publicystyka: Przygotowanie do świąt wymaga właściwej nadziei
kuchnia muzyka sklep ogłoszenia wydarzenia fotogalerie

Przygotowanie do świąt wymaga właściwej nadziei

o. Philip Lemasters (tłum. Gabriel Szymczak), 22 grudnia 2024

Wkraczając w ostatnie dni przygotowań do świętowania Bożego Narodzenia, musimy zastanowić się, na co liczymy. Nie, nie oznacza to koncentrowania się na prezentach, które chcemy otrzymać, ani na tym, jakie pyszne jedzenie spodziewamy się zjeść podczas świątecznego spotkania. Oznacza to skupienie się na długo oczekiwanym Zbawicielu i powierzenie się Mu. Musimy pozwolić, aby nasze nadzieje na to, czego pragniemy w tym życiu, zostały zakwestionowane przez Bogoczłowieka, który nie urodził się po to, by zdobyć lub dać ziemskie moce czy osiągnąć sukces w jakimkolwiek konwencjonalnym sensie, ale aby spełnić królestwo nie z tego świata, które stoi w proroczym osądzie nawet nad naszymi najlepszymi próbami naprawienia rzeczy zgodnie z naszymi własnymi planami i pragnieniami.

Chrystus rodzi się, aby spełnić starożytne obietnice dane Abrahamowi, który „wypatrywał miasta mającego fundamenty, których budowniczym i twórcą jest Bóg”. Wiele pokoleń przygotowań do narodzin Zbawiciela nie odbywało się poprzez nieprzerwany postęp jakiegokolwiek ziemskiego miasta, królestwa czy kultury, ale przez okresy charakteryzujące się niewolnictwem, wygnaniem, niesprawiedliwością i odstępstwem. Prorok Samuel był ostatnim z sędziów Izraela ponad tysiąc lat przed narodzeniem Chrystusa. Kiedy jego synowie rządzili niesprawiedliwie, ludzie prosili o króla, aby mogli być jak inne narody. Bóg powiedział Samuelowi: „Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, lecz Mnie odrzucają jako króla nad sobą” (1 Sm 8, 7). Nie musimy wiele wiedzieć o Starym Testamencie, aby mieć pewność, że chęć upodobnienia się do innych narodów jest dokładnym przeciwieństwem tego, co Bóg zaplanował dla swojego ludu. Ich królowie nie różnili się niczym od potężnych wszystkich czasów i miejsc - włącznie z Dawidem, największym z nich, znanym z pokuty za grzechy morderstwa i cudzołóstwa. Nawet jego syn, mądry Salomon, popadł w kult fałszywych bogów. Z powodu trwającej niewierności Izraela królestwo podzieliło się na dwie części, po czym ostatecznie nastąpiło wygnanie po pokonaniu przez wrogów.

Wydarzenia te były tak ważne, że Mateusz odpowiednio opisuje genealogię Pana: „Wszystkich więc pokoleń od Abrahama do Dawida jest czternaście i od Dawida do wysiedlenia do Babilonu pokoleń czternaście, i od wysiedlenia do Babilonu do Chrystusa – pokoleń czternaście”. Prorok Daniel i trzej święci młodzieńcy Ananiasz, Azariasz i Misael poszli do niewoli babilońskiej, gdzie odmówili oddawania czci innym bogom i zostali cudownie uwolnieni od śmierci, odpowiednio w lwiej jamie i ognistym piecu. Chrystus przed swoim wcieleniem był z młodzieńcami w płomieniach. Nieskonsumowani przez ogień, stali się również obrazem Theotokos, która miała Syna Bożego w swoim łonie, nie będąc strawioną przez boską chwałę.

Ci i inni prorocy zapowiadali nadejście Chrystusa nie przez powierzenie się jakiemuś planowi zdobycia ziemskiej mocy. Przeciwnie, odmówili porzucenia nadziei w Bogu i oddania czci bożkom, nawet jeśli wydawało się pewne, że doprowadzi to do ich śmierci. Dlatego należą do tych, którzy „doświadczyli szyderstw i biczowań, ponadto więzów i więzienia, byli kamienowani, przerzynani piłą, doświadczani, umierali zabici mieczem, tułali się w owczych i kozich skórach, pozbawieni wszystkiego, uciskani, poniewierani, których nie był godny [cały] świat, błąkali się po pustyniach i górach, i jaskiniach, i szczelinach ziemi”. Zrobili tak, ponieważ żyli w oczekiwaniu spełnienia obietnicy, która nie nadejdzie za ich życia, „gdyż Bóg przewidział dla nas coś lepszego, aby bez nas nie osiągnęli doskonałości”.

Chociaż nikt dziś nie zmusza nas do wyboru między bałwochwalstwem a wiernością, często dobrowolnie czcimy bożków, gdy osadzamy sens i cel naszego życia w jakiejś wizji sukcesu w świecie, niezależnie od tego, jak szlachetny może się on wydawać. Nawet nie będąc zmuszanym do wygnania, łatwo przyzwyczajamy się do nadziei na lepsze życie w Babilonie, jakkolwiek możemy go zdefiniować. Stawiamy czoła pokusom, jak to czynili przodkowie naszego Pana i regularnie popadamy w jakąś wersję tych samych grzechów, które oni popełnili. Z jednej strony powinno to uspokajać, że genealogia Zbawiciela obejmowała osoby winne morderstwa i cudzołóstwa oraz zaangażowane w inne skandaliczne sytuacje, a także pogan. Przypominają nam, że nie przyszedł wezwać do pokuty sprawiedliwych jednego narodu, ale wszystkich grzeszników świata. Z drugiej strony burzliwa przeszłość Jego przodków powinna nam również przypominać, jak łatwo jest powierzyć się fałszywym nadziejom, które sięgają nie dalej niż grób. Nasza odpowiedzialność jest nawet większa niż tych, którzy byli przed nami, ponieważ otrzymaliśmy pełnię obietnicy. Jednak raz po raz żyjemy tak, jakby obietnica nie została spełniona, jak gdyby nie narodził się Zbawiciel.

Kiedy Syn Boży stał się człowiekiem dla zbawienia świata, nie uczynił tego ze wszystkimi pułapkami fałszywych nadziei, które zazwyczaj przyjmujemy. Nie urodził się w pałacu ani w rodzinie o wielkim bogactwie, władzy lub sławie. Z pewnością nie było grzechu w dziewiczym poczęciu naszego Pana, ale okoliczności nie były konwencjonalne. Jego nastoletnia dziewicza matka zaszła w ciążę cudem Ducha Świętego. Józef, starszy mężczyzna, z którym Theotokos została zaręczona, jako jej opiekun rozwiódłby się z nią po cichu, gdyby we śnie anioł nie powiedział mu prawdy o całej sytuacji. Żyjąc pod okupacją wojskową cesarstwa rzymskiego, rodzice Pana musieli udać się do Betlejem na spis ludności blisko chwili Jego narodzin. Tam przyszedł na świat w niewyobrażalnie trudnej sytuacji - urodził się w jaskini używanej jako stodoła, w której koryto dla zwierząt stało się Jego łóżeczkiem.

Pomimo kuszenia Go podczas całej Jego misji, by obalił Rzymian siłą i ustanowił ziemskie panowanie, nie dał się oderwać od swojego powołania do pokonania samej śmierci, co wymagało poddania się egzekucji na rzymskim krzyżu, noszenia korony cierniowej i bycia wyśmiewanym jako król Żydów. Chociaż fałszywe nadzieje Jego uczniów zostały zmiażdżone, Zbawiciel zmartwychwstał trzeciego dnia w sposób, którego nikt się nie spodziewał. Jego uczniowie nauczyli się wtedy na nowo mieć nadzieję na wypełnienie Bożych obietnic w sposób, który wymagał całkowitej zmiany umysłu i serca, ponieważ wzięli na siebie swoje krzyże, służąc królestwu nie z tego świata. Wraz z niezliczonymi pokoleniami męczenników i wyznawców odrzucili bałwochwalstwo służenia samym sobie, ponieważ nauczyli się pokładać nadzieję tylko w Panu.

W pozostałe dni przed Bożym Narodzeniem przyjmijmy radykalnie dezorientujące powołanie do nadziei w niczym i nikim innym, jak w Bogu-Człowieku, który narodził się, by uzdrowić i wypełnić wszystkich, którzy noszą boski obraz i podobieństwo. Jego ludzki rodowód pokazuje, że przyszedł po ludzi tak skonfliktowanych, zdezorientowanych i skompromitowanych jak my. Chcieli być jak inne narody i w rezultacie znosili wygnanie w obcych krajach. Wędrujemy jako obcy od wiecznej radości Jego Królestwa, ilekroć przed posłuszeństwo Jemu stawiamy służenie sobie lub jakiemukolwiek światowemu celowi. Podobnie jak dla Daniela i trzech świętych młodzieńców, nadszedł czas, abyśmy i my odmówili czczenia fałszywych bogów i zaufali, że nasz Zbawiciel nie pozostawi nas na zagładę w jaskiniach lwów i w ognistych piecach życia, w świecie zniewolonym strachem przed śmiercią. Poprzez modlitwę, post, hojność i pokutę dokończmy nasze przygotowania do przyjęcia Boga-Człowieka narodzonego dla naszego zbawienia, bo tylko On jest naszą nadzieją i nadzieją całego świata.

o. Philip Lemasters (tłum. Gabriel Szymczak)

za: Eastern Christian Insights

fotografia: jarek /orthphoto.net/