Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Przepełnione smutkiem spojrzenie Boga
о. Dymitr Wydumkin (tłum. Justyna Pikutin) , 16 kwietnia 2025
„I obróciwszy się, Pan popatrzył na Piotra...”
(Łk 22, 61)
Metropolita Antoni Bloom w jednym ze swych kazań na temat spowiedzi powiedział:
„Zdarza się, że zgrzeszyliśmy wobec Boga, zgrzeszyliśmy niewiernością - nie czymś nieznaczącym, ale czymś bardzo głębokim. Może to być chwila, która rozdzieli nas dogłębnie" (metropolita Antoni Bloom, O spowiedzi).
Istnieje prawdopodobieństwo, że to właśnie takie grzechy pozostawiają bardzo głęboki, bolesny ślad w ludzkiej duszy. Władyka Antoni podaje przykład grzechu, który pozostawia taki ślad:
„Pamiętacie, co się stało, gdy Chrystus stał przed Sanhedrynem, jak jedna służebnica zbliżyła się do Piotra... a Piotr przestraszył się... i zaczął zaklinać się: «Nie, nie znam tego Człowieka!»… W tym momencie Chrystus odwrócił głowę i spojrzał na niego... I to spojrzenie uderzyło Piotra w duszę tak, że zapłakał i wyszedł” (metropolita Antoni Bloom, O spowiedzi).
Piotr nie przestał płakać przez resztę swego życia, tak głęboka była blizna na jego duszy.
Zapewne każdy z nas miał w swoim życiu takie sytuacje, po których czuł się bardzo zawstydzony. I nie tylko zawstydzony, a wręcz onieśmielony. Momenty, w których wydaje się, że Chrystus „obrócił się i spojrzał” w taki sam sposób, w jaki spojrzał na Piotra. Takie chwile mogą dręczyć nas przez lata, tak jak grzech dręczył apostoła Piotra. I jest to bolesne, ponieważ nie możemy cofnąć czasu i sprawić, by wszystko potoczyło się inaczej. I to pomimo faktu, że być może nie mówimy nawet o żadnych poważnych przestępstwach, ale o czynach, czasami ukrytych przed postronnym okiem, a być może nawet nieistotnych w swoich zewnętrznych konsekwencjach.
Mój przyjaciel opowiedział mi o jednym z takich przypadków kilka lat temu. Zdarzenie miało miejsce, gdy wraz z żoną i jej matką (tj. teściową) stali na peronie, czekając na pociąg. Jego żona miała na głowie elegancki damski kapelusz, który nie jest obecnie w modzie. Tak przynajmniej wydawało się pewnemu podpitemu młodzieńcowi, który postanowił zażartować z młodej damy. „Zanurzył” swą zaczerwienioną twarz tuż pod klapami damskiego kapelusza i bezczelnym, kpiącym spojrzeniem spojrzał jej prosto w oczy. Z zaskoczenia młoda kobieta wrzasnęła i schowała się za plecami matki. A co z mężem? Gdzie on był? Cóż, mąż, czy to z nieśmiałości, czy z zaskoczenia, po prostu nie zareagował w żaden sposób, pozostając na swoim miejscu. Oczywiście, gdyby doszło do kontynuacji nieprzyjemnej sytuacji, reakcja z jego strony choć opóźniona, to jednak jakaś by była, jednak młody człowiek wycofał się tak szybko, jak się pojawił, a pociąg wjeżdżający na peron położył ostateczny kres nieprzyjemnej historii.
Nie trzeba chyba dodawać, że od tej chwili mój przyjaciel na długi czas stracił spokój. I to nie przez żonę czy teściową, bo nie usłyszał od nich ani słowa wyrzutu. Spokoju pozbawiło go sumienie. Jak mógł zrobić coś takiego? Długo później wspominał spojrzenie swej żony w tamtej chwili. Były to oczy przerażonego dziecka, bezbronnego i pozbawionego wsparcia. I to dziecko w rzeczywistości porzucił w chwili zagrożenia. W ciągu tych kilku sekund zdołał ją w pewnym sensie zdradzić, nie chroniąc jej przed szyderstwami pijanego niegodziwca. „A teraz - powiedział mój przyjaciel, kończąc swą opowieść - w tym jej spojrzeniu widzę to coś, jakby sam Chrystus spojrzał na Piotra, gdy ten się Go wyrzekł".
Może nam się wydawać, że wyolbrzymia i że prawdopodobnie sytuacja nie była aż tak dramatyczna, ale w gruncie rzeczy ma rację. Zdrada jako porzucenie w niebezpieczeństwie i w rzeczywistości wyrzeczenie się ukochanej w tej chwili - to właśnie sprawiło, że jego czyn stał się podobny do czynu apostoła Piotra, a tym samym zadał jego duszy ranę, która nie zagoi się przez dłuższy czas.
Być może była to tylko chwila słabości, ale był to moment, który (używając słów władyki Antoniego) dogłębnie oddzielił go od Boga. I nie byłoby nic straszniejszego niż ta rozłąka, gdyby nie jedno „ale”.
Spojrzenie Chrystusa na Piotra! Co to było? Czy był to tylko wyrzut? Oczywiście, że nie! Była to ta sama pomocna dłoń dla Piotra - który ponownie zaczął tonąć - jaką otrzymał już na wzburzonym Morzu Galilejskim. Spojrzenie Chrystusa w chwili wyparcia się Piotra oznaczało: „Rzuciłeś się z urwiska w przepaść, ale pamiętaj, Ja jestem z tobą. Przebaczam ci, ale daję ci ból, abyś mógł zapłakać nad swoim błędem i powrócić do Mnie. Ten ból jest ci potrzebny i daję ci go jako znak mojego miłosierdzia." To było spojrzenie Chrystusa skierowane w głąb duszy Piotra!
Próbowałem powiedzieć to także mojemu przyjacielowi, pocieszając go. „Rozumiesz - powiedziałem - to spojrzenie twojej żony, ten moment, w którym najbardziej cierpisz, jest również dla ciebie darem od Boga! To ręka Chrystusa wyciągnięta w twoją stronę, wyciągająca cię przez ból z otchłani rozłąki z Nim. I w tym jest twoja nadzieja. Piotr pokonał tę rozłąkę z Chrystusem poprzez ból i łzy skruchy. W ten sam sposób ty ją pokonasz...”.
Chodzi mi o to, że błogosławiony jest człowiek, na którego w takich chwilach (lub później) Chrystus spojrzy i obdarzy go zbawczym bólem. Ten ból, pobudzając go do pokajania, stanie się częścią zbawczego Krzyża Chrystusa. I odwrotnie, nieszczęśliwy i żałosny jest ten, kto nie dostąpi tego zaszczytu. Nieszczęśliwy jest ten, kto nie rozmyśla, wspominając o aborcji, albo ten, kto porzuciwszy żonę i dzieci, nie ma z tego powodu „wyrzutów" w pogoni za nowym "szczęściem". Żałosny jest ten, kto zostawiwszy umierającego ojca bez pomocy lub umieściwszy go w domu opieki, ma tylko tuzin argumentów na swoje usprawiedliwienie.
Jednak nawet ten, kto przyjął wyciągniętą dłoń Chrystusa, nie zawsze jest bezpieczny. Jest bowiem wśród nas wielu, którzy nie rozpoznali tej dłoni i którzy pogrążeni w otchłani rozpaczy nie znaleźli sposobu na przezwyciężenie bólu poprzez skruchę, a zatem bezpowrotnie stracili nadzieję na przezwyciężenie swej rozłąki z Nim. Jest wielu, którzy nie rozpoznali otchłani Miłości Boga i wielu, którzy nie byli w stanie wybaczyć sobie tego, czego nie można odzyskać.....
Spojrzenie kochającego Ojca jest głębokie i znaczące. „Przebaczam ci - jakby mówił do cierpiącego - ale to przebaczenie musisz wycierpieć, głęboko zrozumieć i przeżyć. A wtedy nasza rozłąka może być bardzo krótka".
о. Dymitr Wydumkin (tłum. Justyna Pikutin)
za: pravoslavie.ru
fotografia: bogdan /orthphoto.net/
(Łk 22, 61)
Metropolita Antoni Bloom w jednym ze swych kazań na temat spowiedzi powiedział:
„Zdarza się, że zgrzeszyliśmy wobec Boga, zgrzeszyliśmy niewiernością - nie czymś nieznaczącym, ale czymś bardzo głębokim. Może to być chwila, która rozdzieli nas dogłębnie" (metropolita Antoni Bloom, O spowiedzi).
Istnieje prawdopodobieństwo, że to właśnie takie grzechy pozostawiają bardzo głęboki, bolesny ślad w ludzkiej duszy. Władyka Antoni podaje przykład grzechu, który pozostawia taki ślad:
„Pamiętacie, co się stało, gdy Chrystus stał przed Sanhedrynem, jak jedna służebnica zbliżyła się do Piotra... a Piotr przestraszył się... i zaczął zaklinać się: «Nie, nie znam tego Człowieka!»… W tym momencie Chrystus odwrócił głowę i spojrzał na niego... I to spojrzenie uderzyło Piotra w duszę tak, że zapłakał i wyszedł” (metropolita Antoni Bloom, O spowiedzi).
Piotr nie przestał płakać przez resztę swego życia, tak głęboka była blizna na jego duszy.
Zapewne każdy z nas miał w swoim życiu takie sytuacje, po których czuł się bardzo zawstydzony. I nie tylko zawstydzony, a wręcz onieśmielony. Momenty, w których wydaje się, że Chrystus „obrócił się i spojrzał” w taki sam sposób, w jaki spojrzał na Piotra. Takie chwile mogą dręczyć nas przez lata, tak jak grzech dręczył apostoła Piotra. I jest to bolesne, ponieważ nie możemy cofnąć czasu i sprawić, by wszystko potoczyło się inaczej. I to pomimo faktu, że być może nie mówimy nawet o żadnych poważnych przestępstwach, ale o czynach, czasami ukrytych przed postronnym okiem, a być może nawet nieistotnych w swoich zewnętrznych konsekwencjach.
Mój przyjaciel opowiedział mi o jednym z takich przypadków kilka lat temu. Zdarzenie miało miejsce, gdy wraz z żoną i jej matką (tj. teściową) stali na peronie, czekając na pociąg. Jego żona miała na głowie elegancki damski kapelusz, który nie jest obecnie w modzie. Tak przynajmniej wydawało się pewnemu podpitemu młodzieńcowi, który postanowił zażartować z młodej damy. „Zanurzył” swą zaczerwienioną twarz tuż pod klapami damskiego kapelusza i bezczelnym, kpiącym spojrzeniem spojrzał jej prosto w oczy. Z zaskoczenia młoda kobieta wrzasnęła i schowała się za plecami matki. A co z mężem? Gdzie on był? Cóż, mąż, czy to z nieśmiałości, czy z zaskoczenia, po prostu nie zareagował w żaden sposób, pozostając na swoim miejscu. Oczywiście, gdyby doszło do kontynuacji nieprzyjemnej sytuacji, reakcja z jego strony choć opóźniona, to jednak jakaś by była, jednak młody człowiek wycofał się tak szybko, jak się pojawił, a pociąg wjeżdżający na peron położył ostateczny kres nieprzyjemnej historii.
Nie trzeba chyba dodawać, że od tej chwili mój przyjaciel na długi czas stracił spokój. I to nie przez żonę czy teściową, bo nie usłyszał od nich ani słowa wyrzutu. Spokoju pozbawiło go sumienie. Jak mógł zrobić coś takiego? Długo później wspominał spojrzenie swej żony w tamtej chwili. Były to oczy przerażonego dziecka, bezbronnego i pozbawionego wsparcia. I to dziecko w rzeczywistości porzucił w chwili zagrożenia. W ciągu tych kilku sekund zdołał ją w pewnym sensie zdradzić, nie chroniąc jej przed szyderstwami pijanego niegodziwca. „A teraz - powiedział mój przyjaciel, kończąc swą opowieść - w tym jej spojrzeniu widzę to coś, jakby sam Chrystus spojrzał na Piotra, gdy ten się Go wyrzekł".
Może nam się wydawać, że wyolbrzymia i że prawdopodobnie sytuacja nie była aż tak dramatyczna, ale w gruncie rzeczy ma rację. Zdrada jako porzucenie w niebezpieczeństwie i w rzeczywistości wyrzeczenie się ukochanej w tej chwili - to właśnie sprawiło, że jego czyn stał się podobny do czynu apostoła Piotra, a tym samym zadał jego duszy ranę, która nie zagoi się przez dłuższy czas.
Być może była to tylko chwila słabości, ale był to moment, który (używając słów władyki Antoniego) dogłębnie oddzielił go od Boga. I nie byłoby nic straszniejszego niż ta rozłąka, gdyby nie jedno „ale”.
Spojrzenie Chrystusa na Piotra! Co to było? Czy był to tylko wyrzut? Oczywiście, że nie! Była to ta sama pomocna dłoń dla Piotra - który ponownie zaczął tonąć - jaką otrzymał już na wzburzonym Morzu Galilejskim. Spojrzenie Chrystusa w chwili wyparcia się Piotra oznaczało: „Rzuciłeś się z urwiska w przepaść, ale pamiętaj, Ja jestem z tobą. Przebaczam ci, ale daję ci ból, abyś mógł zapłakać nad swoim błędem i powrócić do Mnie. Ten ból jest ci potrzebny i daję ci go jako znak mojego miłosierdzia." To było spojrzenie Chrystusa skierowane w głąb duszy Piotra!
Próbowałem powiedzieć to także mojemu przyjacielowi, pocieszając go. „Rozumiesz - powiedziałem - to spojrzenie twojej żony, ten moment, w którym najbardziej cierpisz, jest również dla ciebie darem od Boga! To ręka Chrystusa wyciągnięta w twoją stronę, wyciągająca cię przez ból z otchłani rozłąki z Nim. I w tym jest twoja nadzieja. Piotr pokonał tę rozłąkę z Chrystusem poprzez ból i łzy skruchy. W ten sam sposób ty ją pokonasz...”.
Chodzi mi o to, że błogosławiony jest człowiek, na którego w takich chwilach (lub później) Chrystus spojrzy i obdarzy go zbawczym bólem. Ten ból, pobudzając go do pokajania, stanie się częścią zbawczego Krzyża Chrystusa. I odwrotnie, nieszczęśliwy i żałosny jest ten, kto nie dostąpi tego zaszczytu. Nieszczęśliwy jest ten, kto nie rozmyśla, wspominając o aborcji, albo ten, kto porzuciwszy żonę i dzieci, nie ma z tego powodu „wyrzutów" w pogoni za nowym "szczęściem". Żałosny jest ten, kto zostawiwszy umierającego ojca bez pomocy lub umieściwszy go w domu opieki, ma tylko tuzin argumentów na swoje usprawiedliwienie.
Jednak nawet ten, kto przyjął wyciągniętą dłoń Chrystusa, nie zawsze jest bezpieczny. Jest bowiem wśród nas wielu, którzy nie rozpoznali tej dłoni i którzy pogrążeni w otchłani rozpaczy nie znaleźli sposobu na przezwyciężenie bólu poprzez skruchę, a zatem bezpowrotnie stracili nadzieję na przezwyciężenie swej rozłąki z Nim. Jest wielu, którzy nie rozpoznali otchłani Miłości Boga i wielu, którzy nie byli w stanie wybaczyć sobie tego, czego nie można odzyskać.....
Spojrzenie kochającego Ojca jest głębokie i znaczące. „Przebaczam ci - jakby mówił do cierpiącego - ale to przebaczenie musisz wycierpieć, głęboko zrozumieć i przeżyć. A wtedy nasza rozłąka może być bardzo krótka".
о. Dymitr Wydumkin (tłum. Justyna Pikutin)
za: pravoslavie.ru
fotografia: bogdan /orthphoto.net/