Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Słowa życia wiecznego
Gabriel Szymczak, 23 lutego 2024
Moja pierwsza Biblia to Tysiąclatka, Stary i Nowy Testament w małym formacie, z kartkami tak cienkimi i delikatnymi, że bałem się, że się rozlecą podczas gwałtownego ich wertowania. Była darem od księdza, który cierpliwie znosił dziesiątki pytań młodziaka odkrywającego właśnie Boga i początki swojej wiary. Na stronie tytułowej opatrzona pieczątką z imionami i nazwiskiem owego księdza – Jan Tadeusz M. Mam tę księgę do dziś, szczęśliwie nienaruszoną, i ilekroć biorę ją do ręki, wraca wspomnienie wielkiej radości z tego prezentu od mego pierwszego duchowego przewodnika.
Ten dar był tak cenny, że czując potrzebę nie tylko lektury, ale także podkreślania i zapisywania odnośników, takiej „żywej” pracy z tekstem, nie śmiałem tego czynić w tym egzemplarzu. Kiedy to tylko było możliwe, kupiłem Biblię w większym formacie i ta stała się księgą „roboczą”, pełną linii, kolorów, uwag…
Biblia. Czasem książka zawierająca wyłącznie słowa Objawienia. Czasem opasłe tomiszcze, wzbogacone komentarzami, mapami, słownikiem. Można ją traktować jak świętość, obchodzić się z nią delikatnie, powoli wertować strony, tak aby ich nie zniszczyć. A można uważać ją za źródło codziennej inspiracji, odwiecznej mądrości, słów Stworzyciela i Jego wskazań dla człowieka, gwałtownie poszukiwanych i z mocą – także szarpiącą poszczególne stronice - odkrywanych.
Pamiętam, jak na jednym z wykładów Ekumenicznej Szkoły Biblijnej w Łodzi pojawił się jeszcze wówczas arcybiskup Grzegorz Ryś i pokazał nam swoje Pismo Święte – z powyginaną i nadszarpniętą zębem czasu okładką, pełne zapisów, podkreśleń, załamań, wyglądające, jakby pochodziło co najmniej ze średniowiecza i niejedną batalię wojenną przeszło… I jego słowa – niech wasze Pismo wygląda tak samo, niech żyje w waszych rękach, niech będzie czytane, niech jego słowa przenikają jak najczęściej do waszych serc.
„Wiara, zatem, ze słuchania, a słuchanie dzięki Słowu Bożemu” (Rz 10, 17). Pismo rodzi wiarę. Bierzesz je do ręki, targany wątpliwościami co do sensu istnienia, przyczyny obecności na świecie zła i cierpienia. Czujesz niepokój, rozgoryczenie, frustrację z powodu własnej niemocy – i szukasz czegoś, co to wszystko wytłumaczy. Biblia może pomóc – ale nie da ci odpowiedzi na wszystkie pytania. Jest w niej tajemnica, tajemnica Tego, od Którego to objawienie pochodzi. W przeciwnym razie, gdyby Pismo było wykładnią pełnej wiedzy o świecie, kolejach jego losu, przyczynach i znaczeniu wszystkich wydarzeń - wiara nie byłaby potrzebna. Pismo otwiera drzwi do świata, w którym jest ukryta Obecność, zapraszająca, wzywająca, porywająca Swym słowem i działaniem – ale nadal tajemnicza, bo przekraczająca ludzkie pojmowanie i ludzką logikę.
Słowa Pisma pomagają jej dotknąć, pomagają zrozumieć coś więcej niż tylko mechanizmy działania świata. Pozwalają delikatnie wejść w myślenie Tego, Który tworzy z niczego, wyznacza reguły, wymaga i rozlicza, ale przede wszystkim szuka kontaktu z człowiekiem, szuka i pragnie jego odpowiedzi na Swoją miłość.
Karty Pisma są pełne historii ludzi, którzy byli tacy sami jak my – w swoich problemach, wątpliwościach, cierpieniach, pragnieniach. Którym życie układało się raz lepiej, raz gorzej. Którzy kochali i tracili; upadali i doznawali wyzwalającego przebaczenia; mieli wszystko – i w jednej chwili stawali się nędzarzami, wszystkiego pozbawionymi, ale którym jedno dotknięcie Bożej mocy dawało więcej niż wszystkie skarby świata – poczucie sensu, swej wartości, pewność Jego opatrzności.
Nadzieja. Ona wypływa z każdej księgi, nawet jeśli mówi o marności i skończoności tego świata, o ludzkiej śmierci, o grzechu i karze. Nie ma chyba piękniejszej sceny niż obietnica ukrzyżowanego Jezusa złożona drugiemu ukrzyżowanemu, umierającemu łotrowi. Zawsze jest szansa. Zawsze możesz do Niego przyjść. On zawsze jest blisko i zawsze czeka.
Ewangelia, Dobra Nowina, jest właśnie o tym. I o naszej w Jego oczach istotności, bo gdyby jej nie było – cóż, odpuściłby sobie… Nawet jeśli Bóg w Starym, a Bóg Wcielony, Jezus Chrystus, w Nowym Testamencie grzmi o karze, ogniu piekielnym, mękach itd., czyni to w jednym celu – żebyśmy przejrzeli i zrozumieli, że poza Nim nie ma życia, nie ma szczęścia i radości, i to nie na krótko, lecz na wieczność.
Kiedyś zadawałem sobie pytanie: jak to jest – teologowie, bibliści, przecież oni wiedzą, że ludzkie autorstwo konkretnych ksiąg jest niekiedy czysto umowne. Że Dawid sam nie napisał wszystkich psalmów, podobnie jak Paweł listów. Że niekoniecznie jeden i ten sam św. Jan jest autorem Ewangelii, Apokalipsy i 3 listów… Dlaczego świadomość tego nie powoduje, że nie wierzą, że są wyłącznie naukowcami i badaczami starożytności? Dlaczego pozostają ludźmi wierzącymi?
Bo tak naprawdę to nie ma znaczenia, kto którą część napisał. Ważne jest jedno – one wszystkie są z Jego inspiracji, z Jego natchnienia. Weźmiesz do ręki Księgę – i odnajdziesz Go w niej. Jego Duch prowadził rękę pisarza, tak jak prowadzi ciebie, gdy ją czytasz. Bo ona nie może po prostu leżeć i ładnie wyglądać. Ona ma żyć, a księga żyje wtedy, gdy jest czytana. Św. Piotr na pytanie Jezusa, czy i oni, apostołowie, chcą od Niego odejść, odpowiedział: „Panie, do kogóż pójdziemy? Słowa życia wiecznego masz” (J 6, 68). Tak, oni mieli łatwiej, mieli obok siebie żywe Słowo; nawet po Wniebowstąpieniu mogli przypomnieć sobie, jaki był, jak się poruszał, jak i co mówił i robił. My mamy „tylko” przekaz tekstowy – ale za to dostępny zawsze, w chwili radości, smutku czy rozpaczy. Jego słowa – to życie, a życie – to On.
Z dawnych lat pamiętam radę jednego z rekolekcjonistów – już w poniedziałek sięgnij po czytanie z Pisma na niedzielę. Choćby tylko tekst Ewangelii. Czytaj go codziennie, myśl o nim, choć przez chwilę rozważaj jego słowa, szukaj go w swej codzienności. Tak przygotujesz się do usłyszenia czytania na liturgii. Ono będzie już przez ciebie „przepracowane”, a kazanie, które usłyszysz, będzie dopełnieniem. Masz wtedy możliwość wzięcia dla siebie z tej lekcji zdecydowanie więcej.
Jeden z naszych duchownych z kolei powiedział kiedyś, że my, prawosławni, z wielkiego wobec Pisma szacunku niekiedy najchętniej obłożylibyśmy je pięknymi, złotymi okładkami i położyli na prestole, bo tam będzie bezpieczne i godnie przechowywane… A nie o to chodzi, ono żyje tylko wtedy, gdy jest między ludźmi; ono daje nadzieję i obietnicę tylko wtedy, kiedy jest czytane!
A nie musimy już przecież targać za sobą kilograma papieru, wystarczy komórka i wgrana aplikacja z codziennymi czytaniami lub ściągnięty cały tekst Pisma. I nie zwalnia nas nieznajomość języka cerkiewnosłowiańskiego czy niechęć do nieprawosławnych tłumaczeń – mamy już „naszą” wersję tłumaczenia Nowego Testamentu, po polsku. Jeśli nie sięgam po Pismo – to jakim chrześcijaninem jestem? Czy wiara, budowana przecież na fundamencie tego tekstu, ma dla mniej faktycznie jakieś znaczenie? Jak „czuje się” Bóg – Autor tego drogowskazu do wieczności, Któremu z jednej strony mówię „Panie, Panie...”, a z drugiej – ignoruję, lekceważę to, co dał jako żywe świadectwo Swej obecności w świecie…?
Izrael był ludem Księgi; Shai Held w „Sercu Tory” pisze, że Bóg mówił do ludzi bezpośrednio do czasu, kiedy dał im Swoje słowo, Torę. Wtedy zamilkł, lecz Jego głos mógł być słyszany zawsze, kiedy człowiek sięgał po Torę. Tora jest tym, co łączy człowieka z Bogiem i co zapewnia Bożą obecność między ludźmi. Tora jest światłem, które prowadzi ludzi z powrotem do Boga.
W ciemności tego świata, w mroku smutku, rezygnacji, poczucia zagubienia i niemocy, każdy potrzebuje światła - choćby jednego jego promienia, który zaprowadzi go do Źródła. Każdy potrzebuje nadziei, że mrok nie jest wieczny, że nie jest niepokonany. Że życie – i nasze istnienie - nie jest chwilowym kaprysem materii, ale ma głębszy i wieczny sens. Że Obecność, którą czuje w swym sercu, czasem tak wszechwypełniająca, a czasem tylko delikatnie muskająca jego powierzchnię, jest Tym, Który Jest. Który Zawsze Był i Który Zawsze Będzie. Który mówił – i nadal mówi – poprzez stronice Księgi.
„Wstaję o świtaniu i wołam, w Twoich słowach mam nadzieję. Moje oczy otwarte o poranku, aby uczyć się Twoich słów” (Ps 118, 147-148).
Biblia. Księga przymierza Boga z ludźmi. Księga – pieczęć Jego miłości do ludzi.
„W żydowskiej tradycji jest pojęcie Kidusz HaSzem oznaczające uświęcenie Imienia nie przez wypowiadanie Imienia, co jest zakazane, ale przez wierność Torze, czyli Imieniu (JHWH "JESTEM, KTÓRY JESTEM”) aż po męczeństwo.
Kilkanaście lat temu, gdy wraz z moim współbratem Wojciechem Jędrzejewskim głosiłem misje parafialne w Widawie, poznałem wstrząsającą historię o ostatnim rabinie, Mordechaju Maroko.
Na początku II wojny światowej hitlerowcy nakazali rabinowi spalić zwoje Tory.
Rabin odmówił sprofanowania Imienia Boga wypisanego w Torze i zginął śmiercią męczeńską: objął zwoje Tory, został oblany benzyną i spalony. […]
Mordechaj Maroko swoją postawą uświęcił IMIĘ - Kidusz HaSzem.”
(o. Maciej Biskup OP, post na FB)
Oddać życie za Księgę. Umiłować słowa Najwyższego tak bardzo, że nie ma znaczenia ogień pożerający ciało, ból rozrywający komórki. Niczym jest własna, dla otoczenia bezsensowna, śmierć. Płoną ręce trzymające Księgę, lecz bardziej płonie serce wypełnione miłością do Boga obecnego w Swym słowie. „Tęskni do Twego zbawienia moja dusza, [...] pomocą moją i wspomożeniem moim jesteś Ty, w Twych słowach pokładam nadzieję” (Ps 118, 81; 114).
Oby Bóg pozwolił, aby nigdy nikt z nas nie musiał świadczyć o swej wierze i miłości do Niego w taki sposób - lecz by niegasnący ogień żarliwości ku Niemu i Jego wiecznemu Słowu zawsze płonął w naszych sercach i był promieniem nadziei dla innych. I oby nasze ręce jak najczęściej sięgały po Księgę, obejmowały ją jak drogocenny skarb, by samemu z niej korzystać – i dzielić się nią z innymi.
Gabriel Szymczak
fotografia: jarek /orthphoto.net/
Ten dar był tak cenny, że czując potrzebę nie tylko lektury, ale także podkreślania i zapisywania odnośników, takiej „żywej” pracy z tekstem, nie śmiałem tego czynić w tym egzemplarzu. Kiedy to tylko było możliwe, kupiłem Biblię w większym formacie i ta stała się księgą „roboczą”, pełną linii, kolorów, uwag…
Biblia. Czasem książka zawierająca wyłącznie słowa Objawienia. Czasem opasłe tomiszcze, wzbogacone komentarzami, mapami, słownikiem. Można ją traktować jak świętość, obchodzić się z nią delikatnie, powoli wertować strony, tak aby ich nie zniszczyć. A można uważać ją za źródło codziennej inspiracji, odwiecznej mądrości, słów Stworzyciela i Jego wskazań dla człowieka, gwałtownie poszukiwanych i z mocą – także szarpiącą poszczególne stronice - odkrywanych.
Pamiętam, jak na jednym z wykładów Ekumenicznej Szkoły Biblijnej w Łodzi pojawił się jeszcze wówczas arcybiskup Grzegorz Ryś i pokazał nam swoje Pismo Święte – z powyginaną i nadszarpniętą zębem czasu okładką, pełne zapisów, podkreśleń, załamań, wyglądające, jakby pochodziło co najmniej ze średniowiecza i niejedną batalię wojenną przeszło… I jego słowa – niech wasze Pismo wygląda tak samo, niech żyje w waszych rękach, niech będzie czytane, niech jego słowa przenikają jak najczęściej do waszych serc.
„Wiara, zatem, ze słuchania, a słuchanie dzięki Słowu Bożemu” (Rz 10, 17). Pismo rodzi wiarę. Bierzesz je do ręki, targany wątpliwościami co do sensu istnienia, przyczyny obecności na świecie zła i cierpienia. Czujesz niepokój, rozgoryczenie, frustrację z powodu własnej niemocy – i szukasz czegoś, co to wszystko wytłumaczy. Biblia może pomóc – ale nie da ci odpowiedzi na wszystkie pytania. Jest w niej tajemnica, tajemnica Tego, od Którego to objawienie pochodzi. W przeciwnym razie, gdyby Pismo było wykładnią pełnej wiedzy o świecie, kolejach jego losu, przyczynach i znaczeniu wszystkich wydarzeń - wiara nie byłaby potrzebna. Pismo otwiera drzwi do świata, w którym jest ukryta Obecność, zapraszająca, wzywająca, porywająca Swym słowem i działaniem – ale nadal tajemnicza, bo przekraczająca ludzkie pojmowanie i ludzką logikę.
Słowa Pisma pomagają jej dotknąć, pomagają zrozumieć coś więcej niż tylko mechanizmy działania świata. Pozwalają delikatnie wejść w myślenie Tego, Który tworzy z niczego, wyznacza reguły, wymaga i rozlicza, ale przede wszystkim szuka kontaktu z człowiekiem, szuka i pragnie jego odpowiedzi na Swoją miłość.
Karty Pisma są pełne historii ludzi, którzy byli tacy sami jak my – w swoich problemach, wątpliwościach, cierpieniach, pragnieniach. Którym życie układało się raz lepiej, raz gorzej. Którzy kochali i tracili; upadali i doznawali wyzwalającego przebaczenia; mieli wszystko – i w jednej chwili stawali się nędzarzami, wszystkiego pozbawionymi, ale którym jedno dotknięcie Bożej mocy dawało więcej niż wszystkie skarby świata – poczucie sensu, swej wartości, pewność Jego opatrzności.
Nadzieja. Ona wypływa z każdej księgi, nawet jeśli mówi o marności i skończoności tego świata, o ludzkiej śmierci, o grzechu i karze. Nie ma chyba piękniejszej sceny niż obietnica ukrzyżowanego Jezusa złożona drugiemu ukrzyżowanemu, umierającemu łotrowi. Zawsze jest szansa. Zawsze możesz do Niego przyjść. On zawsze jest blisko i zawsze czeka.
Ewangelia, Dobra Nowina, jest właśnie o tym. I o naszej w Jego oczach istotności, bo gdyby jej nie było – cóż, odpuściłby sobie… Nawet jeśli Bóg w Starym, a Bóg Wcielony, Jezus Chrystus, w Nowym Testamencie grzmi o karze, ogniu piekielnym, mękach itd., czyni to w jednym celu – żebyśmy przejrzeli i zrozumieli, że poza Nim nie ma życia, nie ma szczęścia i radości, i to nie na krótko, lecz na wieczność.
Kiedyś zadawałem sobie pytanie: jak to jest – teologowie, bibliści, przecież oni wiedzą, że ludzkie autorstwo konkretnych ksiąg jest niekiedy czysto umowne. Że Dawid sam nie napisał wszystkich psalmów, podobnie jak Paweł listów. Że niekoniecznie jeden i ten sam św. Jan jest autorem Ewangelii, Apokalipsy i 3 listów… Dlaczego świadomość tego nie powoduje, że nie wierzą, że są wyłącznie naukowcami i badaczami starożytności? Dlaczego pozostają ludźmi wierzącymi?
Bo tak naprawdę to nie ma znaczenia, kto którą część napisał. Ważne jest jedno – one wszystkie są z Jego inspiracji, z Jego natchnienia. Weźmiesz do ręki Księgę – i odnajdziesz Go w niej. Jego Duch prowadził rękę pisarza, tak jak prowadzi ciebie, gdy ją czytasz. Bo ona nie może po prostu leżeć i ładnie wyglądać. Ona ma żyć, a księga żyje wtedy, gdy jest czytana. Św. Piotr na pytanie Jezusa, czy i oni, apostołowie, chcą od Niego odejść, odpowiedział: „Panie, do kogóż pójdziemy? Słowa życia wiecznego masz” (J 6, 68). Tak, oni mieli łatwiej, mieli obok siebie żywe Słowo; nawet po Wniebowstąpieniu mogli przypomnieć sobie, jaki był, jak się poruszał, jak i co mówił i robił. My mamy „tylko” przekaz tekstowy – ale za to dostępny zawsze, w chwili radości, smutku czy rozpaczy. Jego słowa – to życie, a życie – to On.
Z dawnych lat pamiętam radę jednego z rekolekcjonistów – już w poniedziałek sięgnij po czytanie z Pisma na niedzielę. Choćby tylko tekst Ewangelii. Czytaj go codziennie, myśl o nim, choć przez chwilę rozważaj jego słowa, szukaj go w swej codzienności. Tak przygotujesz się do usłyszenia czytania na liturgii. Ono będzie już przez ciebie „przepracowane”, a kazanie, które usłyszysz, będzie dopełnieniem. Masz wtedy możliwość wzięcia dla siebie z tej lekcji zdecydowanie więcej.
Jeden z naszych duchownych z kolei powiedział kiedyś, że my, prawosławni, z wielkiego wobec Pisma szacunku niekiedy najchętniej obłożylibyśmy je pięknymi, złotymi okładkami i położyli na prestole, bo tam będzie bezpieczne i godnie przechowywane… A nie o to chodzi, ono żyje tylko wtedy, gdy jest między ludźmi; ono daje nadzieję i obietnicę tylko wtedy, kiedy jest czytane!
A nie musimy już przecież targać za sobą kilograma papieru, wystarczy komórka i wgrana aplikacja z codziennymi czytaniami lub ściągnięty cały tekst Pisma. I nie zwalnia nas nieznajomość języka cerkiewnosłowiańskiego czy niechęć do nieprawosławnych tłumaczeń – mamy już „naszą” wersję tłumaczenia Nowego Testamentu, po polsku. Jeśli nie sięgam po Pismo – to jakim chrześcijaninem jestem? Czy wiara, budowana przecież na fundamencie tego tekstu, ma dla mniej faktycznie jakieś znaczenie? Jak „czuje się” Bóg – Autor tego drogowskazu do wieczności, Któremu z jednej strony mówię „Panie, Panie...”, a z drugiej – ignoruję, lekceważę to, co dał jako żywe świadectwo Swej obecności w świecie…?
Izrael był ludem Księgi; Shai Held w „Sercu Tory” pisze, że Bóg mówił do ludzi bezpośrednio do czasu, kiedy dał im Swoje słowo, Torę. Wtedy zamilkł, lecz Jego głos mógł być słyszany zawsze, kiedy człowiek sięgał po Torę. Tora jest tym, co łączy człowieka z Bogiem i co zapewnia Bożą obecność między ludźmi. Tora jest światłem, które prowadzi ludzi z powrotem do Boga.
W ciemności tego świata, w mroku smutku, rezygnacji, poczucia zagubienia i niemocy, każdy potrzebuje światła - choćby jednego jego promienia, który zaprowadzi go do Źródła. Każdy potrzebuje nadziei, że mrok nie jest wieczny, że nie jest niepokonany. Że życie – i nasze istnienie - nie jest chwilowym kaprysem materii, ale ma głębszy i wieczny sens. Że Obecność, którą czuje w swym sercu, czasem tak wszechwypełniająca, a czasem tylko delikatnie muskająca jego powierzchnię, jest Tym, Który Jest. Który Zawsze Był i Który Zawsze Będzie. Który mówił – i nadal mówi – poprzez stronice Księgi.
„Wstaję o świtaniu i wołam, w Twoich słowach mam nadzieję. Moje oczy otwarte o poranku, aby uczyć się Twoich słów” (Ps 118, 147-148).
Biblia. Księga przymierza Boga z ludźmi. Księga – pieczęć Jego miłości do ludzi.
„W żydowskiej tradycji jest pojęcie Kidusz HaSzem oznaczające uświęcenie Imienia nie przez wypowiadanie Imienia, co jest zakazane, ale przez wierność Torze, czyli Imieniu (JHWH "JESTEM, KTÓRY JESTEM”) aż po męczeństwo.
Kilkanaście lat temu, gdy wraz z moim współbratem Wojciechem Jędrzejewskim głosiłem misje parafialne w Widawie, poznałem wstrząsającą historię o ostatnim rabinie, Mordechaju Maroko.
Na początku II wojny światowej hitlerowcy nakazali rabinowi spalić zwoje Tory.
Rabin odmówił sprofanowania Imienia Boga wypisanego w Torze i zginął śmiercią męczeńską: objął zwoje Tory, został oblany benzyną i spalony. […]
Mordechaj Maroko swoją postawą uświęcił IMIĘ - Kidusz HaSzem.”
(o. Maciej Biskup OP, post na FB)
Oddać życie za Księgę. Umiłować słowa Najwyższego tak bardzo, że nie ma znaczenia ogień pożerający ciało, ból rozrywający komórki. Niczym jest własna, dla otoczenia bezsensowna, śmierć. Płoną ręce trzymające Księgę, lecz bardziej płonie serce wypełnione miłością do Boga obecnego w Swym słowie. „Tęskni do Twego zbawienia moja dusza, [...] pomocą moją i wspomożeniem moim jesteś Ty, w Twych słowach pokładam nadzieję” (Ps 118, 81; 114).
Oby Bóg pozwolił, aby nigdy nikt z nas nie musiał świadczyć o swej wierze i miłości do Niego w taki sposób - lecz by niegasnący ogień żarliwości ku Niemu i Jego wiecznemu Słowu zawsze płonął w naszych sercach i był promieniem nadziei dla innych. I oby nasze ręce jak najczęściej sięgały po Księgę, obejmowały ją jak drogocenny skarb, by samemu z niej korzystać – i dzielić się nią z innymi.
Gabriel Szymczak
fotografia: jarek /orthphoto.net/