publicystyka: Bóg bez Kościoła?

Bóg bez Kościoła?

o. Richard Rene (tłum. Gabriel Szymczak), 26 kwietnia 2023

To dzisiejsza rzeczywistość: ludzie, którzy wierzą w Boga, lecz nie czują jednocześnie potrzeby regularnego chodzenia do kościoła. Mają nawet imię - „bezwyznaniowcy” - z powodu ich typowej odpowiedzi na ankiety pytające o ich przynależność religijną. A ci z nas, którzy uważają, że uczestnictwo we wspólnocie Kościoła ma kluczowe znaczenie dla naszej wiary, mogą chcieć zadać sobie pytanie, dlaczego są oni jedną z najszybciej rozwijających się grup demograficznych w Ameryce Północnej.

Co skłania człowieka do wiary w Boga, a jednocześnie powoduje, że nie identyfikuje się on z żadną „wspólnotą wierzących”?
W dzisiejszych czasach odpowiedź wydaje się oczywista. Rozważmy ludobójstwa, akty terroryzmu, rasizmu i ucisku dokonywane przez tych, którzy z dumą twierdzą, że reprezentują chrześcijaństwo, islam, judaizm i hinduizm. Zaobserwujmy drobne konflikty, sekciarstwo i podziały w społecznościach religijnych. Dodajmy do tego różne nadużycia ze strony władz religijnych wobec najsłabszych członków ich grup i nietrudno będzie zrozumieć, dlaczego ktoś może nie chcieć mieć cokolwiek wspólnego z Kościołem.

Jako duszpasterz, który musi codziennie radzić sobie z niektórymi z tych religijnych szaleństw, mogę autentycznie zrozumieć impuls do wycofania się z prób i udręk duchowego życia we wspólnocie oraz do poszukiwania tego, o czym ludzie często mówili jako o „wierze osobistej”.

Kuszące jest zebranie własnego zestawu wierzeń na temat Boga, wybieranie i kompletowanie tych elementów, które uważamy za najbardziej pocieszające, piękne i proste. Kuszące jest ustanowienie naszej własnej rutyny modlitwy i medytacji, naszych własnych duchowych rytuałów. Kuszące jest pragnienie uwolnienia się od zaangażowania w społeczność kościelną, zwłaszcza gdy takie zaangażowanie często bardziej wyczerpuje, niż podnosi na duchu...

Dlaczego więc nie pójść tą ścieżką? Czy nie byłoby po prostu łatwiej uwierzyć bez tych formalnych, instytucjonalnych spraw, które wydają się robić bałagan?

Sedno odpowiedzi leży w definicji słowa „uwierzyć”. W końcu - co to znaczy wierzyć w coś? Dla wielu „bezwyznaniowców” duchowa wiara zakłada intelektualną akceptację pewnych poglądów na temat Boga. Logiczne jest, że za wszystkim kryje się Siła Wyższa, Siła porządkująca. Logiczne jest mówienie o tym, co dobre, a co złe, co słuszne, a co błędne. Logiczne jest, że powinniśmy w jakiś sposób zwrócić uwagę na coś poza naszym materialnym życiem.

Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej, ten rodzaj wiary nie ma nic wspólnego z faktycznym istnieniem Boga. To wszystko raczej dotyczy mnie i moich potrzeb, a jeśli wiara w Boga lub jakąś Siłę Wyższą pomaga mi w tych potrzebach, tym lepiej. Mogę sam wybrać lub odrzucić założenia mojego systemu wierzeń - zgodnie z moimi potrzebami. Mogę dołączyć do lub opuścić wspólnotę wiary, w zależności od tego, czy spełnia moje wymagania. Mogę nawet przestać wierzyć, jeśli to mi pomoże. Ponieważ ostatecznie nie Bóg jest tutaj najważniejszy – najważniejsza jest idea Boga, i to tylko w takim stopniu, w jakim pomaga mi wypełnić mój indywidualny potencjał produktywnego, zdrowego, kompletnego, dobrze dostosowanego, przyjaznego i bardziej tolerancyjnego obywatela społeczeństwa i świata.

Istnieje jednak inna definicja tego, co znaczy wierzyć. Oryginalne hebrajskie i greckie słowa oznaczające „wiarę” są tożsame z „zaufaniem” i oznaczają aktywnego ducha wierności, zaufania i wsparcia.

Wiara w rozumieniu Pisma Świętego jest wyborem wejścia w żywy związek z Boską rzeczywistością. Nie uznajemy jedynie logiki istnienia Boga, gdyż to nam pomaga. Podejmujemy zobowiązanie wobec Jego istnienia, co oznacza poddanie się Jemu w wierności i odpowiedzialności, a co najważniejsze - podporządkowanie naszych osobistych skłonności, kaprysów i pragnień Jego wyższej mocy i woli.

Czy jednak nie możemy nadal mieć „osobistej wiary”, bez zobowiązania się do członkostwa we wspólnocie kościelnej? Przecież wartości takie, jak odpowiedzialność, poświęcenie, zaangażowanie i zaufanie są jedynie abstrakcjami, chyba że dotyczą innych osób. A jeśli nie będziemy skłonni poddać naszych przekonań innym, aby rzucili im wyzwanie, skorygowali, a nawet zakwestionowali je, nasza wiara pozostanie zamknięta w naszych głowach, jak zestaw samodzielnie stworzonych idei, oderwanych od rzeczywistości.

Celem życia we wspólnocie zjednoczonej jedną wiarą jest właśnie to, aby nasze doświadczenie Boga stało się realne poprzez działanie w relacji z innymi ludźmi, którzy idą tą samą drogą co my. Bez tych relacji - co nazwałbym „komunią” - nie możemy wiarygodnie wierzyć w Boga, ponieważ nie możemy zobowiązać się, poddać się, poświęcić się, zaufać lub kochać Siły większej niż my sami w realny, konkretny sposób.

Jeśli więc pragniemy intelektualnej wiary w ideę Boga, Kościół może nie być dla nas. Może okazać się destrukcyjny dla naszych najbardziej cenionych pojęć. Może to być dla nas wyzwaniem, sprawić, że poczujemy się niekomfortowo lub zmusić nas do odpowiedzi na pytania, których wolelibyśmy uniknąć.

Jeśli jednak chcemy prawdziwej wiary w rzeczywistego Boga, musimy być gotowi na spotkanie z Nim w jedyny możliwy sposób: angażując się w relacje międzyludzkie, tak niechlujne, frustrujące, szalone i łamiące serce, jak tylko mogą być. Tylko poprzez uczestnictwo w życiu Kościoła, ze wszystkimi bólami i smutkami związanymi z zaangażowaniem, odpowiedzialnością, obowiązkiem i ofiarą, możemy ostatecznie osiągnąć prawdziwy koniec naszej duchowej podróży: pokój i radość w jedności ze sobą i z Tym, który stworzył nas do miłości, i Który sam nas umiłował na wieczność.

o. Richard Rene (tłum. Gabriel Szymczak)

za: Mysterion

fotografia: Tanjica /orthphoto.net/