publicystyka: Lekarstwo na faryzeizm - cz. 1

Lekarstwo na faryzeizm - cz. 1

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin), 03 lutego 2023

Każdy prawosławny chrześcijanin powinien zadać sobie pytanie: Czym właściwie jest wszystko to, co robimy: nasze pielgrzymki, zapalanie świec, nocne czuwania, modlitwy, post, jałmużna? Czemu służą wszystkie nasze działania? Dlaczego tak postępujemy? Od odpowiedzi na to pytanie zależy poprawność lub niepoprawność naszego życia duchowego.

Zdarzało mi się pytać dzieci na prawosławnych koloniach: "Jakie jest najważniejsze Boże przykazanie?". I wszystkie dzieci zaczynały wymieniać różne przykazania: nie kradnij... nie kłam... nie osądzaj... czcij ojca i matkę... kochaj bliźniego... Żadne z nich nie miało pojęcia, że żadne z wymienionych przykazań nie jest pierwszym.

Ludzie często myślą, że pierwsze przykazanie to "kochaj bliźniego swego". Ale kiedy mówię dzieciom: "Nie, to nie jest pierwsze przykazanie", dziecko odpowiada: "Tak, tak, wiem..." "Więc jakie?" - pytam. - "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się...". Ale, oczywiście, nie jest to pierwsze przykazanie pod względem ważności.

Pierwszym i jedynym przykazaniem danym przez Boga, z którego pochodzą wszystkie inne przykazania, jest miłowanie Pana Boga całym swoim sercem. Sam Chrystus powiedział, że pierwszym przykazaniem jest: "...będziesz miłował Pana twego Boga, z całego serca twego i z całej duszy twojej, i z całej myśli twojej, i ze wszystkich sił twoich" (Mk 12,30).

A drugie przykazanie - podobne do pierwszego i z niego wynikające - to to, które mówi: "Będziesz miłował bliźniego swego...". Wszystkie inne są przedłużeniem tych dwóch przykazań. Jeśli miłujesz bliźniego, nie będziesz go okradał, nie będziesz go okłamywał, nie będziesz wobec niego niesprawiedliwy, nie będziesz pożądał niczego z jego własności, ani jego żony, ani jego domu, ani nie będziesz go potępiał... Oto co oznacza właśnie "ciąg dalszy pierwszego przykazania". "Kochaj bliźniego swego" jest właśnie kontynuacją pierwszego przykazania. Jeśli naprawdę kochasz Boga, niemożliwe jest, abyś nie kochał bliźniego. Człowiek, który kocha Boga, będzie - naturalnie, w kontynuacji swojej miłości do Boga - odczuwał również miłość do swoich braci i sióstr.

Tak więc pierwszym i jedynym przykazaniem Bożym jest kochać Samego Boga z całego serca. Dzięki tej miłości wszystko, co robimy w Cerkwi, nabiera jasnego sensu. Właśnie dlatego chodzimy na pielgrzymki, pościmy, modlimy się, spowiadamy, zapalamy świece, czytamy żywoty świętych, robimy wszystko inne - jest to nasz sposób okazywania miłości do Chrystusa.

Błędem jest, gdy mówimy, że robimy te wszystkie rzeczy tylko po to, by stać się dobrymi ludźmi, by stać się lepszymi ludźmi. W tym tkwi największe kłamstwo. Jest to krok, przy wykonaniu którego wszyscy się potykają. Bo gdyby celem Kościoła było tylko uczynienie nas lepszymi, nie byłoby potrzeby osobistej relacji z Chrystusem, ani powodu, dla którego Chrystus przyszedł na świat.

Jak uważacie, dlaczego nie jesteśmy w stanie zrozumieć świętych? Albo, mówiąc prościej, dlaczego nie możemy zrozumieć tych, którzy kochają Boga?

Mówimy: "Czy rzeczywiście trzeba było robić te wszystkie rzeczy, aby zostać zbawionym, aby być blisko Boga? Czy udanie się w góry było w tym celu aż tak konieczne? Czy my również musimy robić wszystko tak, jak robili to święci?" Oczywiście, że nie. Nie ma takiej potrzeby. Ale gdybyśmy zrozumieli, że nasza relacja z Bogiem jest nie tylko po to, by osiągnąć zbawienie, ale także po to, by wyrazić naszą miłość do Niego, wtedy zrozumielibyśmy również świętych i ich postępowanie.

Tych czynów nie da się zinterpretować tylko rozumem, gdyż miłość wykracza poza logikę. Nawet miłość ziemska, miłość jednego człowieka do drugiego. Kiedy na przykład ktoś ma zamiar wziąć ślub i kocha swojego wybranka: młody mężczyzna kocha swoją narzeczoną, dziewczyna kocha swojego narzeczonego... Mogą oni zachowywać się w sposób zupełnie irracjonalny. Jeśli zapytasz go albo ją np. kto jest najpiękniejszą lub najprzystojniejszym człowiekiem na świecie, każde z nich zapewne wskaże swojego ukochanego(ą). Ponieważ patrzą oczami miłości. My naturalnie będziemy innego zdania. Jeśli zapytasz zakochaną dziewczynę, kto jest najlepszym człowiekiem na świecie, opowie ci o tym, którego kocha, i to w najpiękniejszych możliwych słowach. Ona nie zauważy w nim żadnych wad, nie dostrzeże w nim nic złego, bo miłość jest ponad tym.

Miłości nie może być wymuszona logiką. Miłość jest ponad logiką. Dlatego nie możemy stosować kryteriów logiki ziemskiej do ludzi, którzy kochają Boga. Święci kierują się własną logiką, która różni się od logiki przyziemnej, ponieważ ich logika jest "logiką" miłości. Kościół nie uczy nas więc, byśmy tylko stali się dobrymi ludźmi - choć tego również. To wszystko są podstawy. Nasza Cerkiew uczy nas miłości do osoby naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa.

Życie w Kościele rozwija relacje, ale jest to osobista relacja między człowiekiem a Chrystusem, nie zaś między człowiekiem a nauką Chrystusa czy też między człowiekiem a Ewangelią. Nie. Ewangelia jest tym, co pomaga nam zdobyć szczyt miłości do Chrystusa. Kiedy osiągniemy ten punkt, nie będziemy już potrzebowali Ewangelii. Nic nie będzie nam potrzebne, wszystko ustanie i pozostanie wyłącznie relacja człowieka z Bogiem. Na tym polega zasadnicza różnica między Cerkwią a religią.

Religia uczy nas, abyśmy wykonywali swoje obowiązki w taki sam sposób, jak robili to również poganie. Tu np. udaliśmy się na pielgrzymkę, okazaliśmy szacunek, wrzuciliśmy trochę pieniędzy do puszki na ofiary, zostawiliśmy kilka zapalonych świec, nawet trochę naszych modlitw i karteczek z imionami oraz przystąpiliśmy do Eucharystii. Wszystkie te działania to obowiązki religijne, które wypełniliśmy. Jednak nasze serce pod wpływem tych działań w żaden sposób się nie zmieniło. Przydzielony nam czas dobiega końca, a my jesteśmy tacy sami jak przedtem: gotowi rzucić się na siebie nawzajem, pokłócić się, znów przeżyć załamanie, tak jak wcześniej... Nasze serce się nie zmienia. Nie wchodzimy w relację z Chrystusem, ponieważ ograniczamy się do zwykłych obowiązków religijnych.

I pewnie znacie takich ludzi - "pobożnych": to najstraszniejszy typ ludzi w Kościele. Są oni naprawdę niebezpieczni. Boże, uchroń nas od nich... Kiedyś, podczas odprawianego przeze mnie nabożeństwa, gdy padło wezwanie "Panie, zbaw pobożnych,..." (cs. Hospodi spasi błohoczestiwyja...), pewien mnich ze Świętej Góry żartobliwie zauważył: "Panie, zbaw nas od pobożnych...". Innymi słowy, Boże chroń nas przed takimi "religijnymi" ludźmi, gdyż zwrot "osoba religijna" sugeruje osobę wypaczoną, która nigdy nie miała osobistej relacji z Bogiem. Osoby tego typu wypełniają jedynie swoje obowiązki wobec Boga, ale nie próbują wejść w żadną relację z Bogiem, więc Bóg nic im nie daje. Muszę przyznać - i mówię to na podstawie własnego doświadczenia - że nigdy nie widziałem gorszych wrogów Cerkwi niż "ludzie religijni".

Ilekroć dzieci osób pobożnych lub duchownych i teologów - a nawet tych, którzy w Cerkwi zachowują się jak teologowie, mając świadomość własnej wartości - próbowały zostać mnichami lub duchownymi, oni, rodzice, stawali się gorsi od demonów. Stawali się rozdrażnieni, przeistaczali się w najgorszych wrogów. Pamiętam rodziców, którzy chętnie przyprowadzali swoje dzieci na nauki, ale kiedy ich dziecko robiło krok do przodu, by zrealizować to, co usłyszało w kazaniu, stawali się najgorszymi ludźmi, jakich można sobie wyobrazić. I musiałem im przypomnieć: "Przecież to wy przyprowadziliście dziecko na nauki, a nie ja”.

Kiedyś powiedziałem do ojca, którego córka wykazywała wielką gorliwość dla Cerkwi: "Myślę, że nie powinieneś dłużej przyprowadzać córki na nauczanie. Nie przyprowadzajcie jej też na rozmowy ze mną. Wasza córka zostanie mniszką, a wy będziecie mnie za to obwiniać". Odpowiedział: "Nie, Ojcze, to nie możliwe, tak bardzo Cię szanujemy!". Jego córka rzeczywiście została mniszką... Minęło siedem lat, a on nadal nie chce ze mną rozmawiać...

Ludzie, którzy nie opuścili ani jednego kazania... Ci, którzy zawsze byli pierwsi na nocnych czuwaniach, czy też przy czytaniu książek... Ci, którzy zawsze przyprowadzają ze sobą swoje dzieci... Ale kiedy przychodzi czas, by zwrócić dziecku jego wolność - by samo zdecydowało, jaką drogę wybrać, ci ludzie przechodzą do dokładnie przeciwnego obozu, udowadniając tym samym, że Chrystus nigdy nie przemówił do ich serc. Byli to po prostu "ludzie religijni". Dlatego właśnie z nimi najtrudniej sobie poradzić w Cerkwi. A wiecie dlaczego? Niektórzy z nich, nigdy nie zdołają dostąpić uzdrowienia, ponieważ myślą, że są blisko Boga.

Grzesznicy - "nieudacznicy", że tak powiem - przynajmniej zdają sobie sprawę z tego, że są grzesznikami. Dlatego Chrystus powiedział, że celnicy i nierządnice wejdą do Królestwa Bożego, zaś do faryzeuszy powiedział tak: "Wy 'religijni' nie wejdziecie do Królestwa Bożego, bo słowo Boże nigdy nie przemieniło waszego serca" - oni łączyli się wyłącznie w przestrzeganiu religijnych formalności. 

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin)

za: pravoslavie.ru

fotografia: szolucha.w /orthphoto.net/