Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Zbrodnia i kara – prawie jak u Efrema Syryjczyka
Anna Barsienieva-Shankievich (tłum. Justyna Pikutin), 19 marca 2025
Musiałam przeczytać żywot św. Efrema Syryjczyka do pracy. W jego hagiografii bardzo zainteresowała mnie historia o tym, jak jako młody człowiek Efrem został uwięziony za przestępstwo, którego nie popełnił. We śnie usłyszał głos wzywający go do przeanalizowania wydarzeń z jego dotychczasowego życia. Po przebudzeniu Efrem przypomniał sobie, że rzeczywiście jakiś czas temu dopuścił się czynu podobnego do tego, o który teraz został oskarżony i za który miał zostać ukarany.
Zaledwie tydzień po tym, jak przeczytałam tę hagiografię i rozmyślałam nad tym fragmentem, w rozmowie z moim przyjacielem przypomniały mi się wydarzenia sprzed pół roku.
Miałam obchodzić jubileusz, 50. urodziny. Nie jestem już zbytnio zainteresowana obchodzeniem urodzin, ale na jubileusz postanowiłam zaprosić wąskie grono przyjaciół, z którymi przez ostatnie dwa lata wykonywałam tę samą pracę i dzieliłam te same poglądy. A najbardziej oczekiwanym gościem był przyjaciel, z którym kontaktowałam się częściej niż z innymi – tak naprawdę to my dwoje wykonywaliśmy główne zadania. Podobnie myślący przyjaciel i rozmówca. Wymyśliłam dwudniowy program uroczystości, uzgodniłam go ze wszystkimi, zaplanowałam wszystko. Zaprosiłam wszystkich z trzymiesięcznym wyprzedzeniem, żeby każdy mógł przyjechać. Ale zaledwie tydzień przed świętem mój przyjaciel poinformował mnie, że nie będzie mógł przyjechać. Nie żeby powód był wystarczająco poważny - wydawał mi się wymówką. Ale nie nalegałam.
Święto przebiegło pięknie. Byłam bardzo zadowolona. Ale mimo to było mi trochę przykro, że jeden gość był nieobecny. Zwłaszcza że podjęłam tymczasową decyzję, że nie będę obchodzić już kolejnych urodzin.
Potem wszystko toczyło się jak dawniej: pracowaliśmy, rozmawialiśmy otwarcie i przyjaźnie, ale w głębi duszy czasami byłam obrażona. Bo raz w życiu ma się 50. urodziny...! I tak dalej.
Sześć miesięcy później rozmawiałam z przyjacielem o mojej rocznicy i powiedziałam:
- Nigdy Ci tego nie zapomnę!
- I tak już czuję się winny - odpowiedział.
- Więc czuj się winny! Bo już nic nie możesz z tym zrobić!
Wieczorem tego samego dnia analizowałam ten dialog w mojej głowie. I coś mi to przypominało...
Nagle zdałam sobie sprawę, co to było.
***
Miałam wówczas trzydzieści kilka lat. Od dłuższego czasu mieszkałam i pracowałam w Moskwie. Moja babcia, która zastąpiła mi matkę, gdy byłam dzieckiem, mieszkała w odległym prowincjonalnym mieście i przygotowywała się do świętowania swoich 80. urodzin. Podczas rozmowy telefonicznej zapytałam ją, czy chce, żebym przyleciała na jej jubileusz? „Rób, jak uważasz” - odpowiedziała babcia.
Nie podobała mi się jej odpowiedź. Oczywiście, że chciała, żebym przyjechała! Dlaczego nie powiedziała mi tego wprost? A teraz mogę uznać tę odpowiedź za wyrozumiałość – w tym terminie zostałam zaproszona do drogiego kurortu, a że nie mogłam być w dwóch miejscach naraz, musiałam wybrać. A ponieważ babcia zasugerowała, żebym zrobiła tak, jak mi się podoba, poleciałam do kurortu. Wiedziałam, że to, co robię, jest złe. Ale zagłuszyłam poczucie winy odpowiedzią: „Rób, jak uważasz”.
Miesiąc później, po powrocie z ośrodka, poleciałam z prezentami do mojego rodzinnego miasta. Wszyscy się z nich cieszyli - z wyjątkiem mojej babci. Odrzuciła wszystko, mówiąc, że niczego nie potrzebuje. Moi krewni powiedzieli mi, że była bardzo zasmucona tym, że nie przyjechałam i nie cieszyła się ze święta. Wściekłam się i powiedziałam babci, że zrobiłam tak, jak sugerowała! Zachowałam się jak posłuszna wnuczka!
Babcia żyła jeszcze 8 lat - i nie sądzę, aby ten konflikt w jej sercu został rozwiązany. A ja, oczywiście, zawsze czułam się winna tego, jak się zachowałam. I tak czuję się teraz.
***
I zrozumiałam! Zrozumiałam, że mój przyjaciel był tylko narzędziem w rękach Boga, który ukarał mnie za historię z moją babcią! W mojej głowie zaświtało zdanie, które nie pamiętam gdzie przeczytałam: „jakby cierń został wyjęty z mego serca”. Cieszyłam się, że otrzymałam karę za mój grzech tutaj, w moim ziemskim życiu. Poczucie winy stało się mniej uciążliwe. Cieszyłam się również, że uraza zniknęła. Przestałam obrażać się na mojego przyjaciela, bo przecież nie można obrażać się na kogoś, kto jest wyrazicielem woli Bożej.
W życiu Efrema Syryjczyka historia więzienia ma długą i ekscytującą kontynuację. Pod koniec wszystkich perypetii doszedł do wniosku, że nic nie jest przypadkowe, a wszystkie wydarzenia ludzkiego życia są przejawami Bożej Opatrzności dla człowieka. I że żaden grzech nie jest przed Nim ukryty, więc należy się spieszyć, aby przez pokutę i dobre uczynki zgładzić swoje grzechy.
Jeśli mogę coś do tego dodać, to jest to ogromna ulga, gdy zdajesz sobie sprawę, że już otrzymałaś zapłatę za grzech, który popełniłaś. Swoją drogą, opowiedziałam tę historię także mojemu przyjacielowi.
Anna Barsienieva-Shankievich (tłum. Justyna Pikutin)
za: pravoslavie.ru
fotografia: zoomixer /orthphoto.net/
Zaledwie tydzień po tym, jak przeczytałam tę hagiografię i rozmyślałam nad tym fragmentem, w rozmowie z moim przyjacielem przypomniały mi się wydarzenia sprzed pół roku.
Miałam obchodzić jubileusz, 50. urodziny. Nie jestem już zbytnio zainteresowana obchodzeniem urodzin, ale na jubileusz postanowiłam zaprosić wąskie grono przyjaciół, z którymi przez ostatnie dwa lata wykonywałam tę samą pracę i dzieliłam te same poglądy. A najbardziej oczekiwanym gościem był przyjaciel, z którym kontaktowałam się częściej niż z innymi – tak naprawdę to my dwoje wykonywaliśmy główne zadania. Podobnie myślący przyjaciel i rozmówca. Wymyśliłam dwudniowy program uroczystości, uzgodniłam go ze wszystkimi, zaplanowałam wszystko. Zaprosiłam wszystkich z trzymiesięcznym wyprzedzeniem, żeby każdy mógł przyjechać. Ale zaledwie tydzień przed świętem mój przyjaciel poinformował mnie, że nie będzie mógł przyjechać. Nie żeby powód był wystarczająco poważny - wydawał mi się wymówką. Ale nie nalegałam.
Święto przebiegło pięknie. Byłam bardzo zadowolona. Ale mimo to było mi trochę przykro, że jeden gość był nieobecny. Zwłaszcza że podjęłam tymczasową decyzję, że nie będę obchodzić już kolejnych urodzin.
Potem wszystko toczyło się jak dawniej: pracowaliśmy, rozmawialiśmy otwarcie i przyjaźnie, ale w głębi duszy czasami byłam obrażona. Bo raz w życiu ma się 50. urodziny...! I tak dalej.
Sześć miesięcy później rozmawiałam z przyjacielem o mojej rocznicy i powiedziałam:
- Nigdy Ci tego nie zapomnę!
- I tak już czuję się winny - odpowiedział.
- Więc czuj się winny! Bo już nic nie możesz z tym zrobić!
Wieczorem tego samego dnia analizowałam ten dialog w mojej głowie. I coś mi to przypominało...
Nagle zdałam sobie sprawę, co to było.
***
Miałam wówczas trzydzieści kilka lat. Od dłuższego czasu mieszkałam i pracowałam w Moskwie. Moja babcia, która zastąpiła mi matkę, gdy byłam dzieckiem, mieszkała w odległym prowincjonalnym mieście i przygotowywała się do świętowania swoich 80. urodzin. Podczas rozmowy telefonicznej zapytałam ją, czy chce, żebym przyleciała na jej jubileusz? „Rób, jak uważasz” - odpowiedziała babcia.
Nie podobała mi się jej odpowiedź. Oczywiście, że chciała, żebym przyjechała! Dlaczego nie powiedziała mi tego wprost? A teraz mogę uznać tę odpowiedź za wyrozumiałość – w tym terminie zostałam zaproszona do drogiego kurortu, a że nie mogłam być w dwóch miejscach naraz, musiałam wybrać. A ponieważ babcia zasugerowała, żebym zrobiła tak, jak mi się podoba, poleciałam do kurortu. Wiedziałam, że to, co robię, jest złe. Ale zagłuszyłam poczucie winy odpowiedzią: „Rób, jak uważasz”.
Miesiąc później, po powrocie z ośrodka, poleciałam z prezentami do mojego rodzinnego miasta. Wszyscy się z nich cieszyli - z wyjątkiem mojej babci. Odrzuciła wszystko, mówiąc, że niczego nie potrzebuje. Moi krewni powiedzieli mi, że była bardzo zasmucona tym, że nie przyjechałam i nie cieszyła się ze święta. Wściekłam się i powiedziałam babci, że zrobiłam tak, jak sugerowała! Zachowałam się jak posłuszna wnuczka!
Babcia żyła jeszcze 8 lat - i nie sądzę, aby ten konflikt w jej sercu został rozwiązany. A ja, oczywiście, zawsze czułam się winna tego, jak się zachowałam. I tak czuję się teraz.
***
I zrozumiałam! Zrozumiałam, że mój przyjaciel był tylko narzędziem w rękach Boga, który ukarał mnie za historię z moją babcią! W mojej głowie zaświtało zdanie, które nie pamiętam gdzie przeczytałam: „jakby cierń został wyjęty z mego serca”. Cieszyłam się, że otrzymałam karę za mój grzech tutaj, w moim ziemskim życiu. Poczucie winy stało się mniej uciążliwe. Cieszyłam się również, że uraza zniknęła. Przestałam obrażać się na mojego przyjaciela, bo przecież nie można obrażać się na kogoś, kto jest wyrazicielem woli Bożej.
W życiu Efrema Syryjczyka historia więzienia ma długą i ekscytującą kontynuację. Pod koniec wszystkich perypetii doszedł do wniosku, że nic nie jest przypadkowe, a wszystkie wydarzenia ludzkiego życia są przejawami Bożej Opatrzności dla człowieka. I że żaden grzech nie jest przed Nim ukryty, więc należy się spieszyć, aby przez pokutę i dobre uczynki zgładzić swoje grzechy.
Jeśli mogę coś do tego dodać, to jest to ogromna ulga, gdy zdajesz sobie sprawę, że już otrzymałaś zapłatę za grzech, który popełniłaś. Swoją drogą, opowiedziałam tę historię także mojemu przyjacielowi.
Anna Barsienieva-Shankievich (tłum. Justyna Pikutin)
za: pravoslavie.ru
fotografia: zoomixer /orthphoto.net/