Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Święci są naszą pomocą i wsparciem. Rozważania o świętej Liturgii.
metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin), 12 października 2024
przeczytaj poprzednie rozważania
Z Bożą pomocą kontynuujemy analizowanie tekstu Świętej Liturgii. Dzisiaj przyjrzymy się ostatniej prośbie Ektenii Pokoju, która brzmi następująco: „Najświętszą, przeczystą, błogosławioną, pełną chwały Władczynię naszą Bogarodzicę i zawsze Dziewicę Marię ze wszystkimi świętymi wspomniawszy, sami siebie, wszyscy siebie nawzajem i całe życie nasze Chrystusowi Bogu oddajmy” (cs. Preswiatuju, Preczystuju, Prebłahosłowiennuju, Sławnuju Władyczycu naszu Bohorodicu i Prysnodiewu Maryju so wsiemi swiatymi pomianuwsze sami siebie i druh druha, i wies’ żywot nasz Chrystu Bohu predadim). Innymi słowy, „wspomniawszy i wezwawszy na pomoc Najświętszą, Najczystszą, Błogosławioną, Najchwalebniejszą Władczynię naszą Bogarodzicę i Zawsze Dziewicę Marię, a wraz z Nią wszystkich świętych, oddajmy samych siebie, siebie nawzajem i całe nasze życie Chrystusowi, naszemu Bogu”.
My, prawosławni chrześcijanie, żywimy wielką miłość do Matki Bożej i świętych. Święci są naszymi braćmi, ludźmi takimi jak my, którzy przypodobali się Bogu swym świętym życiem. Tak jak modlili się za nas za życia, tak modlą się za nas nawet teraz, po śmierci ciała, ponieważ nie umarli duchowo, ich dusza pozostaje żywa przed Bogiem. Święci modlą się za nas, tak jak my modlimy się za innych. Na przykład ktoś zwraca się do nas z prośbą: „Potrzebuję twojej modlitwy, mam poważne kłopoty i problemy, wielki interes, wielką potrzebę”, a my odpowiadamy na tę prośbę i modlimy się za naszego bliźniego. W podobny sposób zwracamy się z prośbą o modlitwę do świętych. Święci są naszą pomocą i wsparciem. Bardzo ważnym jest wiedzieć, że na naszej drodze nie jesteśmy sami, jest z nami wielu świętych.
W Księdze Ojców jest pewna historia. Pewien mnich zmagał się z wieloma pokusami i poskarżył się Bogu:
- Boże, spójrz, jak wiele mam pokus i trudności, ile demonów ze mną walczy!
Bóg powiadomił o tym pewnego abbę, który przyszedł do owego mnicha i zapytał go:
- Co z tobą, że skarżysz się Bogu?
- Wiele pokus muszę znosić, wiele demonów ze mną walczy.
I rzeczywiście było tak, jak mówił. Abba poprosił brata, aby chwilę poczekał, i zaczął się modlić. Po modlitwie odwrócił go na zachód i zobaczyli tłum demonów rzucających się na nich z furią.
- Widzisz te demony? To te, które z tobą walczą. A teraz odwróć się na wschód.
Odwrócili się twarzami na wschód i zobaczyli wielki zastęp aniołów i świętych, którzy wspierali swego brata w walce.
- Widzisz? Tych, którzy ci pomagają i pokrzepiają cię, jest znacznie więcej niż tych, którzy z tobą walczą.
Wszyscy musimy stawiać czoła pokusom i uciskom w naszym życiu. Ale jedno jest pewne - łaska Boża, która umacnia człowieka zmagającego się z pokusami, przewyższa wszelkie pokusy. A jeśli upadamy, oznacza to, że nie modlimy się, nie szukamy Bożej pomocy, ale pozostajemy w niedbalstwie. Bóg obdarzył człowieka wolnością i nie może jej naruszyć, więc przez nasze niedbalstwo jakby uniemożliwiamy Bogu umacnianie nas. Bóg, jeśli wezwiemy Go na pomoc, natychmiast przyjdzie do nas i nie pozwoli, abyśmy byli kuszeni ponad nasze siły.
Święci również przychodzą nam z pomocą. Ważna jest dla nas nie tylko pomoc, jaką od nich otrzymujemy, ale także przykład ich życia. Bez świętych Ewangelia okazałaby się wielką i wspaniałą teorią bez dowodów. Co służy jako dowód, że wszystko, co powiedział Chrystus, jest prawdą? Jaki jest dowód wszystkich obietnic, które dał nam Chrystus w Ewangelii? Prawda ewangelicznego nauczania jest nam udowadniana właśnie przez świętych.
Życie świętych jest przed nami w każdej chwili. Kiedy w 1977 roku po raz pierwszy przybyłem do klasztoru Świętej Trójcy na wyspie Egina, spotkałem dwie lub trzy zakonnice, które zastały św. Nektariusza - naszego współczesnego, można powiedzieć, świętego XX wieku - jeszcze za życia. Wyobraźcie sobie: św. Nektariusz zmarł w 1920 r., a ja pojechałem na Eginę w 1977 r., co oznacza, że od śmierci świętego minęło 57 lat. A te stare mniszki dobrze pamiętały św. Nektariusza i nazywały go „naszym Władyką”.
To samo można powiedzieć o św. mnichu Arseniuszu z Kapadocji. Znałem ludzi z jego wioski, którzy dobrze go pamiętali. Pewnego dnia Starzec Paisjusz poprosił mnie, abym spotkał się na lotnisku z mężczyzną, który pochodził z Faras, tej samej wioski, w której żył i pełnił posługę kapłańską mnich Arseniusz. Ten Farasiot był młodym, dwudziestokilkuletnim mężczyzną, kiedy opuścił Azję Mniejszą, i chociaż od tego czasu minęło pół wieku, bardzo dobrze pamiętał czcigodnego Arseniusza.
Można powiedzieć, że wszyscy ci święci byli nam współcześni, a ich życie było pełne wielkich czynów. Często pytamy: dlaczego święci mogli tego dokonać? Skąd mieli tyle ognia w swych duszach? Przecież byli zwykłymi ludźmi, nie duchami, czy też supermenami. A jednak byli w stanie się tak poświęcać. Dlaczego? Ponieważ tego chcieli, prosili Boga o pomoc, a Bóg ich umacniał. Dlaczego więc my usprawiedliwiamy się, mówiąc, że nie możemy, że nie wytrzymamy i tak dalej? My również możemy się starać, na miarę naszej wiary i miłości do Boga.
Z życia św. Nektariusza wiemy, jak wiele oszczerstw, prześladowań, smutków i trudności musiał znieść. Oczywiście Dobry Bóg tak bardzo uwielbił tego świętego, ponieważ w naszych czasach ludzie są uświęcani nie przez wielkie wyczyny ascetyczne, jakimi zasłynęli pradawni Ojcowie Pustyni, ale przez znoszenie codziennych trudności, prób, oszczerstw, smutków i tym podobnych. Dzięki Bogu, każdy z nas ma to wszystko w wystarczającej mierze i, jak się wydaje, nigdy tego nie zabraknie. Trzeba tylko właściwie to wszystko potraktować i wykorzystać do zbawienia, tak jak to uczynił św. Nektariusz, który z największą cierpliwością stawiał czoła duchowym pokusom.
Święty Nektariusz był znienawidzony przez wielu, uważano go za nikczemnika, oszusta i kłamcę. Żywot św. Nektariusza opisuje incydent, kiedy święty wyszedł, aby głosić kazanie, a ludzie w świątyni zaczęli go wygwizdywać i nie pozwolili mu dojść do słowa. Innym razem podczas kazania zaczęli rzucać w niego pomidorami. Wyobraźcie sobie, jakie upokorzenia musiał przeżywać! Był prześladowany i pogardzany przez wszystkich, a czasami przez kilka dni nie miał nic do jedzenia. A teraz czcimy go jako wielkiego świętego.
Już jako schorowanego starca oskarżono go o współżycie z zakonnicami, więc arcybiskupstwo Aten wysłało na Eginę do klasztoru Świętej Trójcy specjalną komisję, która miała zbadać i osądzić Świętego. Wszystko to było dopuszczone przez Boga, aby Jego wierny sługa mógł zostać poddany próbie. Doszło do tego, że wypompowano wodę z klasztornej studni, aby znaleźć na dnie kości niemowląt, które Święty rzekomo spłodził z zakonnicami i wrzucił do studni, chcąc ukryć swój grzech. Widząc, że święty przygląda się temu w milczeniu i nie próbuje w żaden sposób bronić się przed śledczymi, mniszki zapytały:
- Ojcze, powiedz im coś! Powiedz im, że to wszystko kłamstwo.
- Niech przemówi Bóg. Zostawcie ich w spokoju – odpowiedział św. Nektariusz.
I Bóg rzeczywiście przemówił, jednak dopiero po jego śmierci. Święty umarł jako prześladowany i oczerniany. Pierwszy cud - uzdrowienie sparaliżowanego - miał miejsce w godzinie jego śmierci. Potem miały miejsce tysiące cudów za sprawą jego relikwii i modlitw do tego świętego. Kiedy byłem na Eginie, powiedziano mi, że już wtedy odnotowano ponad 25 000 cudów. Przypominam, że było to w 1977 roku. Wyobraźcie sobie, jak wiele zapisów przybyło na przestrzeni ostatnich lat!
Każdego dnia Cerkiew wspomina mnichów, męczenników i apostołów. Życie każdego z nich jest przed nami. Czytając ich żywoty, czerpiemy siłę i napełniamy się cierpliwością. Widzimy, że wszyscy oni zostali uświęceni nie przez siedzenie na kanapie czy w fotelu. Nie, oni się trudzili, każdy na swoim miejscu. Od niemowląt po stuletnich starców. Mamy przed sobą niezliczone zastępy świętych, a ponad nimi wszystkimi jest Najświętsza Matka Boża, którą Chrystus dał nam jako drogocenny dar. Swoją Matkę uczynił Matką całego świata. Wierzę, że każdy, kto wzywa Matkę Bożą, otrzymuje od Niej pomoc i siłę, ponieważ jest Ona Orędowniczką całego świata.
Przypomnijmy sobie, co sprawiedliwy Symeon powiedział do Matki Bożej, gdy wziął w ramiona Dzieciątko Chrystusa przyniesione do świątyni jerozolimskiej czterdziestego dnia po Jego narodzeniu. Nie powiedział: „Gratuluję! Jakie wspaniałe dziecko urodziłaś! Oby rosło i było zdrowe!”, jak to zwykle mówimy gratulując narodzin dziecka. Główne słowa sprawiedliwego Symeona były następujące: „twą zaś własną duszę miecz przebije” (Łk 2, 35). Co oznacza słowo „miecz”? To słowo w języku greckim ῥομφαία (czyt. rhomphaia) oznacza wielki miecz, posiadający ostrze po obu stronach. Jest to straszliwy miecz obosieczny, który musiał przejść przez duszę Matki Bożej.
Umysłowi rozumującemu po ludzku może się wydawać, że Chrystus powinien był uchronić swą Matkę przed smutkami i trudnościami: Matka Boża powinna być szczęśliwa i radosna. Jednak Bóg nie uchronił Jej od smutku, a miecz przeszedł przez Jej duszę, jak głosi Ewangelia. Całe życie Matki Bożej było pełne boleści i prześladowań, których apogeum było ukrzyżowanie Chrystusa, Jej udział w tajemnicy Krzyża Chrystusowego, kiedy była obecna przy ukrzyżowaniu swego Bożego Syna.
Matka Boża jest przykładem życia, przykładem cierpliwości, wytrwałości i pokory. Sami widzicie, że na kartach Ewangelii Matka Boża pojawia się tylko kilka razy i wypowiada tylko kilka słów. Nie chwali się ani nie chełpi tym, że jest Matką Chrystusa. Wydaje się być zagubiona pomiędzy narracjami Ewangelii, aby uczyć nas pokory, modlitwy i ufności Bogu. Wraz z Matką Bożą uczą nas tego również wszyscy święci.
Tak więc w Liturgii, w pierwszej Ektenii, wzywamy na pomoc Matkę Bożą i wszystkich świętych, prosząc ich o wstawiennictwo i modlitwę za nas, aby byli naszym wsparciem i umacniali nas.
metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin)
za: sestry.ru
fotografia: Sheep1389 /orthphoto.net/
Z Bożą pomocą kontynuujemy analizowanie tekstu Świętej Liturgii. Dzisiaj przyjrzymy się ostatniej prośbie Ektenii Pokoju, która brzmi następująco: „Najświętszą, przeczystą, błogosławioną, pełną chwały Władczynię naszą Bogarodzicę i zawsze Dziewicę Marię ze wszystkimi świętymi wspomniawszy, sami siebie, wszyscy siebie nawzajem i całe życie nasze Chrystusowi Bogu oddajmy” (cs. Preswiatuju, Preczystuju, Prebłahosłowiennuju, Sławnuju Władyczycu naszu Bohorodicu i Prysnodiewu Maryju so wsiemi swiatymi pomianuwsze sami siebie i druh druha, i wies’ żywot nasz Chrystu Bohu predadim). Innymi słowy, „wspomniawszy i wezwawszy na pomoc Najświętszą, Najczystszą, Błogosławioną, Najchwalebniejszą Władczynię naszą Bogarodzicę i Zawsze Dziewicę Marię, a wraz z Nią wszystkich świętych, oddajmy samych siebie, siebie nawzajem i całe nasze życie Chrystusowi, naszemu Bogu”.
My, prawosławni chrześcijanie, żywimy wielką miłość do Matki Bożej i świętych. Święci są naszymi braćmi, ludźmi takimi jak my, którzy przypodobali się Bogu swym świętym życiem. Tak jak modlili się za nas za życia, tak modlą się za nas nawet teraz, po śmierci ciała, ponieważ nie umarli duchowo, ich dusza pozostaje żywa przed Bogiem. Święci modlą się za nas, tak jak my modlimy się za innych. Na przykład ktoś zwraca się do nas z prośbą: „Potrzebuję twojej modlitwy, mam poważne kłopoty i problemy, wielki interes, wielką potrzebę”, a my odpowiadamy na tę prośbę i modlimy się za naszego bliźniego. W podobny sposób zwracamy się z prośbą o modlitwę do świętych. Święci są naszą pomocą i wsparciem. Bardzo ważnym jest wiedzieć, że na naszej drodze nie jesteśmy sami, jest z nami wielu świętych.
W Księdze Ojców jest pewna historia. Pewien mnich zmagał się z wieloma pokusami i poskarżył się Bogu:
- Boże, spójrz, jak wiele mam pokus i trudności, ile demonów ze mną walczy!
Bóg powiadomił o tym pewnego abbę, który przyszedł do owego mnicha i zapytał go:
- Co z tobą, że skarżysz się Bogu?
- Wiele pokus muszę znosić, wiele demonów ze mną walczy.
I rzeczywiście było tak, jak mówił. Abba poprosił brata, aby chwilę poczekał, i zaczął się modlić. Po modlitwie odwrócił go na zachód i zobaczyli tłum demonów rzucających się na nich z furią.
- Widzisz te demony? To te, które z tobą walczą. A teraz odwróć się na wschód.
Odwrócili się twarzami na wschód i zobaczyli wielki zastęp aniołów i świętych, którzy wspierali swego brata w walce.
- Widzisz? Tych, którzy ci pomagają i pokrzepiają cię, jest znacznie więcej niż tych, którzy z tobą walczą.
Wszyscy musimy stawiać czoła pokusom i uciskom w naszym życiu. Ale jedno jest pewne - łaska Boża, która umacnia człowieka zmagającego się z pokusami, przewyższa wszelkie pokusy. A jeśli upadamy, oznacza to, że nie modlimy się, nie szukamy Bożej pomocy, ale pozostajemy w niedbalstwie. Bóg obdarzył człowieka wolnością i nie może jej naruszyć, więc przez nasze niedbalstwo jakby uniemożliwiamy Bogu umacnianie nas. Bóg, jeśli wezwiemy Go na pomoc, natychmiast przyjdzie do nas i nie pozwoli, abyśmy byli kuszeni ponad nasze siły.
Święci również przychodzą nam z pomocą. Ważna jest dla nas nie tylko pomoc, jaką od nich otrzymujemy, ale także przykład ich życia. Bez świętych Ewangelia okazałaby się wielką i wspaniałą teorią bez dowodów. Co służy jako dowód, że wszystko, co powiedział Chrystus, jest prawdą? Jaki jest dowód wszystkich obietnic, które dał nam Chrystus w Ewangelii? Prawda ewangelicznego nauczania jest nam udowadniana właśnie przez świętych.
Życie świętych jest przed nami w każdej chwili. Kiedy w 1977 roku po raz pierwszy przybyłem do klasztoru Świętej Trójcy na wyspie Egina, spotkałem dwie lub trzy zakonnice, które zastały św. Nektariusza - naszego współczesnego, można powiedzieć, świętego XX wieku - jeszcze za życia. Wyobraźcie sobie: św. Nektariusz zmarł w 1920 r., a ja pojechałem na Eginę w 1977 r., co oznacza, że od śmierci świętego minęło 57 lat. A te stare mniszki dobrze pamiętały św. Nektariusza i nazywały go „naszym Władyką”.
To samo można powiedzieć o św. mnichu Arseniuszu z Kapadocji. Znałem ludzi z jego wioski, którzy dobrze go pamiętali. Pewnego dnia Starzec Paisjusz poprosił mnie, abym spotkał się na lotnisku z mężczyzną, który pochodził z Faras, tej samej wioski, w której żył i pełnił posługę kapłańską mnich Arseniusz. Ten Farasiot był młodym, dwudziestokilkuletnim mężczyzną, kiedy opuścił Azję Mniejszą, i chociaż od tego czasu minęło pół wieku, bardzo dobrze pamiętał czcigodnego Arseniusza.
Można powiedzieć, że wszyscy ci święci byli nam współcześni, a ich życie było pełne wielkich czynów. Często pytamy: dlaczego święci mogli tego dokonać? Skąd mieli tyle ognia w swych duszach? Przecież byli zwykłymi ludźmi, nie duchami, czy też supermenami. A jednak byli w stanie się tak poświęcać. Dlaczego? Ponieważ tego chcieli, prosili Boga o pomoc, a Bóg ich umacniał. Dlaczego więc my usprawiedliwiamy się, mówiąc, że nie możemy, że nie wytrzymamy i tak dalej? My również możemy się starać, na miarę naszej wiary i miłości do Boga.
Z życia św. Nektariusza wiemy, jak wiele oszczerstw, prześladowań, smutków i trudności musiał znieść. Oczywiście Dobry Bóg tak bardzo uwielbił tego świętego, ponieważ w naszych czasach ludzie są uświęcani nie przez wielkie wyczyny ascetyczne, jakimi zasłynęli pradawni Ojcowie Pustyni, ale przez znoszenie codziennych trudności, prób, oszczerstw, smutków i tym podobnych. Dzięki Bogu, każdy z nas ma to wszystko w wystarczającej mierze i, jak się wydaje, nigdy tego nie zabraknie. Trzeba tylko właściwie to wszystko potraktować i wykorzystać do zbawienia, tak jak to uczynił św. Nektariusz, który z największą cierpliwością stawiał czoła duchowym pokusom.
Święty Nektariusz był znienawidzony przez wielu, uważano go za nikczemnika, oszusta i kłamcę. Żywot św. Nektariusza opisuje incydent, kiedy święty wyszedł, aby głosić kazanie, a ludzie w świątyni zaczęli go wygwizdywać i nie pozwolili mu dojść do słowa. Innym razem podczas kazania zaczęli rzucać w niego pomidorami. Wyobraźcie sobie, jakie upokorzenia musiał przeżywać! Był prześladowany i pogardzany przez wszystkich, a czasami przez kilka dni nie miał nic do jedzenia. A teraz czcimy go jako wielkiego świętego.
Już jako schorowanego starca oskarżono go o współżycie z zakonnicami, więc arcybiskupstwo Aten wysłało na Eginę do klasztoru Świętej Trójcy specjalną komisję, która miała zbadać i osądzić Świętego. Wszystko to było dopuszczone przez Boga, aby Jego wierny sługa mógł zostać poddany próbie. Doszło do tego, że wypompowano wodę z klasztornej studni, aby znaleźć na dnie kości niemowląt, które Święty rzekomo spłodził z zakonnicami i wrzucił do studni, chcąc ukryć swój grzech. Widząc, że święty przygląda się temu w milczeniu i nie próbuje w żaden sposób bronić się przed śledczymi, mniszki zapytały:
- Ojcze, powiedz im coś! Powiedz im, że to wszystko kłamstwo.
- Niech przemówi Bóg. Zostawcie ich w spokoju – odpowiedział św. Nektariusz.
I Bóg rzeczywiście przemówił, jednak dopiero po jego śmierci. Święty umarł jako prześladowany i oczerniany. Pierwszy cud - uzdrowienie sparaliżowanego - miał miejsce w godzinie jego śmierci. Potem miały miejsce tysiące cudów za sprawą jego relikwii i modlitw do tego świętego. Kiedy byłem na Eginie, powiedziano mi, że już wtedy odnotowano ponad 25 000 cudów. Przypominam, że było to w 1977 roku. Wyobraźcie sobie, jak wiele zapisów przybyło na przestrzeni ostatnich lat!
Każdego dnia Cerkiew wspomina mnichów, męczenników i apostołów. Życie każdego z nich jest przed nami. Czytając ich żywoty, czerpiemy siłę i napełniamy się cierpliwością. Widzimy, że wszyscy oni zostali uświęceni nie przez siedzenie na kanapie czy w fotelu. Nie, oni się trudzili, każdy na swoim miejscu. Od niemowląt po stuletnich starców. Mamy przed sobą niezliczone zastępy świętych, a ponad nimi wszystkimi jest Najświętsza Matka Boża, którą Chrystus dał nam jako drogocenny dar. Swoją Matkę uczynił Matką całego świata. Wierzę, że każdy, kto wzywa Matkę Bożą, otrzymuje od Niej pomoc i siłę, ponieważ jest Ona Orędowniczką całego świata.
Przypomnijmy sobie, co sprawiedliwy Symeon powiedział do Matki Bożej, gdy wziął w ramiona Dzieciątko Chrystusa przyniesione do świątyni jerozolimskiej czterdziestego dnia po Jego narodzeniu. Nie powiedział: „Gratuluję! Jakie wspaniałe dziecko urodziłaś! Oby rosło i było zdrowe!”, jak to zwykle mówimy gratulując narodzin dziecka. Główne słowa sprawiedliwego Symeona były następujące: „twą zaś własną duszę miecz przebije” (Łk 2, 35). Co oznacza słowo „miecz”? To słowo w języku greckim ῥομφαία (czyt. rhomphaia) oznacza wielki miecz, posiadający ostrze po obu stronach. Jest to straszliwy miecz obosieczny, który musiał przejść przez duszę Matki Bożej.
Umysłowi rozumującemu po ludzku może się wydawać, że Chrystus powinien był uchronić swą Matkę przed smutkami i trudnościami: Matka Boża powinna być szczęśliwa i radosna. Jednak Bóg nie uchronił Jej od smutku, a miecz przeszedł przez Jej duszę, jak głosi Ewangelia. Całe życie Matki Bożej było pełne boleści i prześladowań, których apogeum było ukrzyżowanie Chrystusa, Jej udział w tajemnicy Krzyża Chrystusowego, kiedy była obecna przy ukrzyżowaniu swego Bożego Syna.
Matka Boża jest przykładem życia, przykładem cierpliwości, wytrwałości i pokory. Sami widzicie, że na kartach Ewangelii Matka Boża pojawia się tylko kilka razy i wypowiada tylko kilka słów. Nie chwali się ani nie chełpi tym, że jest Matką Chrystusa. Wydaje się być zagubiona pomiędzy narracjami Ewangelii, aby uczyć nas pokory, modlitwy i ufności Bogu. Wraz z Matką Bożą uczą nas tego również wszyscy święci.
Tak więc w Liturgii, w pierwszej Ektenii, wzywamy na pomoc Matkę Bożą i wszystkich świętych, prosząc ich o wstawiennictwo i modlitwę za nas, aby byli naszym wsparciem i umacniali nas.
metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin)
za: sestry.ru
fotografia: Sheep1389 /orthphoto.net/