publicystyka: Opuszczeni

Opuszczeni

o. John Moses (tłum. Gabriel Szymczak), 12 maja 2023

W ciągu czterdziestu lat mojej posługi doradzałem wielu ludziom, którzy cierpieli z powodu głębokiego poczucia samotności. Z biegiem czasu rodzina lub przyjaciele, których znali, zniknęli z ich życia. Spowodowało to u nich depresję, poczucie opuszczenia, które zawisło nad nimi. Możesz spróbować powiedzieć im, że tak naprawdę nie są sami, że Jezus ich kocha i zawsze jest z nimi, ale zauważyłem, że to rzadko pomaga. Pewien człowiek przypomniał mi, że nawet Jezus wołał: „Boże mój, czemuś mnie opuścił?”.

Uczucie opuszczenia jest bardzo ludzką emocją i z pewnością chcemy jej uniknąć, jeśli to możliwe. Zawsze chcemy mieć wokół siebie rodzinę i przyjaciół, aż do dnia naszej śmierci. Jednak szczerze mówiąc, są chwile, kiedy czujemy się opuszczeni, nawet mając dużą rodzinę i wielu przyjaciół. Ludzie nas zawodzą i czasami nie są dla nas dostępni. Czasami ludzie są niemili, a nawet dręczą nas i czujemy się bardzo samotni. Czasami to, o czym myśleliśmy, że to rozumiemy lub na czym polegamy – nasze władze, klub, do którego należeliśmy, a nawet Kościół, idą w kierunkach, których nie rozumiemy lub z którymi się nie zgadzamy. Możemy czuć się samotni lub opuszczeni. Wreszcie, życie może czasami stać się tak trudne, bolesne lub rozczarowujące, że czujemy, że Bóg nas opuścił. Łączymy się z wołaniem Ukrzyżowanego Pana – Boże, czemuś mnie opuścił?

Biorąc to wszystko pod uwagę, może wydawać się dziwne stwierdzenie, że Jezus chce, abyśmy żyli w opuszczeniu.

Rozważmy następującą wypowiedź zapisaną w Ewangelii wg św. Mateusza:
„Każdego więc, kto wyzna Mnie przed ludźmi, wyznam go i Ja przed Ojcem Moim, Który jest w niebiosach. Każdego zaś, kto wyprze się Mnie przed ludźmi, wyprę się i Ja przed Ojcem Moim, Który jest w niebiosach. […] Miłujący ojca lub matkę ponad Mnie nie jest Mnie godny. I miłujący syna lub córkę ponad Mnie nie jest Mnie godny. I ten, kto nie bierze krzyża swego i nie idzie za Mną, nie jest Mnie godny.”

W Kościele prawosławnym dużo się mówi o spowiedzi i ludzie często pytają, jak dobrze się spowiadać. Z pewnością ważne jest, abyśmy dobrze się sobie przyjrzeli i przystąpili do spowiedzi, by móc przystąpić do Eucharystii. Jednak spowiedź to coś więcej. Spowiedź jest sposobem, w jaki żyjemy każdego dnia. To świadectwo składane rodzinie, przyjaciołom i światu. Trochę greki nam pomoże.

Świadek to μάρτυς – mártys, czyli męczennik. Był czas, kiedy wyznanie Pana Jezusa oznaczało odrzucenie, prześladowanie, a nawet śmierć. Oznaczało to, że wszyscy cię opuszczą, łącznie z twoją rodziną. Jezus wiedział, co spotka tych, którzy za nim pójdą, dlatego mówił o krzyżu, który będą nieść. Jednym z aspektów tego krzyża jest doświadczenie opuszczonego życia. Jeśli ktoś nie chce żyć opuszczonym życiem, nie ma sensu, aby za Nim podążał.

My, współcześni ludzie, zwłaszcza ci z nas, którzy mieszkają w Ameryce, cieszymy się, że dawanie świadectwa Jezusowi nie oznacza życia w porzuceniu. Dziękujemy Bogu, że żyjemy w bardziej kulturalnym i zaawansowanym społeczeństwie, w którym wszyscy mogą swobodnie praktykować swoją religię. Czy jednak...?

Może to tylko ja tak mam, a może to efekt starzenia się, że czuję się jak taki dinozaur. Jako młody człowiek prowadziłem dość radykalne życie i byłem bardzo liberalny w polityce. Teraz wydaje się, że świat się zmienił, zwłaszcza w odniesieniu do chrześcijaństwa. Za granicą panuje niepokój, że wyznanie Jezusa ponownie będzie oznaczać męczeństwo tego czy innego rodzaju. Społeczeństwo amerykańskie wydaje się zdeterminowane, by stworzyć w pełni świeckie państwo, w którym Bóg nie ma udziału w sferze publicznej. Niezależnie od sytuacji najbardziej cieszę się z bycia chrześcijaninem, o ile nie kosztuje mnie to zbyt wiele, zwłaszcza jeśli kosztem nie jest rodzin czy przyjaciele, których kocham.

Ludzie często mówią mi, że po prostu nie mogą publicznie się żegnać ani modlić się przy posiłkach. Dlaczego? Prawda jest taka, że ​​nie chcą być odrzuceni lub wyśmiani przez współpracowników, kolegów ze studiów czy przyjaciół.

Miałem zaszczyt asystować wielu ludziom na ich drodze do wiary prawosławnej. O ile mi wiadomo, większość pozostała prawosławna, ale niestety niektórzy odpadli. Stwierdzili, że prawosławne świadectwo, czyli prawosławny styl życia, wymagało od nich zbyt wiele. Byli tacy, którzy zbliżyli się do Wiary, ale wycofali się z obawy, że ich rodzina sprzeciwi się lub ich odrzuci. Stanęli przed krzyżem i nie mogli go objąć.

Niektórzy przyjęli Wiarę, ale już nie dają jej świadectwa swoim życiem. Nie modlą się już regularnie; nie poszczą już z żadnym przekonaniem i są niedbali w studiowaniu i uczestnictwie w życiu Cerkwi. Są prawosławni tylko z nazwy i sąsiedzi ich nie dręczą. A dlaczego mieliby? Prowadzą przecież styl życia, który pasuje do stylu życia naszej kultury, a sposób, w jaki żyją, niewiele ich wyróżnia. Czy można się dziwić, dlaczego wiara jest tak słaba, dlaczego prawosławie tak mało znaczy dla większości z nas, a nawet dlaczego czujemy się tak daleko od Boga? Niszczycielska siła tej amerykańskiej kultury jest wielka.

Kto dobrowolnie bierze krzyż? Co by nas do tego zmotywowało? Rozważmy ponownie słowa Ewangelii wg św. Mateusza:
„Wtedy Piotr odpowiadając, rzekł Mu: - Oto my zostawiliśmy wszystko i poszliśmy w ślad za Tobą. Co nam za to będzie? […] I każdy, kto zostawi domy lub braci, lub siostry, lub ojca, lub matkę, lub żonę, lub dzieci, lub pola dla Imienia Mego, stokroć więcej otrzyma i życie wieczne odziedziczy. Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi.”.

Pan jest wymagający, ale jest też bardzo hojny. Otrzymamy „stokrotnie” za to, co porzuciliśmy, a ponadto życie wieczne. Po stokroć! To mądra inwestycja. Gdybym mógł uzyskać taki zwrot w świecie finansów, sprzedałbym wszystko i zainwestował! Jednak chociaż wiem, że nie mogę żąć tego, czego nie zasieję, trochę wkładam w pójście za Jezusem. On mówi, że jeśli będziemy się Go wstydzić „w tym cudzołożnym pokoleniu” i nie będziemy dawać świadectwa, to nie przyzna się do nas w przyszłym świecie.

Być może nadchodzi (lub już jest) czas, kiedy wyznawanie Jezusa słowem i czynem będzie oznaczało, że będziemy żyć życiem opuszczonym. Może to oznaczać, że zostaniemy odrzuceni przez rodzinę i przyjaciół. Kto wie? Jeśli tak jest, to radujmy się i miejmy odwagę. Świat może uważać nas za nic nie znaczących, za ostatnich, ale w oczach Boga będziemy pierwszymi.

Pod koniec naszego życia, w chwili śmierci, naprawdę zostaniemy odarci ze wszystkiego - dobytku, rodziny, przyjaciół, reputacji - to wszystko przeminie. Niech nie będzie tak, że i Bóg nas opuści, bo wtedy naprawdę zostaniemy opuszczeni.

o. John Moses (tłum. Gabriel Szymczak)

za: Ramblings of a Redneck Priest

fotografia: Danijela /orthphoto.net/