Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Cudowny i, trzeba przyznać, uderzający chrześcijański sposób życia
05 lipca 2024
Do naszej refleksji w tym tygodniu chciałbym zaproponować fragment anonimowego listu z początku II wieku lub nawet prawdopodobnie z końca pierwszego. Jest to fragment, który sam w sobie stał się dobrze znany ze względu na swoje wyjątkowe piękno i moc świadectwa. Autor tekstu jest nieznany, chociaż często otrzymuje imię Mathetes, co w rzeczywistości oznacza po prostu „ucznia”, a my nazywamy ten tekst Listem do Diogneta. Ma on swoje miejsce w zbiorach pism Ojców Apostolskich, do których ostatnio często sięgamy.
List do Diogneta jest tekstem opisującym życie chrześcijan we wczesnych wspólnotach, tak jak widzieli je inni. Częściowo jest on spisany z perspektywy pierwszej osoby, częściowo przedstawia perspektywę osoby postronnej. I w tym anonimowym liście pojawia się niezwykły fragment, opisujący chrześcijan jakby z zewnątrz. Ci, którzy mają dostep do całego tekstu - a z pewnością łatwo go znaleźć w drukowanych tomach lub w Internecie - znajdą ten fragment w rozdziale piątym Listu do Diogneta:
Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem. Nie mają bowiem własnych miast, nie posługują się jakimś niezwykłym dialektem, ich sposób życia nie odznacza się niczym szczególnym. Mieszkają w miastach helleńskich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, stosując się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają ów cudowny i, trzeba przyznać, uderzający sposób życia. Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. Słuchają ustalonych praw, a własnym życiem zwyciężają prawa. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są nieznani, a zarazem potępiani. Są skazywani na śmierć, a zyskują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im nie dostaje, a opływają we wszystko. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę.
Ten piąty rozdział anonimowego listu do Diogneta - a nieco go skróciłem w części, którą przytoczyłem - jest najbardziej niezwykłym fragmentem. Za każdym razem, gdy napotykam ten tekst, myślę o nim jako o wielkim oskarżeniu dla mojego własnego chrześcijańskiego życia. Były chwile, kiedy źródła patrystyczne, kiedy pisma Ojców, a w tym przypadku pismo nieznanej osoby z wczesnego Kościoła, służyły właśnie takiemu świętemu zadaniu - takiemu ukłuciu wstydu, wywołaniu poczucia winy po usłyszeniu takich słów i zmuszeniu do zadania sobie pytania: „Czy ktoś z zewnątrz, patrząc na moje życie, na nasze życie, w naszym dzisiejszym chrześcijańskim kontekście, powiedziałby takie rzeczy?”. Czy popatrzywszy na nas, żyjących w świecie, powiedzieliby tak, jak ten autor: „wyróżnia ich cudowny i, trzeba przyznać, uderzający sposób życia?”
W świecie, w którym mówi się nam, aby się wtopić, dopasować, nie wyróżniać, ale być jednym z tłumu, jednym ze stada, pomimo daleko idących twierdzeń o wspieraniu indywidualności, ten list przypomina nam, że chrześcijanie nie chcieli ani nie starali się dopasować. Starali się raczej żyć życiem naznaczonym wyjątkowością ich celu i skupienia. Tekst jest niezwykły w sposobie, w jaki wyraża wyjątkową drogę życia chrześcijańskiego. Oczywiste jest, że chrześcijanie nie mieli zamiaru robić z siebie jakiegoś przedstawienia. Wczesny Kościół nie starał się przyciągnąć uwagi poprzez nadmierne demonstrowanie swoich zachowań i przekonań, raczej żył autentycznie zgodnie z własnym pojmowaniem, wierzeniami i tradycjami. Żył w państwie, w kraju, a przecież każda ziemia była mu ojczyzną i żadna ojczyzna nie była jego własnym krajem. To niezwykła rzecz, którą dziś słyszymy przy tak wielu podziałach narodowych, dumach narodowych i hańbach narodowych. Wczesny Kościół przypomina nam, że dla chrześcijan każda ziemia jest domem, ponieważ w każdej krainie możemy znaleźć komunię z Bogiem. A jednak żadna ziemia, nawet jeśli jest naszą własną ojczyzną, nie jest czymś więcej niż obcym krajem, ponieważ jesteśmy osobami w drodze, w podróży do naszej jedynej prawdziwej ojczyzny, jaką jest Królestwo Boże. „Mieszkają”, mówi autor, „każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy".
Widać tu niezwykły obraz idei świętego wywłaszczenia. W każdej krainie walczymy o świętość, ale nie jesteśmy nią związani ani przez nią uwięzieni. Walczymy o wyższe powołanie. Zgodnie ze specyficznym przebiegiem ich życia autor pisze, że „chrześcijanie są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba".
Chrześcijanie są dziś wezwani, podobnie jak we wczesnym Kościele, aby żyć z dnia na dzień w otaczającym nas świecie, w sposób, który ukaże naszą prawdziwą ojczyznę. Jesteśmy powołani do życia w świecie, ale nie do bycia ze świata, co jest bardzo znaną frazą. A we wczesnochrześcijańskim świadectwie oznaczało to, że powinniśmy być naocznym świadectwem dla ludzi takich jak ten anonimowy autor. Przy spojrzeniu na chrześcijańską wspólnotę powinno być widoczne, że ich dom - nasz dom - jest gdzie indziej. Naszym domem jest Królestwo Boże, królestwo niebieskie.
Tak więc nasze zaangażowanie w świat nie powinno powstrzymywać nas przed tym świadectwem, ale być samą formą i miejscem, w którym rodzi się nasze misyjne świadectwo. Przestrzegamy praw - mówi nam o tym tekst - ale jednocześnie musimy zwyciężać prawa naszym życiem.
Dalej w tekście mamy niezwykłe i poruszające zwroty o relacji chrześcijan z innymi w świecie:
Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są nieznani, a zarazem potępiani. Są skazywani na śmierć zyskują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im nie dostaje, a opływają we wszystko. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę.
W tych momentach, w których czujemy, że nasze chrześcijańskie życie jest utrudnione przez fakt, że jesteśmy zbyt biedni, że jesteśmy zniesławiani lub wyszydzani, że nie szanuje nas otaczający nas świat - tak często w naszych współczesnych czasach chrześcijanie lamentują, że świat nie szanuje nas wystarczająco, nie zwraca na nas wystarczającej uwagi, że w społeczeństwie jesteśmy na uboczu - w tych momentach, w tych obserwacjach tekst taki jak ten wzywa nas do uświadomienia sobie, że w hańbie jest chwała, w ubóstwie jest bogactwo, w prześladowaniach jest podstawa do praktykowania miłości, a w niedostatku jest wielka obfitość. Te pozorne paradoksy przedstawione przez autora są niczym innym jak świadectwem zrodzonym z żywego przykładu dokładnie tego, co nakazuje Chrystus: „Błogosławieni jesteście, gdy ludzie będą was poniżać i prześladować”. „Błogosławieni ubodzy”. "Błogosławieni pokorni". "Kochaj bliźniego swego".
To, co autor tego niezwykłego tekstu widział, o czym zaświadczył w swoich pismach, to fakt, że nasze życie realizuje się w przykazaniach Chrystusa. Życie, w którym błogosławieństwo znalezienia się w ubóstwie jest widoczne dla zewnętrznego obserwatora, życie, w którym miłość okazywana pomimo prześladowań i wrogości jest widoczna dla świata. Życie, w którym świat widzi, że nasza chwała przychodzi właśnie przez pogardę. Albowiem to w swojej pozornej hańbie sam Chrystus został uwielbiony. Hańba krzyża stała się właśnie drzewem, które wydało króla wszystkich.
We wszystkich tych kwestiach ten anonimowy tekst z II wieku jest świadectwem życia prowadzonego prawdziwie w posłuszeństwie nakazom Chrystusa i pokazuje nam owoc tego posłuszeństwa, że obcy, ci, którzy nie znają chrześcijan, widząc ich sposób życia nie mogą go nie postrzegać w kategoriach szacunku. Jest to obietnica, która czeka żyjących w posłuszeństwie. Kiedy słyszymy te słowa, przyjmujmy je z wielką radością i pewnością, świadomi, że nasze życie nie dorównuje do tego przykładu. Zdaję sobie sprawę, że ten kto patrzy na moje życie, nie powie tego, co autor Listu do Diogeneta mówi o życiu wczesnochrześcijańskim. I właśnie w takiej świadomości jesteśmy popychani do przodu. Podejmijmy wyzwanie. Przyjmijmy pozorną hańbę - prawdziwą według świata. Przyjmijmy ubóstwo, zarówno fizyczne, jak i duchowe, abyśmy mogli żyć życiem rozpoznawalnym przez innych jako wyjątkowe i uderzające.
Niech Bóg pozwoli, aby ta przemiana dotknęła naszych serc, w naszym życiu i w naszych rodzinach oraz w naszych społecznościach i w naszym Kościele na całym świecie.
Dla modlitw świętych ojców naszych, Panie Jezu Chryste, Boże nasz, zmiłuj się nad nami i zbaw nas. Amen.
biskup Ireneusz (Steenberd) / tłum. Jakub Oniszczuk
za: A Word from the Holy Fathers
fotografia: alik / www.orthphoto.net /
List do Diogneta jest tekstem opisującym życie chrześcijan we wczesnych wspólnotach, tak jak widzieli je inni. Częściowo jest on spisany z perspektywy pierwszej osoby, częściowo przedstawia perspektywę osoby postronnej. I w tym anonimowym liście pojawia się niezwykły fragment, opisujący chrześcijan jakby z zewnątrz. Ci, którzy mają dostep do całego tekstu - a z pewnością łatwo go znaleźć w drukowanych tomach lub w Internecie - znajdą ten fragment w rozdziale piątym Listu do Diogneta:
Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem. Nie mają bowiem własnych miast, nie posługują się jakimś niezwykłym dialektem, ich sposób życia nie odznacza się niczym szczególnym. Mieszkają w miastach helleńskich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, stosując się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają ów cudowny i, trzeba przyznać, uderzający sposób życia. Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. Słuchają ustalonych praw, a własnym życiem zwyciężają prawa. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są nieznani, a zarazem potępiani. Są skazywani na śmierć, a zyskują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im nie dostaje, a opływają we wszystko. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę.
Ten piąty rozdział anonimowego listu do Diogneta - a nieco go skróciłem w części, którą przytoczyłem - jest najbardziej niezwykłym fragmentem. Za każdym razem, gdy napotykam ten tekst, myślę o nim jako o wielkim oskarżeniu dla mojego własnego chrześcijańskiego życia. Były chwile, kiedy źródła patrystyczne, kiedy pisma Ojców, a w tym przypadku pismo nieznanej osoby z wczesnego Kościoła, służyły właśnie takiemu świętemu zadaniu - takiemu ukłuciu wstydu, wywołaniu poczucia winy po usłyszeniu takich słów i zmuszeniu do zadania sobie pytania: „Czy ktoś z zewnątrz, patrząc na moje życie, na nasze życie, w naszym dzisiejszym chrześcijańskim kontekście, powiedziałby takie rzeczy?”. Czy popatrzywszy na nas, żyjących w świecie, powiedzieliby tak, jak ten autor: „wyróżnia ich cudowny i, trzeba przyznać, uderzający sposób życia?”
W świecie, w którym mówi się nam, aby się wtopić, dopasować, nie wyróżniać, ale być jednym z tłumu, jednym ze stada, pomimo daleko idących twierdzeń o wspieraniu indywidualności, ten list przypomina nam, że chrześcijanie nie chcieli ani nie starali się dopasować. Starali się raczej żyć życiem naznaczonym wyjątkowością ich celu i skupienia. Tekst jest niezwykły w sposobie, w jaki wyraża wyjątkową drogę życia chrześcijańskiego. Oczywiste jest, że chrześcijanie nie mieli zamiaru robić z siebie jakiegoś przedstawienia. Wczesny Kościół nie starał się przyciągnąć uwagi poprzez nadmierne demonstrowanie swoich zachowań i przekonań, raczej żył autentycznie zgodnie z własnym pojmowaniem, wierzeniami i tradycjami. Żył w państwie, w kraju, a przecież każda ziemia była mu ojczyzną i żadna ojczyzna nie była jego własnym krajem. To niezwykła rzecz, którą dziś słyszymy przy tak wielu podziałach narodowych, dumach narodowych i hańbach narodowych. Wczesny Kościół przypomina nam, że dla chrześcijan każda ziemia jest domem, ponieważ w każdej krainie możemy znaleźć komunię z Bogiem. A jednak żadna ziemia, nawet jeśli jest naszą własną ojczyzną, nie jest czymś więcej niż obcym krajem, ponieważ jesteśmy osobami w drodze, w podróży do naszej jedynej prawdziwej ojczyzny, jaką jest Królestwo Boże. „Mieszkają”, mówi autor, „każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy".
Widać tu niezwykły obraz idei świętego wywłaszczenia. W każdej krainie walczymy o świętość, ale nie jesteśmy nią związani ani przez nią uwięzieni. Walczymy o wyższe powołanie. Zgodnie ze specyficznym przebiegiem ich życia autor pisze, że „chrześcijanie są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba".
Chrześcijanie są dziś wezwani, podobnie jak we wczesnym Kościele, aby żyć z dnia na dzień w otaczającym nas świecie, w sposób, który ukaże naszą prawdziwą ojczyznę. Jesteśmy powołani do życia w świecie, ale nie do bycia ze świata, co jest bardzo znaną frazą. A we wczesnochrześcijańskim świadectwie oznaczało to, że powinniśmy być naocznym świadectwem dla ludzi takich jak ten anonimowy autor. Przy spojrzeniu na chrześcijańską wspólnotę powinno być widoczne, że ich dom - nasz dom - jest gdzie indziej. Naszym domem jest Królestwo Boże, królestwo niebieskie.
Tak więc nasze zaangażowanie w świat nie powinno powstrzymywać nas przed tym świadectwem, ale być samą formą i miejscem, w którym rodzi się nasze misyjne świadectwo. Przestrzegamy praw - mówi nam o tym tekst - ale jednocześnie musimy zwyciężać prawa naszym życiem.
Dalej w tekście mamy niezwykłe i poruszające zwroty o relacji chrześcijan z innymi w świecie:
Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są nieznani, a zarazem potępiani. Są skazywani na śmierć zyskują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im nie dostaje, a opływają we wszystko. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę.
W tych momentach, w których czujemy, że nasze chrześcijańskie życie jest utrudnione przez fakt, że jesteśmy zbyt biedni, że jesteśmy zniesławiani lub wyszydzani, że nie szanuje nas otaczający nas świat - tak często w naszych współczesnych czasach chrześcijanie lamentują, że świat nie szanuje nas wystarczająco, nie zwraca na nas wystarczającej uwagi, że w społeczeństwie jesteśmy na uboczu - w tych momentach, w tych obserwacjach tekst taki jak ten wzywa nas do uświadomienia sobie, że w hańbie jest chwała, w ubóstwie jest bogactwo, w prześladowaniach jest podstawa do praktykowania miłości, a w niedostatku jest wielka obfitość. Te pozorne paradoksy przedstawione przez autora są niczym innym jak świadectwem zrodzonym z żywego przykładu dokładnie tego, co nakazuje Chrystus: „Błogosławieni jesteście, gdy ludzie będą was poniżać i prześladować”. „Błogosławieni ubodzy”. "Błogosławieni pokorni". "Kochaj bliźniego swego".
To, co autor tego niezwykłego tekstu widział, o czym zaświadczył w swoich pismach, to fakt, że nasze życie realizuje się w przykazaniach Chrystusa. Życie, w którym błogosławieństwo znalezienia się w ubóstwie jest widoczne dla zewnętrznego obserwatora, życie, w którym miłość okazywana pomimo prześladowań i wrogości jest widoczna dla świata. Życie, w którym świat widzi, że nasza chwała przychodzi właśnie przez pogardę. Albowiem to w swojej pozornej hańbie sam Chrystus został uwielbiony. Hańba krzyża stała się właśnie drzewem, które wydało króla wszystkich.
We wszystkich tych kwestiach ten anonimowy tekst z II wieku jest świadectwem życia prowadzonego prawdziwie w posłuszeństwie nakazom Chrystusa i pokazuje nam owoc tego posłuszeństwa, że obcy, ci, którzy nie znają chrześcijan, widząc ich sposób życia nie mogą go nie postrzegać w kategoriach szacunku. Jest to obietnica, która czeka żyjących w posłuszeństwie. Kiedy słyszymy te słowa, przyjmujmy je z wielką radością i pewnością, świadomi, że nasze życie nie dorównuje do tego przykładu. Zdaję sobie sprawę, że ten kto patrzy na moje życie, nie powie tego, co autor Listu do Diogeneta mówi o życiu wczesnochrześcijańskim. I właśnie w takiej świadomości jesteśmy popychani do przodu. Podejmijmy wyzwanie. Przyjmijmy pozorną hańbę - prawdziwą według świata. Przyjmijmy ubóstwo, zarówno fizyczne, jak i duchowe, abyśmy mogli żyć życiem rozpoznawalnym przez innych jako wyjątkowe i uderzające.
Niech Bóg pozwoli, aby ta przemiana dotknęła naszych serc, w naszym życiu i w naszych rodzinach oraz w naszych społecznościach i w naszym Kościele na całym świecie.
Dla modlitw świętych ojców naszych, Panie Jezu Chryste, Boże nasz, zmiłuj się nad nami i zbaw nas. Amen.
biskup Ireneusz (Steenberd) / tłum. Jakub Oniszczuk
za: A Word from the Holy Fathers
fotografia: alik / www.orthphoto.net /