publicystyka: Być zawsze gotowym, by odejść
kuchnia muzyka sklep
polska świat
publicystyka pytania i odpowiedzi
ogłoszenia wydarzenia fotogalerie
redakcja wesprzyj nas kontakt

Być zawsze gotowym, by odejść

Gabriel Szymczak, 02 listopada 2024

Fragmenty tekstu zapisane kursywą pochodzą z homilii wygłoszonej przez władykę Jakuba 20.10.2024r. w soborze św. Mikołaja w Białymstoku, w nawiązaniu do czytania z Ewangelii wg św. Łukasza 7, 11-16 o wskrzeszeniu syna wdowy z Nain.


Kiedy mieszkałem w Warszawie, każdego roku 1 listopada - zawsze wieczorem, gdy już było ciemno - jechałem na Powązki. Nie odwiedzałem żadnego rodzinnego grobu, bo go tam nie było – jechałem po prostu chłonąć atmosferę tej nekropolii.

Ciemność nocnego nieba, której nie tłumiły światła wielkiego miasta – i ciepły, wręcz gorący blask drżących płomieni świec i zniczy. Tysiące ludzi przemieszczających się wąskimi alejkami, czasem w ciszy, czasem w rozgorączkowanej dyskusji, jak trafić do mogiły kogoś z rodziny – albo do grobu jakiejś sławnej, pochowanej tam osoby. Znane wszystkim twarze kwestujących na odnowę zabytków Powązek, potrząsających puszkami w geście zachęty do wsparcia akcji. Zawsze tonący w zniczach i kwiatach pomnik inicjatora kwesty, Jerzego Waldorffa – jak na tak wielką i barwną postać dość skromny, ale jak magnes przyciągający tłumy.

Inny grób, który do dziś jest w mej pamięci, to mogiła zmarłego na nowotwór dziennikarza TVN Marcina Pawłowskiego – dwuczęściowe, niedomknięte, kamienne drzwi, brama do wieczności. To niedomknięcie, jeśli wierzyć opisom, symbolizuje trwanie zmarłego w pamięci żywych, jego niecałkowite odejście z ich życia.

Są i inne pomniki – okazałe, wręcz monumentalne grobowce rodzinne znanych i bogatych warszawskich rodów. Przepiękne figury aniołów, uchwyconych w postawie melancholijnej zadumy czy też w pełnym życia locie. Postaci dzieci, których odejście w tak młodym wieku zapewne napełniło bezmiernym bólem serca ich rodziców i bliskich...

Każdy z nas wie, że kiedyś odejdzie z tego świata. Widzi, jak ludzie odchodzą. I ciągle stawia pytanie – dlaczego teraz? Dlaczego umierają dzieci? Dlaczego umierają niewinni? Niektórzy nie mogą się z tym pogodzić, mówią, że gdyby istniał Bóg, to by tak nie było, to nie umarłby na przykład ten dzieciak…

Śmierć rodzi ból. Śmierć rodzi żal. Śmierć podważa sens istnienia, podejmowania wysiłku, walki z przeciwnościami. Bo po co? Po co się spalać, walcząc o lepsze jutro, skoro ono może nie nadejść, bo dziś umrzemy?

Współczesny świat jest brutalny, także przez odarcie śmierci z jej tajemnicy i intymności. Wystarczy „odpalić” internet i widzisz setki filmów z wypadków drogowych czy wypadków w fabrykach, w których ktoś traci życie. I nie jest to animacja, ale zrzut z kamer przemysłowych, które tę śmierć zarejestrowały. Z jednej strony to nas ze śmiercią oswaja, z drugiej – może prowadzić do myśli, że skoro tak łatwo jest życie stracić, trzeba z niego korzystać ile się da, dbając tylko o siebie i swoje przyjemności, bo dalej nie ma już nic...

Ciągle widzimy w tym ziemskim życiu cel naszego istnienia. Ciągle w ziemskim życiu postrzegamy największą wartość. A przecież zostaliśmy stworzeni do wieczności i przecież z Ewangelii powinniśmy wiedzieć, że to życie ziemskie jest tylko pewnym etapem. I każdy przechodzi do tego innego etapu istnienia w jakimś momencie swego ziemskiego życia, o którym tylko Bóg wie i tylko Bóg decyduje. I skoro to Bóg o tym decyduje, to jest to najbardziej odpowiedni moment.

Trudno jest się z tym pogodzić. Sam nie wiem, czy to trudniejsze, gdy człowiek myśli o swojej własnej śmierci, mając jeszcze dziesiątki planów, pomysłów, marzeń do realizacji – czy trudniej w przypadku śmierci kogoś bliskiego, drogiego nam, którego odejście spowoduje głęboką wyrwę w naszym życiu i sercu, rozwali w proch latami budowaną misterną stabilizację, przyzwyczajenia, poczucie bezpieczeństwa...

Kiedy Adam zgrzeszył, skutkiem jego grzechu stała się śmierć. Śmierć nie jest karą za grzech, a jest jego skutkiem. Gdyby nie było śmierci, człowiek pozostawałby cały czas, na wieki, w tym nienaturalnym dla siebie stanie. Bo przecież to właśnie grzech skaził naszą naturę. A śmierć jest kresem tego niewłaściwego dla nas egzystowania. To dlatego na śmierć mamy się zapatrywać jako na pewien dar Boży, który pomaga nam rozwiązać ten egzystencjalny problem i wyjść z nienaturalnego dla nas stanu.

Aż chciałoby się zacytować słowa ewangelisty Jana - „Okrutne jest to słowo. Któż może go słuchać?” (J 6, 60). Dar to radość, to dobro; jak śmierć, kres, strata mogą być dobrem?

Tak naprawdę to przecież to, co nas oczekuje, ma być lepsze. Tamto życie ma nas wyzwolić z tych wszystkich cierpień, z udręki, którą przeżywamy tu, na ziemi. Dlatego chrześcijanin zapatruje się na śmierć zaledwie jako na pewien moment w swym życiu, w swoim istnieniu, choć bardzo ważny moment. I dlatego ciągle powinien się przygotowywać do tego momentu. A właściwie powinien być do niego zawsze gotowym. Kładzie się spać – to tak jakby się kładł ostatni raz. Kiedy wychodzi z domu – nie wie, czy do tego domu wróci. A więc powinien być zawsze przygotowany na odejście z tego życia. I choć oczywiście ma przejawiać troskę o siebie, o swoich bliskich, to jednak zawsze powinien pamiętać o tym, że jest moment odejścia z tego świata i że dla niego najważniejsze jest być zawsze gotowym, by odejść.

Być gotowym, by odejść. Chwycić klamkę, jakby to był ostatni raz. Powiedzieć „do widzenia”, lecz nie zakładać, że ono nastąpi. Podziękować tak, jakby ten ktoś wyświadczył nam dobro ostatnie w naszym życiu. Przeprosić, jakby to były ostatnie przeprosiny, które zdołaliśmy wypowiedzieć. Przebaczyć, choćby nie wiem jak wielkie zło nam wyrządzono, jakby to przebaczenie było warunkiem Bożego przebaczenia dla nas. Powstrzymać gniew i chęć zemsty, zgasić żal, pozwolić choć przemknąć przez głowę – i serce – myśli, że jeśli ktoś nas rani, może czyni to, bo sam został głęboko zraniony i nie potrafi inaczej… Nie zakładać zła, lecz szukać dobra. Szukać w drugim tego, co Boże, choć niekiedy głęboko ukryte. Patrzeć na drugiego jako na Boży dar, choć niekiedy tak bardzo trudny do przyjęcia, wydaje się – będący raczej kłodą rzuconą przez Najwyższego pod nasze nogi niż szczodrym prezentem…

Pismo mówi wprost:
„Bądźcie [zaś] jedni dla drugich dobrzy, miłosierni, darując sobie samym, tak jak i Bóg w Chrystusie wam darował.” (Ef 4, 32)

„Zaraz więc, póki mamy czas, czyńmy dobro wszystkim, a zwłaszcza najbliższym wierze.” (Gal 6, 10)

„Odstąp od zła i czyń dobro, szukaj pokoju i idź za nim.” (Ps 33, 15)

„Szukajcie dobra, a nie zła, abyście żyli. Wtedy Pan, Bóg Zastępów, będzie z wami.” (Am 5, 14)

Gdyby ludzkość wiedziała o tym, świat wyglądałby inaczej. Bo przecież pamięć o śmierci, o której też Ojcowie ciągle mówią, że jest bardzo ważna – pamięć o śmierci jest istotna chociażby z tego powodu, że powstrzymuje nas od grzechu. Jeśli wiemy, że odejdziemy z tego życia w nieznanym dla nas momencie i że zawsze powinniśmy być przygotowani, to ta wiedza chroni nas przed popełnieniem grzechu.

Jakże łatwo niekiedy o tym zapominamy. Jak bardzo chcemy zawsze wygrywać, zawsze być górą, zawsze mieć rację… Jak nie lubimy, gdy ktoś jest lepszy albo ośmiela się mieć inne zdanie… Jak potrafimy być pamiętliwi, gdy ktoś nas zrani, naruszy naszą godność czy dobre mniemanie o sobie… Można powiedzieć – to takie ludzkie. I tak właśnie jest. To ta nasza skażona natura, którą jednak mamy pokonywać.

Życie nie kończy się z chwilą odejścia, czy dokładniej – z chwilą śmierci. A życie wieczne nie zaczyna się tuż po niej – ono jest nam dane już na samym początku naszego istnienia, w nim już trwamy. „Ja nie mam żadnego upodobania w śmierci - wyrocznia Pana Boga. Zatem nawróćcie się, a żyć będziecie” (Ez 18, 32).

Być zawsze gotowym, by odejść.

Powtarzać maksymę „memento mori”, pamiętaj o śmierci, lecz nie ze strachem, a z nadzieją – że to wszystko ma sens, że śmierć została pokonana, że Bóg jest Tym, Który zawsze zwycięża i jest Bogiem żywych, nie umarłych (por. Łk 20,38).

Zanurzyć się w tłumie na cmentarzu, by wspomnieć tych, którzy przekroczyli już próg graniczny. Rozświetlić pamięć o nich blaskiem świecy, a ciepło jej płomienia wziąć do swego serca i ogrzewać nim drzemiące w nas dobro, by - póki mamy czas - czynić je wszystkim. „Świat przemija i pożądliwość jego, lecz kto czyni wolę Bożą, trwa na wieki” (1 J 2, 17). Bo przecież zostaliśmy stworzeni do wieczności.

Gabriel Szymczak

fotografia: jarek11 /orthphoto.net/