publicystyka: Wszystko zaczyna się zmieniać w chwili, gdy uświadomimy sobie swoją winę

Wszystko zaczyna się zmieniać w chwili, gdy uświadomimy sobie swoją winę

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin), 03 grudnia 2022

Kiedy przychodzi do ciebie człowiek i mówi: "Wiesz, drażnisz mnie", odpowiadasz mu: "Robię wszystko, co w mojej mocy, żeby cię nie męczyć". I naprawdę starasz się to robić. Jeśli jednak odczuwa dyskomfort z powodu samej twojej obecności, to nie powinieneś mówić: "Jesteś szalony, zostaw mnie w spokoju, nie obchodzi mnie to", ale powiedz: "Bardzo mi przykro, że nie mam jak cię pocieszyć. Modlę się do Boga, aby cię pocieszył lub pomógł mi, abym mógł cię pocieszyć."

Wspominam te urocze kobiety, które przychodzą do mnie i opowiadają o swoich problemach, np. z sąsiadkami, i pytają: "Co mam z nią zrobić? Ciągle się kłócimy". Mówię jej:
- Trzeba się modlić.
- Przecież modlę się, aby Bóg jej wybaczył.
- Ale może chodzi nie tylko o nią?

Przecież my też jesteśmy winni. My również powinniśmy prosić Boga o przebaczenie. Przecież gdybyśmy byli tak doskonali, jak zostaliśmy powołani, moglibyśmy okazywać ogromną pomoc swoim bliźnim. A to, że nie możemy im pomóc, jest również naszą winą, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jeśli zrozumiemy tę zależność, w naszych relacjach z innymi ludźmi, w naszych małżeństwach i w pracy, łatwiej będzie nam rozwiązywać konflikty.

Wszystko zaczyna się zmieniać w chwili, gdy uświadomimy sobie swoją winę. Starca Paisjusza zapytano kiedyś: "Ojcze, dlaczego świat jest taki okropny?" Starzec odpowiedział:
- A ty napraw choć część tego świata.
- Ale jaką część?
- Samego siebie. Bo przecież jesteś częścią tego świata.

Na przykład załóżmy, że pojawiły się problemy w małżeństwie. Zmień jedną jego część, tą, którą jesteś ty. Druga jego część powoli się podciągnie, wyrówna i unormuje.

Jeśli weźmiemy pod uwagę to, co mówią o nas inni, zaczynamy uświadamiać sobie, że jeśli nasz bliźni jest nieszczęśliwy w naszym towarzystwie, to jest w tym nasza wina. Nawet jeśli druga osoba jest lekkomyślna i stawia absurdalne, czasem grzeszne wymagania, to i w tym możemy znaleźć swoją winę. Przecież gdybym był taki, jak powinienem być i miał idealną relację z Bogiem, ta osoba w moim towarzystwie byłaby szczęśliwa.

W sytuacji, gdy ktoś jest dla nas nieuprzejmy, powinniśmy zwrócić się do Boga w modlitwie za niego. Powinniśmy prosić, aby miłość Boża przezwyciężyła te wewnętrzne trudności, które napotkał ten człowiek, aby Bóg obdarzył go wszelkim dobrem, zamiast protekcjonalnie mówić: "Boże, wybacz mu, że jest taki niegodziwy i sprawia, że cierpię". Kiedy modlimy się za innych całym sercem, nasza modlitwa strząsa kamienie, zmiękcza człowieka, niezależnie od tego, jak bardzo był twardy.

Pamiętam pewną dziewczynę, która na zlecenie wyjechała do pracy w szkole. Klasa, którą dostała, to było prawdziwe zoo. Te dzieci tak ją denerwowały swoim zachowaniem, że postanowiła nawet zrezygnować z uczenia w szkole. Wtedy powiedziałem jej: "Zacznij modlić się za nich każdego dnia". Po 15 dniach zwierzęta się uspokoiły. Wszystko się zmieniło. Oto jak ważna jest modlitwa za innych. Nie chodzi o siłę twojej modlitwy, ale Bóg, widząc twoją miłość do drugiego człowieka, zmiękcza go Swoją łaską. Przecież przed tobą nie stoi szatan, tylko człowiek. Bóg zawsze znajdzie sposób, aby mu pomóc. Nasza modlitwa będzie miała na niego zbawienny wpływ, niezależnie od tego, jak bardzo nieprzyjemnym typem był. Będzie to korzystne również dla ciebie, ponieważ otworzy się przed tobą droga jedności z drugą osobą. Kiedy modlisz się gorliwie i ze łzami za takiego człowieka, spodziewaj się rezultatu, którym nie jest to, że ty poczujesz ulgę, ale że twój bliźni osiągnie spokój.

Powinniśmy słuchać ludzi, którzy dzielą się swoim zdaniem na nasz temat i umieć ich usłyszeć. Przecież często po pewnym czasie wiele z tego, co powiedzieli, okazuje się prawdą. Charakter człowieka przejawia się poprzez różne okoliczności życia. Niektóre aspekty naszego charakteru, które dla jednych są pocieszeniem, dla innych okazują się udręką. Naszym zadaniem jest zauważać to. Przecież w otoczeniu innych ludzi, przy odpowiednim nastawieniu duchowym, zaczynamy się zmieniać, szlifujemy ostre krawędzie naszego charakteru, zmiękczamy nasze ego i stajemy się bardziej wygodni w kontaktach z innymi ludźmi.

Młody człowiek, który chce zostać mnichem, nie od razu otrzymuje błogosławieństwo od starców na rozpoczęcie życia w pustelni. Najpierw przez wiele lat będzie żył we wspólnocie monasterskiej, odcinając swoje pragnienia, szlifując ostre krawędzie swego charakteru, a następnie, po co najmniej 20 latach, pod warunkiem wewnętrznych zmian, może sam udać się, by żyć w pustelni. Przecież w samotności człowiek nie może się uzdrowić. W samotności może nie najgorzej spędzać czas i sprawiać wrażenie, że całkiem dobrze sobie radzi, dopóki ktoś nie wtargnie w jego życie.

Musicie rozejrzeć się wokół i zadać sobie pytanie: czy jestem źródłem pocieszenia dla innych i czy ludzie cieszą się, że mogą ze mną przebywać. Jeśli jest wręcz odwrotnie, to zajrzyjcie w głąb siebie, a zobaczycie, że w wielu przypadkach jesteście winni. Zatem opinia innych ludzi o nas odgrywa bardzo ważną rolę w naszej autopercepcji. I nie zapominajmy o pierwszym kryterium - Ewangelii, która zmienia naszą świadomość i sposób życia, wtedy gdy my odnajdujemy pokorę i żyjemy w radości wśród naszych bliźnich.

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin)

za: pravoslavie.ru 

fotografia: crkva /orthphoto.net/