekał. Co jeszcze? Choroby psychiczne, obsesyjne poczucie winy, lęki, ataki paniki, samotność, depresja? To wszystko efekt małej wiary. Prawdziwi wierzący nie doświadczają nic podobnego.
Niektórzy ludzie, nie będąc wierzącymi i nie posiadając doświadczenia życia w Cerkwi, z góry zakładają, że jeśli przyjdą tam ze swoim bólem, otrzymają taką właśnie odpowiedź. Ktoś inny, będąc wierzącym, może nawet od dłuższego czasu, w swoich trudnych doświadczeniach zamyka się na Kościół, na kapłanów, na samego Boga. Zamyka się z tego samego powodu: uważa, że nie ma prawa do współczucia, ponieważ jego ból jest niewłaściwy. Ale nie jest też w stanie rozstać się ze swoim bólem, dewaluując jego przyczynę dla siebie, ponieważ w tym przypadku cierpi coś dla niego znaczącego. Dlaczego znaczącego? Ponieważ każdy z nas potrzebuje miłości, szacunku, zrozumienia i oczywiście sprawiedliwości. Ponieważ trudno jest być chorym, a jeszcze trudniej jest być ciężko chorym. Albowiem dusza jest jeszcze bardziej wrażliwa niż ciało. A smutek (ros. горе, czyt. gore) - pochodzi od tego samego korzenia co „płonąć” (ros. гореть – czyt. goret’) i nie da się go ugasić odpowiednimi pobożnymi słowami.....
Bo w końcu człowiek przejmuje się tym, co dzieje się z nim samym. A to nie może pozostać obojętne. I nie powinno.
Zamykając się w swoim bólu, wstydząc się i trzymając się go jednocześnie, człowiek czuje się nie tylko samotny, ale i opuszczony przez Boga. Cały czas słyszy znajomy głos: „Twoje cierpienia nie mają znaczenia dla Boga; ty, cierpiący z powodu swojej nieprawości, słabości i głupoty, nie jesteś przydatny ani Ojcu Niebiańskiemu, ani ojcu ziemskiemu (batiuszce), zwłaszcza że ten ostatni ma wokół siebie mnóstwo tak chorych ludzi prócz ciebie...”.
Ten głos to głos szatana! I może być on spersonalizowany do konkretnej osoby. Mówiącego można rozpoznać nawet nie po jego słowach, nie po ich znaczeniu, ale po jego zimnym, suchym, szyderczym tonie - po jego braku miłości. Gnus, Bałamut lub ktoś inny z tego piekielnego towarzystwa [patrz. „Listy starego diabła do młodego” C.S. Lewis] - oczernia swego Nieprzyjaciela, wmawiając człowiekowi, że nie jest On miłosierny, współczujący, nie toleruje naszych słabości; że jeśli potrzebuje jakichkolwiek ludzi, to tylko wybranych, tych, którzy „prowadzą wysokie życie duchowe”. Szatan oczernia podstępnie, ponieważ znaczenie jego słów zawiera prawdy znane chrześcijaninowi lub osobie zaznajomionej z chrześcijaństwem. Ale nie zawiera tego, bez czego te prawdy są martwymi formułami, nierozpuszczalnymi i niestrawnymi kamykami. A mianowicie miłości.
Niestety jest jednak wielu ludzi, którzy ukrywają swoją zwykłą niezdolność do miłości, zrozumienia i współczucia dla bliźnich za fałszywymi pobożnymi naukami: „Twój mąż jest alkoholikiem, a twój syn - inwalidą? Więc nie narzekaj, tylko dziękuj Bogu: to dla ciebie na odpuszczenie grzechów...”. Nie będę przytaczała innych przykładów, powiem tylko, że moim zdaniem jest to jeden z najgorszych rodzajów współczesnego faryzeizmu.
Bóg taki nie jest. Bóg słyszy ból człowieka, bez względu na to, jaki on jest. Tak, nasze cierpienia są ściśle związane z naszą grzesznością, to prawda. Grzech to nie tylko zewnętrzne wykroczenie; grzech to uszczerbek na ludzkiej duszy, dezorientacja wszystkich jej mocy, jej wewnętrzna słabość. Ale czyż Pan nie powiedział: „Nie zdrowi potrzebują lekarza, lecz chorzy” (Mt 9, 12)? On nie przyszedł do nieskazitelnie sprawiedliwych, ale do biednych i grzesznych; przyszedł, znając całą ich bezbronność i słabość; przyszedł nie po to, by karać, ale by uzdrawiać, oferując lekarstwo - pokajanije. Bóg jest zawsze z nami i wszystko, co nam się przydarza, przydarza się również Jemu - każde wydarzenie, które nam się przydarza, jest Jego wydarzeniem. A każda zmiana w naszym stanie umysłu jest zmianą - nie tylko w nas, ale także między nami a Bogiem, w zakresie naszej relacji z Nim.
«Przyjdźcie do Mnie wszyscy trudzący się i dźwigający ciężary, a Ja wam dam odpoczynek. Weźcie jarzmo Moje na siebie i nauczcie się ode mnie, albowiem jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpoczynek dla dusz waszych. Jarzmo bowiem Moje jest łagodne i brzemię Moje lekkie.» (Мt. 11, 28–30).
Dlatego nie powinniśmy wstydzić się naszego cierpienia przed Lekarzem. Ten Lekarz wie wszystko o nas, pacjentach: „Wiesz kiedy siedzę i wstaję, z daleka znasz moje myśli. Otaczasz moją ścieżkę i spoczynek, wszystkie moje drogi są ci znane” (Ps 138, 2-3). Ale jedną rzeczą jest Jego wiedza, inną jest nasze przyznanie się, nasze wyznanie przed Nim. Wyznając Mu każdy grzech, każdą słabość, wszystko, z czym nie możemy sobie poradzić i czego nie możemy zrozumieć, wchodzimy z Nim w dialog, otwieramy przed Nim drzwi do naszego życia i do naszego serca.
Marina Birukova (tłum. Justyna Pikutin)
za: pravoslavie.ru
fotografia: maksiuss /orthphoto.net/