publicystyka: Pielgrzymowanie – krzyż, dynamizm, spotkania, środek (felieton)

Pielgrzymowanie – krzyż, dynamizm, spotkania, środek (felieton)

Dominika Kovačević, 12 sierpnia 2016

Miesiąc sierpień to szczególny czas dla pielgrzymowania; wiele pielgrzymek z różnych części naszego kraju wyrusza na uroczystości Przemienienia Pańskiego na Świętej Górze Grabarce. W związku z tym przedstawiamy Państwu refleksję o pielgrzymowaniu.


Pielgrzymowanie istnieje tak długo, jak religia wśród ludzi. Religia, czyli poszukiwanie Boga i sensu życia, istnieje praktycznie od zawsze. Pielgrzymka ma ułatwić spotkanie Boga, zrozumienie sensu czy też osiągnięcie lepszego życia. Ważna jest tu ofiara, lecz przede wszystkim święte miejsce i związane z nim rytuały, zazwyczaj w ramach jakiejś uroczystości.


Mam wrażenie, że chrześcijańskie pielgrzymowanie jest trochę inne. Droga i wszystkie procesy, jakie dzieją się na tej drodze do świętego miejsca, są szalenie ważne. Centrum tej drogi stanowi Krzyż. Pielgrzymowanie krzyżowe to wypełnienie słów Chrystusa Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24).
Jeśli kto chce pójść za Mną – czyli, jeśli ktoś chce być chrześcijaninem.
Niech się zaprze samego siebie – ma podążać Wolą Bożą, a nie swoją; ma iść drogą wyznaczoną kierunkowskazami i utwardzoną, a nie skrótami, które mogą wydawać się ułatwieniami, a w rzeczywistości może się tam czaić wiele pułapek, de facto utrudniających dotarcie do celu.
Krzyż swój – wszelkie nasze trudności, troski, ale i talenty, które mamy wykorzystać; po prostu wszystko, co jest nam dane od Boga, z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Niech Mnie naśladuje – tak jak Chrystus na Swej drodze krzyżowej, w pokorze przyjmujący wszystko, co go spotyka, zarazem z wiarą i nadzieją, że ta droga nie samym cierpieniem, lecz środkiem do niewyobrażalnego szczęścia; i z miłością do każdego napotkanego, a przede wszystkim do Boga.

Chrystus powiedział te sławetne słowa tuż przed tym, jak poprowadził trzech wybranych uczniów na Górę Tabor, gdzie się przemienił wobec nich, ukazując Swą Boskość. Czyli powiedział to przed wyruszeniem w niełatwą drogę na wysoką górę. Co więcej, Przemienienie miało miejsce niedługo przed Jego ostatnią drogą do Jerozolimy (czyli świętego miejsca!) i na 40 dni przed Jego Męką krzyżową w dniach paschalnych (czyli uroczystość!). Zatem wyraźnie zaznaczył, że ta droga z krzyżem, pełna cierpienia, które jednak jest oczyszczające, wiedzie do Jerozolimy, do Paschy. Ten moment Przemienienia to wzmocnienie, bez którego – dowodu Boskiej Wszechmocy i ogółem dowodu Boskości Jezusa – byłoby nam ciężko. Pewnie byśmy ten nasz krzyż rzucili i zostali na poboczu.

To Przemienienie, ten dowód, tę pomoc Bożą możemy różnie rozpatrywać.
Z jednej strony, stało się to po wyznaniu Piotra wobec Chrystusa „Tyś jest Mesjasz, Syn Boży”. Jeśli uznajemy Jezusa za Mesjasza i Syna Bożego, za naszego Pana, możemy na początku oczekiwać szczególnej pomocy Bożej, jak i zdarcia łusek z naszych oczu, dostrzeżenia czegoś, co może było przed naszymi oczami, a czego nie dostrzegaliśmy. Kiedy pielgrzymujemy do świętego miejsca, to może stać się w każdym momencie. Zachwycimy się jakimś krajobrazem i pomyślimy o pięknie stworzenia, pomyślimy o Stwórcy i tak odkryjemy Boga. A może ktoś nam poda wodę i w drugim człowieku dostrzeżemy stworzenie na obraz Boży.
Z drugiej strony, Przemienienie nastąpiło dla wzmocnienia uczniów wobec późniejszych wydarzeń, żeby nie zapomnieli, że Chrystus to Bóg, że cierpi dobrowolnie, jak i żeby im było łatwiej przejść późniejsze próby (Piotr – wyparcie się; Jan – stanie u krzyża; Jakub – pierwszy apostoł-męczennik). Cóż, można się spodziewać, że po chwili takiego olśnienia, czy też doświadczenia Boga, nadejdzie dłuższy czas trudów i prób. Wówczas nie można zapomnieć o tamtej Boskiej chwili.


Droga krzyżowa do Paschy, a przecież Pascha oznacza „Przejście”. Tu jest nieustanny dynamizm. Widać tu właśnie istotę samej drogi w chrześcijańskim pielgrzymowaniu. To pielgrzymowanie nigdy się nie kończy. To proces nieustannego doskonalenia się, nieprzerwanego zbliżania się do Boga, który jest taką Doskonałością, że wiecznie musimy do Niej dążyć. To wcale nie jest deprymujące czy beznadziejne; przeciwnie – to wręcz daje nadzieję, że nigdy nie może być nudno. W życiu duchowym musimy iść naprzód, bo jeśli stoimy, to tak naprawdę cofamy się; ktoś może powiedzieć, że gdy pielgrzymujemy i zostajemy dłuższy czas w jednym miejscu, to przecież nie idziemy do tyłu. Ale jednak rozleniwiamy się, coraz mniej chce się nam ruszać dalej, mięśnie zastygają, brak nam tego rozkręcenia się, rytmiczności. A rozleniwienie i utrata systematyczności, rytmiczności w życiu duchowym, prowadzi przecież właśnie do cofania się. Dynamizm kryje też tajemnicę miłości i Boskiej Trójcy. Miłość jest dynamiczna, nie znosi bezruchu, nieustannie musi być wymieniania, rozprzestrzeniana. Tak na poziomie Boskim, jak i ludzkim. Relacje wewnątrz Trójcy, które my, jako ludzie, staramy się odwzorowywać, są dynamiczną miłością. Relacje…


Podstawowym elementem pielgrzymowania są spotkania, a te służą budowaniu relacji – dynamicznych, a nie statycznych (o te drugie teraz w dobie Internetu tak łatwo, niestety, ale one tak naprawdę nam nie wystarczają). Spotkania z Bogiem, drugim człowiekiem i z samym sobą.
Z Bogiem – bo pielgrzymując, modlimy się, rozmawiamy bardziej o duchowych sprawach, aniżeli zwyczajnych (a nawet jeśli o tych, to inaczej), milczymy, podziwiamy wszystko, co wokół nas jest dziełem Stwórcy, jak już wspomniano. W „pędzie” życia codziennego (w cudzysłowie, bo de facto często jest on statyczny, nie posuwa nas do przodu na drodze do Zbawienia), zwłaszcza my, miastowi ludzie, nie dostrzegamy wielu rzeczy z natury, pogody… Że to wszystko piękne, że wszystko to ma sens, dąży ku czemuś, a raczej ku Komuś.
Z drugim człowiekiem – ze współpielgrzymem, z ludźmi napotykanymi na drodze… Może ten współpielgrzym jest nawet z tej samej parafii, ale nigdy nie ma okazji zagadać („pęd”). Napotykani ludzie – co to są za wzruszenia! Pomogą, zapytają, pomodlimy się razem. Na co dzień jakoś nam trudno o takie niby prozaiczne rzeczy, na pielgrzymce – łatwiej. A przecież to wypełnienie Ewangelii. Tak spotykamy samego Chrystusa… On na swej drodze krzyżowej też s p o t y k a ł – Szymona z Cyreny, niewiasty płaczące…
Z samym sobą – na pielgrzymce nie mamy „przeszkadzajek” dnia codziennego i „pędu”. Mamy samą esencję naszego jestestwa, naszej osoby, prostotę. Możemy poznać nasz organizm – ciała się nie wyrzekajmy, Bóg stworzył nas jako istotę psychosomatyczną (to znaczy z duszą i ciałem); ciało to nasz „nośnik” w pielgrzymowaniu. Jak reaguje na różne sytuacje. W milczeniu możemy się wsłuchać nie tylko w głos Boży, ale i w nas samych. Często teraz nasze myśli są zagłuszane w „pędzie”. A czasem my sami je zagłuszamy, ze strachu. W tych „laboratoryjnych” warunkach dla duszy widzimy, co nam utrudnia modlitwę, czynienie dobrych rzeczy, wypowiadanie potrzebnych słów.


Jak już jesteśmy przy tej prostocie – ważne, by sposób pielgrzymowania nie przysłaniał samej esencji, a o to nam tak łatwo i tutaj, i w innych dziedzinach życia; często mylimy środek do celu z samym celem. Czyli, jeśli pielgrzymujemy samochodem czy pociągiem – byśmy nie cieszyli się nadmiernie, że to „łatwe” lub „przyjemne” pielgrzymowanie; zależy, jak do tego podejdziemy. Jeśli pielgrzymujemy rowerem czy kajakiem – by „nietypowość” czy „atrakcyjność” nie stała się rzeczą najbardziej istotną (a najlepiej: by w ogóle nie była istotna). Wreszcie, gdy pielgrzymujemy najbardziej „tradycyjnie”, czyli pieszo: by odciski, opuchlizny, nadwyrężenia i wszelkie inne dolegliwości fizyczne nie były rzeczą, na której najbardziej się skupiamy. Myślimy o bólu, o tym, jak zabandażować kostkę, jaki plaster zastosować, a także pytamy współpielgrzymów „Jak nogi?” albo „Jak się idzie?”. Owszem, to wyraz troski, ale po głębszym zastanowieniu, to skupianie się na fizyczności, czyli środku do celu… Dlaczego nie zapytać „Jakie masz przemyślenia?”, „Jak wrażenia?”, „Dlaczego idziesz w pielgrzymce?” (nie wchodząc oczywiście w zbyt osobiste sprawy, jeśli ktoś tego sobie nie życzy) albo nawet „Czy w czymś Ci pomóc?” (to ma już inny, bo szerszy wydźwięk). I przy tych wszystkich sposobach pielgrzymowania ważne jest, byśmy nie wpadli w pychę, że jesteśmy pielgrzymami. Judasz był apostołem i co z tego? Radość z pielgrzymowania, to musi być. Odpowiedzialność związana z byciem pielgrzymem również. Ale nie duma, zwłaszcza po dojściu do celu. Bo, po pierwsze, zawsze pomaga nam Bóg, więc to nie jest tylko nasza zasługa, a po drugie… Do celu wciąż tak naprawdę dążymy. Tu jest ten opisany wcześniej dynamizm.


Pielgrzymowanie to podążanie na uroczystość do miejsca świętego = droga krzyżowa do Paschy w Jerozolimie; to niesienie krzyża, to ruch i dynamizm miłości, to spotkania, to środek do celu… To po prostu nasze życie.