publicystyka: Spotkanie młodego bogacza z Chrystusem

Spotkanie młodego bogacza z Chrystusem

archimandryta Zachariasz Zacharou (tłum. Gabriel Szymczak), 28 stycznia 2024

Człowiek został stworzony dla wieczności i jego duch jej pilnie żąda. Nawet stulecia błogiego życia nie są w stanie zaspokoić jego pragnienia rzeczy wiecznych, niezmiennych i dobrych. Albowiem nie tylko „dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka - uczynił go obrazem swej własnej wieczności”, ale co więcej, „nie pozostawił niczego niedokończonego, dopóki nie wyniósł go do nieba”, aby odsłonić na nowo „drogi życia” synom ludzkim.

Pytanie, w jaki sposób ktoś może odziedziczyć wieczność jest jedynym, które ma znaczenie w jego przejściowej egzystencji. Wierny chrześcijanin zadaje to pytanie, pragnąc przygotować swoje serce na przyjęcie Życia wiecznego, które przychodzi i przybiera ciało dla zbawienia świata. Z tym pytaniem staje przed Bogiem i Jego sługami.

Nikt nie przychodzi do Kościoła tylko po to, aby stać się dobrym człowiekiem, nabrać nieskazitelnego zachowania lub wypełnić swój obowiązek religijny. Przychodzimy do Kościoła, aby zasiać ziarno nieśmiertelności i otrzymać pierwociny życia wiecznego.

Życie wieczne to energia samego Boga, z którą człowiek musi mieć ciągły kontakt, już od tego życia. Bóg jest jedynym, który jest dobry i wieczny, jednak każdy, kto korzysta z Jego energii, staje się także dobry i wieczny dzięki łasce.

Wielu otaczało Chrystusa jako tłum, lecz nie wszyscy mieli dobre intencje. Niektórzy naśmiewali się z Niego, niektórzy próbowali Go złapać w pułapkę, jeszcze inni szukali uzdrowienia z dręczących ich chorób. Młody człowiek z dzisiejszej Ewangelii podszedł do Chrystusa ze szczerą troską, pragnąc życia wiecznego. Dlatego w Ewangelii według św. Marka ewangelista mówi: „A Jezus, wejrzawszy nań, ukochał go”.

Młody człowiek najwyraźniej wyczuł, że nauczanie Chrystusa jest paradoksalne. Być może uważał Go nawet za proroka, skoro nazwał Go „Nauczycielem dobrym”. Nie potrafił jednak rozpoznać w Nim oczekiwanego Zbawiciela.

Chrystus raczył odpowiedzieć młodzieńcowi zgodnie z jego „rozumem”, czyli według jego własnego ograniczonego postrzegania, aby stopniowo wynieść go do poziomu prawdy Bożej. To było tak, jakby miał mu powiedzieć: „Jeśli nie uważasz mnie za Boga, dlaczego nazywasz mnie dobrym?” Nikt nie jest dobry, z wyjątkiem jednego, to jest Boga.

Odtąd Pan poprzez swoje słowa skierowane do młodego człowieka objawia zarówno swoją boskość, jak i fałsz i dwuznaczność w życiu tego młodzieńca. On sam odpowiedział na swoje pytanie, wyjaśniając, że drogą prowadzącą do życia wiecznego jest przestrzeganie przykazań.

Pan jest sekretnie ukryty w swoim słowie. W ten sposób, kto przyjmuje to słowo i zaczyna je stosować, odkrywa boskość Osoby, która dała przykazania i odczuwa smak Jej łaski.

Bóg nikogo nie zmusza. Oferuje prawdę absolutną w hipotetycznym słowie, aby jej nie narzucać, ale pozostawić człowiekowi swobodę wykazania się dobrymi predyspozycjami, przeprowadzenia eksperymentu i sprawdzenia prawdziwości słowa Bożego.

Młody dostojnik znał prawo i przestrzegał jego nakazów. Szukał jednak czegoś nowego, czegoś głębszego, czegoś, co mogłoby go doprowadzić do pełni życia i prawdy. Stare prawo zostało dane, aby ograniczać grzech. Ten młody człowiek odczuł niewystarczalność prawa, odkrywając, że nie może ono doprowadzić człowieka do duchowej doskonałości. Z tego też powodu Izrael oczekiwał Mesjasza, który objawi mu „całą prawdę”.

Po raz kolejny Pan zniżył się do poziomu tego człowieka i wyliczył przykazania Prawa Mojżeszowego. Młody człowiek był zaskoczony i poczuł się zlekceważony odpowiedzią Chrystusa, ponieważ zachowywał te przykazania nieskazitelnie, ale nie znalazł „obfitości życia”, której szukał. Nie mógł pojąć, że chociaż zachowywał przykazania, to zachowywał je w duchu Prawa, a nie w duchu łaski Chrystusowej: „gdyż Prawo zostało dane przez Mojżesza, łaska zaś i prawda stały się przez Jezusa Chrystusa”.

Św. Sofroniusz posłużył się tym fragmentem o bogatym młodzieńcu, aby wyjaśnić potrzebę dokonania przejścia z poziomu etycznego na ontologiczny poziom życia duchowego. Tak to skomentował: „Z etycznego punktu widzenia młody człowiek wydawał się być na wysokim poziomie. Istnieje jednak inny poziom, wyższy, który odnosi się do boskiej sfery niestworzonego Bytu bez początku”.

Nikt nie jest w stanie odnaleźć pełni życia ukrytej w przykazaniach poprzez ich prawne, zewnętrzne przestrzeganie bez udziału głębi serca. Co więcej, młodzieniec zaakceptował złudzenie, że jest nienaganny wobec prawa i sprawiedliwy, i dlatego w zakłopotaniu pytał Pana: „Czego mi więc brakuje?” Pominął fakt, że sprawiedliwość człowieka jest jak „skrwawiona szmata” przed Bogiem. Nie wiedział, że największym przykazaniem jest to, że człowiek powinien rozpoznać, że jest bezużytecznym sługą, nawet jeśli wypełnia dane mu przykazania, gdyż wypełnia w ten sposób jedynie swój obowiązek.

Cała nauka Chrystusa ukazuje, jak ktoś może stać się doskonały, „jak Ojciec wasz niebiański doskonały jest”. W ten sposób Pan pokazał nawet temu młodemu człowiekowi, czego mu brakuje, aby mógł osiągnąć zalecaną doskonałość:
„Jeszcze jednego ci brak: wszystko, co masz, sprzedaj i rozdaj biednym, a będziesz miał skarb w niebiosach, i przyjdź, by pójść za Mną.” Celem tych Boskich przykazań jest uwolnienie serca, złamanie i odciągnięcie umysłu od przyciągających go dóbr stworzonych, aby wyprowadzić „z ciemnicy duszę”, aby człowiek mógł kochać Boga całym swoim jestestwem.

Najwyraźniej młodego możnego krępowała pasja pożądliwości. Chrystus dał mu dokładne przykazanie, które wyzwoli jego serce z tej namiętności, aby mógł swobodnie zwrócić się do Boga. Znając „serce każdego człowieka”, Pan przewiduje, czego on potrzebuje do swego uzdrowienia. Abrahamowi, który „umiłował Izaaka”, syna obietnicy, i w ten sposób jego serce zostało podzielone, Bóg dał przykazanie, aby go poświęcić. A kiedy patriarcha przedłożył miłość do Boga nad miłość do swego dziecka, Bóg oddał mu Izaaka i całą pełnię Bożej miłości. Wtedy Abraham ujrzał „dzień Pański i uradował się”.

Spełnienie przykazań nie tylko na poziomie etycznym, ale także ontologicznym wymaga wolnego serca. Pismo Święte mówi o sercu człowieka jako o celu Boga. Od rana do wieczora i od wieczora do rana Pan nad nim czuwa. Tam zatrzymuje Swoje spojrzenie.

Jeśli człowiek nie odnajdzie głębi serca, jego zbawienie jest niepewne, ponieważ w najgłębszych zakątkach serca wiara „działa poprzez miłość”, w nim rodzi się słowo Boże, w nim rodzi się i w nim kiełkuje zbawienie. I nie ma innej drogi, jak potwierdza apostoł Paweł: „Blisko ciebie jest Słowo, w ustach twych i sercu twoim... Bo jeśli ustami twymi wyznasz , że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg wskrzesił Go z martwych, to zostaniesz zbawiony”.

Wszystkie złe myśli pochodzą z serca, jednak w nim człowiek doświadcza także mocy prawicy Najwyższego i wznoszenia się od jednej pełni do większej pełni boskiej miłości.

Człowiek zostaje zbawiony lub zgubiony dzięki swoim myślom. Kultywując dobre usposobienie, przyozdabia swoje serce, aby stało się mieszkaniem Ducha Świętego. Jeśli jednak przyjmie złe myśli od wroga, tonie w otchłani ciemności i odnosi się do niego słowo Pisma Świętego, że „dalekie jest od grzeszników zbawienie”. Serce człowieka może zamienić się w piekło, jeśli stanie się ruderą myśli wroga. Może jednak stać się niebem, jeśli będzie płonąć jak piec miłością Bożą. W tym piecu znajduje rozkosz „ukryty sercem człowiek”, który jest bardzo cenny przed swoim Stwórcą.

Innymi słowy, warunkiem wstępnym osiągnięcia przez człowieka transcendentnego poziomu nieskazitelnej boskiej miłości jest oddzielenie się od wszelkiej stworzonej i ziemskiej rzeczy. Jednak według Ojców ogień gaśnie dopiero pod większym ogniem. Pogarda dla dóbr ziemskich pojawia się w sposób naturalny, gdy człowiek ma wizję „dobra w niebiosach trwającego i lepszego”. Dzięki tej wizji człowiek nabywa rozeznanie, aby przedkładać „wieczne nad doczesne, niezniszczalne nad zniszczalne, niezmienne nad to, co przemija”. „Pożerający ogień” miłości Boga gasi ogień namiętności.

Kiedy Bóg próbuje uwolnić człowieka od jego przywiązań, czasami wydaje się surowy. Mówi o wzięciu krzyża, o wyrzeczeniu się dóbr materialnych, o porzuceniu nawet najbliższych osób, o nienawiści do samego siebie. Jednakże przekazuje te „trudne słowa” w związku ze swoim pragnieniem dania człowiekowi wszystkich dóbr, jakie przygotował dla niego w niebie, a które są „ponad wszelką miarę, o co prosimy lub myślimy” na całą wieczność. W istocie przykazanie wyrzeczenia i przykazanie miłości do Boga idą ręka w rękę, ponieważ wyrzeczenie jest warunkiem wstępnym, aby serce zwróciło się całkowicie i niepodzielnie ku Panu oraz aby było zdolne przyjąć Jego „nieskończone miłosierdzie” i otrzymać „wielkie zbawienie”.

Choć młodzieniec szczerze zabiegał o wieczność, nie znalazł siły, jaką miał Abraham, aby chwycić „miecz Ducha”, czyli słowa Chrystusa, które On mu dał, i złamać kajdany namiętności, które go związały. I „bardzo się zasmucił, był bowiem bardzo bogaty”.

Według apostoła Pawła istnieją dwa rodzaje smutku. Po pierwsze, smutek świata, który wynika z niespełnionych namiętnych pragnień i który „zaczyna śmierć”. Po drugie, istnieje boży smutek, który rodzi się w sercu człowieka, gdy widzi dobroć Boga oraz swoje własne upadłość i ubóstwo, lub gdy czuje się całkowicie niezdolny do ofiarowania dziękczynienia swemu dobroczyńcy Bogu. Ten smutek wynosi człowieka na inny poziom istnienia, dlatego że „nie żałuje się tego, że zasmucenie, zgodnie z Bogiem, przez nawrócenie prowadzi ku zbawieniu”.

Kiedy Pan Jezus widział, jak młody możny odchodzi z ciężkim sercem, wypowiedział budzące grozę słowa: „Z jakim trudem wchodzą majętni do Królestwa Bożego! Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego”.

Oczywiście Pan nie mówi wyłącznie o bogactwie materialnym. Człowiek może być bogaty, ale mieć serce wolne, rozpływające się od miłości Boga, dlatego swoje dobra wykorzystuje, realizując przykazanie miłości bliźniego. Wtedy rzeczywiście staje się naprawdę bogatmy, ponieważ „uprasza łaskę Boga”, to znaczy znajduje się nieustannie w Świetle Jego Obecności; staje się szafarzem Bożym, rozdzielającym dobra, które On mu dał.

Może się też zdarzyć, że ktoś żyjący w biedzie pogrąży się w gorzkich myślach przeciwko Bogu, obwiniając Go, i w ten sposób pogrąży się w zatraceniu. Pytanie brzmi, gdzie znajduje się serce człowieka, ponieważ to ukazuje, gdzie jest także jego skarb.

Uczniowie zostali napełnieni duchem swego Mistrza, „Który pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy”, więc byli zaskoczeni i zasmuceni, gdy młody człowiek odszedł, i powiedzieli: „To kto może być zbawiony?” Jednakże odpowiedź Pana stanie się pocieszeniem i nadzieją każdego chrześcijanina: „Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga”.

Przykazania Chrystusa wykraczają poza naturę upadłego człowieka. Jak może je zastosować, skoro nosi ciało i żyje na świecie? Jak świadczy św. Sofroniusz: „Nie da się żyć po chrześcijańsku; aby być prawdziwym chrześcijaninem, trzeba codziennie umierać.” W innym miejscu święty porównuje człowieka, który stara się przestrzegać przykazań, do kropli wody, która porusza się pod prąd rwącego potoku.

Słowa: „Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga” odnoszą się przede wszystkim do czynu samego Chrystusa. Płonącym pragnieniem Boga było zbawienie świata. Jednak to zbawienie było nieosiągalne przed Chrystusem, gdyż zgodnie ze świętymi słowami Starego Testamentu człowiek nie mógł ujrzeć Oblicza Boga i żyć.

Syn i Słowo Boże otrzymało jednak jako przykazanie misję zbawienia świata. Podjął się tego z doskonałym posłuszeństwem, z miłości do Ojca Niebieskiego. Wypełnił je „niezwykle pięknie” i „do końca”, przybierając postać ludzką, postać sługi. W „ciele naszej pokory” objawił doskonałość Boskiej Osoby Ojca bez początku. W ten sposób człowiek miał odtąd przed oczami boski widok, z którego mógł brać przykład, aby nie zboczyć z drogi zbawienia. Podążając za tym przykładem, będzie mógł osiągnąć duchową doskonałość i stać się uczestnikiem życia wiecznego.

W rzeczywistości przykazanie, które człowiek otrzymuje od Boga, jest „szerokie bez miary”, niemożliwe do wypełnienia o własnych siłach. Kiedy jednak asceta pobożności uniża się, naśladując przykład Pana Jezusa, przyciąga pokornego Ducha Świętego, który śpieszy z pomocą ludzkiej słabości. Człowiek z zachwytem odkrywa, że to Boże przykazanie się zmienia. Nie jest już „ciężkie”, ale zostaje przed nim wyraźnie objawione jako „życie wieczne”.

Sam Chrystus powiedział: „Beze Mnie bowiem niczego uczynić nie możecie”. Kiedy człowiek dąży do granic swoich sił, wtedy Bóg chętnie objawia swoją niezniszczalną siłę, aby Jego sługa czuł aż do szpiku swoich kości, że zbawienie jest „nie z was, lecz Boga to dar”. A ta siła to nic innego jak przyciąganie pięknem Jego Oblicza. Ta wszechmocna siła uwalnia człowieka od wszelkich przywiązań, nawet od pragnienia życia, i przenosi jego egzystencję do świętej wieczności Boga.

W ciągu życia zdarzają się chwile impasu, wielkiego ucisku i złowieszczych ciemności, kiedy człowiek nie ma ludzkiego schronienia i żadna pociecha nie ukazuje mu swego oblicza. Jednakże Chrystus poprzez swoje wcielenie nie pozostawił w stworzonym świecie żadnego miejsca, którego by nie wypełnił swoją twórczą obecnością. Uświęcił ziemię, wody, powietrze, a nawet piekło. Dlatego nie ma miejsca ani sytuacji, w których człowiek nie mógłby Go spotkać.

Jeśli chrześcijanin nigdy nie przestaje błogosławić najświętszego Imienia Pana i pokornie wzywać Jego potężnej pomocy, nadchodzi moment, w którym Bóg wyciąga rękę do pomocy i zmienia się stan człowieka. Być może trudności i cierpienia nie ustaną, lecz stan ducha człowieka ulega przemianie, gdy z serca woła z nieskończoną i nieopisaną wdzięcznością: „Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką miłość, którą nas umiłował, i to nas, którzy byliśmy martwi z powodu przewinień, współożywił przez Chrystusa - łaską jesteście zbawieni”.

archimandryta Zachariasz Zacharou (tłum. Gabriel Szymczak)

za: pemptousia.com

fotografia: jarek1 /orthphoto.net/