Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Lekcje łotra
Marina Biriukova (tłum. Justyna Pikutin), 02 maja 2024
Jego wizerunek znajduje się niemal w każdym cerkiewnym ikonostasie. I nie jest to przypadek. Podobnie jak fakt, że kapłan przypomina nam o nim za każdym razem tuż przed św. Eucharystią: "...nie zdradzę Twoim wrogom tajemnicy, ani też nie pocałuję Ciebie jak Judasz, lecz jak łotr wyznaję Ciebie: Wspomnij mnie, Panie, w królestwie Twoim".
Na każdym etapie mojego niełatwego i przeciągającego się wdrożenia do wspólnoty cerkiewnej raz po raz wracałam do tych wersetów z Ewangelii ap. Łukasza (23,42), myśląc o losie łotra, który nawrócił się do Chrystusa. I chociaż nie potrafiłam i nadal nie potrafię upodobnić się do niego w pokorze i wyznać Chrystusa tak jak on, to za każdym razem ta refleksja okazywała się lekcją.
Lekcja pierwsza – przyjąć wybaczenie
Jednym z powodów, dla których zwróciłam się do rozważnego łotra, był ból spowodowany poczuciem winy. Nie z powodu grzechu, podkreślam, ale z powodu poczucia winy, które jest owocem grzechu, jego rezultatem; poczucia winy wobec ludzi, których obraziłam, zraniłam, którym przyniosłam cierpienie. Te epizody pojawiały się w mojej pamięci jeden po drugim. I mówiłam o nich na spowiedzi. Kapłan okrywał mnie epitrachelionem, ale jakoś nie było mi od tego lepiej. "Ja, niegodny kapłan, mocą udzielonej mi władzy, przebaczam i rozgrzeszam...". Cóż... wierzę, że On rozgrzesza - mnie, ale co dalej z nim, z nią, z nimi...?
I za każdym razem, odchodząc krok od anałoja, widziałam twarz łotra, któremu przebaczono - z krzyżem na ramieniu, pośród rajskich drzew. I myślałam: przecież o niego także można by zapytać: jakie ma on prawo do bycia szczęśliwym? Jest w raju - w porządku, ale co z krwią, którą przelał, z bliskimi, których sprzedał w niewolę poganom, co z wdowami, sierotami, starymi rodzicami, pozbawionymi środków do życia przez jego rabunek?
A zamordowany Uriasz i Batszeba, uwiedziona i zhańbiona przez króla Dawida, co z nimi...? Wsłuchiwałam się w Psalm 50. Uderzyło mnie, jak Dawid wierzy w przebaczenie, w to, że Bóg może go obmyć, aby był bielszy niż śnieg; że "radość i wesele" są osiągalne dla niego, Dawida, który z powodu swej żądzy spowodował takie nieszczęście....
Przez kilka lat z rzędu, w ramach mojej posługi parafialnej, korespondowałam z osobami skazanymi na dożywocie. To oczywiście odrębny temat: tutaj powiem tylko, że otrzymywaliśmy od nich bardzo poważne listy. Listy od ludzi, którzy po znalezieniu się w ekstremalnie trudnych warunkach i praktycznie bez nadziei na zmianę swego życia na lepsze, naprawdę zrozumieli, dlaczego im to dano, znaleźli siłę, by zwrócić się do Boga, podziękować Mu i zaczęli naprawdę się zmieniać.
Kiedy starannie dobierałam słowa do odpowiedzi na listy, które redagowałam, zdałam sobie sprawę, że ci, których zabili moi odbiorcy, nie zmartwychwstaną, chyba że w Dniu Sądu Ostatecznego; ci, których osierocili, nigdy nie będą żyć bez strasznego bólu w ich wnętrzu. Ale Ten, do którego modlił się król Dawid, Ten, który powiedział do łotra: "Dzisiaj ze Mną będziesz w raju" (Łk 23, 43), wie wszystko o ich losie i cierpieniu. Bez względu na to, jak dziwnie, bez względu na to, jak dziko może to zabrzmieć nawet dla nieprzygotowanego człowieka, On troszczy się jednakowo zarówno o ofiarę, jak i mordercę, chce dla nich obu jednego - zbawienia. A prawdziwym zwycięstwem nad złem nie jest ukaranie przestępcy, jak to się czasem wydaje nam, przyzwyczajonym do życia tylko według ziemskich pojęć sprawiedliwości, ale jego skrucha i zwrócenie się do Boga. Niestety, nie zdarza się to zbyt często.
Wracając od tych przykładów do moich własnych grzechów, powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę, że trzeba umieć przyjąć przebaczenie - tak jak zrobił to roztropny łotr. Nie wiem dlaczego - z powodu pychy, przygnębienia, czy też braku wiary? - jednak uparcie próbujemy osądzać samych siebie, podczas gdy jest tylko jeden Sędzia i nie powinniśmy próbować zastępować Jego osądu naszym własnym osądem nas samych; nie powinniśmy przeciwstawiać przebaczenia sobie z przebaczeniem Boga.
Nie, nie oznacza to, że przeszłość powinna zostać zapomniana lub że ofiary naszych grzechów są nam odtąd obojętne. Wręcz przeciwnie - te długi, które jesteśmy w stanie spłacić, muszą zostać spłacone, tak jak zrobił to Zacheusz, przełożony poborców podatkowych (zob. Łk 19,8). Jak spłacać? Modlić się za tych, którzy zostali przez nas zranieni; pracować, zanim będzie za późno, dla tych, którym nie daliśmy zbyt wiele w innych latach; zmienić w naszych relacjach z bliźnimi to, co możemy zmienić teraz. Wszystko to jest realne, a we wszystkich tych wysiłkach mamy pomocników, modlitwy za nas: bliskich nam świętych i jego - bezimiennego łotra, który jako pierwszy wszedł do raju; możemy też prosić go o modlitwę za nas, prawda?
Lekcja druga – odkryć sumienie i poznać słabości
Oczywiście zastanawiałam się, dlaczego ten łotr był roztropny, czym różnił się od swego towarzysza, który, przypomnę, bluźnił przeciwko "Królowi Żydów"; dlaczego to właśnie on, po wszystkich swoich krwawych czynach, nagle doznał tak cudownego nawrócenia.
Nie, oczywiście, nie stało się to nagle. Człowiek nie staje się inny tak po prostu - znienacka, w ciągu minuty (czymkolwiek ta minuta może być), bez dojrzałych wewnętrznych przyczyn lub wstępnych uwarunkowań. Nasza formacja i nasze ostateczne przeznaczenie to nierozerwalny łańcuch przyczyn i skutków, które natychmiast stają się przyczynami. Każde z naszych działań ma swoją historię - żadnego z nich nie wykonujemy "znienacka". W tym sensie rzeczywiście nie ma cudów. Skazany na śmierć łotr przez całe życie szedł do wielkiej chwili, do spowiedzi na krzyżu. Jego życie było przestępcze, marnotrawne, okrutne, ale nie zgasiło w nim tej Bożej iskry - sumienia - która, zgodnie ze słowami abby Doroteusza, jest zasiana przez Boga w każdym z nas.
Jego sumienie było żywe. Nie pozwalało mu zaakceptować tego, co się z nim działo, jako normy. Tworzyło przepaść między nim a tym, co robił. Dzięki sumieniu nie był równy samemu sobie. I zapewne cierpiał. Ale co innego cierpieć, a co innego zmienić swoje życie: środowisko przestępcze - zarówno wtedy, jak i teraz - nie pozwala tak łatwo odejść.
Czyż ty i ja nie pamiętamy epizodów, kiedy nie potrafiliśmy przezwyciężyć presji otoczenia, oczywiście nie kryminalnego, zwyczajnego? Kiedy nie znaleźliśmy w sobie moralnej siły, by po prostu przemilczeć, lub postawić się i powiedzieć: ludzie, teraz się mylimy; tego, co robimy, nie wolno nam robić...? Kiedy nie obroniliśmy ofiary, kiedy baliśmy się wejść w konflikt z "kolektywem" jak to się potocznie nazywa, albo z przełożonymi - ze względu na sąsiada...?
I za każdym razem, nawet jeśli nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy - wciąż czuliśmy, że coś jest nie tak. Że coś tu jest nie w porządku. Tak nie można.
Czuliśmy to, bo sumienie jest w każdym z nas, mieszka gdzieś w samej ludzkiej istocie, w tym, co odróżnia człowieka od wszystkich innych żywych istot. Nie ma człowieka bez sumienia, nawet ten drugi łotr je miał! Kluczowe jest to, co człowiek z nim zrobił.
Odkrywając swe sumienie, człowiek w istocie odkrywa w sobie Boga, odkrywa też swoje stworzenie i poznaje swoje wysokie przeznaczenie. Ale odkrywa też swą słabość. Skrucha jest w istocie rozpoznaniem i akceptację przez człowieka własnej słabości. Można powiedzieć, że jest to rozliczenie się z nią. Łotr przybity do krzyża w ostatnich, niezwykle bolesnych minutach swego życia, kiedy nie ma już nic do stracenia i nie ma już nic do uratowania, właśnie to czyni - uznaje swoją słabość, zdaje sobie sprawę z tego, że nie mógłby żyć inaczej - poza złem.
Ale nie tylko zdaje sobie z tego sprawę, nie tylko mówi o tym swemu towarzyszowi: w następnym wersecie Ewangelii Łukasza (23, 42) zwraca się do Bezgrzesznego, ukrzyżowanego wraz z nim.
Lekcja trzecia - nawrócenie
Często zdarza się w życiu cerkiewnym, że słuchasz czegoś lub czytasz to regularnie przez kilka lat i wydaje ci się, że to rozumiesz, ale pełna głębia tych słów przychodzi do ciebie nagle. I to cię zadziwia.
W ten sposób dotarło do mnie znaczenie słów św. Jana Chryzostoma z jednej z modlitw przed Eucharystią: "...lecz wszystkich, którzy ze skruchą przyszli do Ciebie, zaliczyłeś do swoich przyjaciół, Jedyny jesteś Błogosławiony zawsze...".
Uświadomiłam sobie, że skrucha to nie tylko żal za grzechy i grzeszne uczynki, ale odwrócenie się od nich do ukrzyżowanego za nas „pod Poncjuszem Piłatem". To krok od grzesznego stanu nie tylko w kierunku jakiegoś innego, właściwego stanu, ale właśnie do Niego.
Nieodłączną cechą człowieka jest doświadczanie własnej grzeszności bez zwracania się do jedynego prawdziwego Lekarza. Człowiek cierpi sam ze sobą, cierpi z powodu braku możliwości zaakceptowania samego siebie, z powodu niezgodności rzeczywistości z tymi idealnymi wyobrażeniami o sobie, które nieświadomie w sobie pielęgnował. Nie jest to skrucha w chrześcijańskim znaczeniu tego słowa; w rzeczywistości jest to cierpienie pychy. Jego rezultatem jest niepewność, niestabilność psychiczna, neurotyczność, a czasem depresja.
Przeciwnie, gdy ktoś nie tylko żałuje czegoś, co zrobił, ale natychmiast zwraca się do Chrystusa, widząc w Nim Pomocnika, Obrońcę i Uzdrowiciela, wtedy ....
...wtedy pojawia się cudowne poczucie stabilności. Wiem to z własnego doświadczenia. To intuicyjne wyczucie właściwej drogi, jak ptak lecący z południa na północ. Ta pewność nie jest weryfikowalna przez rozum, ale przez coś znacznie głębszego. Umysł nie może uwierzyć, ale serce wie, że On, teraz "zaliczył cię do grona swoich przyjaciół" i pomoże ci jako Przyjaciel.
Lekcja czwarta: „jak łotr, wyznaję...”
W życiu duchowym człowiek bywa niezwykle paradoksalny. Bez względu na to, jak bardzo cierpiałam z powodu swej grzeszności, z powodu wielu niefortunnych epizodów w przeszłości, nie potrafiłam wyznać mojego Zbawiciela "jak łotr". Działała samoobrona, nawyk - mimo wszystko - zaliczania siebie do światłej części ludzkości. Chociaż innym razem wspomnienie zadawnionej winy, ogromnej i nieodwracalnej, przychodziło do mnie z tak szokującą jasnością ....
... aż w końcu zaczęłam się zastanawiać, dlaczego.
I myślę, że usłyszałam odpowiedź: aby twoje chrześcijaństwo stało się równie jasne.
Aby nie było ono powierzchowne, senne, pobieżne, abyś nie wypowiadała tych wszystkich słów: "...nie chcąc śmierci grzesznika, ale by się nawrócił i żył" - jako nie mających nic wspólnego z tobą, tylko dlatego, że masz je wypowiedzieć. Abyś nie uważała się za pozytywną i zasługującą na coś "tak czy inaczej", to znaczy bez względu na wiarę.
Aby chcieć zbawienia, musisz uświadomić sobie, że giniesz. Aby dostrzec Jego miłość, musisz zobaczyć wszystkie powody, by cię nie kochać. Chrześcijanin to ten, kto patrzy na Chrystusa z punktu widzenia swej grzeszności. Chrześcijanin jest roztropnym łotrem; roztropny łotr jest najprawdziwszym chrześcijaninem. Porównaj ból winy z Jego ukrzyżowaniem. A wtedy, być może, naprawdę wyznasz Go "jak łotr" ..…
Marina Biriukova (tłum. Justyna Pikutin)
za: pravoslavie.ru
fotografia: jarek1 /orthphoto.net/
Na każdym etapie mojego niełatwego i przeciągającego się wdrożenia do wspólnoty cerkiewnej raz po raz wracałam do tych wersetów z Ewangelii ap. Łukasza (23,42), myśląc o losie łotra, który nawrócił się do Chrystusa. I chociaż nie potrafiłam i nadal nie potrafię upodobnić się do niego w pokorze i wyznać Chrystusa tak jak on, to za każdym razem ta refleksja okazywała się lekcją.
Lekcja pierwsza – przyjąć wybaczenie
Jednym z powodów, dla których zwróciłam się do rozważnego łotra, był ból spowodowany poczuciem winy. Nie z powodu grzechu, podkreślam, ale z powodu poczucia winy, które jest owocem grzechu, jego rezultatem; poczucia winy wobec ludzi, których obraziłam, zraniłam, którym przyniosłam cierpienie. Te epizody pojawiały się w mojej pamięci jeden po drugim. I mówiłam o nich na spowiedzi. Kapłan okrywał mnie epitrachelionem, ale jakoś nie było mi od tego lepiej. "Ja, niegodny kapłan, mocą udzielonej mi władzy, przebaczam i rozgrzeszam...". Cóż... wierzę, że On rozgrzesza - mnie, ale co dalej z nim, z nią, z nimi...?
I za każdym razem, odchodząc krok od anałoja, widziałam twarz łotra, któremu przebaczono - z krzyżem na ramieniu, pośród rajskich drzew. I myślałam: przecież o niego także można by zapytać: jakie ma on prawo do bycia szczęśliwym? Jest w raju - w porządku, ale co z krwią, którą przelał, z bliskimi, których sprzedał w niewolę poganom, co z wdowami, sierotami, starymi rodzicami, pozbawionymi środków do życia przez jego rabunek?
A zamordowany Uriasz i Batszeba, uwiedziona i zhańbiona przez króla Dawida, co z nimi...? Wsłuchiwałam się w Psalm 50. Uderzyło mnie, jak Dawid wierzy w przebaczenie, w to, że Bóg może go obmyć, aby był bielszy niż śnieg; że "radość i wesele" są osiągalne dla niego, Dawida, który z powodu swej żądzy spowodował takie nieszczęście....
Przez kilka lat z rzędu, w ramach mojej posługi parafialnej, korespondowałam z osobami skazanymi na dożywocie. To oczywiście odrębny temat: tutaj powiem tylko, że otrzymywaliśmy od nich bardzo poważne listy. Listy od ludzi, którzy po znalezieniu się w ekstremalnie trudnych warunkach i praktycznie bez nadziei na zmianę swego życia na lepsze, naprawdę zrozumieli, dlaczego im to dano, znaleźli siłę, by zwrócić się do Boga, podziękować Mu i zaczęli naprawdę się zmieniać.
Kiedy starannie dobierałam słowa do odpowiedzi na listy, które redagowałam, zdałam sobie sprawę, że ci, których zabili moi odbiorcy, nie zmartwychwstaną, chyba że w Dniu Sądu Ostatecznego; ci, których osierocili, nigdy nie będą żyć bez strasznego bólu w ich wnętrzu. Ale Ten, do którego modlił się król Dawid, Ten, który powiedział do łotra: "Dzisiaj ze Mną będziesz w raju" (Łk 23, 43), wie wszystko o ich losie i cierpieniu. Bez względu na to, jak dziwnie, bez względu na to, jak dziko może to zabrzmieć nawet dla nieprzygotowanego człowieka, On troszczy się jednakowo zarówno o ofiarę, jak i mordercę, chce dla nich obu jednego - zbawienia. A prawdziwym zwycięstwem nad złem nie jest ukaranie przestępcy, jak to się czasem wydaje nam, przyzwyczajonym do życia tylko według ziemskich pojęć sprawiedliwości, ale jego skrucha i zwrócenie się do Boga. Niestety, nie zdarza się to zbyt często.
Wracając od tych przykładów do moich własnych grzechów, powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę, że trzeba umieć przyjąć przebaczenie - tak jak zrobił to roztropny łotr. Nie wiem dlaczego - z powodu pychy, przygnębienia, czy też braku wiary? - jednak uparcie próbujemy osądzać samych siebie, podczas gdy jest tylko jeden Sędzia i nie powinniśmy próbować zastępować Jego osądu naszym własnym osądem nas samych; nie powinniśmy przeciwstawiać przebaczenia sobie z przebaczeniem Boga.
Nie, nie oznacza to, że przeszłość powinna zostać zapomniana lub że ofiary naszych grzechów są nam odtąd obojętne. Wręcz przeciwnie - te długi, które jesteśmy w stanie spłacić, muszą zostać spłacone, tak jak zrobił to Zacheusz, przełożony poborców podatkowych (zob. Łk 19,8). Jak spłacać? Modlić się za tych, którzy zostali przez nas zranieni; pracować, zanim będzie za późno, dla tych, którym nie daliśmy zbyt wiele w innych latach; zmienić w naszych relacjach z bliźnimi to, co możemy zmienić teraz. Wszystko to jest realne, a we wszystkich tych wysiłkach mamy pomocników, modlitwy za nas: bliskich nam świętych i jego - bezimiennego łotra, który jako pierwszy wszedł do raju; możemy też prosić go o modlitwę za nas, prawda?
Lekcja druga – odkryć sumienie i poznać słabości
Oczywiście zastanawiałam się, dlaczego ten łotr był roztropny, czym różnił się od swego towarzysza, który, przypomnę, bluźnił przeciwko "Królowi Żydów"; dlaczego to właśnie on, po wszystkich swoich krwawych czynach, nagle doznał tak cudownego nawrócenia.
Nie, oczywiście, nie stało się to nagle. Człowiek nie staje się inny tak po prostu - znienacka, w ciągu minuty (czymkolwiek ta minuta może być), bez dojrzałych wewnętrznych przyczyn lub wstępnych uwarunkowań. Nasza formacja i nasze ostateczne przeznaczenie to nierozerwalny łańcuch przyczyn i skutków, które natychmiast stają się przyczynami. Każde z naszych działań ma swoją historię - żadnego z nich nie wykonujemy "znienacka". W tym sensie rzeczywiście nie ma cudów. Skazany na śmierć łotr przez całe życie szedł do wielkiej chwili, do spowiedzi na krzyżu. Jego życie było przestępcze, marnotrawne, okrutne, ale nie zgasiło w nim tej Bożej iskry - sumienia - która, zgodnie ze słowami abby Doroteusza, jest zasiana przez Boga w każdym z nas.
Jego sumienie było żywe. Nie pozwalało mu zaakceptować tego, co się z nim działo, jako normy. Tworzyło przepaść między nim a tym, co robił. Dzięki sumieniu nie był równy samemu sobie. I zapewne cierpiał. Ale co innego cierpieć, a co innego zmienić swoje życie: środowisko przestępcze - zarówno wtedy, jak i teraz - nie pozwala tak łatwo odejść.
Czyż ty i ja nie pamiętamy epizodów, kiedy nie potrafiliśmy przezwyciężyć presji otoczenia, oczywiście nie kryminalnego, zwyczajnego? Kiedy nie znaleźliśmy w sobie moralnej siły, by po prostu przemilczeć, lub postawić się i powiedzieć: ludzie, teraz się mylimy; tego, co robimy, nie wolno nam robić...? Kiedy nie obroniliśmy ofiary, kiedy baliśmy się wejść w konflikt z "kolektywem" jak to się potocznie nazywa, albo z przełożonymi - ze względu na sąsiada...?
I za każdym razem, nawet jeśli nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy - wciąż czuliśmy, że coś jest nie tak. Że coś tu jest nie w porządku. Tak nie można.
Czuliśmy to, bo sumienie jest w każdym z nas, mieszka gdzieś w samej ludzkiej istocie, w tym, co odróżnia człowieka od wszystkich innych żywych istot. Nie ma człowieka bez sumienia, nawet ten drugi łotr je miał! Kluczowe jest to, co człowiek z nim zrobił.
Odkrywając swe sumienie, człowiek w istocie odkrywa w sobie Boga, odkrywa też swoje stworzenie i poznaje swoje wysokie przeznaczenie. Ale odkrywa też swą słabość. Skrucha jest w istocie rozpoznaniem i akceptację przez człowieka własnej słabości. Można powiedzieć, że jest to rozliczenie się z nią. Łotr przybity do krzyża w ostatnich, niezwykle bolesnych minutach swego życia, kiedy nie ma już nic do stracenia i nie ma już nic do uratowania, właśnie to czyni - uznaje swoją słabość, zdaje sobie sprawę z tego, że nie mógłby żyć inaczej - poza złem.
Ale nie tylko zdaje sobie z tego sprawę, nie tylko mówi o tym swemu towarzyszowi: w następnym wersecie Ewangelii Łukasza (23, 42) zwraca się do Bezgrzesznego, ukrzyżowanego wraz z nim.
Lekcja trzecia - nawrócenie
Często zdarza się w życiu cerkiewnym, że słuchasz czegoś lub czytasz to regularnie przez kilka lat i wydaje ci się, że to rozumiesz, ale pełna głębia tych słów przychodzi do ciebie nagle. I to cię zadziwia.
W ten sposób dotarło do mnie znaczenie słów św. Jana Chryzostoma z jednej z modlitw przed Eucharystią: "...lecz wszystkich, którzy ze skruchą przyszli do Ciebie, zaliczyłeś do swoich przyjaciół, Jedyny jesteś Błogosławiony zawsze...".
Uświadomiłam sobie, że skrucha to nie tylko żal za grzechy i grzeszne uczynki, ale odwrócenie się od nich do ukrzyżowanego za nas „pod Poncjuszem Piłatem". To krok od grzesznego stanu nie tylko w kierunku jakiegoś innego, właściwego stanu, ale właśnie do Niego.
Nieodłączną cechą człowieka jest doświadczanie własnej grzeszności bez zwracania się do jedynego prawdziwego Lekarza. Człowiek cierpi sam ze sobą, cierpi z powodu braku możliwości zaakceptowania samego siebie, z powodu niezgodności rzeczywistości z tymi idealnymi wyobrażeniami o sobie, które nieświadomie w sobie pielęgnował. Nie jest to skrucha w chrześcijańskim znaczeniu tego słowa; w rzeczywistości jest to cierpienie pychy. Jego rezultatem jest niepewność, niestabilność psychiczna, neurotyczność, a czasem depresja.
Przeciwnie, gdy ktoś nie tylko żałuje czegoś, co zrobił, ale natychmiast zwraca się do Chrystusa, widząc w Nim Pomocnika, Obrońcę i Uzdrowiciela, wtedy ....
...wtedy pojawia się cudowne poczucie stabilności. Wiem to z własnego doświadczenia. To intuicyjne wyczucie właściwej drogi, jak ptak lecący z południa na północ. Ta pewność nie jest weryfikowalna przez rozum, ale przez coś znacznie głębszego. Umysł nie może uwierzyć, ale serce wie, że On, teraz "zaliczył cię do grona swoich przyjaciół" i pomoże ci jako Przyjaciel.
Lekcja czwarta: „jak łotr, wyznaję...”
W życiu duchowym człowiek bywa niezwykle paradoksalny. Bez względu na to, jak bardzo cierpiałam z powodu swej grzeszności, z powodu wielu niefortunnych epizodów w przeszłości, nie potrafiłam wyznać mojego Zbawiciela "jak łotr". Działała samoobrona, nawyk - mimo wszystko - zaliczania siebie do światłej części ludzkości. Chociaż innym razem wspomnienie zadawnionej winy, ogromnej i nieodwracalnej, przychodziło do mnie z tak szokującą jasnością ....
... aż w końcu zaczęłam się zastanawiać, dlaczego.
I myślę, że usłyszałam odpowiedź: aby twoje chrześcijaństwo stało się równie jasne.
Aby nie było ono powierzchowne, senne, pobieżne, abyś nie wypowiadała tych wszystkich słów: "...nie chcąc śmierci grzesznika, ale by się nawrócił i żył" - jako nie mających nic wspólnego z tobą, tylko dlatego, że masz je wypowiedzieć. Abyś nie uważała się za pozytywną i zasługującą na coś "tak czy inaczej", to znaczy bez względu na wiarę.
Aby chcieć zbawienia, musisz uświadomić sobie, że giniesz. Aby dostrzec Jego miłość, musisz zobaczyć wszystkie powody, by cię nie kochać. Chrześcijanin to ten, kto patrzy na Chrystusa z punktu widzenia swej grzeszności. Chrześcijanin jest roztropnym łotrem; roztropny łotr jest najprawdziwszym chrześcijaninem. Porównaj ból winy z Jego ukrzyżowaniem. A wtedy, być może, naprawdę wyznasz Go "jak łotr" ..…
Marina Biriukova (tłum. Justyna Pikutin)
za: pravoslavie.ru
fotografia: jarek1 /orthphoto.net/