Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Społeczeństwo i jego demony
igumen Gabriel (tłum. Gabriel Szymczak), 05 lutego 2025
„Najsprytniejszą sztuczką diabła jest przekonanie cię, że on nie istnieje” – Charles Baudelaire, 1864
W ciągu ostatniej dekady powszechnie zaobserwowano, że społeczeństwo amerykańskie jest bardziej podzielone niż w jakimkolwiek innym okresie w naszej historii od czasów wojny secesyjnej. Niezliczone badania, ankiety i artykuły opiniotwórcze zostały opracowane w celu analizy i wyjaśnienia tego smutnego stanu rzeczy. Winą obarczano wiele spraw: powszechność dezinformacji, manipulacje algorytmów mediów społecznościowych, erozję zaufania instytucjonalnego, epidemię samotności i izolacji, upolitycznienie niemal każdego aspektu współczesnego życia.
W wielu takich teoriach z pewnością jest sporo prawdy. Ale mimo to one mogą wyjaśnić problem tylko do pewnego stopnia. Nawet najgłębsza krytyka kulturowa naszych czasów prawie nigdy nie dociera do poziomu duchowego - a poziom duchowy jest jedynym poziomem, na którym ostatecznie znajduje się prawda. Kryzys, z którym mierzy się nasz naród, ma wiele aspektów, ale mimo to w swojej istocie pozostaje niezaprzeczalnie duchowy. Niestety, nasze społeczeństwo uznało sprawy duchowe za „niedostępne” dla życia publicznego, więc od dawna nie podejmuje żadnych poważnych prób szukania tam odpowiedzi. Nawet my, chrześcijanie, zbyt często nie szukamy prawdy duchowej, kiedy nie jest to niedzielny poranek.
A zatem, jeśli chodzi o pytanie o przyczyny naszego podziału, istnieje jedna odpowiedź, do której wszystkie badania, ankiety i artykuły opiniotwórcze na świecie prawie na pewno się nie zbliżą - a jednak może ona wyjaśnić to tragiczne zjawisko dokładniej niż jakakolwiek inna: nie wierzymy już w demony.
Dla większości ludzi ta odpowiedź prawie na pewno zabrzmi więcej niż trochę dziwacznie. Ale jeśli będziemy gotowi wyjść poza wąskie granice naszego współczesnego sceptycyzmu, myślę, że zacznie to mieć coraz większy sens.
Przez całą historię ludzkości istnienie złych duchów było czymś tak oczywistym, że jest praktycznie uniwersalną stałą w każdej znanej religii i cywilizacji. Ludzkość zawsze wyczuwała obecność istot duchowych wypełnionych złośliwością i złem. I niezależnie od tego, czy my, współcześni ludzie, uważamy, że to uniwersalne ludzkie doświadczenie zostało ukształtowane przez bezpodstawne przesądy, czy nie, faktem pozostaje, że doświadczenie to jest niezaprzeczalne. Od zarania dziejów czuliśmy siły zła czające się wokół nas.
I nadal odczuwamy to zło. W rzeczywistości, pomimo całego naszego racjonalistycznego sceptycyzmu, myślę, że odczuwamy je teraz silniej niż kiedykolwiek. Ponieważ dopiero w czasach nowożytnych mit postępu zakorzenił się tak całkowicie w ludzkim sercu; dopiero teraz - wzmocniona cudami technologicznymi, które mnożą się wokół nas niemal z godziny na godzinę - utopijna fantazja ustanowienia nieba na ziemi wydawała się tak bardzo w naszym zasięgu. Ale nasze przekonanie, że Raj może być tuż za rogiem, tylko bardziej boleśnie uświadamia nam, że jakoś jeszcze nie dotarliśmy do tego zakrętu. Chociaż jesteśmy otoczeni pozornie niepodważalnymi dowodami na to, że świat jest wyraźnie przeznaczony do stawania się coraz lepszym, doskonalszym i bardziej sprawiedliwym, mimo to niezaprzeczalna obecność wokół nas złej woli, nienawiści i zła pozostaje.
Jak więc współczesny człowiek godzi to wszystko ze sobą? Jeśli świat duchowy jest tylko przesądem, a świat materialny jest tylko materią, to gdzie można znaleźć ukryte siły zła - wystarczająco silne, aby opóźnić (przynajmniej na jakiś czas) nieunikniony marsz postępu?
Może być tylko jedna odpowiedź: w ludziach. W sobie nawzajem. W naszych braciach i siostrach, naszych krewnych i rodakach, naszej rodzinie i przyjaciołach. Jeśli odrzucimy przekonanie, że nasi wrogowie są istotami duchowymi, to jedynymi wrogami, którzy pozostaną, będą istoty ludzkie. I tak, gdy nieuchronnie stajemy w obliczu wszelkiego zła, tragedii i bólu życia na tym świecie, obwiniamy za to wszystko siebie nawzajem. Konserwatyści obwiniają liberałów, a liberałowie obwiniają konserwatystów; Amerykanie obwiniają Rosjan, a Rosjanie obwiniają Amerykanów; sekularyści obwiniają chrześcijan, a chrześcijanie obwiniają sekularystów. Nie wierzymy w demony, więc czynimy je z siebie nawzajem. A same demony się radują.
Tak, my, chrześcijanie, również jesteśmy winni. Ponieważ - chociaż możemy być bardziej skłonni niż inni do intelektualnego uznania istnienia demonów - większość z nas tak naprawdę nie żyje tak, jakbyśmy wierzyli, że są prawdziwe - lub przynajmniej nie żyjemy tak, jakby miały cokolwiek wspólnego z naszym życiem. W jakiś sposób pomijamy fakt, że Chrystus w praktycznie całej Ewangelii walczy z diabłem i jego sługami. W jakiś sposób ignorujemy niezliczone tomy, w których Święci Ojcowie nas pouczają i ostrzegają - bardzo obszernie i z ogromnymi szczegółami - przed wieloma sztuczkami i podstępami naszych duchowych wrogów. I tak też my, podobnie jak niewierzący, w jakiś sposób zapominamy o naszych prawdziwych wrogach i odwracamy się od nich, i kierujemy ku sobie nawzajem swój coraz większy gniew, potępienie i pogardę.
Jak łatwo zapominamy o słowach św. Józefa z Optiny: „Gorliwość, która pragnie wykorzenić wszelkie zło, jest w rzeczywistości najgorszym złem”. Jak łatwo ignorujemy słowa naszego Zbawiciela: „Ja zaś mówię wam, abyście nie przeciwstawiali się złu” (Mt 5,39). Jak łatwo nasze serca przywierają raczej do fantazji, przed którą ostrzegał nas Sołżenicyn: „Gdyby tylko gdzieś byli źli ludzie, którzy podstępnie popełniają złe uczynki, i gdyby można było tylko oddzielić ich od reszty z nas i zniszczyć”.
Ile osób z rasy ludzkiej żyje teraz tak, jakby ta fantazja była prawdą!
Ale chociaż tak wielki człowiek jak Sołżenicyn może obnażyć okropności kryjące się za naszym wypaczonym sposobem myślenia i postrzegania świata, to tylko święci mogą pokazać nam drogę do jego przezwyciężenia: drogę prawdziwej chrześcijańskiej miłości. I dlatego nie mogę wymyślić lepszego przepisu na chorobę, która nas dotyka, niż słowa św. Porfiriusza ze Zranionych miłością:
„Kiedy ktoś nas w jakikolwiek sposób rani, czy to oszczerstwami, czy zniewagami, powinniśmy myśleć o nim jako o naszym bracie, który został schwytany przez wroga. Padł ofiarą wroga. Dlatego musimy mieć dla niego współczucie i błagać Boga, aby okazał miłosierdzie zarówno nam, jak i jemu, a Bóg pomoże obu. Jeśli jednak jesteśmy napełnieni gniewem na niego, wróg skoczy od niego do nas i wyszydzi nas obu. Osoba, która potępia innych, nie kocha Chrystusa. Winny jest nasz egoizm. Stąd bierze się potępianie innych. Pozwólcie, że podam mały przykład.
Załóżmy, że ktoś jest zupełnie sam na pustyni. Nagle słyszy głos wołający w rozpaczy w oddali. Podąża za dźwiękiem i staje przed przerażającym widokiem: tygrys chwycił człowieka i szarpie go pazurami. Człowiek rozpaczliwie woła o pomoc. Za kilka minut zostanie rozszarpany na strzępy. Co może zrobić ta osoba, aby pomóc? Czy może pobiec do niego? Jak? To niemożliwe. Czy może wołać o pomoc? Kto go usłyszy? Nie ma nikogo w zasięgu słuchu. Czy powinien może podnieść kamień i rzucić nim w człowieka, aby go dobić? „Z pewnością nie” – powiedzielibyśmy. Ale to właśnie może się zdarzyć, jeśli nie zdamy sobie sprawy, że druga osoba, która źle się wobec nas zachowuje, została schwytana przez tygrysa, diabła. Nie zdajemy sobie sprawy, że kiedy reagujemy na taką osobę bez miłości, to tak jakbyśmy rzucali kamieniami w jej rany i w związku z tym wyrządzamy jej wielką krzywdę, a „tygrys” rzuca się na nas, a my robimy to samo co on, a nawet gorzej. Jaką miłość mamy zatem do naszego bliźniego, a co ważniejsze, do Boga?
Powinniśmy odczuwać złośliwość drugiej osoby jako chorobę, która ją dręczy i której nie potrafi się pozbyć. Dlatego powinniśmy patrzeć na naszych braci z sympatią i zachowywać się wobec nich z uprzejmością, powtarzając w naszych sercach z prostotą modlitwę „Panie Jezu Chryste” [tj. Modlitwę Jezusową], aby łaska Boża wzmocniła naszą duszę i abyśmy nie osądzali nikogo. Powinniśmy traktować wszystkich ludzi jak świętych. Wszyscy nosimy w sobie to samo „stare ja”. Nasz bliźni, kimkolwiek jest, jest „ciałem z naszego ciała”; jest naszym bratem i według św. Pawła nikomu nic nie jesteśmy winni, poza tym, abyśmy się wzajemnie miłowali (Rz 13, 8). Nigdy nie możemy osądzać innych, ponieważ nikt nigdy nie nienawidził własnego ciała (Ef 5,29)...
W sferze Ducha Bożego wszystko jest inne. Tutaj usprawiedliwia się wszystko w zachowaniu innych. Wszystko!… Dogłębniej badaj wszystko i nie traktuj rzeczy powierzchownie.”
Niech każdy z nas uważnie posłucha słów tego wielkiego i świętego człowieka. Niech każdy z nas bardzo uważa, aby pamiętać, że prawdziwy chrześcijanin nie ma żadnych wrogów na tej ziemi, a jedynie braci i siostry cierpiących na te same przypadłości, które również nas torturują. Niech każdy z nas stara się żyć zawsze według słów naszego Zbawiciela: „Po tym poznają wszyscy, że Moimi uczniami jesteście, iż miłość będziecie mieli jedni do drugich” (J 13, 35). Amen.
Albowiem walka nasza nie jest przeciw krwi i ciału, lecz przeciw zwierzchnościom, przeciw władzom, przeciw władcom świata ciemności tego wieku, przeciw duchom nieprawości w przestworzach podniebnych. (Ef 6, 12)
igumen Gabriel (tłum. Gabriel Szymczak)
za: Remembering Sion
fotografia: jarek1 /orthphoto.net/
W ciągu ostatniej dekady powszechnie zaobserwowano, że społeczeństwo amerykańskie jest bardziej podzielone niż w jakimkolwiek innym okresie w naszej historii od czasów wojny secesyjnej. Niezliczone badania, ankiety i artykuły opiniotwórcze zostały opracowane w celu analizy i wyjaśnienia tego smutnego stanu rzeczy. Winą obarczano wiele spraw: powszechność dezinformacji, manipulacje algorytmów mediów społecznościowych, erozję zaufania instytucjonalnego, epidemię samotności i izolacji, upolitycznienie niemal każdego aspektu współczesnego życia.
W wielu takich teoriach z pewnością jest sporo prawdy. Ale mimo to one mogą wyjaśnić problem tylko do pewnego stopnia. Nawet najgłębsza krytyka kulturowa naszych czasów prawie nigdy nie dociera do poziomu duchowego - a poziom duchowy jest jedynym poziomem, na którym ostatecznie znajduje się prawda. Kryzys, z którym mierzy się nasz naród, ma wiele aspektów, ale mimo to w swojej istocie pozostaje niezaprzeczalnie duchowy. Niestety, nasze społeczeństwo uznało sprawy duchowe za „niedostępne” dla życia publicznego, więc od dawna nie podejmuje żadnych poważnych prób szukania tam odpowiedzi. Nawet my, chrześcijanie, zbyt często nie szukamy prawdy duchowej, kiedy nie jest to niedzielny poranek.
A zatem, jeśli chodzi o pytanie o przyczyny naszego podziału, istnieje jedna odpowiedź, do której wszystkie badania, ankiety i artykuły opiniotwórcze na świecie prawie na pewno się nie zbliżą - a jednak może ona wyjaśnić to tragiczne zjawisko dokładniej niż jakakolwiek inna: nie wierzymy już w demony.
Dla większości ludzi ta odpowiedź prawie na pewno zabrzmi więcej niż trochę dziwacznie. Ale jeśli będziemy gotowi wyjść poza wąskie granice naszego współczesnego sceptycyzmu, myślę, że zacznie to mieć coraz większy sens.
Przez całą historię ludzkości istnienie złych duchów było czymś tak oczywistym, że jest praktycznie uniwersalną stałą w każdej znanej religii i cywilizacji. Ludzkość zawsze wyczuwała obecność istot duchowych wypełnionych złośliwością i złem. I niezależnie od tego, czy my, współcześni ludzie, uważamy, że to uniwersalne ludzkie doświadczenie zostało ukształtowane przez bezpodstawne przesądy, czy nie, faktem pozostaje, że doświadczenie to jest niezaprzeczalne. Od zarania dziejów czuliśmy siły zła czające się wokół nas.
I nadal odczuwamy to zło. W rzeczywistości, pomimo całego naszego racjonalistycznego sceptycyzmu, myślę, że odczuwamy je teraz silniej niż kiedykolwiek. Ponieważ dopiero w czasach nowożytnych mit postępu zakorzenił się tak całkowicie w ludzkim sercu; dopiero teraz - wzmocniona cudami technologicznymi, które mnożą się wokół nas niemal z godziny na godzinę - utopijna fantazja ustanowienia nieba na ziemi wydawała się tak bardzo w naszym zasięgu. Ale nasze przekonanie, że Raj może być tuż za rogiem, tylko bardziej boleśnie uświadamia nam, że jakoś jeszcze nie dotarliśmy do tego zakrętu. Chociaż jesteśmy otoczeni pozornie niepodważalnymi dowodami na to, że świat jest wyraźnie przeznaczony do stawania się coraz lepszym, doskonalszym i bardziej sprawiedliwym, mimo to niezaprzeczalna obecność wokół nas złej woli, nienawiści i zła pozostaje.
Jak więc współczesny człowiek godzi to wszystko ze sobą? Jeśli świat duchowy jest tylko przesądem, a świat materialny jest tylko materią, to gdzie można znaleźć ukryte siły zła - wystarczająco silne, aby opóźnić (przynajmniej na jakiś czas) nieunikniony marsz postępu?
Może być tylko jedna odpowiedź: w ludziach. W sobie nawzajem. W naszych braciach i siostrach, naszych krewnych i rodakach, naszej rodzinie i przyjaciołach. Jeśli odrzucimy przekonanie, że nasi wrogowie są istotami duchowymi, to jedynymi wrogami, którzy pozostaną, będą istoty ludzkie. I tak, gdy nieuchronnie stajemy w obliczu wszelkiego zła, tragedii i bólu życia na tym świecie, obwiniamy za to wszystko siebie nawzajem. Konserwatyści obwiniają liberałów, a liberałowie obwiniają konserwatystów; Amerykanie obwiniają Rosjan, a Rosjanie obwiniają Amerykanów; sekularyści obwiniają chrześcijan, a chrześcijanie obwiniają sekularystów. Nie wierzymy w demony, więc czynimy je z siebie nawzajem. A same demony się radują.
Tak, my, chrześcijanie, również jesteśmy winni. Ponieważ - chociaż możemy być bardziej skłonni niż inni do intelektualnego uznania istnienia demonów - większość z nas tak naprawdę nie żyje tak, jakbyśmy wierzyli, że są prawdziwe - lub przynajmniej nie żyjemy tak, jakby miały cokolwiek wspólnego z naszym życiem. W jakiś sposób pomijamy fakt, że Chrystus w praktycznie całej Ewangelii walczy z diabłem i jego sługami. W jakiś sposób ignorujemy niezliczone tomy, w których Święci Ojcowie nas pouczają i ostrzegają - bardzo obszernie i z ogromnymi szczegółami - przed wieloma sztuczkami i podstępami naszych duchowych wrogów. I tak też my, podobnie jak niewierzący, w jakiś sposób zapominamy o naszych prawdziwych wrogach i odwracamy się od nich, i kierujemy ku sobie nawzajem swój coraz większy gniew, potępienie i pogardę.
Jak łatwo zapominamy o słowach św. Józefa z Optiny: „Gorliwość, która pragnie wykorzenić wszelkie zło, jest w rzeczywistości najgorszym złem”. Jak łatwo ignorujemy słowa naszego Zbawiciela: „Ja zaś mówię wam, abyście nie przeciwstawiali się złu” (Mt 5,39). Jak łatwo nasze serca przywierają raczej do fantazji, przed którą ostrzegał nas Sołżenicyn: „Gdyby tylko gdzieś byli źli ludzie, którzy podstępnie popełniają złe uczynki, i gdyby można było tylko oddzielić ich od reszty z nas i zniszczyć”.
Ile osób z rasy ludzkiej żyje teraz tak, jakby ta fantazja była prawdą!
Ale chociaż tak wielki człowiek jak Sołżenicyn może obnażyć okropności kryjące się za naszym wypaczonym sposobem myślenia i postrzegania świata, to tylko święci mogą pokazać nam drogę do jego przezwyciężenia: drogę prawdziwej chrześcijańskiej miłości. I dlatego nie mogę wymyślić lepszego przepisu na chorobę, która nas dotyka, niż słowa św. Porfiriusza ze Zranionych miłością:
„Kiedy ktoś nas w jakikolwiek sposób rani, czy to oszczerstwami, czy zniewagami, powinniśmy myśleć o nim jako o naszym bracie, który został schwytany przez wroga. Padł ofiarą wroga. Dlatego musimy mieć dla niego współczucie i błagać Boga, aby okazał miłosierdzie zarówno nam, jak i jemu, a Bóg pomoże obu. Jeśli jednak jesteśmy napełnieni gniewem na niego, wróg skoczy od niego do nas i wyszydzi nas obu. Osoba, która potępia innych, nie kocha Chrystusa. Winny jest nasz egoizm. Stąd bierze się potępianie innych. Pozwólcie, że podam mały przykład.
Załóżmy, że ktoś jest zupełnie sam na pustyni. Nagle słyszy głos wołający w rozpaczy w oddali. Podąża za dźwiękiem i staje przed przerażającym widokiem: tygrys chwycił człowieka i szarpie go pazurami. Człowiek rozpaczliwie woła o pomoc. Za kilka minut zostanie rozszarpany na strzępy. Co może zrobić ta osoba, aby pomóc? Czy może pobiec do niego? Jak? To niemożliwe. Czy może wołać o pomoc? Kto go usłyszy? Nie ma nikogo w zasięgu słuchu. Czy powinien może podnieść kamień i rzucić nim w człowieka, aby go dobić? „Z pewnością nie” – powiedzielibyśmy. Ale to właśnie może się zdarzyć, jeśli nie zdamy sobie sprawy, że druga osoba, która źle się wobec nas zachowuje, została schwytana przez tygrysa, diabła. Nie zdajemy sobie sprawy, że kiedy reagujemy na taką osobę bez miłości, to tak jakbyśmy rzucali kamieniami w jej rany i w związku z tym wyrządzamy jej wielką krzywdę, a „tygrys” rzuca się na nas, a my robimy to samo co on, a nawet gorzej. Jaką miłość mamy zatem do naszego bliźniego, a co ważniejsze, do Boga?
Powinniśmy odczuwać złośliwość drugiej osoby jako chorobę, która ją dręczy i której nie potrafi się pozbyć. Dlatego powinniśmy patrzeć na naszych braci z sympatią i zachowywać się wobec nich z uprzejmością, powtarzając w naszych sercach z prostotą modlitwę „Panie Jezu Chryste” [tj. Modlitwę Jezusową], aby łaska Boża wzmocniła naszą duszę i abyśmy nie osądzali nikogo. Powinniśmy traktować wszystkich ludzi jak świętych. Wszyscy nosimy w sobie to samo „stare ja”. Nasz bliźni, kimkolwiek jest, jest „ciałem z naszego ciała”; jest naszym bratem i według św. Pawła nikomu nic nie jesteśmy winni, poza tym, abyśmy się wzajemnie miłowali (Rz 13, 8). Nigdy nie możemy osądzać innych, ponieważ nikt nigdy nie nienawidził własnego ciała (Ef 5,29)...
W sferze Ducha Bożego wszystko jest inne. Tutaj usprawiedliwia się wszystko w zachowaniu innych. Wszystko!… Dogłębniej badaj wszystko i nie traktuj rzeczy powierzchownie.”
Niech każdy z nas uważnie posłucha słów tego wielkiego i świętego człowieka. Niech każdy z nas bardzo uważa, aby pamiętać, że prawdziwy chrześcijanin nie ma żadnych wrogów na tej ziemi, a jedynie braci i siostry cierpiących na te same przypadłości, które również nas torturują. Niech każdy z nas stara się żyć zawsze według słów naszego Zbawiciela: „Po tym poznają wszyscy, że Moimi uczniami jesteście, iż miłość będziecie mieli jedni do drugich” (J 13, 35). Amen.
Albowiem walka nasza nie jest przeciw krwi i ciału, lecz przeciw zwierzchnościom, przeciw władzom, przeciw władcom świata ciemności tego wieku, przeciw duchom nieprawości w przestworzach podniebnych. (Ef 6, 12)
igumen Gabriel (tłum. Gabriel Szymczak)
za: Remembering Sion
fotografia: jarek1 /orthphoto.net/