publicystyka: Praktyczny poradnik jak nie osądzać

Praktyczny poradnik jak nie osądzać

hieromnich Roman (tłum. Justyna Pikutin), 22 lipca 2023

Osądzanie to jedna z dominujących bolączek naszych czasów. Osądzamy tak łatwo, jak oddychamy. To tak naturalne, że stało się częścią nas, jednym z naszych nawyków, niemalże naszą naturą. Nawet jeśli nie potępiamy na głos, robimy to w myślach. Jednak w przeciwieństwie do cudzołóstwa, chciwości, skąpstwa i innych "widocznych", poniżających grzechów, ten jest tak umiejętnie zamaskowany, że ci, którzy są chorzy, nawet nie zdają sobie sprawy ze swej choroby. Jeśli zasugeruje się temu, kto potępia, że narusza Boże prawa, można usłyszeć w odpowiedzi: "Ja nie osądzam, a rozsądzam", "Ja tylko stwierdzam fakt", "Czy jestem winny temu, że jego ręce wyrastają z niewłaściwego miejsca" i inne samousprawiedliwienia. Tymczasem przyznanie, że jesteśmy chorzy, jest już początkiem uzdrowienia. I, dzięki Bogu, z Bożą pomocą tę chorobę można wyleczyć.

Na początek musimy zrozumieć przyczyny osądzania - dlaczego potępiamy innych. Głównych powodów jest kilka, ale są one fundamentem całej konstrukcji zła. Po pierwsze, potępiamy innych, ponieważ sami siebie nie potępiamy. Jest to tak oczywiste, że nawet nie trzeba o tym mówić. Ale z reguły najbardziej oczywiste rzeczy są właśnie najmniej widoczne. Rzeczywiście, nie zwracamy uwagi na siebie, ale zwracamy uwagę na naszych bliźnich. Nie korygujemy siebie, ale korygujemy swoją wiedzą naszych bliźnich. Przecież zostało powiedziane: "wyjmij najpierw belkę z oka twego" (Mt 7:5), a dopiero potem zrozumiesz, jak pomóc bliźniemu.

Nasze oczy są ustawione w taki sposób, że patrzą przed siebie, na zewnątrz. Pierwszą rzeczą, jaką widzą, są nasi bliscy. Ale my mamy również inny wzrok - duchowy. Powinien on być skierowany do naszego wnętrza, do głębi naszego serca. A zgodnie ze świadectwem świętych ojców, gdybyśmy widzieli mrok grzechu, który panuje w nas, z pewnością nie przejmowalibyśmy się grzechami naszych bliźnich.

Drugim powodem jest brak modlitwy (nieustannej modlitwy Jezusowej). Modlitwa jest matką cnót. A ta matka, od początku, rodzi bojaźń Bożą, pamięć o Bogu i, co bardzo ważne, świadomość swoich grzechów. Ten widok rodzi pojednanie, szczery płacz, nieustanną skruchę, współczucie i wszystko inne, co całkowicie eliminuje pragnienie potępienia innych.

Innym powodem jest samousprawiedliwienie. Często zdarzają się sytuacje, w których boimy się "stracić twarz", upaść w oczach naszych przyjaciół, być postrzegani jako zacofani, dziwni lub po prostu niepodobni do "postępowo-liberalnego społeczeństwa" (Ewangelia nazywa je "złym i cudzołożnym rodem" [Mt 12:39]). Boimy się przywódców (lub sami zajmujemy pozycję autorytetu i w ten sposób usprawiedliwiamy nasze potępienie), boimy się opinii przyjaciół-wrogów, staramy się przypodobać tłumowi, próbujemy zaspokoić czyjeś nadzieje, przytakujemy i popadamy w hipokryzję. Jest to bardziej charakterystyczne dla ludzi spoza Cerkwi, ale nawet chrześcijanom czasem to, co ludzkie, nie jest obce, dlatego i my powinniśmy zwracać na to uwagę.

Przezwyciężenie każdego ukształtowanego nawyku wymaga zastosowania zestawu środków zaradczych, anty-nawyków (z greckiego "ἀντι" - przeciwko, zamiast), na tej samej zasadzie wykorzenimy nawyk osądzania naszych bliźnich. Aby to zrobić, musimy przyzwyczaić się do trzech głównych działań.

Pierwszym z nich jest samo-potępienie. Niech dobry łotr posłuży nam za przykład w tym względzie: "sprawiedliwie, otrzymujemy bowiem godną zapłatę za to, co zrobiliśmy" (Łk. 23, 41). Nawyk potępiania samego siebie za realne przewinienia zastąpi nawyk potępiania innych. Osoba, która widzi siebie jako grzesznika, winnego wielu grzechów, będzie postrzegać innych jako pacjentów tego samego szpitala, w którym sama leży. Z tego zrodzi się współczucie dla kogoś, kto jest tak słaby jak ja. Ciekawe, że asceci również potępiali samych siebie za pewne hipotetyczne grzechy. Na przykład św. Paisjusz z Góry Athos nazwał siebie winnym rozwodu pewnego małżeństwa. Wyjaśnił to, mówiąc, że gdyby był święty, ubłagałby Boga, aby oni się nie rozwiedli.

Nawyk potępiania siebie jest ściśle związany z innym ważnym obowiązkiem, jakim jest usprawiedliwianie bliźniego. Z Pisma Świętego wiemy, że powinniśmy nie tylko unikać zła, ale także czynić dobro w zamian (por. Ps. 33:15). Dom nie może być niezamieszkany (por. Łk 11, 24). Dlatego samo niepotępianie kogoś nie zadziała; musimy zaoferować coś w zamian. Usprawiedliwianie bliźniego we własnych oczach jest w tym sensie najlepszą alternatywą. Należy przygotować i zawsze mieć pod ręką kilka prawdopodobnych wymówek, które powinny przyczynić się do wykształcenia nawyku nieosądzania. Oto kilka przykładów:
- On/ona musi mieć gorszy nastrój.
- On/ona jest taki/a nie z własnej winy. To złe otoczenie miało na niego wpływ.
- Być może odczuwa ból, więc jest zdenerwowany.
- Być może ma problemy rodzinne, więc wyżywa się na mnie.
- On/ona z pewnością postępuje tak nie z dobrego życia.
- On/ona pewnie miał/a trudne dzieciństwo.
- To szatan popchnął go/ją do tego. Ona nie chciała tego powiedzieć.
- Zapewne nikt go/jej nie kocha i to go/ją smuci.
- Dostrzegam grzech tej osoby, ale nie widzę jej skruchy.

W różnych sytuacjach i dla każdego te opcje są inne. Ważne jest, aby nie tylko zapamiętać tę myśl, ale przepuścić ją przez swoje serce i uwierzyć w nią. Tylko wtedy pojawi się współczucie dla tej osoby, które zrodzi modlitwę za nią.

Zasadniczo nie ma znaczenia, w jaki sposób usprawiedliwiasz bliźniego, ważne jest, aby go nie potępiać. Tylko to się liczy! Wyzwaniem jest ukształtowanie anty-nawyku. Kiedy to nastąpi, wszystkie wymówki same znikną.

Należy podkreślić, że dotyczy to codziennych sytuacji życiowych, a nie kryminalnych przypadków, które wymagają fizycznego lub sądowego przeciwdziałania.

No i, jak już wspomniano, modlitwa za bliźniego jest również jednym z filarów nieosądzania. Nauczywszy się usprawiedliwiać bliźniego, rozumieć motywy i powody jego działań, chrześcijanin logicznie dochodzi do modlitwy za niego. Nie wystarczy przecież widzieć słabość człowieka, trzeba prosić Boga o pomoc dla słabych; nie wystarczy rozumieć, że ktoś jest chory - trzeba zwracać się do Lekarza dusz i ciał o uzdrowienie chorego: "Módlcie się jedni za drugich, abyście byli uzdrowieni" (Jk 5, 16).

Dobrą umiejętnością w walce z osądzaniem i innymi grzechami jest nawyk nierozpoczynania rozmowy jako pierwszy. Gdziekolwiek jesteś, nie odzywaj się, dopóki nie zostaniesz o to poproszony (oczywiście z rozsądkiem). Na początku będzie się to wydawać niewygodne. Wróg będzie zawstydzał "niezręczną ciszą", pragnieniem wypełnienia niewygodnej ciszy wyuczonymi wiadomościami lub pustymi "poradami". Jednak po przezwyciężeniu tej pokusy, rozważne milczenie przyniesie wiele owoców. Od rozważania do osądzania jest jeden krok. Jeśli nie czujesz tej granicy, milcz.

Wreszcie, w każdej walce ważne jest, aby uświadomić sobie, że całe dobro w nas pochodzi od Boga. Nie jesteśmy w stanie pokonać potwora zwanego Potępieniem naszymi własnymi, słabymi możliwościami. Każde zwycięstwo dokonuje się dzięki potędze Boga. Kiedy Bóg widzi jeden krok w kierunku poprawy, podejmie dziesięć kroków, aby nam pomóc i zapewnić wszystko, czego potrzebujemy w odpowiednim czasie.

hieromnich Roman (tłum. Justyna Pikutin)

za: pravoslavie.ru

fotografia: Jarek Charkiewicz /orthphoto.net/