Zostań przyjacielem cerkiew.pl
U progu Bożego Narodzenia II
Eva Kyriakopoulou (tłum. Justyna Pikutin), 08 grudnia 2024
Wielkimi krokami zbliża się Boże Narodzenie, i nie obchodzimy go po to, by urozmaicić nasze życie. Co mówi nam Boże Narodzenie? Bóg stał się Człowiekiem! Jeśli zdasz sobie z tego sprawę, będziesz zaskoczony!
Boże Narodzenie: bajka czy realność?
- I obchodzimy to wydarzenie tylko raz w roku?
- Nie, tak naprawdę świętujemy je w każdej chwili naszego życia. W ten sam sposób, w każdej chwili naszego życia przeżywamy Boże Narodzenie, Zmartwychwstanie, Ukrzyżowanie i Objawienie Pańskie... Mówię o ideale. Pokorny chrześcijanin doświadcza tych wydarzeń nieustannie.
W Boże Narodzenie Bóg staje się Człowiekiem, aby człowiekowi objawić boski wymiar. Gdyby takie było racjonalne myślenie, już dawno zostałoby obalone. Mamy też świadectwa życiowego doświadczenia. Dla mnie są na równi ze światowymi odkryciami naukowymi. To są najwspanialsze chwile, jakie człowiek może przeżyć.
- Ale nie każdy i nie zawsze, prawda?
- Każdy. Ja to przeżywam. To mnie otacza. Przyjdzie też do ciebie!
- Eminencjo! Spędziłeś dwa lata na Świętej Górze, którą nazywasz „uniwersytetem serca”. Zapewne łatwiej jest tam być blisko Boga ze względu na osamotnienie i oddalenie od świata?
- Samotność bardzo pomaga! I ludzie, którzy szukają jedności z Bogiem, wybierają tę drogę. Kiedy chciałem zostać naukowcem, wybrałem uniwersytet zapewniający najlepsze warunki do osiągnięcia moich celów. W ten sam sposób ci ludzie, którzy mają powołanie do życia mniszego, znaleźli Górę Athos jako najbardziej odpowiednie miejsce. Ale przed chwilą wypowiedziałaś mądre życiowo słowa, że nawet w codziennych próbach i niepowodzeniach człowiek może zwrócić się do Boga i odnaleźć Go w nich. To też jest piękne spotkanie!
- A ile razy w życiu człowiek może doświadczyć tego wielkiego momentu spotkania z Bogiem?
- Kiedyś w chwili zwątpienia powiedziałem do pewnego inspirującego profesora medycyny (odszedł już z tego życia): „Boga nie ma”. A on zapytał: „Dlaczego?”. Odpowiedziałem: „Ponieważ nie ma chrześcijan, ludzi Boga”. Na co on powiedział: „Otwórz oczy i rozejrzyj się! Wszyscy ludzie, każda istota ludzka posiadająca zarówno wady, jak i zalety, tworzą obraz Boga i dają ci możliwość spotkania Go. Ja odnajduję Boga w moich bliźnich”.
- Te słowa, że Boga nie ma, wypowiedziałeś w chwili zwątpienia?
- Tak, przeżyłem sześć lat korzystnych wątpliwości. I nadal czasami wątpię w Boga. Lubię to, bo wiem, że dzięki zwątpieniu zbliżę się do prawdy. Pozwól, że wyjaśnię. Przychodzę do szpitala i widzę dziewczynę trochę starszą niż 20 lat, widzę jak cierpi. Obok niej są jej rodzice, wyczerpani cierpieniem. I zamiast udzielać rad na tematy religijne z zimnym sercem lub mechanicznie, mówię: „Boże! Dlaczego tak się dzieje? Na jakim świecie żyjemy?”. Nie mogę powiedzieć nic innego. I to jest to, co każdy powie w podobnej sytuacji. W takich chwilach ja również wątpię i pytam: „Gdzie jesteś, Boże?”.
- Czy później Go znajdujesz?
- Wszyscy ludzie znajdują Go w Boże Narodzenie. Jest to spotkanie z prawdziwym Bogiem. Co prawda, Żydzi oczekiwali, że Bóg przyjdzie, że zstąpi z nieba w chwale i czci, z aniołami! Ale nic takiego się nie wydarzyło. Tylko Dzieciątko w Betlejem. A o Nim nie mogli powiedzieć, że na świat przyszedł Bóg.
- Skąd wiemy, że to nie bajka, nie piękna historia z choinką, żłóbkiem i kolorowymi światełkami? To wszystko wygląda bardzo teatralnie...
- To, o czym mówisz, to niewłaściwe przeżywanie Bożego Narodzenia. Przecież niedługo po narodzinach Bożego Dzieciątka zaczęły się prześladowania i 11 milionów ludzi oddało za Niego życie. I tego już nie można nazwać „bajką”. Oddali całe swoje życie bez reszty za Niego, za Jego Zmartwychwstanie. A ja oddałem Bogu moje świeckie życie. Naprawdę myślisz, że zrobiłem to dla bajki? Nasze czasy tego nie rozumieją, Boże Narodzenie to jarmarki, jasełka i pierniki, które przyszły do nas z Zachodu, a szkoda! Boże Narodzenie to okazja do spotkania z Bogiem. A to jest o wiele cenniejsze niż nasze spotkania i rozmowy tutaj.
Bóg, w którego nie wierzę.
- Jesteś, Władyko, bardzo blisko młodzieży. Młodzi ludzie są naszą przyszłością. Wiem, że wiele osób przychodzi do ciebie, aby porozmawiać o swoich problemach. Jakie są Twoim zdaniem główne problemy dzisiejszej młodzieży?
- Chciałbym najpierw dokonać jednego sprostowania. Powiedziałaś, że jestem blisko młodzieży. Nie - jestem blisko z każdym człowiekiem! Teraz rozmawiam z tobą, nie znam cię, nie oglądam telewizji, ale przyszedłem z zaufaniem do ciebie, a nie w jakimkolwiek celu, więc teraz jestem blisko ciebie, tak jak jestem blisko tych młodych ludzi i tak samo jestem blisko umierającego starca. Uwielbiam przebywać z młodymi ludźmi, ponieważ są oni buntowniczą częścią naszego społeczeństwa (i wcale nie dlatego, że są naszą przyszłością). Wszyscy mamy przyszłość w perspektywie wieczności. Dla mnie przyszłość nie jest ziemską przyszłością. Jest to możliwość, wynikająca z ziemskiej przyszłości, do wieczności.
- Ale ziemska przyszłość jest czymś, czego naprawdę doświadczamy...
- Ja też jej doświadczam, chociaż doświadczam też innej, wiecznej przyszłości. Jeśli spojrzymy na tych młodych ludzi, zobaczymy, jak sami ich niszczymy tym, co im dajemy. Niedawno przyszedł do mnie ateista, a zarazem człowiek bardzo zaangażowany w politykę. Powiedział: „Nie wiem... moje serce otwiera się na wiarę, ale moja filozofia jest nieco inna”. Zapytałem: „Czy jesteś niewierzący?”. - „Cóż, nie, tak bym nie powiedział”. - „Szkoda”, powiedziałem. - „Dlaczego?” - „Cóż, ja jestem niewierzący”. - „Co masz na myśli? Nie rozumiem...” - „Powiem ci, w jakiego boga nie wierzę. Jeśli bogiem jest ten Kościół luksusu, prowokacji, zatwardziałego serca, hipokryzji, karierowiczostwa, chorobliwych reakcji, to też go nie akceptuję. A teraz wyobraźmy sobie miłość, o której mówi Ewangelia! Wyobraź sobie Kościół, który niczym promieniami emanuje błogosławieństwami - „Błogosławieni czystego serca... błogosławieni, którzy są prześladowani za prawdę...” - „Tak, to też tam jest...”.
Tak więc, jeśli ty, człowiek wierzący, nie możesz świadczyć o tej miłości, o tych błogosławieństwach, to lepiej milczeć. Jeśli my, duchowni, nie potrafimy tego zrobić, to lepiej „zwinąć interes”. Kiedy przychodzi do mnie młody człowiek, staram się dać mu nadzieję i perspektywę, aby mógł robić to, co przynosi mu radość, a wtedy ja będę się cieszył razem z nim. Chcę, by dzięki temu zobaczył inny wymiar życia. Z młodymi ludźmi jest to o wiele łatwiejsze niż z dorosłymi.
Liturgia - sprowadzanie Boga na ziemię
- Czy znasz młodych ludzi, którzy regularnie przychodzą do świątyni?
- Ja sam nie poszedłbym do Cerkwi, o której ludzie mówią jak o czymś żałosnym. Ludzie idą tam, gdzie jest nadzieja. Dwa lub trzy lata temu zostałem zaproszony na poświęcenie szkoły. Dzieci nie mogły się opanować, nauczyciele próbowali je uspokoić, karcili je. W końcu wszyscy się uspokoili. Kiedy poświęcenie dobiegło końca, dyrektor powiedział: „Dzisiaj gościmy metropolitę, jest on taki wspaniały, studiował na takich uczelniach i dokonał czegoś w swoim życiu”. Dzieci trochę się zainteresowały. „I jeśli się zgodzi, chcielibyśmy zaprosić go ponownie, aby poprowadził lekcję fizyki lub biologii”. Odpowiedziałem: „Dzieci, jestem bardzo wdzięczny za wasze zaufanie i byłbym bardzo szczęśliwy, gdybym mógł przyjść do was i dać wam lekcję zarówno fizyki, którą znam, jak i biologii. Ale myślę, że mogę dać wam coś więcej. Wielu innych nauczycieli może nauczyć was fizyki. Pozwólcie mi przyjść i sprawować Liturgię. Sprowadzę wam Boga na ziemię”. Dzieci zaczęły bić brawo. A ja powiedziałem do siebie: „Chyba nie zrozumiały tego, co chciałem im powiedzieć!”. Oczywiście nie wierzyły, że mogę to zrobić, ale intuicyjnie czuły, że jest to coś dobrego, coś, co im się spodoba, coś, co je pociąga.
Głównym problemem jest brak autentyczności w Cerkwi
- Jesteś przeciwko luksusowi w Cerkwi, drogim szatom liturgicznym...
- Nie osądzam nikogo. Ale uważam, że prostota uszlachetnia. Chociaż to nie luksus uniemożliwia współczesnemu człowiekowi przekroczenie progu świątyni. Nie ma ich aż tak wiele. Najważniejszy jest brak autentyczności w Cerkwi. Jest to brak autentyczności słowa. Nasze sakramenty stały się zwykłymi obrzędami.....
- Wiele razy mówiłeś, że sakramenty powinny być sprawowane za darmo, że ludzie, na przykład, nie powinni płacić za ślub.
- Czyż nie jest to oczywiste? Oto przykład: ślub. Wszyscy dają prezenty nowożeńcom: krewni, przyjaciele, sąsiedzi, bracia i siostry. Czy zatem Cerkiew nie może dać im własnego prezentu? Dlaczego więc nie otworzyć dla nich ramion w tym dniu?
Pewnego razu poszedłem na ślub znanego, wysoko postawionego człowieka. Upewnił się, że to ja będę udzielał ślubu. Poszedłem, udzieliłem ślubu z głębi serca i pobłogosławiłem nowożeńców. Nasza Metropolia rozdaje „Nowy Testament” wydrukowany przez Klasztor Vatoped w pięknym prezentowym wydaniu ze złoceniami. Dałem im ten „Nowy Testament” i pobłogosławiłem ich. Byli wzruszeni. A ojciec rodziny powtarzał: „Ach, cóż to było za wesele!”. Ale ja służyłem jak zwykle. Nic więcej! Potem powiedział: „Proszę, zostań trochę dłużej, wejdź do domu”. Powiedziałem: „Nie mogę, muszę iść, mam całonocne czuwanie”. A on na to: „Co tam całonocne czuwanie! Proszę, wejdź!” Wszedłem, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, tak jak chciał. Zostałem trochę dłużej, pobłogosławiłem jego dom i szykowałem się do wyjścia. Stałem w drzwiach, a on wręczył mi kopertę. Powiedziałam: „Bardzo dziękuję, ale nie mam powodu, by brać tę kopertę”. - „Bardzo cię proszę! Widzisz, ile mam!” A wyprawił ucztę dla tysiąca osób, catering i tak dalej. „Więc się ciesz! - powiedziałem. - Ale ja mam więcej niż ty. Ty masz pieniądze, które możesz mi dać. A ja przyszedłem dać ci łaskę”. - „To na cele charytatywne”, powiedział. Ale odmówiłem: „Dziękuję, nie trzeba”.
- Nawet nie wziąłeś pieniędzy na cele charytatywne, dlaczego?
- Przyjechałem na ślub, a nie zbierać pieniądze na działalność charytatywną metropolii. I przyznaj, że zrobiłabyś dokładnie to samo, co ten ojciec. To dobrze, że ludzie chcą dawać, ale Cerkiew źle robi, jeśli chce otrzymywać.
- Jesteśmy przyzwyczajeni do dawania, a nie do otrzymywania...
- Pewnego razu zostałem wezwany do odprawienia litanii żałobnej. Byłem wtedy hieromnichem. Pewna kobieta otworzyła torebkę, poszperała w niej i już trzymała w dłoni pieniądze, aby mi je dać. Nie wyciągnąłem do niej ręki, jak to jest przyjęte, aby mogła ją pocałować i powiedziałem: „Niech Bóg ma w opiece zmarłego!”.
- Wiedziałeś, co będzie dalej?
- Oczywiście. „Pobłogosław mnie, ojcze”. Powiedziałem: „Masz już moje błogosławieństwo”. „Proszę cię, ojcze!” - „Nie ma potrzeby. Wszedłem do świątyni i w ciągu kilku minut odprawiłem litanię. Nie biorę na siebie takich grzechów”. Klasnęła w dłonie: „Ten będzie świętym!”. Jakie to proste. Mówię jej: „Proszę, zabierz pieniądze”. - „Ojcze, wtedy modlitwa nie zadziała”. - „Jeśli nie dasz mi tych pieniędzy, to może zadziała, a może nie. Ale jeśli mi je dasz, to na pewno nie zadziała”.
Tak właśnie myślą ludzie. I nie ma w tym nic dobrego. Prawda?
- Racja. Ale Cerkiew zbiera też z tacą ofiarę na świece, na potrzeby, itp...
- Wszystko to może być zarówno dobre, jak i złe. Wszystko zależy od tego, jak to się odbywa. My w naszej metropolii jesteśmy gotowi zrezygnować z tacy - nie potrzebujemy jej. Ale są też sytuacje kryzysowe, jak w przypadku ofiar pożarów. Wszyscy ludzie zmobilizowali się. Gdyby Cerkiew się nie zmobilizowała, natychmiast zostałaby o to obwiniona!
- Tak, jak najbardziej.
- Jeśli Cerkiew zrezygnuje z tacy, natychmiast pojawi się pytanie: aha, skąd biorą pieniądze? Ciekawe, gdzie je chowają! Jest taki zły sceptycyzm.....
- To nieufność ludzi.
- Mimo to w naszej metropolii, jak wiem, ludzie bardzo chętnie uczestniczą w życiu Cerkwi. Wielu przekazało nam bardzo pokaźne sumy pieniędzy. Ci ludzie również przekazywali nam, Kościołowi, darowizny i wrzucali pieniądze na tacę. A ja zawsze zadaję sobie pytanie: jak mam dysponować tymi pieniędzmi? Ale sam fakt ich poświęcenia pokazuje, że ludzie chcą dawać. I wtedy taca jest dobrym uczynkiem!
Boskie życie może zacząć się tutaj
- Eminencjo! Nasz cykl nosi tytuł „Inny wymiar”. Czy uważasz, że nasze życie jest tutaj, w tym wymiarze, w którym żyjemy, czy gdzieś indziej, w miejscu, które sobie wyobrażamy i mamy nadzieję, że istnieje?
- Nie zgadzam się z Twoim „wyobrażeniem”. To, że „mamy nadzieję” wydaje mi się zbyt płytkie, „wierzymy” to znacznie więcej. „Inny wymiar” to nie miejsce. Ująłbym to trochę inaczej: oczywiście nasze życie przebiega w tym wymiarze i stąd wszystko się zaczyna, ale nasze życie nie toczy się tylko w nim. Jest po prostu - nieco inne. A mój udział w naszej rozmowie będzie uzasadniony, jeśli uda mi się obudzić w tobie podejrzenie, że istnieje inne życie, z inną logiką, inną niż „jem, uczę się, żenię się, starzeję się, umieram”. Że istnieje coś innego niż 70 kilogramów, 70 lat, 70 euro miesięcznie, tygodniowo, dziennie, które dana osoba zarabia. Inne postrzeganie życia. Życie z Bogiem może rozpocząć się już tutaj, na ziemi.
z metropolitą Mesogei i Lawreotiki Nikolaosem
rozmawiała Eva Kyriakopoulou
tłum. Justyna Pikutin
za: pravoslavie.ru
fotografia: levangabechava /orthphoto.net/
Boże Narodzenie: bajka czy realność?
- I obchodzimy to wydarzenie tylko raz w roku?
- Nie, tak naprawdę świętujemy je w każdej chwili naszego życia. W ten sam sposób, w każdej chwili naszego życia przeżywamy Boże Narodzenie, Zmartwychwstanie, Ukrzyżowanie i Objawienie Pańskie... Mówię o ideale. Pokorny chrześcijanin doświadcza tych wydarzeń nieustannie.
W Boże Narodzenie Bóg staje się Człowiekiem, aby człowiekowi objawić boski wymiar. Gdyby takie było racjonalne myślenie, już dawno zostałoby obalone. Mamy też świadectwa życiowego doświadczenia. Dla mnie są na równi ze światowymi odkryciami naukowymi. To są najwspanialsze chwile, jakie człowiek może przeżyć.
- Ale nie każdy i nie zawsze, prawda?
- Każdy. Ja to przeżywam. To mnie otacza. Przyjdzie też do ciebie!
- Eminencjo! Spędziłeś dwa lata na Świętej Górze, którą nazywasz „uniwersytetem serca”. Zapewne łatwiej jest tam być blisko Boga ze względu na osamotnienie i oddalenie od świata?
- Samotność bardzo pomaga! I ludzie, którzy szukają jedności z Bogiem, wybierają tę drogę. Kiedy chciałem zostać naukowcem, wybrałem uniwersytet zapewniający najlepsze warunki do osiągnięcia moich celów. W ten sam sposób ci ludzie, którzy mają powołanie do życia mniszego, znaleźli Górę Athos jako najbardziej odpowiednie miejsce. Ale przed chwilą wypowiedziałaś mądre życiowo słowa, że nawet w codziennych próbach i niepowodzeniach człowiek może zwrócić się do Boga i odnaleźć Go w nich. To też jest piękne spotkanie!
- A ile razy w życiu człowiek może doświadczyć tego wielkiego momentu spotkania z Bogiem?
- Kiedyś w chwili zwątpienia powiedziałem do pewnego inspirującego profesora medycyny (odszedł już z tego życia): „Boga nie ma”. A on zapytał: „Dlaczego?”. Odpowiedziałem: „Ponieważ nie ma chrześcijan, ludzi Boga”. Na co on powiedział: „Otwórz oczy i rozejrzyj się! Wszyscy ludzie, każda istota ludzka posiadająca zarówno wady, jak i zalety, tworzą obraz Boga i dają ci możliwość spotkania Go. Ja odnajduję Boga w moich bliźnich”.
- Te słowa, że Boga nie ma, wypowiedziałeś w chwili zwątpienia?
- Tak, przeżyłem sześć lat korzystnych wątpliwości. I nadal czasami wątpię w Boga. Lubię to, bo wiem, że dzięki zwątpieniu zbliżę się do prawdy. Pozwól, że wyjaśnię. Przychodzę do szpitala i widzę dziewczynę trochę starszą niż 20 lat, widzę jak cierpi. Obok niej są jej rodzice, wyczerpani cierpieniem. I zamiast udzielać rad na tematy religijne z zimnym sercem lub mechanicznie, mówię: „Boże! Dlaczego tak się dzieje? Na jakim świecie żyjemy?”. Nie mogę powiedzieć nic innego. I to jest to, co każdy powie w podobnej sytuacji. W takich chwilach ja również wątpię i pytam: „Gdzie jesteś, Boże?”.
- Czy później Go znajdujesz?
- Wszyscy ludzie znajdują Go w Boże Narodzenie. Jest to spotkanie z prawdziwym Bogiem. Co prawda, Żydzi oczekiwali, że Bóg przyjdzie, że zstąpi z nieba w chwale i czci, z aniołami! Ale nic takiego się nie wydarzyło. Tylko Dzieciątko w Betlejem. A o Nim nie mogli powiedzieć, że na świat przyszedł Bóg.
- Skąd wiemy, że to nie bajka, nie piękna historia z choinką, żłóbkiem i kolorowymi światełkami? To wszystko wygląda bardzo teatralnie...
- To, o czym mówisz, to niewłaściwe przeżywanie Bożego Narodzenia. Przecież niedługo po narodzinach Bożego Dzieciątka zaczęły się prześladowania i 11 milionów ludzi oddało za Niego życie. I tego już nie można nazwać „bajką”. Oddali całe swoje życie bez reszty za Niego, za Jego Zmartwychwstanie. A ja oddałem Bogu moje świeckie życie. Naprawdę myślisz, że zrobiłem to dla bajki? Nasze czasy tego nie rozumieją, Boże Narodzenie to jarmarki, jasełka i pierniki, które przyszły do nas z Zachodu, a szkoda! Boże Narodzenie to okazja do spotkania z Bogiem. A to jest o wiele cenniejsze niż nasze spotkania i rozmowy tutaj.
Bóg, w którego nie wierzę.
- Jesteś, Władyko, bardzo blisko młodzieży. Młodzi ludzie są naszą przyszłością. Wiem, że wiele osób przychodzi do ciebie, aby porozmawiać o swoich problemach. Jakie są Twoim zdaniem główne problemy dzisiejszej młodzieży?
- Chciałbym najpierw dokonać jednego sprostowania. Powiedziałaś, że jestem blisko młodzieży. Nie - jestem blisko z każdym człowiekiem! Teraz rozmawiam z tobą, nie znam cię, nie oglądam telewizji, ale przyszedłem z zaufaniem do ciebie, a nie w jakimkolwiek celu, więc teraz jestem blisko ciebie, tak jak jestem blisko tych młodych ludzi i tak samo jestem blisko umierającego starca. Uwielbiam przebywać z młodymi ludźmi, ponieważ są oni buntowniczą częścią naszego społeczeństwa (i wcale nie dlatego, że są naszą przyszłością). Wszyscy mamy przyszłość w perspektywie wieczności. Dla mnie przyszłość nie jest ziemską przyszłością. Jest to możliwość, wynikająca z ziemskiej przyszłości, do wieczności.
- Ale ziemska przyszłość jest czymś, czego naprawdę doświadczamy...
- Ja też jej doświadczam, chociaż doświadczam też innej, wiecznej przyszłości. Jeśli spojrzymy na tych młodych ludzi, zobaczymy, jak sami ich niszczymy tym, co im dajemy. Niedawno przyszedł do mnie ateista, a zarazem człowiek bardzo zaangażowany w politykę. Powiedział: „Nie wiem... moje serce otwiera się na wiarę, ale moja filozofia jest nieco inna”. Zapytałem: „Czy jesteś niewierzący?”. - „Cóż, nie, tak bym nie powiedział”. - „Szkoda”, powiedziałem. - „Dlaczego?” - „Cóż, ja jestem niewierzący”. - „Co masz na myśli? Nie rozumiem...” - „Powiem ci, w jakiego boga nie wierzę. Jeśli bogiem jest ten Kościół luksusu, prowokacji, zatwardziałego serca, hipokryzji, karierowiczostwa, chorobliwych reakcji, to też go nie akceptuję. A teraz wyobraźmy sobie miłość, o której mówi Ewangelia! Wyobraź sobie Kościół, który niczym promieniami emanuje błogosławieństwami - „Błogosławieni czystego serca... błogosławieni, którzy są prześladowani za prawdę...” - „Tak, to też tam jest...”.
Tak więc, jeśli ty, człowiek wierzący, nie możesz świadczyć o tej miłości, o tych błogosławieństwach, to lepiej milczeć. Jeśli my, duchowni, nie potrafimy tego zrobić, to lepiej „zwinąć interes”. Kiedy przychodzi do mnie młody człowiek, staram się dać mu nadzieję i perspektywę, aby mógł robić to, co przynosi mu radość, a wtedy ja będę się cieszył razem z nim. Chcę, by dzięki temu zobaczył inny wymiar życia. Z młodymi ludźmi jest to o wiele łatwiejsze niż z dorosłymi.
Liturgia - sprowadzanie Boga na ziemię
- Czy znasz młodych ludzi, którzy regularnie przychodzą do świątyni?
- Ja sam nie poszedłbym do Cerkwi, o której ludzie mówią jak o czymś żałosnym. Ludzie idą tam, gdzie jest nadzieja. Dwa lub trzy lata temu zostałem zaproszony na poświęcenie szkoły. Dzieci nie mogły się opanować, nauczyciele próbowali je uspokoić, karcili je. W końcu wszyscy się uspokoili. Kiedy poświęcenie dobiegło końca, dyrektor powiedział: „Dzisiaj gościmy metropolitę, jest on taki wspaniały, studiował na takich uczelniach i dokonał czegoś w swoim życiu”. Dzieci trochę się zainteresowały. „I jeśli się zgodzi, chcielibyśmy zaprosić go ponownie, aby poprowadził lekcję fizyki lub biologii”. Odpowiedziałem: „Dzieci, jestem bardzo wdzięczny za wasze zaufanie i byłbym bardzo szczęśliwy, gdybym mógł przyjść do was i dać wam lekcję zarówno fizyki, którą znam, jak i biologii. Ale myślę, że mogę dać wam coś więcej. Wielu innych nauczycieli może nauczyć was fizyki. Pozwólcie mi przyjść i sprawować Liturgię. Sprowadzę wam Boga na ziemię”. Dzieci zaczęły bić brawo. A ja powiedziałem do siebie: „Chyba nie zrozumiały tego, co chciałem im powiedzieć!”. Oczywiście nie wierzyły, że mogę to zrobić, ale intuicyjnie czuły, że jest to coś dobrego, coś, co im się spodoba, coś, co je pociąga.
Głównym problemem jest brak autentyczności w Cerkwi
- Jesteś przeciwko luksusowi w Cerkwi, drogim szatom liturgicznym...
- Nie osądzam nikogo. Ale uważam, że prostota uszlachetnia. Chociaż to nie luksus uniemożliwia współczesnemu człowiekowi przekroczenie progu świątyni. Nie ma ich aż tak wiele. Najważniejszy jest brak autentyczności w Cerkwi. Jest to brak autentyczności słowa. Nasze sakramenty stały się zwykłymi obrzędami.....
- Wiele razy mówiłeś, że sakramenty powinny być sprawowane za darmo, że ludzie, na przykład, nie powinni płacić za ślub.
- Czyż nie jest to oczywiste? Oto przykład: ślub. Wszyscy dają prezenty nowożeńcom: krewni, przyjaciele, sąsiedzi, bracia i siostry. Czy zatem Cerkiew nie może dać im własnego prezentu? Dlaczego więc nie otworzyć dla nich ramion w tym dniu?
Pewnego razu poszedłem na ślub znanego, wysoko postawionego człowieka. Upewnił się, że to ja będę udzielał ślubu. Poszedłem, udzieliłem ślubu z głębi serca i pobłogosławiłem nowożeńców. Nasza Metropolia rozdaje „Nowy Testament” wydrukowany przez Klasztor Vatoped w pięknym prezentowym wydaniu ze złoceniami. Dałem im ten „Nowy Testament” i pobłogosławiłem ich. Byli wzruszeni. A ojciec rodziny powtarzał: „Ach, cóż to było za wesele!”. Ale ja służyłem jak zwykle. Nic więcej! Potem powiedział: „Proszę, zostań trochę dłużej, wejdź do domu”. Powiedziałem: „Nie mogę, muszę iść, mam całonocne czuwanie”. A on na to: „Co tam całonocne czuwanie! Proszę, wejdź!” Wszedłem, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, tak jak chciał. Zostałem trochę dłużej, pobłogosławiłem jego dom i szykowałem się do wyjścia. Stałem w drzwiach, a on wręczył mi kopertę. Powiedziałam: „Bardzo dziękuję, ale nie mam powodu, by brać tę kopertę”. - „Bardzo cię proszę! Widzisz, ile mam!” A wyprawił ucztę dla tysiąca osób, catering i tak dalej. „Więc się ciesz! - powiedziałem. - Ale ja mam więcej niż ty. Ty masz pieniądze, które możesz mi dać. A ja przyszedłem dać ci łaskę”. - „To na cele charytatywne”, powiedział. Ale odmówiłem: „Dziękuję, nie trzeba”.
- Nawet nie wziąłeś pieniędzy na cele charytatywne, dlaczego?
- Przyjechałem na ślub, a nie zbierać pieniądze na działalność charytatywną metropolii. I przyznaj, że zrobiłabyś dokładnie to samo, co ten ojciec. To dobrze, że ludzie chcą dawać, ale Cerkiew źle robi, jeśli chce otrzymywać.
- Jesteśmy przyzwyczajeni do dawania, a nie do otrzymywania...
- Pewnego razu zostałem wezwany do odprawienia litanii żałobnej. Byłem wtedy hieromnichem. Pewna kobieta otworzyła torebkę, poszperała w niej i już trzymała w dłoni pieniądze, aby mi je dać. Nie wyciągnąłem do niej ręki, jak to jest przyjęte, aby mogła ją pocałować i powiedziałem: „Niech Bóg ma w opiece zmarłego!”.
- Wiedziałeś, co będzie dalej?
- Oczywiście. „Pobłogosław mnie, ojcze”. Powiedziałem: „Masz już moje błogosławieństwo”. „Proszę cię, ojcze!” - „Nie ma potrzeby. Wszedłem do świątyni i w ciągu kilku minut odprawiłem litanię. Nie biorę na siebie takich grzechów”. Klasnęła w dłonie: „Ten będzie świętym!”. Jakie to proste. Mówię jej: „Proszę, zabierz pieniądze”. - „Ojcze, wtedy modlitwa nie zadziała”. - „Jeśli nie dasz mi tych pieniędzy, to może zadziała, a może nie. Ale jeśli mi je dasz, to na pewno nie zadziała”.
Tak właśnie myślą ludzie. I nie ma w tym nic dobrego. Prawda?
- Racja. Ale Cerkiew zbiera też z tacą ofiarę na świece, na potrzeby, itp...
- Wszystko to może być zarówno dobre, jak i złe. Wszystko zależy od tego, jak to się odbywa. My w naszej metropolii jesteśmy gotowi zrezygnować z tacy - nie potrzebujemy jej. Ale są też sytuacje kryzysowe, jak w przypadku ofiar pożarów. Wszyscy ludzie zmobilizowali się. Gdyby Cerkiew się nie zmobilizowała, natychmiast zostałaby o to obwiniona!
- Tak, jak najbardziej.
- Jeśli Cerkiew zrezygnuje z tacy, natychmiast pojawi się pytanie: aha, skąd biorą pieniądze? Ciekawe, gdzie je chowają! Jest taki zły sceptycyzm.....
- To nieufność ludzi.
- Mimo to w naszej metropolii, jak wiem, ludzie bardzo chętnie uczestniczą w życiu Cerkwi. Wielu przekazało nam bardzo pokaźne sumy pieniędzy. Ci ludzie również przekazywali nam, Kościołowi, darowizny i wrzucali pieniądze na tacę. A ja zawsze zadaję sobie pytanie: jak mam dysponować tymi pieniędzmi? Ale sam fakt ich poświęcenia pokazuje, że ludzie chcą dawać. I wtedy taca jest dobrym uczynkiem!
Boskie życie może zacząć się tutaj
- Eminencjo! Nasz cykl nosi tytuł „Inny wymiar”. Czy uważasz, że nasze życie jest tutaj, w tym wymiarze, w którym żyjemy, czy gdzieś indziej, w miejscu, które sobie wyobrażamy i mamy nadzieję, że istnieje?
- Nie zgadzam się z Twoim „wyobrażeniem”. To, że „mamy nadzieję” wydaje mi się zbyt płytkie, „wierzymy” to znacznie więcej. „Inny wymiar” to nie miejsce. Ująłbym to trochę inaczej: oczywiście nasze życie przebiega w tym wymiarze i stąd wszystko się zaczyna, ale nasze życie nie toczy się tylko w nim. Jest po prostu - nieco inne. A mój udział w naszej rozmowie będzie uzasadniony, jeśli uda mi się obudzić w tobie podejrzenie, że istnieje inne życie, z inną logiką, inną niż „jem, uczę się, żenię się, starzeję się, umieram”. Że istnieje coś innego niż 70 kilogramów, 70 lat, 70 euro miesięcznie, tygodniowo, dziennie, które dana osoba zarabia. Inne postrzeganie życia. Życie z Bogiem może rozpocząć się już tutaj, na ziemi.
z metropolitą Mesogei i Lawreotiki Nikolaosem
rozmawiała Eva Kyriakopoulou
tłum. Justyna Pikutin
za: pravoslavie.ru
fotografia: levangabechava /orthphoto.net/