Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Bojaźń przed Bogiem w człowieku
Gabriel Szymczak, 31 stycznia 2025
Mieć bojaźń przed Bogiem w każdym człowieku.
Krótkie, mocne słowa, wypowiedziane przez władykę Jakuba tuż po liturgii, podczas której miały miejsce święcenia diakońskie. Pozdrawiając nowego diakona, władyka mówił o tych, którzy wchodzą do prezbiterium, że przy każdym wejściu w tę przestrzeń powinna im towarzyszyć właśnie bojaźń Boża. Nie rozumiana jako strach czy lęk, lecz świadomość potęgi Tego, Któremu służą i w Imieniu Którego to, co czynią, czynią dla ludzi. A jeszcze lepiej, kontynuował władyka, jeśli tę bojaźń będą mieć nie tylko w prezbiterium, ale w każdym miejscu i jeśli będzie to bojaźń przed Bogiem, Który jest obecny w każdym człowieku. I taką właśnie bojaźń powinniśmy mieć wszyscy, nie tylko duchowni.
Tej bojaźni nam brakuje. Widzimy Boga wysoko na niebiosach, widzimy Go w cerkwi, na ikonie, ale często nie widzimy Jego śladu w człowieku, który jest obok nas. Gdybyśmy widzieli, czy pozwalalibyśmy sobie go nie szanować, pomiatać nim, traktować jak powietrze? Wyśmiewać, rzucać obraźliwe określenia i wyzwiska? Ignorować, gdy potrzebuje pomocy? Odsuwać się od niego, bo jest inny i do nas nie pasuje? Bo świętuje według nowego stylu, a nie starego; modli się po polsku, a nie po słowiańsku; nie nosi chustki w cerkwi, więc jaka to pobożność? Jest konwertytą i śmie się odzywać, a przecież tacy nie czują prawosławia właściwie, nie rozumieją go. Bo stoi na schodach, kiedy my wychodzimy na krestnyj chod i żebrze; nic to, że stoi przy ścianie i nie przeszkadza – nam w radosnych emocjach wolno go ofuknąć i rzucić „nie stój tu, odejdź”. Wreszcie - bo jest ekumenistą, a to już herezja.
Jeszcze inny ośmiela się w ogóle wierzyć inaczej, albo wcale nie wierzyć. Mieć inne poglądy – na świat, politykę. Być innej narodowości, za którą nie przepadamy; innej kultury, koloru skóry, orientacji. Inaczej się ubierać, inaczej zachowywać – nie według tych norm, które uznajemy za swoje i za najwłaściwsze.
I jest jeszcze ten, który jawnie grzeszy – a choć mówimy, że mamy w nienawiści jego grzech, nie jego samego, to niekiedy jednak słabo nam to wychodzi...
To nie jest lista wyłącznie naszych rodzimych przywar. Nie jesteśmy pod tym względem wyjątkowi jako kraj. Nie jesteśmy też wyjątkowi jako tradycja wyznaniowa - u innych niektóre punkty z niej są po prostu zastępowane przez im właściwe gorące tematy.
Wszyscy żyjemy obok siebie, w całej tej naszej różnorodności, ale punktów przecięcia naszych dróg jest coraz mniej. Zamykamy się w swoich światach, za wszelką cenę chcąc utrzymać ich jednolitość i stałość, bo to dla nas synonim bezpieczeństwa.
Ale tak się nie da. Zmienność i niejednolitość jest wpisana w świat. A jeśli wpisana – to wpisał ją Ten, Który świat stworzył.
Rabin Shai Held (no właśnie, kolejny punkt na liście – po co ten judaizm?) w Sercu Tory zauważa, że koncepcje religijne innych ludów niż Izrael uznawały, że to bogowie obdarzyli ludzkość wszystkim, co było związane z cywilizacją. Biblia tak nie mówi. Według niej Bóg stworzył człowieka na Swój obraz i podobieństwo, i obdarzył go zdolnością kreowania rzeczywistości. To człowiek, dzięki talentom, umiejętnościom danym mu przez Boga, tworzył i nadal tworzy środowisko, w którym żyje. Według 4. rozdziału Księgi Rodzaju to człowiek - Kain - wybudował pierwsze miasto. Człowiek - Jabal - stworzył pasterstwo, Jubal - muzykę, a Tubal-Kain – kowalstwo. Za Enosza rozpoczęto oddawanie czci Bogu (czyli można powiedzieć - stworzono jakąś formę kultu), a „Noe był rolnikiem i on to pierwszy zasadził winnicę” (Rdz 9, 20).
Co jednak zauważa S. Held, postęp wywodzi się od syna Adama i Ewy, Kaina. Ten, który był pierwszym budowniczym miasta, był też jednocześnie pierwszym mordercą, bratobójcą. Człowiek potrafi więc czynić postęp, czynić dobro i piękno, ale ten sam człowiek potrafi też zabić, zniszczyć. Bóg dał nam zarówno potencjał do tworzenia, jak i wolną wolę co do wyboru tego, co tworzymy.
Rozwój jest niejako wpisany w nasze Boskie DNA. Księga Rodzaju 1, 28 mówi, że Bóg po stworzeniu ludzi „im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi».” To przykazanie jest też powtórzone po potopie - Noe słyszy od Boga następujące słowa: „Bądźcie płodni i mnóżcie się, abyście zaludnili ziemię” (Rdz 9, 1).
Na ziemi pojawiają się więc kolejne pokolenia ludzi, będące potomkami Noego i jego synów, i czynią ją sobie poddaną. Podążając kolejnymi wersetami Księgi Rodzaju, dochodzimy jednak do rozdziału 11, którego początek brzmi:
„Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. A gdy wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear i tam zamieszkali. I mówili jeden do drugiego: «Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu». A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, rzekli: «Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi»”.
Bóg mówi – idźcie i zaludnijcie całą ziemię, a ludzie - „abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi”… Ludzie łamią Boży nakaz, sprzeciwiają się mu, bo jest im lepiej, wygodniej trwać w jednym miejscu i być ludem jednorodnym, a nie rozproszonym, który siłą rzeczy będzie podążać w swoim rozwoju różnymi drogami.
To miasto i wieża to oczywiście Babel. Najczęściej tę historię przedstawia się jako wyraz buntu człowieka przeciw Bogu i próbę przejęcia władzy nad światem. Człowiek w swej dumie chce zastąpić samego Boga, chce swoim materialnym tworem sięgnąć niebios, które są synonimem Boskiej potęgi. Bóg udowadnia jednak, iż to On jest władcą - miesza języki i rozprasza ludzi po całej ziemi, a miasto pozostaje nieukończone.
Shai Held w czynie Boga widzi nie tyle karę, jak można byłoby zakładać, ale przywrócenie ludzkości na ścieżkę błogosławieństwa. Skoro Bóg błogosławił ludzkość na rozproszenie się po świecie, to opuszczając Babel, ludzie ponownie czynią to, co jest zgodne z Jego wolą.
Możliwe jest tu nawet jeszcze szersze spojrzenie na tekst biblijny. Ludzie mieli jeden język („jedną mowę, czyli jednakowe słowa” - Rdz 11, 1) i mieszkali w jednym miejscu. A jeśli te jednakowe słowa oznaczają, że wszyscy myśleli – lub byli zmuszeni myśleć – tak samo? To zaś naruszałoby wolność daną każdemu człowiekowi i jego indywidualność. Poparciem tego punktu widzenia jest fakt, iż jest to pierwsze miejsce w Biblii, w którym nie pojawia się ani jedno ludzkie imię. Przed historią wieży Babel i po niej Biblia z imienia wymienia konkretnych ludzi i ich rody. W tej opowieści nie ma żadnej jednostki. Jest tylko zbiorowość. Tak jakby ludzkość zatraciła swój indywidualny charakter i stała się homogenicznym, anonimowym tworem. Tymczasem Bóg mówi do człowieka: „Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim!” (Iz 43, 1). W innym miejscu u Izajasza (49, 1) czytamy: „Powołał Mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię”. Jezus Chrystus w przypowieści o dobrym pasterzu mówi, iż on „woła swoje owce po imieniu”. Podobnie dzieje się z Zacheuszem – widząc go siedzącego na drzewie, Jezus nie woła anonimowo „człowieku, zejdź”, ale „Zacheuszu, pośpiesz się, zejdź, dzisiaj bowiem trzeba Mi pozostać w domu twoim” (Łk 19, 5). On, Syn Boży, Bóg, zna imię tego konkretnego człowieka i to do tego konkretnego człowieka chce przyjść.
Każdy z nas ma imię. Jest jednostką, a nie anonimowym członkiem jakiejś społeczności. Każdy z nas od Boga otrzymał jakieś konkretne dary, nie zawsze takie same jak inni. „Jest rozmaitość darów łaski, lecz jeden jest Duch. I jest rozmaitość służb, ale jeden Pan. I jest rozmaitość działań, ale jeden jest Bóg, czyniący wszystko we wszystkim. Wszystko to sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając [władzą] z osobna każdemu, jak chce. Wy zaś jesteście Ciałem Chrystusa, a z osobna członkami” (1 Kor 12, 4-6; 10; 27).
Nikt z nas dla Boga nie jest nieistotny jako jednostka i nie jest anonimowy. Bóg jest Bogiem relacji, a relację nawiązują dwie konkretne osoby, w tym przypadku Bóg – i pojedynczy człowiek.
„Kiedy ludzie są anonimowi, zostają pozbawieni znaczenia. Jeśli nikt nie jest kimś szczególnym, kogo obchodzi, jaki spotyka go los? Próba unicestwienia ludzkiej indywidualności jest atakiem na Boga. Teologia żydowska twierdzi, że każda jednostka, każdy człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga oraz że nasza indywidualność i niepowtarzalność stanowią znaczną część tego, co Bóg w nas ceni” (S. Held).
Bojaźń Boża to nie tylko świadomość własnej małości przed obliczem Wszechmogącego Boga. To nie tylko głęboki pokłon w cerkwi, padnięcie na kolana przed ikoną. Nie tylko zasłuchanie się czy zanurzenie w modlitwie. Nie tylko czytanie Pisma Świętego, akatystu czy Ojców. „To należało czynić” - ale „i tamtego nie pomijać” (Mt 23, 23). Nie możemy Boga ograniczyć tylko do przestrzeni sakralnej, do tego, co nam pasuje, co nam wydaje się godne.
Bojaźń Boża to przede wszystkim uznanie, że Bóg jest „wszystkim we wszystkim” (1 Kor 15, 28). To traktowanie z szacunkiem wszystkiego, co od Niego pochodzi, a co otrzymujemy jako dar. To dostrzeganie Go w otaczającym nas świecie przyrody, ale i w drugim człowieku, także tym znacznie odmiennym.
Mieć bojaźń przed Bogiem w każdym człowieku – to jednocześnie chyba najtrudniejsze zadanie, jakie zostało nam powierzone. Wydaje się wręcz, że ponad nasze siły, zwłaszcza w dzisiejszym świecie. Jednak „starczy ci łaska moja. Moc bowiem moja w słabości się doskonali” (2 Kor 12, 9). To w Bogu jest siła, której potrzebujemy, by stawać się jak On. Nawet jeśli upadamy, jeśli słabniemy, jeśli jest nam ciężko pokonać opór i uprzedzenia, to przecież „tam zaś, gdzie grzech się zwielokrotnił, tam też i łaska obficiej się pomnożyła” (Rz 5, 20).
Bóg nigdy nie zostawia nas samych. Bóg nikogo nie zostawia samego, choćby nie wiem jak zły i grzeszny był. „Gdy bowiem jeszcze byliśmy bezsilni, Chrystus umarł za bezbożnych w oznaczonym czasie. Z trudem bowiem umrze ktoś za sprawiedliwego, za dobrego łatwiej może ktoś odważy się umrzeć. A Bóg ukazuje swoją miłość ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł” (Rz 5, 6-8).
Za wszystkich, nie tylko za wybranych. I tak, każdy decyduje za siebie, każdy sam musi nawiązać relację z Bogiem, uznać Go swoim Panem i Zbawicielem. Jednak czasem potrzebna jest pomoc innego człowieka, jego przykład, jego bezinteresowność, jakieś świadectwo miłości i dobroci. Coś, co buduje twoje poczucie, że jesteś ważny, że komuś na tobie zależy. Że jesteś kimś, kto ma swoje imię zapisane w Bożej księdze życia – i że w tobie także mieszka Bóg, Którego ktoś inny w tobie dostrzega.
Mieć bojaźń przed Bogiem w każdym człowieku i okazywać to – to chyba najważniejsze, co dla innych możemy niekiedy uczynić.
Gabriel Szymczak
fotografia: levangabechava /orthphoto.net/
Krótkie, mocne słowa, wypowiedziane przez władykę Jakuba tuż po liturgii, podczas której miały miejsce święcenia diakońskie. Pozdrawiając nowego diakona, władyka mówił o tych, którzy wchodzą do prezbiterium, że przy każdym wejściu w tę przestrzeń powinna im towarzyszyć właśnie bojaźń Boża. Nie rozumiana jako strach czy lęk, lecz świadomość potęgi Tego, Któremu służą i w Imieniu Którego to, co czynią, czynią dla ludzi. A jeszcze lepiej, kontynuował władyka, jeśli tę bojaźń będą mieć nie tylko w prezbiterium, ale w każdym miejscu i jeśli będzie to bojaźń przed Bogiem, Który jest obecny w każdym człowieku. I taką właśnie bojaźń powinniśmy mieć wszyscy, nie tylko duchowni.
Tej bojaźni nam brakuje. Widzimy Boga wysoko na niebiosach, widzimy Go w cerkwi, na ikonie, ale często nie widzimy Jego śladu w człowieku, który jest obok nas. Gdybyśmy widzieli, czy pozwalalibyśmy sobie go nie szanować, pomiatać nim, traktować jak powietrze? Wyśmiewać, rzucać obraźliwe określenia i wyzwiska? Ignorować, gdy potrzebuje pomocy? Odsuwać się od niego, bo jest inny i do nas nie pasuje? Bo świętuje według nowego stylu, a nie starego; modli się po polsku, a nie po słowiańsku; nie nosi chustki w cerkwi, więc jaka to pobożność? Jest konwertytą i śmie się odzywać, a przecież tacy nie czują prawosławia właściwie, nie rozumieją go. Bo stoi na schodach, kiedy my wychodzimy na krestnyj chod i żebrze; nic to, że stoi przy ścianie i nie przeszkadza – nam w radosnych emocjach wolno go ofuknąć i rzucić „nie stój tu, odejdź”. Wreszcie - bo jest ekumenistą, a to już herezja.
Jeszcze inny ośmiela się w ogóle wierzyć inaczej, albo wcale nie wierzyć. Mieć inne poglądy – na świat, politykę. Być innej narodowości, za którą nie przepadamy; innej kultury, koloru skóry, orientacji. Inaczej się ubierać, inaczej zachowywać – nie według tych norm, które uznajemy za swoje i za najwłaściwsze.
I jest jeszcze ten, który jawnie grzeszy – a choć mówimy, że mamy w nienawiści jego grzech, nie jego samego, to niekiedy jednak słabo nam to wychodzi...
To nie jest lista wyłącznie naszych rodzimych przywar. Nie jesteśmy pod tym względem wyjątkowi jako kraj. Nie jesteśmy też wyjątkowi jako tradycja wyznaniowa - u innych niektóre punkty z niej są po prostu zastępowane przez im właściwe gorące tematy.
Wszyscy żyjemy obok siebie, w całej tej naszej różnorodności, ale punktów przecięcia naszych dróg jest coraz mniej. Zamykamy się w swoich światach, za wszelką cenę chcąc utrzymać ich jednolitość i stałość, bo to dla nas synonim bezpieczeństwa.
Ale tak się nie da. Zmienność i niejednolitość jest wpisana w świat. A jeśli wpisana – to wpisał ją Ten, Który świat stworzył.
Rabin Shai Held (no właśnie, kolejny punkt na liście – po co ten judaizm?) w Sercu Tory zauważa, że koncepcje religijne innych ludów niż Izrael uznawały, że to bogowie obdarzyli ludzkość wszystkim, co było związane z cywilizacją. Biblia tak nie mówi. Według niej Bóg stworzył człowieka na Swój obraz i podobieństwo, i obdarzył go zdolnością kreowania rzeczywistości. To człowiek, dzięki talentom, umiejętnościom danym mu przez Boga, tworzył i nadal tworzy środowisko, w którym żyje. Według 4. rozdziału Księgi Rodzaju to człowiek - Kain - wybudował pierwsze miasto. Człowiek - Jabal - stworzył pasterstwo, Jubal - muzykę, a Tubal-Kain – kowalstwo. Za Enosza rozpoczęto oddawanie czci Bogu (czyli można powiedzieć - stworzono jakąś formę kultu), a „Noe był rolnikiem i on to pierwszy zasadził winnicę” (Rdz 9, 20).
Co jednak zauważa S. Held, postęp wywodzi się od syna Adama i Ewy, Kaina. Ten, który był pierwszym budowniczym miasta, był też jednocześnie pierwszym mordercą, bratobójcą. Człowiek potrafi więc czynić postęp, czynić dobro i piękno, ale ten sam człowiek potrafi też zabić, zniszczyć. Bóg dał nam zarówno potencjał do tworzenia, jak i wolną wolę co do wyboru tego, co tworzymy.
Rozwój jest niejako wpisany w nasze Boskie DNA. Księga Rodzaju 1, 28 mówi, że Bóg po stworzeniu ludzi „im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi».” To przykazanie jest też powtórzone po potopie - Noe słyszy od Boga następujące słowa: „Bądźcie płodni i mnóżcie się, abyście zaludnili ziemię” (Rdz 9, 1).
Na ziemi pojawiają się więc kolejne pokolenia ludzi, będące potomkami Noego i jego synów, i czynią ją sobie poddaną. Podążając kolejnymi wersetami Księgi Rodzaju, dochodzimy jednak do rozdziału 11, którego początek brzmi:
„Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. A gdy wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear i tam zamieszkali. I mówili jeden do drugiego: «Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu». A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, rzekli: «Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi»”.
Bóg mówi – idźcie i zaludnijcie całą ziemię, a ludzie - „abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi”… Ludzie łamią Boży nakaz, sprzeciwiają się mu, bo jest im lepiej, wygodniej trwać w jednym miejscu i być ludem jednorodnym, a nie rozproszonym, który siłą rzeczy będzie podążać w swoim rozwoju różnymi drogami.
To miasto i wieża to oczywiście Babel. Najczęściej tę historię przedstawia się jako wyraz buntu człowieka przeciw Bogu i próbę przejęcia władzy nad światem. Człowiek w swej dumie chce zastąpić samego Boga, chce swoim materialnym tworem sięgnąć niebios, które są synonimem Boskiej potęgi. Bóg udowadnia jednak, iż to On jest władcą - miesza języki i rozprasza ludzi po całej ziemi, a miasto pozostaje nieukończone.
Shai Held w czynie Boga widzi nie tyle karę, jak można byłoby zakładać, ale przywrócenie ludzkości na ścieżkę błogosławieństwa. Skoro Bóg błogosławił ludzkość na rozproszenie się po świecie, to opuszczając Babel, ludzie ponownie czynią to, co jest zgodne z Jego wolą.
Możliwe jest tu nawet jeszcze szersze spojrzenie na tekst biblijny. Ludzie mieli jeden język („jedną mowę, czyli jednakowe słowa” - Rdz 11, 1) i mieszkali w jednym miejscu. A jeśli te jednakowe słowa oznaczają, że wszyscy myśleli – lub byli zmuszeni myśleć – tak samo? To zaś naruszałoby wolność daną każdemu człowiekowi i jego indywidualność. Poparciem tego punktu widzenia jest fakt, iż jest to pierwsze miejsce w Biblii, w którym nie pojawia się ani jedno ludzkie imię. Przed historią wieży Babel i po niej Biblia z imienia wymienia konkretnych ludzi i ich rody. W tej opowieści nie ma żadnej jednostki. Jest tylko zbiorowość. Tak jakby ludzkość zatraciła swój indywidualny charakter i stała się homogenicznym, anonimowym tworem. Tymczasem Bóg mówi do człowieka: „Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim!” (Iz 43, 1). W innym miejscu u Izajasza (49, 1) czytamy: „Powołał Mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię”. Jezus Chrystus w przypowieści o dobrym pasterzu mówi, iż on „woła swoje owce po imieniu”. Podobnie dzieje się z Zacheuszem – widząc go siedzącego na drzewie, Jezus nie woła anonimowo „człowieku, zejdź”, ale „Zacheuszu, pośpiesz się, zejdź, dzisiaj bowiem trzeba Mi pozostać w domu twoim” (Łk 19, 5). On, Syn Boży, Bóg, zna imię tego konkretnego człowieka i to do tego konkretnego człowieka chce przyjść.
Każdy z nas ma imię. Jest jednostką, a nie anonimowym członkiem jakiejś społeczności. Każdy z nas od Boga otrzymał jakieś konkretne dary, nie zawsze takie same jak inni. „Jest rozmaitość darów łaski, lecz jeden jest Duch. I jest rozmaitość służb, ale jeden Pan. I jest rozmaitość działań, ale jeden jest Bóg, czyniący wszystko we wszystkim. Wszystko to sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając [władzą] z osobna każdemu, jak chce. Wy zaś jesteście Ciałem Chrystusa, a z osobna członkami” (1 Kor 12, 4-6; 10; 27).
Nikt z nas dla Boga nie jest nieistotny jako jednostka i nie jest anonimowy. Bóg jest Bogiem relacji, a relację nawiązują dwie konkretne osoby, w tym przypadku Bóg – i pojedynczy człowiek.
„Kiedy ludzie są anonimowi, zostają pozbawieni znaczenia. Jeśli nikt nie jest kimś szczególnym, kogo obchodzi, jaki spotyka go los? Próba unicestwienia ludzkiej indywidualności jest atakiem na Boga. Teologia żydowska twierdzi, że każda jednostka, każdy człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga oraz że nasza indywidualność i niepowtarzalność stanowią znaczną część tego, co Bóg w nas ceni” (S. Held).
Bojaźń Boża to nie tylko świadomość własnej małości przed obliczem Wszechmogącego Boga. To nie tylko głęboki pokłon w cerkwi, padnięcie na kolana przed ikoną. Nie tylko zasłuchanie się czy zanurzenie w modlitwie. Nie tylko czytanie Pisma Świętego, akatystu czy Ojców. „To należało czynić” - ale „i tamtego nie pomijać” (Mt 23, 23). Nie możemy Boga ograniczyć tylko do przestrzeni sakralnej, do tego, co nam pasuje, co nam wydaje się godne.
Bojaźń Boża to przede wszystkim uznanie, że Bóg jest „wszystkim we wszystkim” (1 Kor 15, 28). To traktowanie z szacunkiem wszystkiego, co od Niego pochodzi, a co otrzymujemy jako dar. To dostrzeganie Go w otaczającym nas świecie przyrody, ale i w drugim człowieku, także tym znacznie odmiennym.
Mieć bojaźń przed Bogiem w każdym człowieku – to jednocześnie chyba najtrudniejsze zadanie, jakie zostało nam powierzone. Wydaje się wręcz, że ponad nasze siły, zwłaszcza w dzisiejszym świecie. Jednak „starczy ci łaska moja. Moc bowiem moja w słabości się doskonali” (2 Kor 12, 9). To w Bogu jest siła, której potrzebujemy, by stawać się jak On. Nawet jeśli upadamy, jeśli słabniemy, jeśli jest nam ciężko pokonać opór i uprzedzenia, to przecież „tam zaś, gdzie grzech się zwielokrotnił, tam też i łaska obficiej się pomnożyła” (Rz 5, 20).
Bóg nigdy nie zostawia nas samych. Bóg nikogo nie zostawia samego, choćby nie wiem jak zły i grzeszny był. „Gdy bowiem jeszcze byliśmy bezsilni, Chrystus umarł za bezbożnych w oznaczonym czasie. Z trudem bowiem umrze ktoś za sprawiedliwego, za dobrego łatwiej może ktoś odważy się umrzeć. A Bóg ukazuje swoją miłość ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł” (Rz 5, 6-8).
Za wszystkich, nie tylko za wybranych. I tak, każdy decyduje za siebie, każdy sam musi nawiązać relację z Bogiem, uznać Go swoim Panem i Zbawicielem. Jednak czasem potrzebna jest pomoc innego człowieka, jego przykład, jego bezinteresowność, jakieś świadectwo miłości i dobroci. Coś, co buduje twoje poczucie, że jesteś ważny, że komuś na tobie zależy. Że jesteś kimś, kto ma swoje imię zapisane w Bożej księdze życia – i że w tobie także mieszka Bóg, Którego ktoś inny w tobie dostrzega.
Mieć bojaźń przed Bogiem w każdym człowieku i okazywać to – to chyba najważniejsze, co dla innych możemy niekiedy uczynić.
Gabriel Szymczak
fotografia: levangabechava /orthphoto.net/