Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Ofiara uwielbienia
o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak), 09 maja 2025
Kiedy Bóg poprosił Abrahama o złożenie w ofierze jego syna, Izaaka (Rdz 22), Abraham nie miał wątpliwości co do tego, co było zamierzone. Dokładnie rozumiał, co powinien uczynić. Trzeba było zebrać drewno, zbudować ołtarz z kamieni, związać ofiarę, a następnie poderżnąć jej gardło, by trysnęła krew, a potem wszystko podpalić, by ofiara została w pełni złożona. To, co miał zrobić Abraham, powtarzało się w różnych formach w całym starożytnym świecie. Homer pisze o uczestnictwie Posejdona w ogromnej ofierze składanej w Libii. Sama ofiara była częścią uniwersalnego języka starożytnych religii. Różniło ją tylko to, co / kogo składano w ofierze i Komu / Czemu była ta ofiara składana. To było uwielbienie, praktyka kultowa.
Dziś „ofiara” przeszła do bardziej uogólnionych metafor kulturowych, które nie mają nic wspólnego z uwielbieniem i kultem. Samo „uwielbienie” stało się niejasnym pojęciem, zazwyczaj kojarzonym z modlitwą / nabożeństwem i śpiewaniem hymnów. W związku z tym coraz trudniej odróżnić to, co wielu współczesnych chrześcijan opisuje jako „uwielbienie”, od sposobu traktowania różnych gwiazd rocka, sportu i rozrywki (lub patriotyzmu i fetyszy ideologicznych).
Podczas dużego zgromadzenia liczącego kilkadziesiąt tysięcy osób ręce są unoszone w górę, ludzie śpiewają, muzyka narasta. Jeśli zatrzymam opis w tym momencie, można założyć, że jest to moment uwielbienia. Jeśli jednak zauważę, że miejscem jest koncert, to jest to jedynie uwielbienie celebryty. Ale gramatyka działania jest dokładnie taka sama.
Przejdźmy do scenerii prawosławnej cerkwi. Znajdują się tutaj liczne ikony świętych mężczyzn i kobiet. Przed nimi płoną świece i łampady. Współczesny chrześcijanin nieprawosławny, odwiedzający to miejsce po raz pierwszy, czuje się wyraźnie nieswojo i myśli sobie: „Oni czczą świętych!” W jakiś sposób psychologiczne zamieszanie, którym jest współczesna kultura, potrafi odróżnić cześć dla Boga od adoracji celebrytów, ale oskarża tradycyjne chrześcijaństwo o łamanie drugiego i trzeciego przykazania.
Mamy tu do czynienia z konfliktem gramatycznym.
Proponuję roboczą definicję współczesnego oddawania czci: to dowolny rodzaj czynności, w tym śpiewanie, taniec, machanie rękami, krzyk, płacz, w otoczeniu religijnym. Te same czynności w otoczeniu niereligijnym nie są czcią.
W gramatyce prawosławia i gramatyce Pisma Świętego cześć ma inną definicję. Cześć można zdefiniować jako składanie ofiary Bóstwu.
Problem pojawia się, gdy jedna gramatyka próbuje zrozumieć drugą. To, co prawosławni oddają świętym i świętym przedmiotom (relikwiom, krzyżowi, ikonom), jest rozumiane jako cześć lub uwielbienie. Nigdy nie składa się świętym ofiar, jakby byli bogami. To rozróżnienie jest trudne dla współczesnych chrześcijan, ponieważ pojęcie ofiary w jego pierwotnym znaczeniu zostało utracone. Z pewnością cześć i uwielbienie są oddawane Bogu, ale same w sobie nie stanowią kultu.
Współczesna mapa drogowa religii składa się niemal wyłącznie z różnych stanów psychicznych. Uważa się, że cześć oddawana gwieździe rocka różni się od tej oddawanej Bogu w oparciu o intencję osoby, która ją oddaje. Dla zewnętrznego obserwatora działania mogą wydawać się nieodróżnialne. Ale „Bóg zna serce”. I tak „Bóg potrafi odróżnić jedno od drugiego”.
Mój syn miał około jedenastu lub dwunastu lat, gdy po raz pierwszy zetknął się z patriotycznym wydarzeniem w kościele. Dorastał w Kościele episkopalnym i został prawosławnym około roku wcześniej. Byliśmy jednak na wakacjach letnich z rodziną, która była wiernymi baptystami. To było 4 lipca, w Święto Niepodległości USA. Nabożeństwo kościelne składało się z patriotycznych pieśni i kazania o chrześcijańskiej Ameryce. Mój syn był głęboko zdenerwowany. W drodze powrotnej wyraził swoje niezadowolenie i uparcie powtarzał: „To bałwochwalstwo!” Z perspektywy czasu wiem, że miał rację i uważam, że płynna łatwość, z jaką ta konkretna grupa chrześcijan mogła przejść od wydarzenia religijnego do patriotycznego, jest więcej niż trochę problematyczna.
Ofiara w dużej mierze zniknęła z doświadczenia współczesnego chrześcijaństwa. Reformacja protestancka przypuściła frontalny atak na traktowanie Eucharystii przez średniowieczny katolicyzm jako ofiary. Katolicy byli oskarżani o „ponowne poświęcenie” Chrystusa, pomimo jasnego stwierdzenia Pisma Świętego, że Jego ofiara była dokonana raz na zawsze (Hbr 7,27). Katolicy bronili swojej praktyki, wyjaśniając, że msza nie była ponownym poświęceniem, ale ponownym przedstawieniem tej raz na zawsze złożonej ofiary. Ich argumenty trafiły w próżnię.
Można śmiało powiedzieć, że ofiara Chrystusa na krzyżu była dokonana raz na zawsze i odłożyć ją jako taką. Jednakże takie historyczne ujęcie Krzyża powoduje coraz większy dystans między wierzącym a wydarzeniem. „To czyńcie na moją pamiątkę” (jako zwykłe wspomnienie) stało się zapomnieniem.
Pismo Święte przypomina nam, że „Baranek” został „zabity od założenia świata”. Oznacza to, że śmierć Chrystusa ma miejsce w historii, ale ma wieczną rzeczywistość, która wykracza poza historię. Katolickie twierdzenie, że Eucharystia jest ponownym przedstawieniem tej ofiary w teraźniejszości, było w rzeczywistości poprawne i stanowiło ponowne przedstawienie nauki otrzymanej przez Kościół. Prawosławni do dziś nadal podkreślają takie rozumienie. Eucharystia jest opisywana jako „bezkrwawa ofiara”, co oznacza, że nie ma „ponownego przelania” krwi Chrystusa.
Tajemnica naszego zbawienia, a także tajemnica, którą opisujemy jako uwielbienie, znajduje się w ofierze Chrystusa. Abraham i cały starożytny Izrael rozumieliby uwielbienie jako w dużej mierze tożsame z ofiarą. Psalmy pochwalne zostały napisane do użytku w kontekście Świątyni i ofiar w niej składanych. Uwielbienie można opisać jako „ofiarę” tylko przez analogię.
Niech moja modlitwa wznosi się jak dym kadzidlany przed Tobą, podniesienie moich rąk jak ofiara wieczorna. (Ps 140, 2)
Chrześcijanie pierwszego i pół tysiąclecia rozumieli, że „bezkrwawa ofiara” Eucharystii była centralnym aktem czci. Ich hymny i psalmy przyjmowały ten kontekst. Nie składamy już ofiary z byków i kozłów, ale nadal składamy bezkrwawą ofiarę śmierci Chrystusa. Jest to jedyna, doskonała ofiara całej ludzkości, złożona przez Osobę Syna Bożego. Ponieważ jest On również Bogiem, ta ofiara jest wieczna, zawsze obecna i może być składana i dzielona przez Jego lud.
Spójrzmy na ten fragment Pisma Świętego, w którym św. Paweł wyjaśnia Koryntianom, co oznacza prawdziwa cześć:
Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czy nie jest uczestnictwem [koinonia] we krwi Chrystusa? Chleb, który łamiemy, czy nie jest uczestnictwem [koinonia] w ciele Chrystusa? Bo tak liczni jednym chlebem i jednym ciałem jesteśmy, gdyż wszyscy w jednym chlebie mamy udział. Popatrzcie na Izraela według ciała: czy ci, którzy spożywają ofiary, nie są uczestnikami [koinonoi] ołtarza? (1 Kor 10, 16-18)
Całkowite zrozumienie Eucharystii przez św. Pawła ma swoje korzenie w jej ofiarniczym charakterze. Eucharystia jest chrześcijańską ofiarą, raz na zawsze. Jest to również sedno nauczania Chrystusa, że ktokolwiek spożywa Jego ciało i pije Jego krew, ma z Nim komunię (J 6).
Przez dziwny zwrot historii uwielbienie, które wzięło swoje znaczenie z samej ofiary, przez analogię, zastąpiło ofiarę i uczyniło samo uwielbienie istotnym elementem czci. To zamieszanie nie tylko tworzy fałszywe oskarżenia przeciwko tym, którzy oddają cześć świętym Kościoła, jak również wszystkim rzeczom świętym, ale także sprawia, że wszelkie uwielbienie i cześć, w tym te wobec celebrytów, są więcej niż trochę problematyczne.
Oczywiście, brak rytualnych ofiar w większości współczesnych religii nie oznacza, że bałwochwalstwo ustało. Jednak nasza analiza bałwochwalstwa powinna pozostać skupiona na ofierze, a nie na obiektach zwykłej adoracji. Starożytni często składali ofiary, aby uzyskać korzyści lub zapobiec katastrofom. Bałwochwalstwo dążyło do kontrolowania wyniku historii poprzez zarządzanie bogami. Zgodnie z tym rozumieniem bałwochwalstwo jest żywe i ma się dobrze, i jest głównym celem nowoczesności. Znosząc starożytne ofiary, zastąpiliśmy je nauką, technologią, polityką i wojną. Zamiast uczyć się, jak dobrze żyć, składamy ofiary technologii, abyśmy mogli nie potrzebować dobrze żyć. Nowoczesność buduje „niebo na ziemi” i nie potrzebuje żadnych bogów poza sobą.
Być może sama nowoczesność stała się naszym bogiem.
o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak)
za: Gloty to God for All Things
fotografia: jarek /orthphoto.net/
Dziś „ofiara” przeszła do bardziej uogólnionych metafor kulturowych, które nie mają nic wspólnego z uwielbieniem i kultem. Samo „uwielbienie” stało się niejasnym pojęciem, zazwyczaj kojarzonym z modlitwą / nabożeństwem i śpiewaniem hymnów. W związku z tym coraz trudniej odróżnić to, co wielu współczesnych chrześcijan opisuje jako „uwielbienie”, od sposobu traktowania różnych gwiazd rocka, sportu i rozrywki (lub patriotyzmu i fetyszy ideologicznych).
Podczas dużego zgromadzenia liczącego kilkadziesiąt tysięcy osób ręce są unoszone w górę, ludzie śpiewają, muzyka narasta. Jeśli zatrzymam opis w tym momencie, można założyć, że jest to moment uwielbienia. Jeśli jednak zauważę, że miejscem jest koncert, to jest to jedynie uwielbienie celebryty. Ale gramatyka działania jest dokładnie taka sama.
Przejdźmy do scenerii prawosławnej cerkwi. Znajdują się tutaj liczne ikony świętych mężczyzn i kobiet. Przed nimi płoną świece i łampady. Współczesny chrześcijanin nieprawosławny, odwiedzający to miejsce po raz pierwszy, czuje się wyraźnie nieswojo i myśli sobie: „Oni czczą świętych!” W jakiś sposób psychologiczne zamieszanie, którym jest współczesna kultura, potrafi odróżnić cześć dla Boga od adoracji celebrytów, ale oskarża tradycyjne chrześcijaństwo o łamanie drugiego i trzeciego przykazania.
Mamy tu do czynienia z konfliktem gramatycznym.
Proponuję roboczą definicję współczesnego oddawania czci: to dowolny rodzaj czynności, w tym śpiewanie, taniec, machanie rękami, krzyk, płacz, w otoczeniu religijnym. Te same czynności w otoczeniu niereligijnym nie są czcią.
W gramatyce prawosławia i gramatyce Pisma Świętego cześć ma inną definicję. Cześć można zdefiniować jako składanie ofiary Bóstwu.
Problem pojawia się, gdy jedna gramatyka próbuje zrozumieć drugą. To, co prawosławni oddają świętym i świętym przedmiotom (relikwiom, krzyżowi, ikonom), jest rozumiane jako cześć lub uwielbienie. Nigdy nie składa się świętym ofiar, jakby byli bogami. To rozróżnienie jest trudne dla współczesnych chrześcijan, ponieważ pojęcie ofiary w jego pierwotnym znaczeniu zostało utracone. Z pewnością cześć i uwielbienie są oddawane Bogu, ale same w sobie nie stanowią kultu.
Współczesna mapa drogowa religii składa się niemal wyłącznie z różnych stanów psychicznych. Uważa się, że cześć oddawana gwieździe rocka różni się od tej oddawanej Bogu w oparciu o intencję osoby, która ją oddaje. Dla zewnętrznego obserwatora działania mogą wydawać się nieodróżnialne. Ale „Bóg zna serce”. I tak „Bóg potrafi odróżnić jedno od drugiego”.
Mój syn miał około jedenastu lub dwunastu lat, gdy po raz pierwszy zetknął się z patriotycznym wydarzeniem w kościele. Dorastał w Kościele episkopalnym i został prawosławnym około roku wcześniej. Byliśmy jednak na wakacjach letnich z rodziną, która była wiernymi baptystami. To było 4 lipca, w Święto Niepodległości USA. Nabożeństwo kościelne składało się z patriotycznych pieśni i kazania o chrześcijańskiej Ameryce. Mój syn był głęboko zdenerwowany. W drodze powrotnej wyraził swoje niezadowolenie i uparcie powtarzał: „To bałwochwalstwo!” Z perspektywy czasu wiem, że miał rację i uważam, że płynna łatwość, z jaką ta konkretna grupa chrześcijan mogła przejść od wydarzenia religijnego do patriotycznego, jest więcej niż trochę problematyczna.
Ofiara w dużej mierze zniknęła z doświadczenia współczesnego chrześcijaństwa. Reformacja protestancka przypuściła frontalny atak na traktowanie Eucharystii przez średniowieczny katolicyzm jako ofiary. Katolicy byli oskarżani o „ponowne poświęcenie” Chrystusa, pomimo jasnego stwierdzenia Pisma Świętego, że Jego ofiara była dokonana raz na zawsze (Hbr 7,27). Katolicy bronili swojej praktyki, wyjaśniając, że msza nie była ponownym poświęceniem, ale ponownym przedstawieniem tej raz na zawsze złożonej ofiary. Ich argumenty trafiły w próżnię.
Można śmiało powiedzieć, że ofiara Chrystusa na krzyżu była dokonana raz na zawsze i odłożyć ją jako taką. Jednakże takie historyczne ujęcie Krzyża powoduje coraz większy dystans między wierzącym a wydarzeniem. „To czyńcie na moją pamiątkę” (jako zwykłe wspomnienie) stało się zapomnieniem.
Pismo Święte przypomina nam, że „Baranek” został „zabity od założenia świata”. Oznacza to, że śmierć Chrystusa ma miejsce w historii, ale ma wieczną rzeczywistość, która wykracza poza historię. Katolickie twierdzenie, że Eucharystia jest ponownym przedstawieniem tej ofiary w teraźniejszości, było w rzeczywistości poprawne i stanowiło ponowne przedstawienie nauki otrzymanej przez Kościół. Prawosławni do dziś nadal podkreślają takie rozumienie. Eucharystia jest opisywana jako „bezkrwawa ofiara”, co oznacza, że nie ma „ponownego przelania” krwi Chrystusa.
Tajemnica naszego zbawienia, a także tajemnica, którą opisujemy jako uwielbienie, znajduje się w ofierze Chrystusa. Abraham i cały starożytny Izrael rozumieliby uwielbienie jako w dużej mierze tożsame z ofiarą. Psalmy pochwalne zostały napisane do użytku w kontekście Świątyni i ofiar w niej składanych. Uwielbienie można opisać jako „ofiarę” tylko przez analogię.
Niech moja modlitwa wznosi się jak dym kadzidlany przed Tobą, podniesienie moich rąk jak ofiara wieczorna. (Ps 140, 2)
Chrześcijanie pierwszego i pół tysiąclecia rozumieli, że „bezkrwawa ofiara” Eucharystii była centralnym aktem czci. Ich hymny i psalmy przyjmowały ten kontekst. Nie składamy już ofiary z byków i kozłów, ale nadal składamy bezkrwawą ofiarę śmierci Chrystusa. Jest to jedyna, doskonała ofiara całej ludzkości, złożona przez Osobę Syna Bożego. Ponieważ jest On również Bogiem, ta ofiara jest wieczna, zawsze obecna i może być składana i dzielona przez Jego lud.
Spójrzmy na ten fragment Pisma Świętego, w którym św. Paweł wyjaśnia Koryntianom, co oznacza prawdziwa cześć:
Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czy nie jest uczestnictwem [koinonia] we krwi Chrystusa? Chleb, który łamiemy, czy nie jest uczestnictwem [koinonia] w ciele Chrystusa? Bo tak liczni jednym chlebem i jednym ciałem jesteśmy, gdyż wszyscy w jednym chlebie mamy udział. Popatrzcie na Izraela według ciała: czy ci, którzy spożywają ofiary, nie są uczestnikami [koinonoi] ołtarza? (1 Kor 10, 16-18)
Całkowite zrozumienie Eucharystii przez św. Pawła ma swoje korzenie w jej ofiarniczym charakterze. Eucharystia jest chrześcijańską ofiarą, raz na zawsze. Jest to również sedno nauczania Chrystusa, że ktokolwiek spożywa Jego ciało i pije Jego krew, ma z Nim komunię (J 6).
Przez dziwny zwrot historii uwielbienie, które wzięło swoje znaczenie z samej ofiary, przez analogię, zastąpiło ofiarę i uczyniło samo uwielbienie istotnym elementem czci. To zamieszanie nie tylko tworzy fałszywe oskarżenia przeciwko tym, którzy oddają cześć świętym Kościoła, jak również wszystkim rzeczom świętym, ale także sprawia, że wszelkie uwielbienie i cześć, w tym te wobec celebrytów, są więcej niż trochę problematyczne.
Oczywiście, brak rytualnych ofiar w większości współczesnych religii nie oznacza, że bałwochwalstwo ustało. Jednak nasza analiza bałwochwalstwa powinna pozostać skupiona na ofierze, a nie na obiektach zwykłej adoracji. Starożytni często składali ofiary, aby uzyskać korzyści lub zapobiec katastrofom. Bałwochwalstwo dążyło do kontrolowania wyniku historii poprzez zarządzanie bogami. Zgodnie z tym rozumieniem bałwochwalstwo jest żywe i ma się dobrze, i jest głównym celem nowoczesności. Znosząc starożytne ofiary, zastąpiliśmy je nauką, technologią, polityką i wojną. Zamiast uczyć się, jak dobrze żyć, składamy ofiary technologii, abyśmy mogli nie potrzebować dobrze żyć. Nowoczesność buduje „niebo na ziemi” i nie potrzebuje żadnych bogów poza sobą.
Być może sama nowoczesność stała się naszym bogiem.
o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak)
za: Gloty to God for All Things
fotografia: jarek /orthphoto.net/