publicystyka: Śmiałość Abrahama
kuchnia muzyka sklep ogłoszenia wydarzenia fotogalerie

Śmiałość Abrahama

Gabriel Szymczak, 07 lutego 2025

Karty ksiąg Starego Testamentu to fascynujące odkrywanie obecności i działania Boga w świecie i w ludziach. Jego ujawnienia się jako Stwórcy wszelkiego istnienia i Pana życia każdego człowieka. Tego, Który choć jest wysoko na niebiosach, jest jednocześnie tuż obok i wprost mówi do swych wybranych. Kieruje ich życiem, kieruje całym narodem Izraela, prowadząc go ku Chrystusowi, Którego praobraz tak często możemy w tych księgach dostrzec.

To także historie wielu ludzi - wybitnych i bliskich Bogu sprawiedliwych, ale i tych, z których przykładu lepiej nie brać, co doskonale pokazuje Wielki Kanon Pokutny św. Andrzeja z Krety. Ludzie Pierwszego Testamentu (jak się go też niekiedy nazywa) to postaci żywe, często o zmiennych losach, przechodzące od świętości do grzechu i odwrotnie, doznające szczęścia – i tragedii, odnoszące zwycięstwa – ale i tracące wszystko. To, co ich łączy, to Bóg i Jego działanie, i przede wszystkim Jego stała pośród nich obecność i bezpośredni kontakt. Bóg z nimi rozmawia.

Jedna z tych postaci to Abraham, człowiek drogi, zmiany i bezgranicznego zaufania, które kształtowało się przez lata trwania w Bożej bliskości. Syn Teracha, o pierwotnym imieniu Abram, mieszkaniec Ur chaldejskiego, mąż urodziwej Saraj (córki Teracha z innej żony). Jego ojciec wraz z całą swą rodziną opuścił Ur i wyruszył do kraju Kanaan. Osiedliwszy się po drodze w Charanie, tam umarł. Wtedy Abram usłyszał nakaz Boga: Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę (Rdz 12, 1). Choć jego żona była bezpłodna, otrzymał też obietnicę, iż Bóg uczyni z niego wielki naród i że przez niego błogosławieństwo stanie się udziałem ludów całej ziemi.

Abram wyruszył więc w drogę wraz z całą swą rodziną oraz bratankiem Lotem i służbą. Dotarł do Kanaanu, lecz choć Bóg powiedział mu: Twojemu potomstwu oddaję właśnie tę ziemię (Rdz 12, 7), to jednak w tym momencie nie osiadł tu jeszcze na stałe. Ruszył w dalszą drogę, najpierw do kraju Negeb, potem - uciekając przed panującym tam głodem – do Egiptu. Tam popełnił czyn, którego nie spodziewalibyśmy się po człowieku, który rozmawiał z Bogiem i był Jego wybranym – kazał swej żonie mówić, iż jest wyłącznie jego siostrą. Bał się, że jej uroda, tak kusząca dla Egipcjan, spowoduje, iż będą chcieli go zabić, aby posiąść Saraj. I rzeczywiście, faraon egipski poślubił ją, wynagradzając za nią Abrama solidnym majątkiem. Rozgniewany Bóg ukarał faraona za ten czyn, choć przecież był on niewinny, to Abram popełnił niegodziwość. Faraon, poznawszy prawdę, oddał Saraj Abramowi i kazał mu odejść z Egiptu wraz ze wszystkim, co ten posiadał.

Dalsze dzieje Abrama to rozstanie z Lotem, który zamieszkał w Sodomie, osiedlanie się w kolejnych miejscach, zwycięstwa w walkach, spotkanie z kapłanem Melchizedekiem i otrzymanie od niego błogosławieństwa, obietnica Boga, iż pomimo podeszłego wieku oboje z Saraj zostaną rodzicami, w końcu narodziny syna Izmaela z niewolnicy Hagar.

Gdy Abram miał 99 lat, Bóg zawarł z nim przymierze, mówiąc do niego: Jam jest Bóg Wszechmogący. Służ Mi i bądź nieskazitelny (Rdz 17, 1). Zmienił mu imię na Abraham, a Saraj na Sara oraz obiecał, iż będą mieli syna, któremu nadadzą imię Izaak. Przez niego staną się rodzicami wielu ludów, a przymierze, które właśnie zawierają, trwać będzie na wieki. Znakiem przymierza stało się obrzezanie.

Czytamy następnie o odwiedzinach 3 aniołów, których Abraham i Sara goszczą pod dębami Mamre, a którzy potem oddalają się w stronę Sodomy. I tu zaczyna się historia, która jest niesamowita.

Oto Abraham odprowadza kawałek swych gości, a Bóg, do Którego doszły skargi na występki mieszkańców Sodomy i Gomory, pyta samego siebie, czy ma zataić przed Abrahamem to, co zamierza z tymi miastami uczynić.
Pan mówił sobie: «Czyż miałbym zataić przed Abrahamem to, co zamierzam uczynić? Przecież ma się on stać ojcem wielkiego i potężnego narodu, i przez niego otrzymają błogosławieństwo wszystkie ludy ziemi. Bo upatrzyłem go jako tego, który będzie nakazywał potomkom swym oraz swemu rodowi, aby przestrzegając przykazań Pana postępowali sprawiedliwie i uczciwie, tak żeby Pan wypełnił to, co obiecał Abrahamowi». Po czym Pan rzekł: «Skarga na Sodomę i Gomorę głośno się rozlega, bo występki ich [mieszkańców] są bardzo ciężkie. Chcę więc iść i zobaczyć, czy postępują tak, jak głosi oskarżenie, które do Mnie doszło, czy nie; dowiem się» (Rdz 18, 17-21).

Aniołowie kontynuowali już sami podróż w stronę Sodomy, a Abraham stał dalej przed Panem (Rdz 18, 22), podejmując rozmowę z Nim. Najpierw zadał Mu pytanie: Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? Następnie próbował uzyskać Bożą litość dla wszystkich mieszkańców, jeśli Bóg znajdzie wśród nich sprawiedliwych - najpierw 50, potem 45, 40, 30, 20 i w końcu 10. Abraham wydaje się twardym i upartym negocjatorem, choć w pokorze mówi Bogu: Pozwól, o Panie, że ośmielę się mówić do Ciebie, choć jestem pyłem i prochem. W pewnym sensie rzuca nawet Bogu wyzwanie: Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?

Abraham chce ratować ludzi, co do których prawości sam ma duże wątpliwości – w przeciwnym razie nie schodziłby do aż tak nikłej liczby sprawiedliwych, jaką jest dziesięciu. Wie też, że w Sodomie mieszka Lot ze swą żoną, dwoma córkami, ich mężami i służbą, więc to pozwala mu prawdopodobnie założyć, że liczba dziesięciu ludzi powinna być wystarczająca, by miasto ocalało. Okazuje się jednak, że tak nie jest i Bóg (nakazując jednak aniołom ocalić Lota, jego żonę i córki) unicestwia Sodomę i Gomorę.

Rozmowa Abrahama z Bogiem, jego negocjacje co do warunków ocalenia obu miast, to w Biblii właściwie pierwsza modlitwa wstawiennicza. Abraham nie błaga o litość tylko dla swoich krewnych – on prosi o łaskę dla wszystkich mieszkańców, także tych występnych. Wstawia się za nimi, ryzykując Boży gniew. Jest twardy, do pewnego momentu nieustępliwy. Ten, który ze strachu o swoje życie wystawił swą żonę na pohańbienie w Egipcie, teraz sprzeciwia się woli samego Boga i broni życia tych, o których nic dobrego nie można powiedzieć. Cóż za niesamowita przemiana następuje w Abrahamie!

Twierdzi się wręcz czasami, że gdyby nie błędne, jak się później okazało, założenie, że dziesiątka sprawiedliwych na pewno się znajdzie - bo przecież wkrótce żona Lota zgrzeszy nieposłuszeństwem, obejrzawszy się za siebie mimo zakazu, a jego córki (upiwszy go) dopuszczą się z nim kazirodztwa, chcąc mieć potomstwo - gdyby więc Abraham podejrzewał, że może to być problematyczne, zapewne negocjowałby dalej.

Bóg, choć zagniewany na grzech mieszkańców obu miast, spokojnie wchodzi z Abrahamem w dialog i przystaje na jego prośbę, wysłuchuje jego modlitwy, mówiąc na koniec rozmowy: Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu (Rdz 18, 32). Wysłuchuje modlitwy bliskiego sobie człowieka (choć nie bezgrzesznego - Abraham przecież okłamał faraona w Egipcie, sprzedał swoją żonę, a skoro Bóg wcześniej mówił, że będzie go strzegł i mu błogosławił, to tym czynem zanegowal ufność w Boską opiekę i prawdomówność) za innych, grzesznych ludzi. Pozornie ta scena wygląda tak, jakby to Abraham uczył Boga miłosierdzia, jakby je na Nim wymuszał. Człowiek poucza Boga, mówiąc: O, nie dopuść do tego, aby zginęli sprawiedliwi z bezbożnymi, aby stało się sprawiedliwemu to samo, co bezbożnemu! O, nie dopuść do tego! (Rdz 18, 25). Zaiste, dziwna to sytuacja…

Jak pisze Shai Held w Sercu Tory, niektórzy komentatorzy zwracają jednak uwagę na to, że zdanie otwierające całą rozmowę: Abraham stał dalej przed Panem pierwotnie mogło brzmieć odwrotnie – to Bóg stał dalej przez Abrahamem. To Bóg czekał na to, co Abraham zrobi. Jednak ponieważ naturalnym jest, że to człowiek staje w pokorze przed obliczem Najwyższego, któryś z kopistów, podejrzewając błąd lub wręcz bluźnierstwo, zmienił jego konstrukcję. Paradoksalnie, otrzymaliśmy przez to tekst pokazujący, jakoby to Abraham pouczał Boga.

A jeśli rzeczywiście to Bóg stał przed Abrahamem – to na co czekał? Werset 19. tego rozdziału mówi: Upatrzyłem go jako tego, który będzie nakazywał potomkom swym oraz swemu rodowi, aby przestrzegając przykazań Pana postępowali sprawiedliwie i uczciwie [a wg niektórych tłumaczeń: czynili prawdę i miłosierdzie lub dobroczynność i prawość], tak żeby Pan wypełnił to, co obiecał Abrahamowi. Bóg chciał, aby Abraham zrozumiał, czego On od niego oczekuje i aby tę lekcję przekazał swoim potomkom. Najskuteczniejszym zaś sposobem nauczenia kogoś tego, czego się od niego wymaga, jest mu to pokazać, jest uosabiać to samym sobą. Dlatego właśnie Bóg pozwala Abrahamowi niejako siebie pouczać, tak naprawdę pokazując mu, że Jego wolą jest, aby prosić o łaskę i miłosierdzie dla innych, aby czynić dla nich dobro – nawet jeśli oni są źli.

David Hartman o tej scenie pisze następująco: „Bóg natury działa w pojedynkę. Bóg historii przymierza zaś działa w kontekście relacji. Abraham reprezentuje transformację idei Boga – od Boga pojmowanego jako samotny Twórca Natury do Boga jako samoograniczającego się przymierzem Pana historii. Abraham stoi wobec i naprzeciw Boga jako podmiot – jego znaczenie jako postaci historycznej jest naznaczone boskim samoograniczeniem”.

Samoograniczenie, uniżenie się Boga… Kenoza, jak nazywa je teologia chrześcijańska. Jej najdoskonalszym obrazem jest Wcielenie, narodziny Boga – Jezusa w ciele człowieka. Bóg nie zakończył swej pracy, swego uczenia ludzi miłosierdzia na Abrahamie. Uczył ich dalej przez kolejnych przewodników Izraela i przez proroków. Wreszcie sam pojawił się pomiędzy ludźmi, by swym doskonałym ludzkim życiem pokazać, co jest drogą prowadzącą do Niego, by pokonać grzech i śmierć, i otworzyć ludziom drzwi zbawienia.

Bóg samoograniczył się przed Abrahamem, pozwalając mu siebie pouczać. Samoograniczył się też przyjmując ludzkie, słabe i śmiertelne ciało, by żyjąc między nami, nauczając, czyniąc cuda i wreszcie – dając nam swe Ciało i Krew - przypomnieć nam o tym, kim dla Niego jesteśmy, jak bardzo ludzkość umiłował i że tylko w Nim mamy życie.

Modlitwa arcykapłańska Chrystusa i Jego wezwanie do Ojca z krzyża – Odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34)- to najdoskonalsze formy modlitwy wstawienniczej. Wypowiada ją Ten, Który w przeciwieństwie do Abrahama był bezgrzeszny, Który na siebie wziął wszystkie ludzkie winy, Który świadomie poświęcił samego siebie, by ludzkość mogła dostąpić zbawienia. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję (J 15, 13-14).
Lecz Jezus nakazał też swoim uczniom: miłujcie wrogów waszych, błogosławcie przeklinających was, czyńcie dobro nienawidzącym was i módlcie się za tych, którzy na was napadają i prześladują was, tak staniecie się synami Ojca waszego, Który jest w niebiosach (Mt 5, 44-45).

To, czego Bóg uczył Abrahama, ponownie otrzymaliśmy od Niego jako zadanie przekazane przez Jego Syna, Jezusa Chrystusa. Tego samego, Który sam stale modli się i wstawia za nami u Ojca (por. Rz 8, 34).

Do takiej modlitwy wzywa także apostoł Paweł w 1. liście do Tymoteusza: Proszę więc przede wszystkim, aby wznosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich, którzy są przy władzy, abyśmy spokojne i ciche życie wiedli we wszelkiej pobożności i czystości. Bo to dobre i przyjemne przed Zbawicielem naszym Bogiem, który pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy (1 Tm 2, 1-4). I to właśnie Kościół czyni podczas każdej liturgii, modląc się za wszystkich – za żywych i umarłych, za ludzi wszelkich stanów, ze wszystkich miast i wsi, bez rozróżnienia dobrych i złych. A w trzeciej antyfonie ośmiela się wołać do Boga: Panie, który dałeś nam te wspólne i zgodne modlitwy, który obiecałeś spełnić prośby dwóch lub trzech zgodnie zwracających się do Ciebie w imię Twoje, Sam i teraz prośby Twoich sług spełnij ku ich pożytkowi, dając nam w obecnym wieku poznanie Twojej prawdy, a w przyszłym darując żywot wieczny.

Lekcja Abrahama to jednak nie tylko wstawianie się za innymi, także - a może przede wszystkim - grzesznymi, bo przecież niejako „przy okazji” i ich Abraham chciał uratować. To także lekcja, że czasem człowiek może stawiać pytania samemu Bogu, może nawet w pewien sposób kwestionować Jego działanie czy zamiary, jednak nie po to, by próbować Go zwyciężyć (co jest nierealne), lecz zrozumieć, że Bóg niekiedy ponad sprawiedliwość rozumianą po ludzku, a nawet ponad zapisy Prawa, które sam ludziom dał, stawia miłosierdzie i łaskę. A znawcy Ksiąg i faryzeusze przyprowadzają kobietę na cudzołóstwie przyłapaną… mówią Mu: - Nauczycielu, Mojżesz w Prawie nakazał nam takie kamienować. Ty zaś, co mówisz? … powiedział im: - Ten, kto z was bezgrzeszny, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem… Oni zaś, usłyszawszy to, poruszeni sumieniem, odchodzili jeden po drugim… Jezus zaś, nie widząc nikogo, powiedział jej: - Kobieto, gdzież są ci, którzy cię oskarżyli? Żaden cię nie osądził? Ona zaś odpowiedziała: - Żaden, Panie. Powiedział jej Jezus: - Ani Ja cię nie osądzam. Idź i odtąd więcej nie grzesz (J 8, 3-11).

Czasem jedyne, co człowiek wierzący może zrobić, to prosić, modlić się za drugiego. Wołać o Boże miłosierdzie - zamiast o potępienie. To nawet ośmielać się negocjować z Bogiem, błagając o Jego łaskę dla innego grzesznika. Decyzja zawsze należy do Boga. Do nas, za przykładem Abrahama, należy modlitwa.
Módlcie się jedni za drugich, abyście zostali uleczeni. Wiele bowiem może żarliwa modlitwa sprawiedliwego (Jk 5, 16).

Gabriel Szymczak



fotografia: neniorthodox /orthphoto.net/