publicystyka: Panie, odbierz mi życie
kuchnia muzyka sklep ogłoszenia wydarzenia fotogalerie

Panie, odbierz mi życie

Gabriel Szymczak, 12 kwietnia 2025

Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie…

Tych słów Biblia nie przypisuje poddanemu wielkiej próbie i cierpieniom Hiobowi. Nie wyszły też spod ręki króla Dawida w którymkolwiek z jego psalmów. Wreszcie – nie jest ich autorem naczelny pesymista Starego Testamentu, Kohelet – ten od stwierdzenia Marność nad marnościami - wszystko marność (Koh 1, 2).

Zostały one włożone w usta człowieka, którego my widzimy jako męża silnego, nieustraszonego, pełnego zapału i mocy w realizacji Bożych dzieł. Tak dalece oddanego Panu i czystego przed Nim, że nie zaznał ziemskiej śmierci, lecz wśród wichru, na ognistym rydwanie, został wzięty do nieba (2 Krl 2).

To słowa proroka Eliasza.

Wypowiedział je człowiek, przez którego wcześniej Bóg wskrzesił syna wdowy z Sarepty, który nie bał się konfrontacji z królem Achabem, oddającym cześć pogańskiemu Baalowi zamiast Bogu Izraela – i wreszcie na którego wezwanie Bóg przyjął ofiarę całopalną, zsyłając na nią ogień z nieba, choć była mokra i dodatkowo otoczona wodą. W ten sposób Eliasz udowodnił, że to Bóg Izraela jest prawdziwym Bogiem, gdyż 450 kapłanów kultu Baala - mimo gorących modłów, a nawet okaleczania swych ciał (1 Krl 18) - nie było w stanie wyprosić u swego nieistniejącego boga przyjęcia złożonej ofiary.

Choć Bóg odpowiedział na modlitwę Eliasza, przyjął ofiarę i zakończył trwającą 2 lata suszę, prorok zląkł się groźby żony Achaba, królowej Izebel, która zapowiedziała, że pomści śmierć wytraconych przez niego kapłanów Baala. Uciekł wtedy na pustynię w okolicy Beer-Szeby w Judzie i tam właśnie, pragnąc umrzeć, rzekł: «Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków». Po czym położył się tam i zasnął (2 Krl 19, 4-5).

Ten, na którego słowo Bóg zsyła ogień z nieba, który ganił króla, wytracał fałszywych proroków, który na Boże polecenie był żywiony przez kruki i z codziennie odradzającej się porcji oliwy i mąki, gdy mieszkał w Sarepcie – ulega strachowi, ucieka i chce umrzeć. Jakby nagle stracił wiarę w moc Bożą, w swoje posłannictwo, w sens działania… Załamuje się człowiek, który rozmawiał z Bogiem i któremu Bóg bezpośrednio odpowiadał, który na sobie doświadczał Jego działania i opieki. Czyż można było mieć bliższy kontakt, bliższą relację ze Stwórcą? I to wszystko niweczy jedna groźba królowej?

Myśląc po ludzku, na miejscu Boga można byłoby się zezłościć. Można byłoby solidnie potrząsnąć śpiącym i kazać mu natychmiast wracać do pracy. Albo spisać go na straty i wymazać z historii Bożego planu wobec Izraela.

Bóg jednak tak nie czyni. Posyła swego anioła, który trącając go, powiedział mu: «Wstań, jedz!» Eliasz spojrzał, a oto przy jego głowie podpłomyk i dzban z wodą. Zjadł więc i wypił, i znów się położył. Powtórnie anioł Pański wrócił i trącając go, powiedział: «Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga». Powstawszy zatem, zjadł i wypił (1 Krl 19, 5-8).

Boży spokój. Opieka nad załamanym i zlęknionym. Troska o jego kondycję, bo przecież ma jeszcze coś do zrobienia, ma zadania do wykonania. Ale najpierw musi musi wrócić do równowagi, musi odzyskać siły fizyczne – i hart ducha. Dziś powiedzielibyśmy – musi zwalczyć swoje wypalenie.

Bóg nie gani, nie odrzuca, nie wpada w gniew. Bóg wydaje się rozumieć, że tak się może stać, że nawet najbliższy Mu człowiek, najbardziej zaangażowany i pełen ognia w realizacji swej misji, może w którymś momencie osłabnąć, doznać zwątpienia w sens wszystkiego. I Bóg nie wygłasza wtedy do niego moralizującej czy dyscyplinującej przemowy, ale mówi „wstań i jedz”. Nabierz sił. Uspokój się. Potrzebujesz jeszcze snu – śpij. I znowu wstań, i jedz. Jesteś Mi nadal potrzebny – konkretnie TY jesteś Mi potrzebny. Choć osłabłeś, nie rezygnuję z ciebie, lecz dbam o to, byś wrócił do formy. Okazuję ci moją czułość, moją delikatność – moją miłość.

Kiedy Eliasz powtórnie posilił się, mocą tego pożywienia szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb. Tam objawił mu się sam Pan – ale w dość specyficzny sposób. Najpierw pojawiła się gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały – ale w niej nie było Boga. Potem trzęsienie ziemi i ogień – ale i w nich Go nie było. Wreszcie szmer łagodnego powiewu - i to w nim był Bóg.

Tak jakby tu jeszcze raz Bóg potwierdzał swą delikatność. Potrafi być mocarzem, gdy ludźmi trzeba wstrząsnąć i otworzyć im oczy na to, Kto jest prawdziwym i jedynym Bogiem. Lecz jednocześnie jest delikatny wobec tych, którzy Go potrzebują, którzy wpadli w zwątpienie, rozpacz, którzy utracili siły. Nie jest wichrem, dodatkowo przyduszającym człowieka do ziemi, lecz odświeżającym powiewem, który otacza załamanego, owiewa jego twarz, osuszając łzy i pozwala mu doświadczyć swej miłującej wielkości.

Bóg wie, co człowiekowi jest potrzebne. Czasem to po prostu kawałek chleba, podpłomyka właśnie, który jest dowodem największej troski o całościowy ludzki dobrostan. Głodnego nakarmić, spragnionego napoić, nagiego przyodziać, chorego odwiedzić – to nakazy Jezusa z przypowieści o sądzie ostatecznym. Bóg nie wymaga od nas niczego, czego sam wobec nas by nie czynił. Mamy innym dawać to, co sami od Niego otrzymujemy – tę samą troskę, czułość, miłość, której doznajemy duchowo lub fizycznie, nawet poprzez kawałek codziennego chleba.

Uderzające są też słowa Jezusa wypowiedziane tuż po wskrzeszeniu córki Jaira – oto dziewczynka powstaje z martwych, pogrążeni w rozpaczy rodzice i wszyscy obecni w domu doznają nagłej, nieziemskiej radości, a On zwyczajnie mówi do nich – dajcie jej jeść (por. Mk 5, 43; Łk 8, 55). Zadbajcie o nią, o jej siły, o jej powrót do pełni zdrowia, o jej kondycję. To dla Mnie ważne, przypominam wam o tym.

Jest pokarm, który wzmacnia ciało - i Pokarm, Który wzmacnia duszę. Eucharystia, Ciało i Krew Chrystusa. Ja jestem chlebem życia. Kto przychodzi do nie, zaiste nie będzie głodny. A kto we nie wierzy, zaiste nie będzie spragniony, nigdy! (J 6, 35). Dla chrześcijanina to jego Podpłomyk i Dzban z Wodą, dany przez Boga, by wzmocnił nadwątlone siły, upadłego ducha. To realny dowód Bożej troski o nas.

Możemy upaść. Możemy doznać załamania, zniechęcenia. Możemy być jak Eliasz i zawołać – Panie, odbierz mi życie… bo nie widzę jego sensu, jego wartości, bo przytłacza mnie wszystko wokół, bo choć walczę, próbuję – przegrywam… Możemy położyć się i zasnąć, w oczekiwaniu na śmierć i koniec wszystkiego. Ale jesteśmy zbyt cenni, zbyt Bogu drodzy, by odpuścił. Działa, niekiedy sam, a najczęściej przez innych, którym każe nas nakarmić dobrym słowem, którego nie powinniśmy innym skąpić; pocieszeniem, towarzyszeniem w bólu; modlitwą, „dobijaniem się” do Boga o Jego pomoc dla zagubionych – dla nas samych lub dla innych.

Eliaszowe wstań i jedz – to dla nas spowiedź i Eucharystia. Choć to, co cię boli, wyznajesz przed człowiekiem, to jednak w ten sposób przychodzisz do Boga, to z Nim rozmawiasz, to Jego przyzywasz, by ci pomógł. To Jego prosisz o pokarm na wzmocnienie ciała i duszy. I On ci go daje, daje ci samego siebie, swoje Ciało i Krew. Albowiem to On duszę spragnioną nasyci i duszę łaknącą napełni dobrami (Ps 106, 9). To On nieustannie mówi do każdego z nas: Ja jestem chlebem życia; ten, kto spożywa Mnie, żyć będzie przeze Mnie (J 6, 48; 57).

Zostało nam jeszcze trochę czasu, by zebrać w sobie choćby najmniejsze resztki sił i przyjść do Boga.
By odpowiedzieć na wezwanie wstań i jedz... By w noc paschalną usłyszeć słowa homilii św. Jana Chryzostoma:
Przyjdźcie z radością do swego Pana.
Ci, co pościli i ci, co nie pościli, weselcie się dziś.
Stół zastawiony – rozkoszujcie się wszyscy.
Baranek obfity – niech nikt nie wyjdzie głodny.
Wszyscy nasyćcie się ucztą wiary.
Wszyscy przyjmijcie bogactwo miłosierdzia.
Niech nikt nie martwi się z powodu swych grzechów, bo z grobu zabłysło przebaczenie.
Niech nikt nie lęka się śmierci, bo wyzwoliła nas od niej śmierć Zbawiciela.


Bo Bóg nie odbiera życia. Bóg życie daje.

Gabriel Szymczak

fotografia: levangabechava /orthphoto.net/