publicystyka: Dążenie do ujrzenia Jezusa
kuchnia muzyka sklep ogłoszenia wydarzenia fotogalerie

Dążenie do ujrzenia Jezusa

igumen Gabriel (tłum. Gabriel Szymczak), 02 lutego 2025

Dzisiaj, gdy stoimy u progu Wielkiego Postu, Kościół daje nam w ewangelicznej historii Zacheusza ikonę wielkopostnej podróży, która nas czeka. Jest to właśnie ikona, ponieważ wszystko dzieje się jakby w mgnieniu oka, jako jeden obraz przesuwający się przed naszymi oczami. Nie słyszymy nic o przeszłości Zacheusza, a po tych kilku krótkich wersetach nie pojawia się on już nigdy więcej na kartach Nowego Testamentu. Właściwie słyszymy o nim tylko w Ewangelii wg św. Łukasza. Jednak pomimo swojej zwięzłości ten fragment Ewangelii zawiera w sobie całą opowieść o zbawieniu.

Zacheusz był przełożoym celników. Celnicy - poborcy podatków w Cesarstwie Rzymskim - byli uważani przez naród żydowski za najniższych z najniższych. Nie tylko dlatego, że zdradzili swój własny lud, stając się urzędnikami znienawidzonej okupacji rzymskiej. Nie tylko dlatego, że wzbogacili się, żerując na biednych, słabych i bezbronnych, otwarcie dopuszczając się kradzieży i wymuszeń wśród swoich sąsiadów i krewnych. Nie, byli uważani za obrzydliwość przede wszystkim dlatego, że aby zostać urzędnikami Cesarstwa Rzymskiego, musieli dobrowolnie składać pogańskie przysięgi i pogańskie ofiary. W zamian za ulotne bogactwa tego życia, dobrowolnie zdradzili swojego Boga, swój lud i własne dusze.

Historia z Ewangelii wyraźnie pokazuje niewypowiedziane współczucie naszego Zbawiciela. Nawet zanim Zacheusz pokazał jakikolwiek znak skruchy, Pan nie tylko nim nie pogardzał, ale nawet był gotów dobrowolnie wziąć na siebie wielki wstyd przed ludem Izraela, jedząc i przebywając w domu Zacheusza. Zaprawdę Pan nikogo nie porzuca jako straconego - nawet tych, którzy celowo i świadomie Go zdradzili i odcięli się od swojego boskiego dziedzictwa jako „potomstwa Abrahama i dziedziców według obietnicy”. Taka jest nadzieja i moc pokuty, którą Kościół stawia nam przed oczami w tę ostatnią niedzielę przed otwarciem Triodionu Wielkopostnego i rozpoczęciem „Czasu Pokuty”.

I naprawdę my wszyscy - zwłaszcza ci z nas, którzy odziani są w szaty mnisze - zdradziliśmy i nadal zdradzamy nasze wzniosłe i boskie powołanie, nieustannie zwracając się ku próżnym bogactwom tego życia (jakąkolwiek konkretną formę mogą one przybrać w każdym z naszych grzesznych serc). Jak ostrzega nas, mnichów, Abba Doroteusz: „Myślimy, że porzuciwszy świat i przyszedłszy do klasztoru, porzuciliśmy wszystko, co światowe; ale i tutaj, wobec rzeczy bez znaczenia, jesteśmy przepełnieni przywiązaniami do świata”. Ukrzyżowaliśmy siebie dla świata, a jednak nie ukrzyżowaliśmy świata dla siebie. My, mnisi, o wiele bardziej niż ci, którzy żyją w świecie, nie mamy wymówki w naszej miłości do ulotnych rzeczy tego życia - jednak wszyscy upadamy wiele, wiele razy każdego dnia.

To jest tragiczne, a jednak nigdy nie wyjdziemy poza zasięg naszych własnych słabości, dopóki jesteśmy na tej ziemi. Jak powiedział apostoł Jakub: wszyscy potykamy się w wielu rzeczach. Każde z tych potknięć ma w sercu bałwochwalstwo; w każdym upadku poświęcamy jednemu z naszych bożków cząstkę naszych dusz, która słusznie należy do Boga. A jednak, chociaż On widzi wyraźniej niż my naszą głęboką nieczystość i niewdzięczność, Pan nie odrzuca nas tak, jak my odrzuciliśmy Jego. Nadal przychodzi do nas - i nawet teraz przychodzi do nas w Świętych Darach, które mają zostać poświęcone - przychodzi, aby zamieszkać z nami w niegodnym i zaniedbanym domu naszej duszy, przychodzi „by szukać i zbawić tego, który zginął”.

Widząc to, musimy wszyscy jak Zacheusz pospieszyć, aby zejść i przygotować miejsce dla Pana. Jak uczą nas Święci Ojcowie, „zejść” oznacza upokorzyć się, co jest absolutnie niezbędnym warunkiem wstępnym do jakiegokolwiek dzieła cnoty. Gdyby Zacheusz nie zszedł i nie upokorzył się, to niewątpliwie byłby pełen próżnej chwały i samozadowolenia z powodu tak wielkiego czynu, jakim było rozdanie tak wielu dóbr ubogim — i przez to straciłby Chrystusa, który „pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje”.

Te uczynki cnoty są jednak nadal bardzo konieczne, zwłaszcza - jak pokazuje Zacheusz - te cnoty, które sprzeciwiają się namiętnościom najsilniejszym w nas samych. Jest duchowym prawem, że jeśli nie postępujemy w cnocie, to popadamy z powrotem w grzech - i w konsekwencji odchodzimy od obecności Pana. Jednak na początku tej wielkopostnej podróży absolutnie konieczne jest przypomnienie sobie, że wszelka cnota, wszelka asceza i wszelka pobożność będą służyć tylko naszemu potępieniu, jeśli nie będą oparte na szczerym dążeniu do pokory.

Ale nawet bardziej niż to wszystko, jest jeden aspekt dzisiejszej ewangelicznej historii, którego musimy się nauczyć bezbłędnie, aby właściwie rozpocząć naszą wielkopostną walkę. Co się stało z Zacheuszem, że dokonała się tak wielka zmiana w jego duszy? Co nie tylko spowodowało szczerą skruchę za jego dawne czyny, ale także napełniło jego serce tęsknotą za lepszą drogą życia niż zdrady i nieuczciwie zdobywany zysk? Co zainspirowało go na samym początku do wyobrażenia sobie, że tak wielka zmiana była możliwa dla kogoś takiego jak on?

Odpowiedź jest całkiem prosta: dostrzegł Chrystusa. Nie wiemy, co działo się w jego sercu do tego czasu, ale wiemy, że kiedy ujrzał Chrystusa, wszystko się zmieniło. Jego życie zostało natychmiast i na zawsze przemienione. Chociaż nie dotknęły go uzdrawiające ręce Zbawiciela, chociaż nadal był oddzielony od Pana przez tłum - to znaczy przez swoje liczne grzechy i namiętności - niemniej jednak ten jeden krótki rzut oka na Chrystusa, Którego dostrzegł ze szczytu sykomory, wystarczył, aby odnowić i odtworzyć jego serce.

I chociaż wszyscy stojący tutaj zdradziliśmy naszego Boga jak Zacheusz, to jednak wszyscy z nas również, przynajmniej raz w życiu - być może tylko przez krótką i ulotną chwilę - dostrzegliśmy Chrystusa. Niektórzy z nas mogą mieć łaskę, aby często dostrzegać Jego obecność. Inni mogą doświadczać takich chwil łaski tylko rzadko. Ale cokolwiek nam dano - to wystarczy. To wystarczy, dopóki całe nasze życie będzie dążeniem (nawet jeśli przez ciągłe porażki), by być wiernym Temu, Którego spotykamy w tych zbawczych spotkaniach, i by oczyścić - na ile jesteśmy w stanie - dom naszego serca, wiedząc, że On przyjdzie ponownie pod koniec wieków, by pozostać tam na zawsze.

To jest prawdziwe znaczenie ascezy Zacheusza, jego całkowitego wyrzeczenia się całego jego poprzedniego życia. To właśnie doprowadziło go do śmierci jako świętego męczennika. I tak samo musi być również z nami - w tym okresie Wielkiego Postu i przez cały okres naszego życia na tej ziemi. Cała sprawiedliwość i cały ascetyzm na świecie nie przyniosą nam niczego, jeśli w naszym sercu będzie coś innego niż żywa i zbawcza obecność naszego Pana i Boga, i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, Któremu cześć i chwała wraz z Jego Ojcem, Który jest bez początku, i Jego najświętszym, dobrym i życiodajnym Duchem, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.
 
igumen Gabriel (tłum. Gabriel Szymczak)

za: Remembering Sion

fotografia: marian_do /orthphoto.net/