Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Uzdrowić wewnętrznego faryzeusza
o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak), 09 lutego 2025
Nie pamiętam imienia mojej nauczycielki z przedszkola. Nie pamiętam imion żadnego z moich kolegów z pierwszej klasy. Mam jednak bardzo żywe wspomnienie jedynego słowa, które pomyliłem podczas czytania w pierwszej klasie (to była szafka). Podobnie pamiętam słowo, które zakończyło moje sukcesy w konkursie ortograficznym w szóstej klasie: restauracja. Głupie rzeczy bez znaczenia, a jednak takie wspomnienia pozostają i mogą nieść ze sobą żądło. Są to rzeczy, które pielęgnują i budują wewnętrznego faryzeusza.
Podczas spowiedzi nie jest niczym niezwykłym usłyszeć kogoś, kto mówi, że „osądza innych”. Zawsze, gdy to słyszę, zakładam, że osoba, która jest osądzana najsurowiej, to osoba, która się spowiada. „Osądzanie”, które ma miejsce w naszych umysłach, to dźwięk „wewnętrznego krytyka”, głosu, który zaczyna się wcześnie w dzieciństwie i może nas dręczyć przez całe życie. Ma swoje korzenie we wstydzie, ale może być bolesnym, a nawet nieprzyjemnym głosem, który jest surowy, niesprawiedliwy i nieubłagany.
Jesteśmy ludźmi. Staramy się minimalizować to, co nieprzyjemne, i maksymalizować to, co przyjemne. W związku z tym opracowujemy w naszym życiu strategie, aby sobie „radzić”. Wiele składników tego, co opisujemy jako nasze osobowości, to po prostu długie nawyki radzenia sobie. Czasami te strategie (a więc i nasze osobowości) stają się naszymi najgorszymi wrogami. Te same rzeczy, które kiedyś wydawały się zmniejszać ból, mogą teraz być źródłem bólu. Siła nawyku jednak sprawia, że jesteśmy obciążeni i nieszczęśliwi.
Faryzeusz, przedstawiony w Nowym Testamencie, jest nieudaną konstrukcją, próbą zbudowania osobowości, która zachowa formę przyjemności i satysfakcji, jednocześnie trzymając ból na dystans. Struktura zapewniana przez zasady judaizmu talmudycznego (tak jak rozumiano to w tamtym czasie) oferowała świat, który został zdefiniowany jako „sprawiedliwy”: zrób to, a zostaniesz zbawiony. Te same struktury, które wydają się zadowalać i chronić, służą również zniewalaniu i dręczeniu. Czy dawałem dziesięcinę ze wszystkiego? Czy modliłem się trzy razy dziennie? Czy modliłem się we właściwy sposób? Czy pracowałem w szabat? I tak dalej.
Istnieje wiele struktur na tym świecie, które można wykorzystać w taki sposób. Każda zasada, od reguły modlitwy po zasady gramatyki, istnieje dla naszego dobra, a nie odwrotnie. Każda zasada, szczególnie gdy stajemy z nią twarzą w twarz z naszym wstydem, ma potencjał, aby ukryć nas przed nami samymi i w takim przypadku wciąga nas w ciemność.
Chrystus gorszył faryzeuszy swoich czasów praktykami, które były związane z zasadami. Pomijał ich wymagania dotyczące mycia rąk (co było kwestią rytualnej czystości, a nie zdrowia). Jego uczniowie zrywali zboże na polu w szabat, aby zjeść. Bez wątpienia było wiele innych takich przykładów, które nie zostały zapisane w Ewangelii. W każdym przypadku, gdy był o to pytany, Chrystus wskazywał na samo serce, a nie praktykę. Jego zasada („szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu”) wyrywała tych wokół Niego z niewoli czystej moralności (zasad) w kierunku prawdziwego, ontologicznego stanu duszy.
Więc co się tu dzieje (w świecie naszego wewnętrznego faryzeusza)? Wielka bitwa toczy się z naszymi próbami uniknięcia bólu wywołanego wstydem. Nienawidzimy tej emocji i często robimy wszystko, aby jej uniknąć (niekiedy czyniąc siebie przy okazji nieszczęśliwymi w inny sposób). W przypowieści o faryzeuszu i celniku, celnik znosi ból swojego wstydu (szczególnie zauważalny w jego niezdolności do podniesienia oczu).
Co zyskuje celnik? Powiedziano nam, że wrócił do domu „usprawiedliwiony”, co rozumiem tak, że wrócił do domu w prawym i właściwym stanie relacji z Bogiem. Jest skarb, który leży pogrzebany pod naszym wstydem: nasza dusza, nagość prawdziwego „ja”. Często spędzamy większą część naszego życia na budowaniu rusztowania z pozorów, złudzeń i wyobraźni, głównie po to, aby stworzyć świat „bezpieczeństwa” wokół rdzenia naszego „ja”. To bezpieczeństwo oznacza (dla nas) brak wielkiego bólu, także takiego nie do zniesienia.
To zrozumiałe. Świat może być okrutnym miejscem. Najlepiej jednak, jeśli naszą zbroją jest szczerość. Trudność w życiu w zbroi polega na tym, że ma tendencję nie tylko do ochrony nas przed innymi, ale także do ukrywania nas przed nami samymi. To, co ukrywamy przed sobą, ukrywamy również przed Bogiem.
Zacząłem myśleć o konstrukcji wstydu w naszym życiu jako o czymś w rodzaju Hadesu. Więzi nas i trzyma jakby w więzieniu – w życiu naznaczonym nieautentyczną egzystencją. A Chrystus wszedł przecież do tego egzystencjalnego Hadesu, aby nas wyzwolić. „Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem” - Iz 50, 6.
Ukrzyżowanie Chrystusa jest również objawieniem hańby świata (i hańby każdej osoby). Luterański hymn z XVII wieku oddaje coś z tego, mówiąc o ukrzyżowaniu: „Kto był winny? Kto sprowadził to na Ciebie? Ach, to moja zdrada, Jezu, Cię zgubiła! To ja, Panie Jezu, to ja Cię ukrzyżowałem”.
Postać z Dostojewskiego, ojciec Zosima, sugeruje podobnie:
„Istnieje tylko jedna droga do zbawienia, a mianowicie uczynić siebie odpowiedzialnym za grzechy wszystkich ludzi. Gdy tylko uczynisz siebie odpowiedzialnym w całej szczerości za wszystko i za wszystkich, od razu zobaczysz, że tak jest naprawdę i że w rzeczywistości jesteś winny za wszystkich i za wszystkie rzeczy”.
W swoim ukrzyżowaniu Chrystus czyni siebie odpowiedzialnym za grzechy wszystkich. Nie możemy więc być ukrzyżowani z Nim i zrobić mniej.
Grzechy świata mogą być czymś w rodzaju abstrakcji. Prawdopodobnie łatwiej jest uczynić siebie odpowiedzialnym za te grzechy, niż stać w płomieniach naszego osobistego wstydu. Kiedy „niesiemy swój wstyd”, czy to w otoczeniu takim jak spowiedź, w bezpieczeństwie rozmowy terapeutycznej, w intymności zaufanej relacji, czy nawet gdy stoimy sami przed Bogiem i modlimy się, doświadczamy bólu. Nasza twarz płonie, odwracamy wzrok, łzy mogą również napłynąć. Ale tuż za i pod tym paleniem leży prawda. Te łzy, ten ból, to Chrystus w nas. Nic dziwnego, że Jego pierwsze słowa powitania w zmartwychwstaniu brzmią: „Pokój wam”. W nich słyszymy: „To, czego się obawialiście, wydarzyło się, a Ja nadal jestem z wami. Teraz jesteśmy w domu, razem tego dnia w Raju. Teraz stoimy w Ogrodzie. Jesteście nadzy i teraz nie wstydzicie się”.
To w tym doświadczeniu zaczynamy dostrzegać prawdę o sobie, a nawet rozumieć tajemnicę duszy jako zwierciadła Boga. Nie musimy się już więcej ukrywać.
o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak)
za: Glory to God for All Things
fotografia: kcenia.belova /orthphoto.net/
Podczas spowiedzi nie jest niczym niezwykłym usłyszeć kogoś, kto mówi, że „osądza innych”. Zawsze, gdy to słyszę, zakładam, że osoba, która jest osądzana najsurowiej, to osoba, która się spowiada. „Osądzanie”, które ma miejsce w naszych umysłach, to dźwięk „wewnętrznego krytyka”, głosu, który zaczyna się wcześnie w dzieciństwie i może nas dręczyć przez całe życie. Ma swoje korzenie we wstydzie, ale może być bolesnym, a nawet nieprzyjemnym głosem, który jest surowy, niesprawiedliwy i nieubłagany.
Jesteśmy ludźmi. Staramy się minimalizować to, co nieprzyjemne, i maksymalizować to, co przyjemne. W związku z tym opracowujemy w naszym życiu strategie, aby sobie „radzić”. Wiele składników tego, co opisujemy jako nasze osobowości, to po prostu długie nawyki radzenia sobie. Czasami te strategie (a więc i nasze osobowości) stają się naszymi najgorszymi wrogami. Te same rzeczy, które kiedyś wydawały się zmniejszać ból, mogą teraz być źródłem bólu. Siła nawyku jednak sprawia, że jesteśmy obciążeni i nieszczęśliwi.
Faryzeusz, przedstawiony w Nowym Testamencie, jest nieudaną konstrukcją, próbą zbudowania osobowości, która zachowa formę przyjemności i satysfakcji, jednocześnie trzymając ból na dystans. Struktura zapewniana przez zasady judaizmu talmudycznego (tak jak rozumiano to w tamtym czasie) oferowała świat, który został zdefiniowany jako „sprawiedliwy”: zrób to, a zostaniesz zbawiony. Te same struktury, które wydają się zadowalać i chronić, służą również zniewalaniu i dręczeniu. Czy dawałem dziesięcinę ze wszystkiego? Czy modliłem się trzy razy dziennie? Czy modliłem się we właściwy sposób? Czy pracowałem w szabat? I tak dalej.
Istnieje wiele struktur na tym świecie, które można wykorzystać w taki sposób. Każda zasada, od reguły modlitwy po zasady gramatyki, istnieje dla naszego dobra, a nie odwrotnie. Każda zasada, szczególnie gdy stajemy z nią twarzą w twarz z naszym wstydem, ma potencjał, aby ukryć nas przed nami samymi i w takim przypadku wciąga nas w ciemność.
Chrystus gorszył faryzeuszy swoich czasów praktykami, które były związane z zasadami. Pomijał ich wymagania dotyczące mycia rąk (co było kwestią rytualnej czystości, a nie zdrowia). Jego uczniowie zrywali zboże na polu w szabat, aby zjeść. Bez wątpienia było wiele innych takich przykładów, które nie zostały zapisane w Ewangelii. W każdym przypadku, gdy był o to pytany, Chrystus wskazywał na samo serce, a nie praktykę. Jego zasada („szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu”) wyrywała tych wokół Niego z niewoli czystej moralności (zasad) w kierunku prawdziwego, ontologicznego stanu duszy.
Więc co się tu dzieje (w świecie naszego wewnętrznego faryzeusza)? Wielka bitwa toczy się z naszymi próbami uniknięcia bólu wywołanego wstydem. Nienawidzimy tej emocji i często robimy wszystko, aby jej uniknąć (niekiedy czyniąc siebie przy okazji nieszczęśliwymi w inny sposób). W przypowieści o faryzeuszu i celniku, celnik znosi ból swojego wstydu (szczególnie zauważalny w jego niezdolności do podniesienia oczu).
Co zyskuje celnik? Powiedziano nam, że wrócił do domu „usprawiedliwiony”, co rozumiem tak, że wrócił do domu w prawym i właściwym stanie relacji z Bogiem. Jest skarb, który leży pogrzebany pod naszym wstydem: nasza dusza, nagość prawdziwego „ja”. Często spędzamy większą część naszego życia na budowaniu rusztowania z pozorów, złudzeń i wyobraźni, głównie po to, aby stworzyć świat „bezpieczeństwa” wokół rdzenia naszego „ja”. To bezpieczeństwo oznacza (dla nas) brak wielkiego bólu, także takiego nie do zniesienia.
To zrozumiałe. Świat może być okrutnym miejscem. Najlepiej jednak, jeśli naszą zbroją jest szczerość. Trudność w życiu w zbroi polega na tym, że ma tendencję nie tylko do ochrony nas przed innymi, ale także do ukrywania nas przed nami samymi. To, co ukrywamy przed sobą, ukrywamy również przed Bogiem.
Zacząłem myśleć o konstrukcji wstydu w naszym życiu jako o czymś w rodzaju Hadesu. Więzi nas i trzyma jakby w więzieniu – w życiu naznaczonym nieautentyczną egzystencją. A Chrystus wszedł przecież do tego egzystencjalnego Hadesu, aby nas wyzwolić. „Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem” - Iz 50, 6.
Ukrzyżowanie Chrystusa jest również objawieniem hańby świata (i hańby każdej osoby). Luterański hymn z XVII wieku oddaje coś z tego, mówiąc o ukrzyżowaniu: „Kto był winny? Kto sprowadził to na Ciebie? Ach, to moja zdrada, Jezu, Cię zgubiła! To ja, Panie Jezu, to ja Cię ukrzyżowałem”.
Postać z Dostojewskiego, ojciec Zosima, sugeruje podobnie:
„Istnieje tylko jedna droga do zbawienia, a mianowicie uczynić siebie odpowiedzialnym za grzechy wszystkich ludzi. Gdy tylko uczynisz siebie odpowiedzialnym w całej szczerości za wszystko i za wszystkich, od razu zobaczysz, że tak jest naprawdę i że w rzeczywistości jesteś winny za wszystkich i za wszystkie rzeczy”.
W swoim ukrzyżowaniu Chrystus czyni siebie odpowiedzialnym za grzechy wszystkich. Nie możemy więc być ukrzyżowani z Nim i zrobić mniej.
Grzechy świata mogą być czymś w rodzaju abstrakcji. Prawdopodobnie łatwiej jest uczynić siebie odpowiedzialnym za te grzechy, niż stać w płomieniach naszego osobistego wstydu. Kiedy „niesiemy swój wstyd”, czy to w otoczeniu takim jak spowiedź, w bezpieczeństwie rozmowy terapeutycznej, w intymności zaufanej relacji, czy nawet gdy stoimy sami przed Bogiem i modlimy się, doświadczamy bólu. Nasza twarz płonie, odwracamy wzrok, łzy mogą również napłynąć. Ale tuż za i pod tym paleniem leży prawda. Te łzy, ten ból, to Chrystus w nas. Nic dziwnego, że Jego pierwsze słowa powitania w zmartwychwstaniu brzmią: „Pokój wam”. W nich słyszymy: „To, czego się obawialiście, wydarzyło się, a Ja nadal jestem z wami. Teraz jesteśmy w domu, razem tego dnia w Raju. Teraz stoimy w Ogrodzie. Jesteście nadzy i teraz nie wstydzicie się”.
To w tym doświadczeniu zaczynamy dostrzegać prawdę o sobie, a nawet rozumieć tajemnicę duszy jako zwierciadła Boga. Nie musimy się już więcej ukrywać.
o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak)
za: Glory to God for All Things
fotografia: kcenia.belova /orthphoto.net/