publicystyka: Duchowa anoreksja - choroba naszych czasów

Duchowa anoreksja - choroba naszych czasów

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin), 17 grudnia 2022

przeczytaj poprzednie rozważania

Duchowa anoreksja jest objawem naszych czasów. Anoreksja ciała objawia się brakiem apetytu, człowiek nie chce nic jeść. Anoreksja psychiczna i duchowa objawia się tym, że nic człowieka nie interesuje, nie wzrusza, nie absorbuje, nie zachwyca; jest on całkowicie obojętny, niezależnie od tego, czy sprawy idą dobrze, czy źle.

W dzisiejszych czasach wiele osób jest nastawionych na niszczenie wszystkiego wokół siebie. Są ludzie, którzy szczerze mówiąc nie chcą, aby w ich mieście działo się coś dobrego. Powiedzmy, że znajdą gdzieś czystą, białą ścianę i na pewno napiszą na niej rzeczy nieprzyzwoite lub obraźliwe. Po co? Właściwie tylko po to, żeby zepsuć ścianę. Jest nawet takie powiedzenie "biała ściana to kartka papieru dla głupca".

Wszystko to świadczy o zubożeniu lub braku ducha wdzięczności, którego Cerkiew wychowuje w naszych sercach poprzez św. Liturgię. Liturgia obejmuje wszystko, zarówno najwyższe przedmioty duchowe, Królestwo Niebios, o którym mówi: "Nie mamy tu na tym świecie miasta, które trwa, ale szukamy miasta przyszłego" (Hbr 13,14), jak też naszą obecną ojczyznę, nasze miasto, nasze miejsce, które szanujemy, kochamy, błogosławimy, uświęcamy, chronimy, a także za które się modlimy. Spójrzcie, kiedy Bóg stworzył człowieka, nie umieścił go na jakimś pustkowiu, ale umieścił go w pięknym Rajskim Ogrodzie - aby pielęgnował i chronił raj (Rdz 2,15). Dopiero po upadku Adama i Ewy pojawiły się ciernie i osty, jałowa ziemia, którą człowiek uprawia z wielkim trudem i w pocie czoła.

Dlatego też duchowość człowieka przejawia się w rzeczach prostych i codziennych: w jego stosunku do własnego domu, ubioru, wyglądu, do otaczających go rzeczy; w sposobie rozmowy z sąsiadami, w zachowaniu się w domu w gronie rodzinnym lub w pracy wśród kolegów.

Przypomina mi się pewien starzec ze Świętej Góry, który mawiał: "Kiedy używasz jakiegoś narzędzia do pracy, nie zapomnij mu potem powiedzieć dziękuję". Widzę, jak się uśmiechasz, gdy to słyszysz. Jednakże co oznaczają te słowa starca? Świadczą one o tym, że człowiek ten miał ogromny szacunek do wszystkiego, co go otaczało. A nasz starzec Józef opowiadał nam, że gdy przygotowywał pieczęcie do prosfor, to wystarczyło, że usiadł na stołku i wziął w ręce narzędzie, a natychmiast doznawał wielkiej łaski, od której zaczynała się w nim modlitwa serca. Wystarczyło, że wziął narzędzie do ręki ... Działo się tak dlatego, że traktował swoje instrumenty z troską i szacunkiem. Dbał o nie - ostrzył je, czyścił, układał na swoich miejscach w szufladach.

Pamiętam teraz pewnego młodego człowieka - bardzo cnotliwego chrześcijanina o ascetycznym duchu. Pracował jako kelner w kawiarni. Gdy przychodzili klienci, młody człowiek częstował ich kawą, sokiem itp. Miał tacę, na której wynosił swoje poczęstunki. Tak bardzo spodobała mu się ta taca, że gdy musiał zmienić pracę, poprosił właściciela, by ją mu podarował. Była to zwykła tania taca - za jakieś dwa euro przy dzisiejszych cenach. Zapytałem tego młodego człowieka:
- Po co ci to?
- Ta taca wiele dla mnie znaczy - odpowiedział. - Dzięki niej odnalazłem łaskę Bożą.
Tak mi powiedział, a ja z całą pewnością wierzę jego słowom: dzięki narzędziu, za pomocą którego służył bliźnim z miłością, odnalazł łaskę, udoskonalił się, odniósł sukces, dokonał duchowego postępu.

Nic takiego by się nie wydarzyło temu młodemu człowiekowi, gdyby lekceważąco lub z nienawiścią obchodził się z tacą, tak jak niektóre dzieci zachowują się w szkole: rwą zeszyty, książki, kopią tornistry, wybijają szyby, niszczą ławki w klasie. O czym mówi nam takie zachowanie? Świadczy ono o stanie ich duszy: dzieci te nie traktują swojego otoczenia - szkoły, klasy, nauczyciela - jak coś świętego. To bardzo źle, gdy człowiek nie kocha tego, co robi, z czego korzysta i co ma.

Kiedy mieszkałem na Górze Athos w Nowym Skicie, moim zadaniem przez kilka lat było szycie. Jedni byli kucharzami, inni starszymi w domu pielgrzyma, a ja szyłem. Pracowałem na mechanicznej maszynie do szycia napędzanej nogą - nie mieliśmy prądu, jak już wspomniałem. (Tylko nie wpadnijcie na pomysł, żeby kupić mi maszynę do szycia w archidiecezji, ponieważ teraz zupełnie nie mam czasu na szycie!) Co mogę powiedzieć? Wystarczyło, że siadłem przy mojej maszynie do szycia... Od razu czułem się wspaniale! Nie potrafię znaleźć słów, aby wyjaśnić i opisać uczucia, które wypełniały moją duszę! Szycie jest wspaniałą pracą, gdy jest wykonywane z modlitwą i miłością. Kochaliśmy nasze narzędzia, nasze rzeczy. Nauczyli nas tego nasi starcy. Kiedy przyszliśmy do monasteru, na początku nie mieliśmy takiego usposobienia, szacunek do rzeczy wydawał nam się żartem, wszystko traktowaliśmy obojętnie. Ale potem, ujrzeliśmy naszych ojców, starców, ascetów - z jakim życzliwym usposobieniem, z jaką miłością i troską traktowali swoje narzędzia i rzeczy, nawet torbę czy pudełko.

Opowiem wam o zegarku. Był rok 1977, kiedy pojechałem do Nowego Skitu, aby spotkać się ze starcem Józefem. Ponieważ nie miałem zegarka, starzec kupił mi budzik na baterie (takie budziki pojawiły się niedawno, a wcześniej używano zegarków nakręcanych). Starzec przyniósł go do mojej kaliwy (zegar był w oryginalnym opakowaniu) i ostrzegł mnie: "Budzik był drogi, więc uważaj, nigdy nie wyjmuj go z tego pudełka. Kiedy zechcesz sprawdzić godzinę, po prostu otwórz pudełko, spójrz na tarczę, ale nie wyjmuj go z pudełka". Zrobiłem tak, jak powiedział starzec. I do dziś mam ten zegarek w tym samym pudełku. Ile lat minęło od 1977 roku? Policzcie sami... Zegar nadal działa idealnie. Zawsze, gdy udawałem się na Świętą Górę, czy to jadąc na mule na Katunaki, czy płynąc łodzią po morzu, wkładałem pudełko z zegarkiem do swojej torby. Potrzebowałem go, aby nie zaspać na nabożeństwo, aby na czas wykonać swoje obowiązki. Tysiące razy wypadał mi z rąk. Jednak pomimo to budzik pozostał nietknięty i nadal działał, ponieważ był w pudełku.

Jako młodemu człowiekowi, studentowi uniwersytetu, z pewnością nie przyszłoby mi do głowy, by trzymać zegar w pudełku. Wyjąłbym go z pudełka, zdjął z niego folię zabezpieczającą... Ale skoro starzec dał mi takie błogosławieństwo, więc je wykonałem. Ileż to zegarków zepsułem w swoim życiu, a zegar od starca nadal działa! I myślę, że będzie działał jeszcze przez wiele lat, choć przez te lata użytkowania przetarł się guziczek budzika i starł się znak producenta.

Starcy uczyli nas z szacunkiem i miłością traktować nie tylko ludzi, ale również wszystko to, co nas otacza.

Niektórzy współcześni ludzie twierdzą: "Najważniejsze to kochać ludzi". Nie przeczę. Oczywiście powinniśmy ich kochać, bo każdy człowiek jest obrazem Boga. Inni deklarują: "Kochaj nie tylko ludzi, ale także zwierzęta". W porządku, kochajcie zwierzęta, ale w granicach rozsądku. Nie należy ich ubóstwiać, nie trzeba z nimi siedzieć, rozmawiać, opowiadać im o swoich problemach - niestety to ostatnie staje się atrybutem naszych czasów. Pojawiło się nawet powiedzenie: "Jeśli nie opowiem o swoich problemach mojemu psu, to komu mogę powiedzieć?".

Mój stosunek do ludzi powinien być życzliwy i troskliwy. Niech taki sam będzie mój stosunek do wszystkiego, co mnie otacza: mojego kraju, mojego miasta, mojego domu, mojego biura. Wszystkie moje rzeczy niech będą uporządkowane, ponieważ dzięki łasce Bożej są również uświęcone. U świętych nawet ich rzeczy są uświęcone.

Kiedy odwiedzamy miejsca, w których żyli i trudzili się święci naszej Cerkwi (np. kaliwę św. Nektariusza na Eginie), możemy tam zobaczyć rzeczy i narzędzia, którymi posługiwali się święci. Kaliwy są skromne, rzeczy najprostsze, ale jaka miłość jest widoczna we wszystkim! Nie ma tam ani śladu obojętności. Ani jedna rzecz nie została pozostawiona nie na swoim miejscu.

Bóg, Którego obrazem jesteśmy, nie tworzył niczego niedbale, ale nadał wszystkiemu wspaniały porządek, cudowną harmonię i równowagę.

W ten sam sposób człowiek jest stworzony, aby być we właściwej, harmonijnej relacji ze wszystkim, co go otacza. Kiedy nie ma takiej relacji, wtedy w duszy ludzkiej panuje nieład, brak równowagi, dysharmonia, nienawiść do rzeczy, których się używa, do domu i miejsca, w którym się mieszka, do ludzi, którzy nami rządzą. Możesz się z czymś mocno nie zgadzać, ale nie masz prawa nienawidzić ludzi, rzeczy czy w ogóle czegokolwiek, a tym bardziej łamać i niszczyć cokolwiek. I tego właśnie uczy nas Boska Liturgia: nie powinniśmy niczym gardzić.

Przypomnij sobie, jak św. Sylwan z Góry Athos rozgniótł kiedyś muchę, a potem płakał, bo skrzywdził Boże stworzenie. Nie ma tu śladu lekceważenia tego, co otaczało świętego w jego życiu.

Podczas Liturgii modlimy się nie tylko za kraj i miasto z jego budynkami, ale także za “wszystkich wiernych" - mieszkańców tego miasta, tego kraju. Modlimy się za naszych braci w wierze, dzieci Cerkwi rozproszone po całym świecie. Oczywiście modlimy się również za cały świat, ponieważ każdy człowiek jest obrazem Boga, każdego człowieka Bóg zaprasza do swojego Królestwa, ale w sposób szczególny prosimy Boga za naszych braci w wierze. Niezależnie od tego, w jakiej części świata my, prawosławni, się znajdujemy, Święta Liturgia jednoczy nas ze sobą, pozwala nam wspierać się wzajemnie naszą modlitwą i łączy nas z łaską Bożą. Modlitwa jednego chrześcijanina obejmuje potrzeby, problemy, kłopoty i trudności innych.

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin)

za: pravoslavie.ru

fotografia: Vit4570 /orthphoto.net/