publicystyka: Lekarstwo od osądzania

Lekarstwo od osądzania

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin), 01 kwietnia 2023

Osądzanie jest dla nas bardzo przyjemnym zajęciem. Musimy jednak uważać na ten problem, ponieważ potępianie jest przejawem naszego egoizmu. Jeśli osądzamy naszych braci ostro i bezlitośnie, to jesteśmy przepełnieni egoizmem i mamy do wykonania poważną pracę nad sobą w sferze duchowej. Chrystus powiedział: "Nie osądzajcie, abyście nie byli osądzeni" (Mt 7,1). Pismo Święte wiele razy mówi o osądzaniu, a także Święci Ojcowie zawsze ostrzegali przed niebezpieczeństwem osądzania.

Oto co o osądzaniu mówi św. Nikodem z Góry Athos: "Z egoizmu i pychy rodzi się w nas pewne inne zło, które nam szkodzi, a mianowicie surowy osąd i potępienie bliźniego, przez które potem uważamy go za nic, gardzimy nim i poniżamy przy okazji. Ten zły nawyk, pochodzący z pychy, jest przez nią pielęgnowany, gdyż pycha po każdym potępieniu wzrasta z powodu towarzyszącego jej działaniu samozadowoleniu".

Pycha jest matką potępienia. Ponieważ pycha jest egoizmem, a egoizm jest koncentracją zła w nas, potępienie oddala człowieka od Boga i jest źródłem wielu pokus. Potępienie niszczy człowieka.

Ojciec Efrem z Katunaki opowiadał nam kiedyś, jak pewien mnich, mieszkający wówczas z nim w pustelni Katunaki, aby przełamać monotonię swojego pustynnego życia, przed wieczornymi i porannymi modlitwami dzwonił małymi dzwonkami, podobnymi do tych, które dzwonią przed nabożeństwami w klasztorach. Inny brat pustelnik, który mieszkał naprzeciwko, słysząc bicie dzwonów, zaczął osądzać swego brata. Wtedy pierwszy mnich, widząc, że dusza jego brata oddaliła się od łaski Bożej z powodu potępienia, bardzo się zasmucił. Rzeczywiście, osądzanie odpędza od nas Bożą łaskę i Bożą opiekę. Potępienie zaczyna się od pychy, a pycha to nic innego jak brak miłości. Osoba przepełniona pychą nie kocha swego bliźniego. A oznaką tego braku miłości do bliźniego jest właśnie potępienie. Gdybyśmy kochali naszego brata, nie potępialibyśmy go. Nawet gdybyśmy wyraźnie widzieli jakąś wadę w naszym bliźnim, znaleźlibyśmy dla niej usprawiedliwienie i zatuszowali ją. Sam Chrystus, będąc na krzyżu i przygotowując się do oddania swej duszy Bogu, myślał o swoich prześladowcach. Jednak nie mówił o nich źle ani ich nie potępiał, wręcz przeciwnie: "Wybacz im, Boże, bo nie wiedzą, co czynią" (por. Łk 23, 34) - usprawiedliwiał ich.

Podobnie pierwszy męczennik Szczepan, protodiakon, ostatnim tchem po ukamienowaniu przez Żydów, powiedział: "Ojcze, odpuść im. Nie obciążaj ich tym grzechem" (por. Dz 7, 60). Św. Szczepan troszczył się o to, aby ludzie nie mieli grzechu przed Bogiem. Takie zachowanie świętych świadczy o ich miłości do bliźniego. Przecież Chrystus jest Prawdziwą Miłością, jest dla nas wzorem życia i doskonałości. Święci Boży nie potępiali nawet diabła.

Starzec Paisjusz mawiał: „Nie wystarczy, że pójdę do piekła za swoje grzechy. Pójdę do piekła, ponieważ swoim grzesznym życiem kuszę innych ludzi, ponieważ prowokuję samego diabła. Przecież gdybym nie dał mu powodu, nie kusiłby mnie, a mój upadek nie spowodowałby upadku tego nieszczęśnika.” To znaczy, on uważał, że jest winny grzechu diabła, że diabeł go niepokoi i prowadzi do grzechu, i przez niego diabeł zgrzeszył jeszcze bardziej.

Święci nigdy nie osądzali, nie dlatego, że uważnie obserwowali siebie, ale dlatego, że cechowała ich ogromna miłość. Jak matka, która niezależnie od tego, co zrobiły jej dzieci, nigdy ich nie potępi, ale usprawiedliwi. Pamiętam, jak kiedyś matka problematycznego dziecka, które popełniło bardzo złe czyny, prawie zbrodnie, przyszła do mnie i opowiedziała mi o nim, płacząc i usprawiedliwiając je: "Ojcze, jestem jego matką, nie mogę go opuścić". I rzeczywiście, matka nie może odrzucić swojego dziecka, nie może go potępić, ponieważ jest matką i kocha je. My również musimy mieć tę matczyną miłość do bliźnich i nikogo nie potępiać.

Kiedy zauważymy, że osądzamy bliźniego, powinniśmy sobie uświadomić, że jesteśmy niedojrzali duchowo. Nie staliśmy się jeszcze ludźmi duchowymi i dlatego łatwo odrzucamy i osądzamy innych.

Święty Nikodem mówi: "Kiedy mamy wysokie mniemanie o sobie, naturalnie patrzymy na innych z góry, osądzamy ich i gardzimy nimi, ponieważ wydaje nam się, że jesteśmy dalecy od tych wad, które, jak sądzimy, nie są obce innym. Sami o sobie mniemamy wysoko. Wydaje nam się, że jesteśmy pozbawieni wad, które mają nasi bliźni. Na przykład człowiek potępia alkoholika, mówi o nim bzdury i uważa, że jest lepszy od innych, bo nie ma tej słabości. Owszem, może nie jesteś alkoholikiem, który nadużywa alkoholu, ale jesteś alkoholikiem w innych swoich namiętnościach i grzechach, które mogą być jeszcze gorsze od tego. Ten bowiem, kto ma wysokie mniemanie o sobie, jest winny przed Bogiem. Człowiek, który jest świadomy swoich licznych wad, nigdy nie będzie potępiał bliźniego. I odwrotnie, ten kto uważa, że jest czysty, łatwo potępi bliźniego, myśląc, że jest wolny od konkretnego grzechu. Logicznie rzecz biorąc, jest on w pewnym sensie czysty, ale pod względem duchowym tak nie jest. Jest to wykroczenie przeciwko Bożym przykazaniom.

W rzeczywistości wszystko to jest dziełem wroga człowieka, o czym pisze św. Nikodem: "A wtedy nasz wszechzły nieprzyjaciel, widząc w nas takie nieprzyjemne usposobienie, staje czujnie w pobliżu i otwierając nam oczy, uczy nas uważnie obserwować, co robią i mówią inni...". To spostrzeżenie św. Nikodema bardzo trafnie oddaje naszą rzeczywistość. Są ludzie - a często my sami znajdujemy się wśród nich - którzy nieustannie zauważają wady innych. Są jak mucha, która lata w poszukiwaniu nieczystości. Jednak święty starzec Paisjusz powiedział, że "musimy mieć w sobie fabrykę do produkcji dobrych myśli", tzn. nasz umysł musi produkować dobre myśli. Ponieważ kiedy nasz umysł produkuje złe myśli, wtedy wszystko wewnątrz nas zostaje zniekształcone, nasza dusza, nasze serce, nasze oczy i wszystko w nas cierpi.

Jak można nauczyć się produkować dobre myśli? Przede wszystkim człowiek musi usiąść i pomyśleć: "Panie, ile mam grzechów!". Pamiętam, jak w rozmowach z braćmi czasem poruszaliśmy temat pewnej osoby, a błogosławiony św. Józef z Watopedi powiedział do nas: "Bracia, czy nasze grzechy nam nie wystarczą? Czy mamy teraz zajmować się grzechami innych ludzi? Powinniśmy opłakiwać własne grzechy, a nie zajmować się grzechami naszych braci". Święci widzieli siebie jako wielkich grzeszników. Widzenie naszych grzechów i naszych słabości pomaga nam uniknąć potępienia, aby nasza dusza, nasz umysł, nasze serce wylądowały na lotnisku pokory naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa, Który włoży w nas piękne myśli.

Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, że każdy z nas ma mnóstwo grzechów. Być może nasze grzechy są inne niż grzechy naszego bliźniego, którego potępiamy, ale to nie ma znaczenia. Ważne jest tylko to, że my też zgrzeszyliśmy przed Bogiem, a niektóre z naszych grzechów są o wiele gorsze niż grzechy naszego bliźniego. Są też przypadki, kiedy nasz brat popełnił grzech, ale go żałuje. My natomiast nie żałujemy, a więc grzeszymy jeszcze bardziej.

Następnie, gdy poczujemy głębię naszego upadku i uświadomimy sobie naszą grzeszność, stajemy się bardzo przygnębieni. Kiedy zaczynamy się smucić z powodu naszych grzechów, uciekamy w modlitwę i w ten sposób rozpoczyna się nasza praca duchowa. Wtedy znika chęć otwierania naszych ust przeciwko innym. Bo potępiając innego, w gruncie rzeczy potępiamy siebie i przepędzamy łaskę Bożą.
Dalej św. Nikodem mówi, że kiedy zamierzasz kogoś skrytykować, musisz pamiętać, "że żadna władza nie została ci dana, abyś mógł to uczynić oraz że przywłaszczając sobie tę władzę, sam w tym momencie stajesz się godny sądu...". Okazuje się, że nie mamy nawet prawa osądzać, a tym bardziej potępiać, bo jedynym sprawiedliwym Sędzią, który może mieć władzę osądzania, jest nasz Bóg, ponieważ tylko On wie, jak jest naprawdę. My, swoją drogą, patrzymy na rzeczy z zewnątrz. Na przykład widzimy rozgniewanego człowieka, który krzyczy i wymachuje rękami, ale nie widzimy powodów, dla których zachowuje się w ten sposób. Nie wiemy, gdzie się urodził, w jakich warunkach się wychował, jakie ma dziedzictwo i co siedzi w jego duszy. Nie wiemy też o jego późniejszej skrusze. Jak powiedział św. Paisjusz: Człowiek, który mógł popełnić 20 przestępstw, a popełnił tylko 19, zrobił krok do przodu. I odwrotnie, osoba świątobliwa, która mogła uczynić 20 cudów, ale uczyniła 19, jest mniej przyjazna w oczach Boga, chociaż jej 19 cudów ma wielką wartość dla ludzi. Dlatego Sąd Boży i sąd ludzki są różne. Tak też Zbawiciel mówi nam w Ewangelii: "Nie sądźcie z pozorów, lecz sądem sprawiedliwym sądźcie" (J 7,24). Nasz sąd powinien być sprawiedliwy, jednak taki nie jest.
Powiecie, że są sytuacje, kiedy jesteśmy zmuszeni do osądzania. Tak, są. Sądzenie czy ocenianie jest procesem umysłowym. Czy nam się to podoba, czy nie, mamy swój osąd na temat innych ludzi lub rzeczy, ale należy uważać, aby osąd nie przerodził się w potępienie. Na przykład podchodzi do nas mężczyzna i proponuje, abyśmy kupili od niego narkotyki. My, mając negatywny stosunek do narkotyków, odmawiamy. Fakt, że odmówiłem, oznacza, że jest to dla mnie nie do przyjęcia. Takie rozumowanie jest dla nas niezbędne. Inaczej jest, gdy zaczynam potępiać osobę oferującą narkotyki i nazywam go łajdakiem itp. To już jest osąd. Sądzenie bez namiętności i bez złośliwości jest dla nas dobre. Aby zrozumieć, że jedno jest złe, a drugie dobre, muszę osądzać. Osąd jest naturalną właściwością umysłu, takim kryterium, które pomaga nam odróżnić dobro od zła.

Dalej św. Nikodem mówi: "Bardzo potężnym środkiem zaradczym jest pamiętanie o własnych złych, nieczystych i niegodziwych namiętnościach i uczynkach...", które są tak liczne i ukryte, że całe życie nie wystarcza, aby je poznać i uleczyć. Nie mówiąc już o tym, żeby wystarczyło czasu na przyjrzenie się grzechom innych.

Ponadto św. Nikodem mówi: "Kiedy osądzasz surowo jakiś niemiły czyn bliźniego, wiedz, że jakiś korzeń tej samej podłości jest także w twoim sercu, który swą namiętnością uczy cię spekulować o innych i osądzać ich. Człowiek, który ma pewną namiętność, dostrzega tę namiętność we wszystkich ludziach. Jak mawiali starożytni Grecy: "Nie sądź każdego według siebie". Na przykład osoba, która ma zamiłowanie do kradzieży, zaczyna się rozglądać i zauważać różne rzeczy, kiedy wchodzi do pomieszczenia. Kiedy więc zobaczy inną osobę mającą podobną manierę, powie, że jest ona złodziejem. Ponieważ sam jest złodziejem, będzie podejrzewać innych o to samo. Albo jakaś pożądliwa osoba, widząc dwie osoby rozmawiające i cieszące się sobą, pomyśli o nich coś wulgarnego. Ludzie święci mają zupełnie inny pogląd. Nawet widząc złe uczynki, ich umysły nie dostrzegały tego, co złe. Przypomnijmy sobie epizod z życia św. Jakuba z Eubei - świętego naszych czasów - kiedy to spotkał chłopca i dziewczynę całujących się na ulicy i stwierdził, że prawdopodobnie są oni bratem i siostrą. Jego umysł nie mógł myśleć o niczym innym, ponieważ był to człowiek czysty. To właśnie powiedział Chrystus: "Kiedy oko twoje jest czyste, całe twoje ciało będzie rozjaśnione; kiedy zaś będzie złe, to i całe ciało twoje będzie mroczne" (Łk 11, 34). Dlatego Cerkiew uczy nas, abyśmy unikali patrzenia na złe rzeczy, bo przez to psujemy swój wzrok i już widzimy bliźniego przez pryzmat zła. Patrzymy na bliźniego oczami cielesnymi, pełnymi namiętności. Natomiast oczy świętych były święte i czyste, i nawet gdy widzieli to, co nieczyste, nie zauważali tego.

"Obrócisz oręż, którym zły umysł zmusza cię do uderzenia innego, ku sobie i zamiast okaleczyć brata, nałożysz plaster na własne rany" - pisze czcigodny Nikodem. Złą myśl, która skłania cię do potępienia, poniżenia i odepchnięcia brata, należy zwrócić przeciwko sobie i powiedzieć, że ja sam jestem przyczyną wszelkiego zła i muszę przyjrzeć się własnym grzechom i niepowodzeniom, aby umniejszyć siebie i stanąć przed Bogiem.

Dlatego - mówi św. Nikodem - zawsze stój z bojaźnią i drżeniem, bojąc się bardziej o siebie niż o kogokolwiek innego. Bądźcie pewni, że każde dobre słowo o bliźnim i jego radość są owocem i dziełem Ducha Świętego w was, tak samo jak, odwrotnie, każde złe słowo o nim i jego pogardliwe potępienie pochodzą z waszej niegodziwości i z natchnienia diabła. Św. Nikodem zdradził nam bardzo dobry sekret - nauczmy się mówić dobre rzeczy o naszych bliźnich. Kiedy jesteśmy pytani o innych, powinniśmy mówić tylko dobre rzeczy, nawet jeśli trochę przesadzimy. Ten, kto chwali swego brata, ma wielką cnotę. W Paterikonie jest wspaniała historia, jak to kiedyś pielgrzymi przyszli do pewnego starca i powiedzieli: "Szukamy abby Pimena". A starzec ten był wielkim ascetą. Zaczął wychwalać abbę Pimena, mówiąc, że muszą go koniecznie spotkać i że jak go zobaczą, to niech poproszą go o modlitwę za niego. Kiedy pielgrzymi spotkali abbę Pimena, powiedzieli mu: "Abba, zanim cię znaleźliśmy, poszliśmy do starca, który mieszkał w pobliżu, a on powiedział nam wiele miłych słów o tobie". Wtedy Abba uśmiechnął się i odpowiedział: "Ten, kto chwali swego brata, staje się wyższy od tego, kto jest chwalony". Niestety, w życiu często trudno jest nam chwalić bliźniego. O wiele łatwiej jest powiedzieć kilka obraźliwych zdań. Możemy też powiedzieć: “W porządku, tak, jest dobry, ale...” i zacząć opowiadać, dlaczego "ale". Święci robili inaczej - chwalili swoich braci. Starzec Paisjusz był tego bardzo wyraźnym przykładem, zawsze chwalił ludzi, nawet tych mnichów, którzy nie byli najlepszymi przykładami życia monastycznego. Zawsze znajdował on jeden lub dwa powody, aby ich pochwalić, usprawiedliwić i powiedzieć im dobre słowo.

Kiedy nauczysz się chwalić bliźniego, powoli przyzwyczajasz się do posiadania dobrych myśli o ludziach. Ta umiejętność jest środkiem zaradczym przeciwko osądzaniu, dlatego dobrze jest się jej nauczyć i zawsze ją stosować. Są ludzie, którzy posiadają tę cnotę. Pamiętam, jak w szkole mieliśmy nauczyciela, ojca Diogenesa, który uczył nas katechizmu. Nauczyciel ten mówił o wszystkich ludziach w superlatywach. Kiedy pytano go: "Ojcze, czy ten człowiek jest dobry?" - on odpowiadał: "Bardzo dobry!". - "Ależ ojcze, ty zawsze tak mówisz". - "Nie, naprawdę, to jest bardzo, bardzo dobry człowiek". - "Nie, ojcze, nie wierzę ci, mówisz tak o wszystkich". - "Wierz mi, to wspaniały człowiek". I rzeczywiście, sam ojciec Diogenes był bardzo, bardzo dobrym człowiekiem. Właśnie dlatego, że sam był dobry, widział, że inni też są dobrzy. Nigdy nie słyszałem, żeby powiedział złe słowo o innych ludziach. Ale nie dlatego, że nie widział zła. Nie był głupcem. Był człowiekiem wykształconym, o wielkiej inteligencji i dobrej ocenie sytuacji. Był po prostu czystym człowiekiem, więc widział ludzi jako czystych. Bóg patrzy na świat z miłością, bo jest Miłością. I Kościół posiada tę cechę. Zauważ, jak ikonografia przedstawia oprawców, którzy torturowali świętych męczenników. Na ich twarzach nie ma gniewu, widnieje jednak pewna pogoda ducha, jak u świętych. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ Cerkiew nie chce oglądać obrazu namiętności we wnętrzu świątyni. Cerkiew chce patrzeć na każdego człowieka jako na obraz Boga, nawet jeśli jest on ostatnim grzesznikiem. Nawet diabeł jest dobry z natury, a jego zło - to dzieła jego plugastwa.

W Wielkim Poście bezustannie odmawiamy modlitwę św. Efrema Syryjczyka: "Spraw, abym widział swoje grzechy i nie potępiał brata". Aby uniknąć potępienia, musimy widzieć nasze grzechy, nasze błędy, nasze słabości. Wszyscy ci z nas, którzy mają skłonność do osądzania bliźniego, niech ćwiczą się w dostrzeganiu własnych grzechów i przestają zauważać błędy bliźniego. W ten sposób przyciągniemy na siebie łaskę Bożą i pozbędziemy się naszych ciężkich grzechów.

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin)

za: pravoslavie.ru

fotografia: Arxidiakon /orthphoto.net/