publicystyka: Zbliża się wasze odkupienie

Zbliża się wasze odkupienie

Gabriel Szymczak, 21 grudnia 2022

Wyprostujcie się i podnieście głowy wasze, albowiem zbliża się odkupienie wasze (Łk 21, 28)

To słowa wypowiedziane przez Chrystusa do uczniów krótko przed świętem Paschy, a więc tuż przed Jego zbawczą męką. Czyż jednak nie pasują do czasu, w którym obecnie jesteśmy, do – jak zwykliśmy mówić – radosnego oczekiwania na Jego narodziny?

Wyprostujcie się… - człowiek wyprostowany jest czujny, jest w gotowości do wykonania ruchu, ale taka postawa oznacza też poczucie godności, świadomość swej wartości, a nawet dumę – w jej pozytywnym znaczeniu.

Podnieście głowy wasze… - w ten sposób człowiek widzi więcej, może rozejrzeć się wokół, śledząc albo niebezpieczeństwo, albo dostrzegając to, co ważne, co dla niego istotne. To również podkreślenie zrzucenia jarzma niewoli, wyzwolenia do nowego życia.

Odkupienie wasze… - to sam Jezus Chrystus, jeszcze nie w Swej męczeńskiej śmierci na Golgocie, ale mający się za chwilę pojawić tu, na ziemi, między nami – jako człowiek, który poprowadzi nas ku boskości.

To wszystko - godność, wolność, świadomość zachodzących zjawisk i wydarzeń oraz odkupienie - stało się udziałem człowieka w Bożym Narodzeniu.

Czy więc my jesteśmy wyprostowani, czy nasze głowy są podniesione, czy czekamy na naszego Zbawiciela, na największy dar samego Boga, Jego umiłowanego Syna, posłanego nam, upadłym, na ratunek? Czy też, pochyleni nad wózkami i długimi listami tego, co kupić, ganiamy po sklepowych alejkach i uwijamy się przy półkach niczym pszczoły w ulu, byle szybciej, byle więcej, byle taniej i więcej zdobyć na święta?

To trudne – wyjść z tradycji, zatrzymać się pośród biegnących, wyciszyć muzykę, która zewsząd dobiegając, kreuje w nas radosny zakupoholizm; zobaczyć inną rzeczywistość niż ta, która nas otacza… Niektórzy mówią, że świat, ze strachu przed niewinnym, bezbronnym Niemowlęciem, ukradł nam Boże Narodzenie, abyśmy nie zobaczyli w Nim Mocarza nad mocarze, Pana świata, Zwycięzcy śmierci; abyśmy przywitali jedynie symbol marzeń o wieczności, miłe rodzinne spotkanie przy choince i suto zastawionym stole, prezenty – a potem szybko powrócili do zwykłej codzienności, do życia tylko tu i teraz… Ale czy to czasem nie my sami tak łatwo, tak chętnie, za Judaszowe srebrniki obietnicy przyjemności i konsumpcji nie zdradziliśmy prawdziwego sensu i znaczenia tych świąt?

To najważniejsze wydarzenie w historii ludzkości dało początek naszemu zbawieniu, ono urodziło nas na nowo, ono odradza nas każdego roku, tak samo, jak czyni to każde święto Paschy, każda Boska Liturgia, każda przyjęta Eucharystia. To dla każdego z nas powinien być powód do ogromnej wdzięczności wobec Boga. Za dar życia i za dar każdego kolejnego dnia, w którym możemy się modlić, przystąpić do sakramentów i podążać ku Niemu z nadzieją na Jego miłosierdzie i życie wieczne.

Ponad dwa tysiące lat temu dokonało się najcudowniejsze i najbardziej przedziwne wydarzenie... Przyjście, a właściwie nawet uniżenie się samego Boga, jedynego odwiecznego, doskonałego i wszechwładnego Stwórcy wszystkich rzeczy i istot, Który przyjął nietrwałe, dotknięte skutkiem grzechu ludzkie ciało... To wcielenie Boga podkreśla naszą wartość w Jego oczach. Nie unicestwił tej wartości grzech prarodziców, nie unicestwia jej słabość i grzech każdego z nas. Nadal jesteśmy dla Niego ważni, przez Niego umiłowani, ponad wszelką ludzką logikę i sens… On nadal chce się z nami spotkać.

Staniemy już wkrótce przed obliczem Nowonarodzonego, Syna Bożego, dziedzica tronu Dawida; Dziecka, owiniętego w pieluszki – które rozerwie łańcuchy śmierci; położonego w żłobie – na upadek i powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu przeciwstawiać się będą (Łk 2, 34); poczętego z Ducha Świętego w ciele podobnym do ciała grzesznego (Rz 8, 3) – na Imię którego zegnie się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych (Flp 2, 8-10); Światłości prawdziwej, dzięki której stał się świat – choć świat Go nie poznał (J 1, 10).

Świat Go nie poznał… Świat – to brzmi tak bezosobowo… czym jest ten świat? Czyż nie składa się on z nas, ludzi? Wszystkich razem, ale tak naprawdę każdego z osobna? Mówimy, że Chrystus przyszedł zbawić świat – ale przecież On przyszedł do każdego z nas, indywidualnie. Nie ma wiary zbiorowej, wiara jest czymś jednostkowym, właściwym dla pojedynczego człowieka. Czy więc ja poznałem Jezusa Chrystusa? Czy poznaję Go każdego dnia? Czy widzę w Nim swojego Pana i Zbawiciela? Czy to Dziecię, które się narodzi, jest moim Mistrzem, Nauczycielem, moją Drogą i Prawdą, i Życiem (J 14, 6)? I wreszcie - do czego Chrystus sam wzywał (Łk 9, 23) - czy Go naśladuję?

Spójrzmy oczami duszy na to małe Dziecię, którego oczekujemy i niech każdy z nas sam sobie odpowie – kim Ono dla mnie jest? Tradycją, przerywnikiem w codziennej gonitwie, miłą chwilą raz w roku? Czy witam się z Nim, choćby słowem, gdy tylko wstanę, każdego dnia, czy też mówię sobie – później…? Czy znam Jego słowa? Czy ich słucham, czytam je i czy żyję nimi każdego dnia – czy też na Biblii mam grubą warstwę kurzu lub nawet nie wiem, gdzie ona leży…?

Bóg po raz kolejny daje nam czas, abyśmy zatrzymali się na chwilę. Wyprostowali się. Podnieśli głowy. Byli czujni.

Czekamy na Odkupienie - Chrystusa, który się zbliża. Którego powinniśmy poznawać, uczyć się Go, wziąć do ręki Jego słowo, Jego Ewangelię, czytać ją i nią żyć. Iść za Nim. Świadczyć o Nim całym naszym życiem, każdym czynem i każdą myślą.

Oby Jego dobroć stale działa się w naszych sercach – i oby doświadczali jej przez nas inni ludzie. Oby Jego miłość nas ogrzewała, a przez nas – naszych bliźnich. Oby Jego przebaczenie dla nas było naszym przebaczeniem dla świata i źródłem jego nadziei na nowy początek. Oby Jego nadzieja dla nas była nadzieją dla wszystkich wokół, którzy Jego ujrzą w nas. Niech Jego radość spotkania nas stanie się naszą radością odnalezienia Go w świecie i drugim człowieku.

Gabriel Szymczak

fotografia: zoomixer /orthphoto.net/