publicystyka: Dotąd znałem Cię ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem

Dotąd znałem Cię ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem

Gabriel Szymczak, 08 stycznia 2023

Uzdrowienie niewidomego Bartymeusza
Mk 10, 46 – 52

Historię uzdrowienia niewidomego człowieka słyszymy zarówno dzisiaj (w wersji według św. Łukasza), jak i jutro (wersja św. Marka). Oba opisy są spójne i relacjonują spotkanie Jezusa ze ślepcem, który u Marka nosi imię Bartymeusz. Można by powiedzieć - kolejny człowiek, któremu Jezus pomógł podczas Swej ziemskiej drogi, kolejny cud, który podkreśla Jego Boskość i moc. Jeśli jednak wczytamy się w tekst opowieści wg św. Marka (a nawet w różne wersje jego tłumaczenia), zobaczymy, że kryje się w nim ogromne bogactwo treści, że każde użyte słowo ma znaczenie, a sam Bartymeusz – to nie tylko ta historyczna postać.

Ewangelia mówi, iż Jezus, opuszczając Jerycho (miasto położone w depresji, ok. 260 m p.p.m.), spotyka Bartymeusza, który - odziany w płaszcz lub szatę [tłum. PAKP] - siedzi przy drodze i żebrze. Bartymeusz jest niewidomy; nie wiemy, czy taki się urodził, czy też jest to skutek choroby lub wypadku. Jego imię jest jedynie wskazaniem tego, że jest synem Tymeusza (bar po hebrajsku to syn), prawdziwego imienia ślepca Ewangelia bowiem nie podaje.

Przywołanie imienia ojca może wskazywać na to, że pochodził ze znanej w mieście rodziny. Być może jego kalectwo (a każde było odczytywane przez Żydów jako znak Bożej kary) spowodowało jego izolację od rodziny i konieczność żebrania, aby przeżyć.

Słysząc, że drogą podąża Jezus z Nazaretu, Bartymeusz woła do Niego, prosząc o litość. Wołanie „Synu Dawida, Jezusie” wskazuje, że wcześniej słyszał o Nim, o cudach przez Niego czynionych i że traktował Jezusa jako Mesjasza, gdyż zgodnie z proroctwami (Iz 11, 1-2; Jr 23, 5) Mesjasz miał pochodzić z rodu Jessego, ojca Dawida i być potomkiem tego ostatniego.

Wołając do Chrystusa, Bartymeusz musi przekrzyczeć tłum, usiłujący zmusić go do milczenia; w różnych tłumaczeniach tłum groził mu, nakazywał milczeć, strofował go, upominał, próbował uciszać. Gdy mu się to udaje, Jezus każe mu podejść do Siebie, wykorzystując ludzi z tłumu jako pośredników w przekazaniu tej informacji; tłum wspiera Bartymeusza, mówiąc – w zależności od przekładu - „odwagi”, „bądź dobrej myśli”, „ufaj”.

Jezus pyta, czego niewidomy od Niego oczekuje. Bartymeusz odpowiada: „Nauczycielu (Rabbuni), abym widział”. Słyszy słowa Jezusa: „Idź, wiara twoja zbawiła cię” (w niektórych przekładach: „ocaliła” lub „uzdrowiła”) i odzyskuje wzrok, a następnie podąża za Jezusem.

Tyle sam tekst Ewangelii. Interpretując zdarzenie historycznie, mamy tu po prostu spotkanie Jezusa z niewidomym człowiekiem, który - siedząc na ulicach miasta - słyszał od ludzi historie o Nauczycielu z Nazaretu, dokonującym cudów, i mając ku temu okazję – zwrócił na siebie uwagę Jezusa, z wiarą prosząc o swe uzdrowienie, które otrzymał.

Szukając sensu tropologicznego - jak w egzegezie biblijnej określane jest odczytywanie Pisma Świętego w kontekście moralnym - można dojść do wniosku, że pokorne przyjęcie przez człowieka swego losu, pogodzenie się z ograniczeniami i miejscem w hierarchii społecznej (wynikającym z pochodzenia, stanu zdrowia czy majętności), prowadzenie życia w sposób zgodny z przykazaniami i regułami społecznymi - nawet jeśli oznacza to zależność od innych i życie w biedzie - oraz głęboka wiara i nadzieja na miłosierdzie mogą przynieść nagrodę w postaci Bożej litości i wyzwolenia od cierpienia. Bartymeusz wydaje się pod tym względem mieć swój archetyp (pierwowzór) w osobie starotestamentowego Hioba, który utraciwszy zdrowie, majątek i rodzinę, cierpliwie znosił swój los, nie obwiniając Boga i nie złorzecząc Mu. Z uzdrowieniem Bartymeusza pięknie zresztą współgrają słowa z księgi Hioba 42, 5 - „dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem”...

Możemy też interpretować tę opowieść alegorycznie, doszukując się w niej ukrytych, ale prawdopodobnych znaczeń.

Bartymeusz jest człowiekiem, istotą upadłą, na co wskazuje zarówno jego stan fizyczny (kalectwo), jak i miejsce życia (miasto położone w depresji, nie raj, dla którego został stworzony). Będąc kaleką, jest niesamodzielny, zależny od innych ludzi, którzy mogą mu zarówno pomóc, jak i jeszcze go bardziej pogrążyć, odcinając od Boga i w ten sposób pozbawiając szansy na ratunek. Co ważne - pomimo swoich ograniczeń ma on jednak w sobie wolę odnalezienia swego Stwórcy - Boga, którego postrzega jako swojego wybawcę i do bliskiej relacji z którym pragnie powrócić (widać to w nazwaniu Jezusa ‘Rabbuni’ – to nie tyle Nauczyciel, co Nauczyciel umiłowany).

Bóg, choć został przez człowieka zdradzony i pozwala na to, aby skutki grzechu prarodziców (w tym choroba / kalectwo) dotykały kolejnych pokoleń, zachował jednak do niego Swoją miłość i jeśli tylko człowiek zechce powrócić do swego Stwórcy – okazuje mu miłosierdzie i odradza go. Odrodzenie to nie tylko ma wymiar fizyczny i ograniczony czasowo do ziemskiego życia („wiara uzdrowiła” Bartymeusza w tym momencie jego życia, jednak śmierć i tak któregoś dnia nadejdzie), ale i zbawczy oraz wieczny (tłumaczenie „wiara zbawiła” można rozumieć jako teraz uzdrowiła, ale również dała życie wieczne, gdyż fizycznie uzdrowiony rozpoznał swego Zbawiciela i poszedł za Nim).

Bartymeusz może być symbolem każdego człowieka – pozbawionego swego dziedzictwa, które zostało zaprzepaszczone przez grzech praojca Adama, i żyjącego w jego cieniu (brak imienia i jedynie wskazanie na ojca to tak, jakby o każdym z nas powiedzieć bar Adam, syn tego Adama, który zgrzeszył i skutki grzechu którego na każdym z nas ciążą).

Miasto, w którym Jezus spotyka Bartymeusza, leży poniżej poziomu morza – to już nawet nie jest upadek z nieba na ziemię, ale jeszcze niżej. Głębię tego upadku można odnaleźć w hirmosie szóstej pieśni Wielkiego Kanonu Pokutnego św. Andrzeja z Krety (czytanie na Wielki Poniedziałek) – hirmos w wersji cerkiewnosłowiańskiej mówi, że Bóg usłyszał głos człowieka „od ada preispodniago” - czyli z otchłani najgłębszej, co oddaje przedrostek pre-.

Ważne, że pomimo tego zagubienia i utraty wszystkiego, co człowiekowi było dane przy stworzeniu, nadal tli się w nim iskra wiary, nadal pamięta swego Stwórcę, czeka na Niego i w Nim pokłada nadzieję na swe uzdrowienie.

Bartymeusz nie widział, ale miał dobry słuch; siedział na ulicy, a więc wśród ludzi, „obserwował” to, co się dzieje i o czym ludzie mówią. Był czujny – ludzie na pewno opowiadali o wielkim Nauczycielu, który jakiś czas wcześniej, po zejściu z góry Tabor, uzdrowił głuchoniemego chłopca. Gdy usłyszał, że Jezus się zbliża, był zdeterminowany, aby zwrócić na siebie Jego uwagę. To, że był ganiony przez innych, że go próbowano zakrzyczeć i straszono – nie miało dla niego żadnego znaczenia. Przekaz jasno wskazuje, że jeśli człowiek pragnie dążyć do Boga, musi to robić całym sobą, z pełnym zaangażowaniem i pomimo wszelkich przeszkód.

Bóg widzi i słyszy człowieka, ale samo wołanie nie jest wystarczające. Za słowem musi iść czyn. Dlatego Jezus nie podchodzi do Bartymeusza, ale chce, aby on podszedł do Niego. W tym miejscu istotne są dwie sprawy. Pierwsza to nagła zmiana w otoczeniu ślepca; albo ludzie, którzy dotychczas próbowali odwieść go od kontaktu z Bogiem, zmienili zdanie, albo też Bartymeusz, będąc już tak blisko upragnionego Mesjasza, zaczął słyszeć głosy innych, tych, którzy go wspierali, którzy sami podążali do Boga lub doświadczyli Jego obecności. To pokazuje, że niezależnie od sytuacji, nawet najbardziej rozpaczliwej, nie można zamknąć się w sobie ani też ulec tym, którzy będą próbowali nas odwieść od wiary.

Druga rzecz to działanie Bartymeusza – przekłady Ewangelii mówią, że zrzucił / odrzucił swoje szaty, wstał / zerwał się i przyszedł / przybiegł do Jezusa. Jak widać używane są różne słowa, ale wszystkie wskazują na dynamikę działania – Bartymeusz się nie zastanawia, on doświadcza Bożej obecności i natychmiast ku Bogu rusza. Bartymeusz podejmuje działanie – porzuca swoje miejsce (kto wie, może położone w najlepszym punkcie tej drogi, który ludziom trudno było ominąć, więc szansa na datek była większa?) i działa, idzie ku Nauczycielowi.

Ważne jest też porzucenie szat – w końcu to było wszystko, co ten żebrak miał, może nawet pamiątka z czasów życia w rodzinie. Szata dawała ciepło, stanowiła osłonę przed palącym słońcem lub deszczem – a on ją porzucił… Przecież gdyby nie został uzdrowiony, w jaki sposób by ją odnalazł? Ktoś mógł ją zabrać, a będąc ślepym – nie odzyskałby jej. To oznacza tylko jedno – on nie tyle wierzył, co wręcz wiedział, że Jezus go uzdrowi. Bartymeusz znał Jezusa, znał Boga – wiedział, że to, iż żyje, że dostaje od ludzi tyle, że może przetrwać, że ma ten swój „kawałek ulicy” - zawdzięcza Bogu. Niezależnie od swego położenia, nie złorzeczy, nie przeklina, czeka z nadzieją i pewnością. I z miłością – stąd ten umiłowany Nauczyciel, Rabbuni.

Bogoczłowiek Chrystus to wie. Zna serce Bartymeusza; „testuje” go, wymagając porzucenia tej niby wygody, którą Bartymeusz miał, siedząc na ulicy – ale natychmiast odpowiada na jego głęboką wiarę. I słowa Jezusa, szczególnie rozumiane jako „twoja wiara zbawiła / ocaliła cię”, pokazują, że to zaufanie, nadzieja, cierpliwość w czekaniu na działanie Boga mają sens i niosą upragniony skutek. Tu było nim uzdrowienie fizyczne – ale nie można wykluczyć, że ślepota powróciła, że pojawiły się inne choroby. Jednak czy Bartymeusz, który doświadczył tak mocnej obecności Boga w swoim życiu i który za Nim poszedł, cofnąłby się z tej drogi?

Ten fragment Pisma uczy przede wszystkim zaufania do Boga, wiary w Jego miłosierdzie, ale też konieczności ustalenia właściwych priorytetów (idąc za św. Augustynem – jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym miejscu [nawet jedyne dobro materialne – symbolizowane przez płaszcz - pozostaje z tyłu, jest nieistotne]). Daje także nadzieję, wręcz pewność, że Bóg nigdy człowieka nie opuszcza.

Wcześniej wspomniany hirmos Wielkiego Kanonu doskonale to oddaje:
„Wezwałem z całego serca ku miłosiernemu Bogu i usłyszał mnie z otchłani Hadesu, i wyprowadził moje życie ze zniszczenia.”

Gabriel Szymczak

źródło polskich przekładów Ewangelii:
www.bibliepolskie.pl
tłumaczenie Wielkiego Kanonu - o. Henryk Paprocki

fotografia: AM /orthphoto.net/