publicystyka: Cała rzeka Jordan łez spływających z oczu
kuchnia muzyka sklep
polska świat
publicystyka pytania i odpowiedzi
ogłoszenia wydarzenia fotogalerie
redakcja wesprzyj nas kontakt

Cała rzeka Jordan łez spływających z oczu

25 listopada 2024

Chciałbym dziś przeczytać Państwu niewielką sekcję z dziesiątego stopnia Drabiny do Raju, Drabiny Boskiego Wznoszenia się napisanej przez naszego ojca, świętego Jana z Synaju, znanego powszechniej jako św. Jan Klimak. W dziesiątym stopniu prowadzącym do Królestwa św. Jan pisze:

Pośpieszni i surowi osądziciele grzechów bliźniego wpadają w tę namiętność, ponieważ nie osiągnęli jeszcze gruntownego i stałego upamiętnienia i troski o własne grzechy. Bo gdyby ktokolwiek mógł dokładnie widzieć swoje wady, bez zasłony miłości do siebie, nie martwiłby się o nikogo innego w tym życiu, biorąc pod uwagę, że nie miałby wystarczająco dużo czasu na żałobę za siebie, mimo że miałby żyć sto lat i mimo że miałby zobaczyć całą rzekę Jordan łez spływających mu z oczu. Obserwowałem taką żałobę i nie znalazłem w niej nawet śladu oszczerstwa czy krytyki.

Te niezwykłe słowa św. Jana powinny nam przypominać o naszej codziennej porażce; minuta po minucie zbliżać nas do prawdziwej skruchy. Rodzaj skruchy, o której mówi św. Jan, działa na poziomie tak głębokim, że wielu z nas trudno to sobie nawet wyobrazić. A są tacy, którzy czytają Drabinę; którzy słuchają słów św. Jana i znajdują w nich tak wzniosły ideał doskonałości, że po prostu odkładają książkę, mówiąc: „To za dużo. To za dużo".

A jednak Kościół nie chce nam tak łatwo odpuścić. Jest to jedna z niewielu książek, które są rutynowo zalecane w naszym corocznym życiu cerkiewnym – jest to powszechna tradycja w każdym lokalnym Kościele prawosławnym i każdej jurysdykcji, aby czytać Drabinę w okresie Wielkiego i Świętego Postu, jeśli nie częściej w ciągu roku.

Kościół mówi nam, że chociaż to świadectwo jest mocne; chociaż ideał jest wysoki i trudny, jest to coś, co musimy usłyszeć i na co musimy zwrócić uwagę. Ponieważ Chrystus, jak często przypominają nam Ojcowie, wzywa chrześcijan tylko do jednego standardu, a tym standardem jest doskonałość. Jeśli żyjemy dziś w świecie, który mówi, że arogancją lub rozczarowaniem jest dążenie do doskonałości, to przypomina nam ten sam fakt, że żyjemy w świecie, który pod wieloma względami stracił z oczu przesłanie Ewangelii Chrystusa.

Chrystus nie wzywa nas do godnego życia. Nie każe nam żyć "dość dobrze" ani być "całkiem dobrym". Wzywa nas, abyśmy byli doskonali, tak jak nasz Ojciec Niebieski jest doskonały. I chociaż Chrystus jest przebaczający; chociaż Jego przebaczenie ma moc uzdrawiania, przekształcania i dawania życia, nawet tym, którzy umarli, to przebaczenie nigdy nie przychodzi kosztem oczekiwania zmiany i doskonałości.

Chrystus nigdy nie wybacza nakazem: „Twoje grzechy są odpuszczone. Teraz idź i zapomnij o nich”, a tym bardziej „Idź i rób tak dalej”. Chrystus wybacza, aby osoba, uwolniona od winy za ten grzech, od ciężaru tego wykroczenia, mogła od tego momentu dążyć do doskonałości życia w Chrystusie.

Przebaczenie jest oferowane w Kościele tak swobodnie nie dlatego, że Kościół choć przez sekundę sugeruje, że grzech jest w porządku lub że grzech nie jest poważnym problemem, lub że niewypełnianie Ewangelii jest w pewnym sensie dopuszczalne. Kościół wybacza wyzwalająco. Wyznanie grzechów przychodzi z rozgrzeszeniem właśnie po to, abyśmy nie byli przykuci naszym grzechem.

Przebaczenie nie przychodzi po to, abyśmy poczuli się lepiej mimo ubóstwa w naszym życiu duchowym, ale po to, abyśmy uwolnili się od łańcuchów, które stworzyliśmy, abyśmy mogli na nowo – czy to po raz pierwszy, drugi, czy 2000 – odpowiedzieć na wezwanie Chrystusa, „aby być doskonałym, tak jak nasz Ojciec Niebieski jest doskonały”. Naszym celem w życiu chrześcijańskim nigdy nie jest nic mniej niż doskonałość nakazana nam przez naszego Pana i Zbawiciela.

Podążanie za tym życiem oznacza, że musimy być bardzo krytyczni wobec siebie. Musimy patrzeć na każdy ślad niedoskonałości jako na coś, nad czym musimy pracować; coś, z czym musimy się zmagać i walczyć.

Prawdziwym chrześcijaninem, tym, który autentycznie dąży do życia ewangelicznym życiem Kościoła, jest ten, który nigdy nie jest usatysfakcjonowany nawet najmniejszym grzechem w sobie, ale widzi w każdym wykroczeniu (zarówno wielkim, jak i pozornie małym) coś, co powstrzymuje go od tego życia; coś, co musi zostać zmienione, i działa przez swe ascetyczne życie, aby to zmienić.

Św. Jan w całym swoim piśmie Drabina Raju podaje przykład surowości, z jaką mnisi z góry Synaj i inni, których widział w swoim życiu, podeszli do tego zadania. Jeśli fizyczne okoliczności tej surowości są dalekie od naszego dzisiejszego doświadczenia (a rzeczywiście są dla większości ludzi), to są tacy, którzy z łaski Bożej nadal żyją tym rodzajem monastycznej ascezy, o której słyszymy w Drabinie. Większość chrześcijan żyje jednak na świecie w innym otoczeniu i okolicznościach, a Bóg błogosławi to otoczenie jako okazję do pokuty.

Tak więc podczas gdy fizyczne cechy tego samowyrzeczenia; tego samozaparcia; tej walki o doskonałość mogą wyglądać zupełnie inaczej, to tym, co nie powinno być inne; tym, co powinno rezonować głęboko w taki sam sposób z nami dzisiaj jak z św. Janem, jest surowość, z jaką musimy zbliżyć się do naszego życia duchowego; i to w tym duchu pojawia się jego komentarz na temat sądu.

Ilu z nas nie poddało się pułapce przytoczonej przez św. Jana: „Pracuję nad sobą. Zmagam się z moim grzechem. Spójrz na tę osobę i na to, co robi. Przynajmniej tego nie robię".

Albo ilu z nas uległo pokusie, by powiedzieć: „Dzięki Bogu, dzięki Jego łasce, robię postępy. Wciąż mam przed sobą długą drogę, ale ty, mój bracie lub siostro, robisz to i jest to bardzo złe”? Znajdujemy się w sytuacji, w której osądzamy naszego brata i naszą siostrę – widzimy ich grzechy, osądzamy ich grzechy, reagujemy na ich grzechy.

Św. Jan dobrze znał tę pokusę. Często ją widywał. A jednak często widział przykład prawdziwej skruchy; prawdziwego żalu nad grzechami. A widząc ten przykład na świętej i wydeptanej przez Boga górze Synaj, nie mógł pozwolić, aby ci, którzy mieli otrzymać jego pisma, nie usłyszeli tego przykładu; nie poznali go przez jego słowa, dzięki czemu sami mogliby osiągnąć wyższe wezwanie do skruchy.

Tak, wszyscy jesteśmy kuszeni pochopnym, surowym osądem naszego bliźniego. Wszyscy jesteśmy również kuszeni mniej pochopnym i często dobrze przemyślanym, długo rozważanym osądem naszego bliźniego. Św. Jan identyfikuje to jako pokusę i identyfikuje on jej przyczynę. Poddajemy się tej pokusie sądu nad bliźnim, ponieważ my (ty i ja) nie osiągnęliśmy jeszcze dokładnego, stałego wspomnienia troski o własne grzechy.

Niech ta obserwacja będzie dla nas ciągłym przypomnieniem w naszym życiu duchowym. Za każdym razem, gdy widzimy i gdy pochłania nas sąd nad cudzymi grzechami, powinno nam to przypominać; powinno to być dla nas jak światło błyskające i rażące, przypominające nam, że tak naprawdę nie widzieliśmy jeszcze naszych własnych. Jak mówi św. Jan Klimak:

Gdybyśmy naprawdę zobaczyli nasze grzechy; gdybyśmy naprawdę docenili powagę naszej własnej grzeszności, nie mielibyśmy czasu zobaczyć nawet najmniejszego grzechu w innych. Bo gdyby ktokolwiek mógł dokładnie widzieć swoje wady, bez zasłony miłości do siebie, nie martwiłby się o nikogo innego w tym życiu, biorąc pod uwagę, że nie miałby wystarczająco dużo czasu na żałobę za siebie, mimo że miałby żyć sto lat i mimo że miałby zobaczyć całą rzekę Jordan łez spływających mu z oczu.


To jest ostrość samoświadomości, która jest od nas wymagana. Z taką intensywnością musimy płakać nad naszym grzechem, nie z powodu jakiejś chorobliwej fascynacji wszystkim, co jest złe i mroczne na świecie lub w nas. Powodem, dla którego widzimy nasz grzech, badamy go i płaczemy nad nim, jest to, że może zostać wykorzeniony; że te łzy mogą obmyć nas w pokucie z brudu naszego grzechu i plam naszych własnych niedoskonałości.

Powodem, dla którego rozpaczamy nad naszym grzechem, jest to, że po rozpaczy nad tymi rzeczami, które przynoszą śmierć, możemy je odrzucić i wrócić do życia. I tylko wtedy, gdy serce staje się żywe w Chrystusie, ma moc pomagania reszcie Stworzenia – bratu, siostrze, ojcu i matce. Często wykorzystujemy chęć pomocy jako pretekst do osądu. "Nie osądzam cię. Po prostu chcę ci pomóc". Św. Jan przypomina nam stanowczo:

Prawdziwa pomoc duchowa pochodzi z miłości serca oczyszczonego z grzechu, a serce, które zostanie oczyszczone z grzechu, pochodzi z intensywności pokuty, która nie ma miejsca i czasu na osąd innych. Każda uncja jego duchowej siły jest wydawana na żałowanie ciemności, która przytłacza go na śmierć; aby mógł zostać wskrzeszony przez Boga życia, a następnie oczyszczony z grzechu przez łaskę Pana. Wtedy to serce może służyć opiece, miłości i odkupieniu całego stworzenia, jak obiecują Ojcowie.

Moi drodzy bracia i siostry, niech każdy z nas, który walczy o życie chrześcijańskie, usłyszy te słowa św. Jana. Skupmy nasze serca na skrusze. Nie dostrzegajmy nawet maleńkiej drzazgi w oku bliźniego. Ale spójrzmy do własnego wewnątrz i zobaczmy tam grzech – żałując i zmieniając nasze życie, abyśmy mogli zbliżyć się do Chrystusa, a przez Niego do naszych braci i naszych sióstr, abyśmy wszyscy, wraz ze wszystkimi świętymi, mogli być uznani za godnych Królestwa Bożego. Przez modlitwy ojca naszego, św. Jana z Góry Synaj i wszystkich świętych, zmiłuj się nad nami i zbaw nas, o Boże.

Amen.

biskup Ireneusz (Steenberd) / tłum. Jakub Oniszczuk

za: A Word from the Holy Fathers

fotografia: alik / www.orthphoto.net /