publicystyka: Czy Bóg nas karze?

Czy Bóg nas karze?

o. John Breck (tłum. Gabriel Szymczak), 02 lutego 2023

Czasami księża odchodzą od spowiedzi z poczuciem głębokiego smutku. Ten smutek często wynika z uświadomienia sobie, że pozwoliliśmy naszym wiernym nabywać i żyć z obrazami Boga, które są żałośnie zniekształcone, obrazami, które wydają się mieć niewiele wspólnego z Tym, który objawia się w Piśmie Świętym i kulcie Kościoła. Trudno się temu dziwić, skoro popularne media przedstawiają chrześcijaństwo albo jako kult fundamentalistyczny, albo jako terapię „ulepszającą życie”. A większość z nas czyta Time czy Newsweek bardziej religijnie niż Biblię. Jeśli „jesteśmy tym, co jemy”, to ta popularna potrawa nieuchronnie pozostawi nas niedożywionych, obciążonych rozumieniem Boga, które ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, jaką znamy ze Świętej Tradycji i doświadczenia Kościoła.

Wielu chrześcijan, zarówno Wschodu, jak i Zachodu, cierpi z powodu obrazu Boga, który sięga okresu średniowiecznej teologii scholastycznej. Wyobrażają Go sobie – i boją się – jako mściwego Sędziego, który rozgniewany naszą grzesznością żąda od nas jakiejś formy przebłagania: zapłaty za uśmierzenie boskiego gniewu. Chociaż wierzą w zbawcze dzieło Chrystusa na krzyżu, są również przekonani, że aby zostać zbawionym od wiecznego potępienia, muszą osobiście pokutować za swoje grzechy poprzez jakąś formę „pracy”, którą sami wykonają: poprzez nagromadzenie dobrych uczynków, które przewyższą ich grzechy na szalach Bożej sprawiedliwości, czy też znosząc osobiste cierpienia, aby oczyścić się z winy i uwolnić od skutku grzechu, jakim jest śmierć. Bez takiej pokuty, rozumianej jako kara, może być tylko wieczne potępienie: zesłanie do miejsca, gdzie nie kończy się płacz, lament i zgrzytanie zębów. Klasycznym przykładem tego typu myślenia jest sposób, w jaki niektórzy ludzie, w tym także teolodzy, przedstawiają wątpliwą tradycję „mytarstw”, etapów oczyszczającej kary, przez które dusza musi przejść w poszukiwaniu życia wiecznego. Ale znajdujemy to również w komentarzach ludzi na temat ich codziennych doświadczeń: „Niezależnie od tego, jak wiele wyznałem, jakkolwiek starałem się być wierny, Bóg karze mnie za moje (przeszłe, obecne lub przyszłe) grzechy.”

W odpowiedzi na ten sposób myślenia inni przyjmują współczesną religię - „czuć się dobrze”, która odrzuca samo pojęcie grzechu i zaprzecza także groźbie boskiego gniewu lub sądu, jako osobliwym i nieistotnym . Biblijne stwierdzenia „Bóg jest dobry” i „Bóg jest miłością” oznaczają, że Bóg pozwala, aby wszystko uchodziło nam na sucho, jeśli tylko mamy „wiarę”. Co oznacza, że jesteśmy przekonani, iż Bóg pasuje do łagodnego, oswojonego i „matczynego” obrazu, w którym Go/Ją/To widzimy. Odrzucenie przez protestanckich reformatorów czyśćca i skarbca zasług, jakkolwiek było właściwe, jedynie przygotowało grunt pod dogmat „raz zbawiony, na zawsze zbawiony”, pod pojęcie „pewności”, które dla wielu ludzi dzisiaj oznacza niewiele więcej niż „ubezpieczenie” przeciwko sądowi Bożemu i naszej odpowiedzialności.

Jak to często bywa, gdy sprawy stają się spolaryzowane, prawda leży gdzieś pośrodku. Wielu prawosławnych (i z pewnością wielu innych chrześcijan) uznaje i celebruje ewangeliczną obietnicę całkowitego przebaczenia grzechów, jeśli się je wyznaje i podejmuje gorliwą próbę pokuty. Wiedzą z Pisma Świętego, nabożeństw liturgicznych i osobistego doświadczenia, że nie możemy zbawić samych siebie, ale Jezus, odwieczny Syn Boży, dokonał naszego zbawienia przez Swoją śmierć i zmartwychwstanie: całkowicie pokonał moc grzechu i śmierci, które nas trzymały w niewoli. Jednak często, świadomie lub nie, żywią pogląd, że ich osobiste cierpienie - czy to fizyczne, emocjonalne, czy duchowe - jest wynikiem Bożej potrzeby wymierzenia kary. Jego przebaczenie postrzegają jako uzależnione od aktu „skuchy” z ich strony, który nieuchronnie pociąga za sobą „pokutę”, rozumianą jako forma kary. Trzeba jednak powiedzieć, że jeśli pokuta jest pojmowana jako środek, dzięki któremu uwalniamy się od konsekwencji grzechu, a nie jako narzędzie pedagogiczne pomagające nam w dążeniu do świętości lub uświęcenia, to źle zrozumieliśmy sam rdzeń Ewangelii i postawiliśmy się poza granicami prawosławnego chrześcijaństwa.

Greckie słowo metanoia, które tłumaczymy jako „pokuta”, w rzeczywistości oznacza „obrót”, zmianę kierunku lub orientacji. Gdy rozpocznie się ta radykalna reorientacja, wkraczamy na ścieżkę często naznaczoną walką, a nawet cierpieniem. Ale jeśli naprawdę „szukamy najpierw Królestwa Bożego”, szybko dowiadujemy się, że Ręka, która prowadzi tą ścieżką, nigdy nie karze nas z zemsty lub mściwości. Jak Zmartwychwstały Pan oświadczył Saulowi, od swoich naśladowców oczekuje przeniesienia ich lojalności i wyzwolenia „od władzy szatana do Boga. Aby przez wiarę we Mnie otrzymali odpuszczenie grzechów i dziedzictwo ze świętymi” (Dz 26, 18). W tym świetle znoszone cierpienie nie jest karą; nie jest to gorzka zapłata za naszą grzeszność. Jest to, jak każda „pokuta”, jaką może narzucić duchowy ojciec, wezwanie i zachęta do prawdziwej metanoi, ku tej reorientacji, która prowadzi nas przez życiowe zmagania i pokusy, i ostatecznie wprowadza w otwarte ramiona Boga o nieskończonym współczuciu i miłosierdziu.

Możemy więc odpowiedzieć na nasze pierwotne pytanie prostym „nie”. Nie, Bóg nas nie karze. Raczej prowadzi, karci, oczyszcza i wzmacnia nas w każdym wydarzeniu i każdym doświadczeniu, ze stałą troską o objęcie nas na zawsze pełnią Swojej miłości.

Ostatnie słowo należy do św. Jana, umiłowanego ucznia, który znał Chrystusa być może lepiej niż którykolwiek z pozostałych apostołów. Oświadcza, że przed strasznym dniem sądu „możemy mieć pełną ufność” nie w nasze zasługi ani w kary, jakie mogliśmy znieść, ale w miłość Boga, którego samą istotą jest Miłość. „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą…” Droga do Królestwa Niebieskiego nie prowadzi przez karę, przez cierpienie narzucone przez gniewnego Boga, Którego sprawiedliwość przewyższa Jego miłosierdzie. Ona wiedzie przez miłość: bezgraniczną, ofiarną miłość, jaką Bóg ma dla nas, na którą w postawie nieustannej pokuty odpowiadamy miłością do Niego i do siebie nawzajem (1 J 4, 16-21).

o. John Breck (tłum. Gabriel Szymczak)

za: pravmir.com

fotografia: palavos /orthphoto.net/