publicystyka: Litera grzechu

Litera grzechu

Gabriel Szymczak, 09 grudnia 2022

W cerkwi nie da się nie widzieć spowiedzi. Różnych – tych szybkich, „na jeden mały grzech” albo tylko „na zgodę na Eucharystię”, i tych długich, cięższych, czasem pełnych łez, żywych dyskusji albo monologu spowiednika, można domniemywać, że raczej podtrzymującego penitenta na duchu, niż besztającego go.

Dla dopiero poznającego prawosławie nasza spowiedź może być szokująca – nie tyle nawet jej przebieg, co sposób odbywania. Nijak się ma do większej intymności, którą w Kościele rzymskokatolickim zapewnia stojący z boku konfesjonał. W większych kościołach można praktycznie przemknąć do spowiedzi niezauważonym. U nas się nie da – otoczenie widzi podchodzącego, widzi do pewnego stopnia przebieg rozmowy, nawet sama pozycja uczestników sakramentu – stojąca – w żaden sposób ich nie ukrywa.

Pamiętam, że kiedy sam po raz pierwszy miałem do niej przystąpić, powodowało to lęk. I wstyd. Oto wszyscy zobaczą, że zgrzeszyłem. Że coś przeskrobałem. Jeśli spowiedź będzie długa – to dużo przeskrobałem… I do tego brak jakiejś konkretnej struktury, formułek do wygłoszenia i powstawiania własnych przewinień w odpowiednie miejsca… Czysty żywioł...

Od tej pierwszej minęło już sporo czasu i wiele spowiedzi. Lęki szybko minęły, forma już dawno nie jest problemem, początkowa nieumiejętność wyłączenia się z trwającego nabożeństwa to też już przeszłość. Wstyd nie jest już wstydem, zmienił się w poczucie ulgi, że można zostać oczyszczonym, dostać nową szansę, ale przede wszystkim otrzymać inspirację do duchowego rozwoju.

Podczas jednej z rozmów usłyszałem, że każdy z nas pisze w życiu książkę. Książka to słowa, słowa to litery, a każda litera – to pojedynczy grzech. I nieważne, czy mały, czy duży, to zawsze jest grzech – zerwanie relacji z Bogiem, odstąpienie od Niego. Tak więc każdy z nas pisze swoim życiem księgę grzechów. Zaiste, chciałbym być poetą haiku - krótkiego, japońskiego wiersza o zaledwie 3 liniach tekstu i kilkunastu sylabach słów…

Mocno zapamiętałem to porównanie, jest tak trafne i obrazowe. Człowiek nie przestanie pisać tej książki. Pismo mówi: „nie ma na ziemi człowieka sprawiedliwego, który by zawsze postępował dobrze, a nigdy nie zgrzeszył” (Koh 7, 20). Czy tego chcemy, czy nie, grzech jest już na stałe wpisany w upadłą ludzką naturę. Nie ma sensu zarówno negowanie tego faktu i twierdzenie, że będę mocny i nie ulegnę, jak i rozgrzeszanie nim siebie, mówiąc – nie moja wina, taka jest ludzka natura. Nieprawda pierwszego szybko się potwierdzi, takie założenie to piasek; jeśli na nim będę budować swoje życie, to wcześniej czy później okaże się, że „spadła ulewa, i wylały rzeki, i powiały wichry, i uderzyły w ten dom, i padł, a upadek jego był wielki” (Mt 7, 27). Nie ma nic gorszego niż budowanie na sobie i rozczarowanie własnym upadkiem – wydaje się, że wtedy już nic człowiekowi nie pozostaje, jest tylko beznadzieja.

Rozgrzeszanie samego siebie odziedziczeniem grzeszności po przodkach wydaje się być lepszym rozwiązaniem. Zdejmuje odpowiedzialność. Uwalnia od poczucia winy. Daje luz psychiczny. Pozwala pomyśleć „to nie ja; ja nie chciałem; gdyby nie oni, ja bym nie upadł, byłbym mocny w oporze”. To jednak nieprawda. Nikt nie jest tak mocny, by wytrzymać, by być kompletnie bez grzechu. Ale próbujemy go minimalizować, umniejszać jego wagę, na przykład mówiąc podczas spowiedzi, że to tylko taki mały grzeszek, taki zwykły; bo przecież nikogo nie zabiłem, nie okradłem, itd., więc ten tak jakby się nie liczy…

Te słowa padły z ust jednego z naszych duchownych podczas kazania, a skoro spowiada – wie, co mówi (lub raczej co my mówimy).
Tak, to prawda, nie zabiłem fizycznie – ale czy nie zabijałem złym słowem, obmową? Nie okradłem – ale czy pomogłem, gdy ktoś tej pomocy potrzebował, a będąc biernym – jednak czegoś go pozbawiłem?

Sam lubię spowiedź podczas sobotniego całonocnego czuwania – to specyficzne nabożeństwo, zwłaszcza teraz, gdy po zgaszeniu świateł cerkiew jest ciemna, oświetlana prawie wyłącznie kagankami łampad. Czuwanie jest też bardzo kameralne – nie ma wielkiej liczby ludzi, u nas w cerkwi praktycznie jest ciągle ta sama „ekipa”, czasem z nielicznymi dodatkami. Ma się poczucie bycia w rodzinie, w atmosferze, która jest już trochę niedzielna, ale jednak jest jeszcze tej niedzieli przedsionkiem, co sprzyja refleksji, podsumowaniu tygodnia – nie w kontekście ziemskich osiągnięć, ale relacji z Bogiem. Na ile umiałem ją podtrzymać, na ile był w moim życiu obecny, na ile nie poddałem się biegowi spraw i wyzwań, zapominając przy okazji o Tym, który i tak stale jest przy mnie. Przy każdym z nas.

Obecność. Judaizm, w którym nie wolno wymawiać Imienia Boga, gdyż jest tak święte, nazywa Go wieloma określeniami, przepięknymi zresztą – Najwyższy, Wieczny, Wszechmogący, Widzący, Ukryty nad ukrytymi, Pełen miłosierdzia, Nasz Ojciec w Niebie.

I jest jeszcze jedno określenie – Szechina. Dosłownie zadomowienie, niecielesna obecność Boga w świecie. Właśnie taka obecność wśród nas i przy nas, traktowana jako sposób objawiania się Boga i nawiązywania relacji z dziełem stworzenia. Szczególnym miejscem wyczuwalnej Obecności dla Żydów była Świątynia w Jerozolimie. Z czasem, Szechina z określenia formy przebywania Boga stała się Jego Imieniem. Według niektórych żydowskich tradycji symbolem Szechiny było światło; przyciągać Szechinę do człowieka miały jego dobre uczynki, odpychać zaś – złe.

Szechina. Boża Obecność. Świątynia - cerkiew. Światło - świeca pośród ciemności. Zło i dobro, grzech i łaska, skrucha i przebaczenie…
Tak - człowiek pisze literami grzechu swoją księgę, i bywa płodnym pisarzem. Ale jest na szczęście Ktoś - Bóg, który w Swej niepojętej dla grzesznika miłości do niego dokonuje korekty tej księgi. Widząc błędy, koryguje je w jedyny możliwy sposób – usuwa wszystko. Idąc do spowiedzi, targam ciężkie tomiszcze; odchodzę z jedną, daną przez Niego pustą kartką. Zaiste, jak mówi Mądrość Syracha - „wpadnijmy raczej w ręce Pana niż w ręce ludzi: jaka jest bowiem Jego wielkość, takie też i miłosierdzie” (Syr 2, 18).

Gabriel Szymczak

fotografia: palavos /orthphoto.net/