publicystyka: Każdy jest ewangelistą

Każdy jest ewangelistą

Gabriel Szymczak, 25 stycznia 2023

Ponieważ już tak wielu zabrało się do porządkowania opowiadań o rzeczach, które pośród nas się dokonały, jak nam przekazali ci, którzy byli od początku naocznymi świadkami i sługami słowa, również i mnie wydało się stosowne, wielmożny Teofilu, prześledziwszy dokładnie wszystko od początku, po kolei opisać ci je, abyś poznał niezawodność słów, których zostałeś nauczony.
(Łk, 1, 1-4)

Tak swoją Ewangelię zaczął św. Łukasz. Te słowa skierował do Teofila, którego imię w języku greckim oznacza zarówno „kochanego przez Boga” lub „miłego Bogu”, jak też „kochającego Boga”. To dlatego św. Ambroży w swoim komentarzu stwierdził: „Napisana jest Ewangelia dla Teofila, to jest dla tego, którego Bóg miłuje. Jeśli Boga kochasz, dla Ciebie jest napisana”. Teofilem jest więc każdy z wierzących – bo miłuje Boga, ale i ten, kto Prawdy dopiero poszukuje – bo czyż Bóg nie miłuje wszystkich?

Z ciekawości spojrzałem do danych Wikipedii o Biblii – kompletna Biblia jest dostępna w 724 językach, którymi mówi ponad 5,8 miliarda ludzi. Jeśli uwzględni się tłumaczenia choćby jednej księgi biblijnej na jakikolwiek język, to całość lub część Biblii jest dostępna łącznie w 3589 językach, będących językami ojczystymi około 97% ludności świata.

Teoretycznie więc każdy człowiek (precyzyjniej - prawie każdy, istnieją bowiem kraje, w których posiadanie Księgi jest zakazane lub dostęp do niej mocno utrudniony) może wziąć Biblię do ręki, przeczytać i uwierzyć w jej przesłanie. Tak się jednak nie dzieje.

Mówi się, że wiara jest darem, jest łaską. Nie każdy wierzy. Może jeszcze nie każdemu Bóg wiary udzielił, może nie każdy ma na tyle otwarte oczy duszy, aby ten dar dostrzec, i na tyle otwarte serce, aby go przyjąć. A może czyta Słowo, szukając wiary, lecz nie widzi jego realizacji wokół siebie, nie widzi go jako wyznacznika drogi życia chrześcijan, odrzuca więc i wiarę, i Słowo - jako puste.

Wierzącym czasem łatwo przychodzi zdziwienie, że brak wiary w ogóle jest możliwy. Zwłaszcza gdy w naszym życiu wszystko jest dobrze, kiedy układa się ono po naszej myśli, możemy westchnąć jak psalmista - Rzekł szaleniec w swoim sercu: „Nie ma Boga!” (Ps 52, 2). Tak, trzeba być szalonym, aby nie dostrzegać znaków Bożej obecności i działania w swoim życiu, w każdym dobru, którego doświadczamy, a Bożej mądrości i wielkości w każdym stworzeniu i w porządku wszechświata.

Wiara jednak nie jest czymś statycznym, raz danym i niewzruszenie trwającym. Nasze życie jest na to zbyt zmienne, zbyt nieprzewidywalne, a nic nie potrafi tak wiary zachwiać, jak problemy i cierpienia, jak nagła i zaskakująca zmiana, na którą nie mamy wpływu, a która rozbija w proch cały dotychczas dobrze poukładany świat. Prawie z dnia na dzień można było zatrzymać życie całych społeczeństw ze względu na wirusa; całe lata „walki o pokój” w Europie niby gwarantowały nam bezpieczeństwo - i oto mamy wojnę za naszą granicą; w gruzach legły stabilność i wzrost gospodarczy, a galopujące inflacja i ceny zwiększają naszą niepewność. To poziom globalny. A jest jeszcze ten indywidualny, poziom zwykłych, ludzkich dramatów – rodzinnych, zdrowotnych, związanych z utratą pracy, źródeł utrzymania... Kiedy zmieniają się okoliczności, kiedy dopadają nas życiowe burze, także wierzący mogą zacząć powątpiewać w Bożą Opatrzność, a nawet w to, że w ogóle jest Ktoś, Kto nad tym wszystkim panuje, że jest w tym jakiś cel i sens, i że nasz wysiłek i poświęcenie cokolwiek mogą dać.

Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa. (Rz 10, 17)

Wiara potrzebuje paliwa, aby trwać i wzrastać, inaczej niepostrzeżenie zaczyna obumierać, cząsteczka po cząsteczce, a są one tak drobne, że do pewnego czasu możemy tego nawet nie zauważyć. Łatwiej nam pewne rzeczy odpuścić, potraktować z mniejszą powagą, podważyć delikatnie ich znaczenie. Nie chodzi przecież o to, że z hukiem dokonamy apostazji albo nagle przestaniemy chodzić do cerkwi czy zerwiemy wszelkie więzi ze wspólnotą. Wystarczy, że nasze życie duchowe straci swoją dynamikę, swoją regularność, że udział w sakramentach stanie się bardziej sporadyczny i mniej zaangażowany, że modlitwa zamiast jak dym kadzidła płynąć w górę - będzie pełznąć po podłodze, tworząc iluzję „wykonania zadania”, ale nie przybliżając nas do Boga – bo umysł i serce będą gdzie indziej.

Paliwo dla wiary to modlitwa, liturgia, sakramenty – i Słowo. Liturgia i sakramenty wymagają wspólnoty, modlitwa i Słowo są w naszym zasięgu zawsze, nawet gdy jesteśmy sami. Słowo ma szczególne znaczenie, jest bowiem drogowskazem do Boga. Nie znając Słowa, nie czytając i nie słuchając go, idziemy w kierunku, który wydaje się nam znany i właściwy, drogą, która wydaje się nam optymalną, czyniąc to, co wydaje się nam dobre. Ale nie mamy punktu odniesienia, a nasz kompas – Biblia – w najlepszym razie leży zakurzona na półce.

Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten owoce liczne przynosi. Beze Mnie bowiem niczego uczynić nie możecie. (J 15,5)

Żywa wiara zakotwicza nas w Bogu, wbrew wszelkim sztormom, które szaleją wokół – i w nas samych. Żywa wiara pozwala pozostać niewzruszonym i zachować nadzieję. Nie jest oznaką jej braku czy osłabienia zastanawianie się i stawianie pytań. Człowiek rozwija się przez całe swoje życie, tak jego umiejętności, jak i umysł. I wiara także podlega rozwojowi, a czasem najlepszym sposobem jej ugruntowywania jest właśnie poszukiwanie odpowiedzi na wątpliwości. Oczy i uszy ludzkiej duszy powinny być zawsze szeroko otwarte, aby we wszystkim, co dzieje się wokół, dostrzegać obecność Boga, aby nasłuchiwać Jego szeptu, Jego słowa. Nasłuchiwać – i nim żyć, nie tylko dla siebie, ale i dla innych.

Dziękujemy Bogu, że jesteśmy prawosławni. Że nasza droga do Niego jest najkrótsza i najbardziej zgodna z pierwotnym Kościołem. Że opieramy się na słowach i pouczeniach Świętych Ojców. Tym bardziej więc powinniśmy przyjąć za swoją misję pokazanie światu, że Bóg jest - i że można Go znaleźć w Cerkwi. To jest owoc, którego od wierzących On oczekuje.

Święty Paweł pisał:
Jakże więc mieli wzywać Tego, w którego nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? (Rz 10, 14)

To nie jest zadanie wyłącznie duchownych. Kto tak myśli – idzie na łatwiznę. Nie przyjmuje za swoje zadania danego przez Zbawiciela wszystkim Jego wyznawcom. Każdy chrześcijanin to Jego świadek, który powinien Go głosić nie tylko słowem, ale i swoim życiem. Nic tak nie uczy, nie otwiera oczu na tę inną rzeczywistość, jak przykład realnego człowieka, żyjącego obok nas, borykającego się z podobnymi problemami, ale mającego wiarę i nadzieję. Uczy przykład doskonały, wydawałoby się - wręcz anielski. Ale i ten, który upada, lecz z upadku się podnosi, który szuka wybaczenia, gdy zgrzeszył, który dzieli się radością z Bożego miłosierdzia. To przecież największe świadectwo mocy i miłości Boga do człowieka, i odnawiającej mocy wiary. Wielu wokół nas stawia sobie pytanie – po co to wszystko? Po co żyć, jeśli doznajemy rozpaczy, cierpień, jeśli na niewiele mamy wpływ, a końcem wszystkiego jest śmierć i nicość.

Ewangelia w języku greckim oznacza „dobrą nowinę”. Ona jednak wcale nie obiecuje łatwego i przyjemnego życia, pozbawionego trosk i niebezpieczeństw. Wskazuje natomiast na odwieczne Dobro i Miłość, na Boga, Który wszystkiemu nadaje sens i jest ponad tym, co złamane i tymczasowe, przerażające i niezrozumiałe. Jej słowa głosili czterej ewangeliści, ale powinna być głoszona przez każdego z nas; jej słowem jest każda chwila życia według niej. Za św. Łukaszem każdy z nas może więc powiedzieć ludziom wokół: i mnie wydało się stosowne, po kolei opisać ci moim życiem, jak wielki jest Bóg, jak mocno kocha, jak jest niestrudzonym i skorym do przebaczenia Opiekunem i Dawcą wszelkiego dobra. Jak bardzo jest obecny w moim życiu i jaką daje mi nadzieję, trwającą wbrew szaleństwu codzienności. Jaki sens ma życie tutaj – niedoskonałe, ograniczone i krótkie, lecz będące przedsionkiem wieczności z Bogiem i udziału w Jego chwale.

Zmartwychwstały Chrystus powiedział: Idźcie na cały świat, zwiastujcie Ewangelię całemu stworzeniu! (Mk 16, 15)

Jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę! (Rz 10, 15)

Gabriel Szymczak

fotografia: andrey-ma /orthphoto.net/