publicystyka: Wszyscy umieramy, prawda?
kuchnia muzyka sklep ogłoszenia wydarzenia fotogalerie

Wszyscy umieramy, prawda?

o. Lawrence Farley (tłum. Gabriel Szymczak), 01 stycznia 2025

„Wszyscy umieramy, prawda?” Te słowa mogłyby wyjść z ust każdego filozofa od czasów Marka Aureliusza. W rzeczywistości wyszły z ust Marilyn Monroe w ostatnim kompletnym filmie, jaki kiedykolwiek nakręciła, w „Skłóconych z życiem”, ukończonym w listopadzie 1961 roku. Jest w tym pewna poruszająca ironia, biorąc pod uwagę, że jedna z gwiazd filmu, Clark Gable, doznała zawału serca dzień po zakończeniu filmu i zmarła około dziesięciu dni później. Sama Marilyn zmarła z powodu przypadkowego przedawkowania półtora roku później.

W filmie Marilyn grała niedawno rozwiedzioną Roslyn i tańczyła z wdowcem, Guido, granym przez Eliego Wallacha. Marilyn/Roslyn komentuje, że on tańczy bardzo dobrze i że szkoda, że jego żona nigdy nie dowiedziała się, jak dobrze potrafi tańczyć, a także, że szkoda, że nie nauczył żony tańczyć przed śmiercią. „Do pewnego stopnia”, powiedziała mu, „może byliście sobie obcy”. Kiedy zaczął się obrażać, powiedziała: „Nie bądź zły. Miałam na myśli tylko to, że gdybyś ją kochał, mógłbyś ją wszystkiego nauczyć”. Wisząc mu na ramieniu, wyszeptała: „Wszyscy umieramy, prawda? I nie uczymy się siebie nawzajem tego, co naprawdę wiemy”.

To ponadczasowe uczucie. Przechodzimy przez życie, traktując wszystko jak pewnik, tracąc okazje do wyrażenia miłości, która powinna zostać wyrażona, nie rozpoznając, że każdy i wszystko wokół nas jest darem zesłanym nam z góry przez Ojca świateł. Pędzimy przez dni, miesiące i lata, pochłonięci przeciętnością chwili obecnej, z oczami skupionymi na smartfonach, nieświadomi światła, które świeci w każdej twarzy i rozświetla każdą chwilę. Zbyt często dopiero wtedy, gdy jest za późno, uświadamiamy sobie wielkość tego, co nam dano, i wielkość tego, co odrzuciliśmy i straciliśmy na zawsze.

Powinniśmy posłuchać Marilyn. Gdybyśmy naprawdę kochali tych wokół nas i byli wrażliwi na ulotny dar czasu, to rzeczywiście byśmy się nawzajem uczyli, dzieląc się miłością, którą czujemy, aby miłość się podwoiła, i dzieląc się bólem, który czujemy, aby ból ten zmniejszył się o połowę. Jednym z największych grzechów jest niewdzięczność, nie tylko wobec Boga, ale także wobec naszej rodziny i przyjaciół. Tak łatwo traktujemy siebie nawzajem jak coś oczywistego i skupiamy się na tym, co ulotne, i nigdy nie wypowiadamy słów, które zdecydowanie powinny zostać wypowiedziane.

W Chrystusie jednak jest przebaczenie, uzdrowienie i odnowa. Jeśli jesteśmy w Chrystusie, nawet nasze błędy, głupoty, grzechy i krzywdy, które wyrządzamy innym, mogą zostać uzdrowione w nadchodzącym wieku. Pan obiecał otrzeć wszystkie łzy z naszych twarzy, w tym łzy, które wylewamy z powodu utraconych okazji, a w Królestwie możemy znaleźć czas i miejsce, aby ponownie wypowiedzieć utracone słowa, aby żałować za naszą zatwardziałość serca i naszą nieczułość na ulotne i uciekające okazje, czas i miejsce, aby objąć i zapłakać, i aby naprawić naszą przeszłą, przywiązaną do ziemi głupotę.

Ale to miłosierdzie w przyszłym wieku nie zaciera ani nie zmniejsza znaczenia naszych słów lub czynów w tym wieku. Paweł był do bólu szczery: „Oto teraz czas dogodny, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor 6, 2). Nie ośmielajmy się zakładać drugiej szansy ani planować „pokuty w jedenastej godzinie”. Zbyt wiele osób, które planują taką pokutę w jedenastej godzinie, umiera o 10.30 — lub odkrywa, że zatwardziły swoje serca przez długie lata odrzucania Boga tak, że taka ostateczna pokuta nie jest możliwa. W naszej młodości jedną z wielu iluzji, które przyjmujemy, jest iluzja naszej nieśmiertelności. Przechodzimy przez lata, myśląc, że nigdy nie umrzemy. Nawet gdy wiek w końcu wyprowadza nas z tej szczęśliwej iluzji, wciąż łatwo nam sobie wyobrażać, że jeszcze mamy przed sobą lata. W rzeczywistości śmierć czyha na nas wszystkich i może nas dopaść w każdej chwili. To może być uderzenie pioruna, wypadek samochodowy, katastrofa samolotu, gwałtowna strzelanina lub okrutna diagnoza lekarska - nie bez powodu Ojcowie nakazują nam codziennie pamiętać o godzinie naszej śmierci. Nasze modlitewniki dają tę samą trzeźwiącą radę, ponieważ zawierają ostatnią modlitwę przed snem, która mówi: „O Panie Jezu Chryste, Miłujący Człowieka, czy to łoże ma być moim grobem, czy też rozświetlisz moją nieszczęsną duszę światłem kolejnego dnia? Oto grób leży przede mną, a śmierć staje przede mną”.

Teraz rzeczywiście jest odpowiedni czas, dzień zbawienia. Teraz jest czas na pokutę, przebaczenie, objęcie i danie innym znać, jak wiele dla nas znaczą. Uczmy się od Ojców i z naszych modlitewników. Uczmy się nawet od drogiej Marilyn, tej świecy na wietrze. Przecież wszyscy umieramy, prawda?

o. Lawrence Farley (tłum. Gabriel Szymczak)

za: No Other Foundation

fotografia: levangabechava /orthphoto.net/