publicystyka: Cześć i serce

Cześć i serce

o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak), 25 listopada 2022

VII sobór powszechny dokonał starannego rozróżnienia między „kultem” (latria) a „czcią” (proskynesis lub dulia). Mówi się, że latria ma charakter ofiarny i jest należna wyłącznie Bogu. Angielski, być może jeden z najmniej precyzyjnych ze wszystkich języków, używa słowa „uwielbienie” dla obu pojęć. Dlatego niektóre pozycje w państwie są określane jako „wasza wielebność”. W starym angielskim nabożeństwie świętego małżeństwa pan młody mówi do swojej oblubienicy: „Moim ciałem wielbię cię”. Współczesne uszy, ukształtowane przez kulturę protestantyzmu, wzdrygają się, gdy prawosławni mówią: „Najświętsza Bogurodzico, zbaw nas!”

Nasza kultura jest uformowana i ukształtowana przez ideologie pojęć demokratycznych. Nienawiść do polityków i wszystkich sprawujących władzę, jeśli nie zgadzamy się z ich polityką, stała się narodowym zwyczajem. Św. Paweł powiedział: „Oddajcie każdemu to, co mu się należy […], komu cześć – cześć” (Rz 13, 7). Ogólnie rzecz biorąc, odmawiamy komuś czci zgodnie z naszymi kaprysami moralnymi, w dużej mierze lekceważąc pogląd, że każde zwykłe „biuro” niesie ze sobą pewien poziom szacunku i czci. Oczywiście krytykowanie liderów jest tak stare, jak samo przywództwo.

Moje myśli nie dotyczą jednak naszego życia politycznego, ale życia serca. W nauczaniu Kościoła dotyczącym kultu i czci istnieje właściwy instynkt. Uwielbienie (to, co należy wyłącznie Bogu) jest absolutnie niezbędne dla naszego dobrego samopoczucia. To, że istniejemy, nieodłącznie obejmuje to, że „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28). W ten sam sposób nasze dobre samopoczucie wymaga obecności czci. Jest potwierdzeniem struktury i kształtu wszechświata. Matematycy nie mogą ignorować podstawowych zasad, nawet jeśli dokonują najbardziej subtelnych i spekulatywnych obliczeń.

Nasza historia kulturowa w dużej mierze sprawiła, że ​​jesteśmy głusi na wszelkie hierarchiczne struktury otaczającego nas świata. Uważam nawet, że niektórzy są głęboko zaniepokojeni myślą, że sam Bóg jest w jakiś sposób większy niż my.

W świetle takich realiów doszedłem do wniosku, że cześć wobec świętych i relikwii oraz cześć oddawana hierarchom i rzeczom świętym mają zasadnicze znaczenie dla pomyślności i uzdrowienia ludzkiego serca. Chorobę duchową, która nas dotyka, można przede wszystkim opisać jako brak miłości. Jesteśmy uwięzieni przez nasze namiętności, przez co jesteśmy masą pragnień. Namiętności to nieuporządkowane pragnienia. Warto zauważyć, że odrzucenie czci jest odrzuceniem porządku – i zaproszeniem do nieporządku. Po prostu nie możemy znieść wstydu nierówności. Kochani jednakowo przez Boga, czujemy urazę do doskonałości innych, jak gdyby ich doskonałość odbywała się naszym kosztem. Słychać naszą zazdrość, gdy radujemy się z upadku każdego wielkiego.

Cześć została nakazana w dziesięciu przykazaniach: „Czcij ojca twego i matkę twoją”. To pierwsze osoby w naszym życiu, którym jesteśmy winni wdzięczność. Przykazanie dodaje również to: „…abyś długo żył na ziemi”. W ten sposób cześć jest uważana za niezbędną dla naszego dobrego samopoczucia.

Czy tego chcemy, czy nie, wszechświat posiada w sobie struktury, zarówno na poziomie fizycznym, jak i psychologicznym oraz duchowym. Relacje społeczne są głęboko naznaczone nierównością, co stwarza zarówno okazje do wstydu, jak i częstej niesprawiedliwości. Protestujemy na rzecz równości, jakby jedyne właściwe struktury były wprost horyzontalne.

Można się buntować przeciwko napotykanym strukturom. Można też, co bardziej zbawienne, dostrzec w nich nieuniknione struktury, które służą formowaniu i kształtowaniu życia wewnętrznego na obraz jego Stwórcy. Z pewnością jest tak, że struktury na świecie tworzą granice i wiele okazji do wstydu. Jest też tak, że nigdy nie będziemy w stanie usunąć takich przeszkód na tyle, aby zmienić kształt wszechświata. Ci, którzy zaczynają od sugestii, że wszystkie zwierzęta są równe, nieuchronnie zaczynają mówić, że niektóre są bardziej równe niż inne. I tak jak prawie wszystko we wszechświecie, może to służyć albo naszemu zniszczeniu, albo naszemu zbawieniu.

Bóg, który wyznaczył garstkę ludzi na apostołów, jest tym samym Bogiem, który ostrzegał ich przed nadużywaniem tej pozycji przez „panowanie” nad innymi. Zamiast tego ofiarował Siebie jako wzór. Umył im stopy. Przyszedł do nas jako sługa. Nie pojawił się jednak wśród nas jako buldożer wyrównujący wszystko. Nasza odmowa uznania „nierównego” charakteru stworzenia jest także odwróceniem się od tego, co jest w nas, pod fałszywym przekonaniem, że problem jest poza nami.

Oddawanie czci jest ruchem miłości. Odrzucenie czci to zarządzanie (które zawsze zawodzi).

Proste napomnienie św. Pawła: „Oddaj cześć, komu cześć należy się” jest fragmentem samouniżającej miłości Chrystusa.

Kiedy jeszcze należałem do Wysokiego Kościoła Anglikańskiego, utrzymywałem teologicznie, że cześć oddawana świętym była rzeczą dobrą i dopuszczalną. Jednak charakter zachodniej pobożności liturgicznej (nawet w praktyce katolickiej) w zasadzie daje bardzo mało możliwości, poza prywatnymi nabożeństwami, do czczenia świętych lub relikwii. Odkryłem, że prawosławna praktyka liturgiczna jest pełna aktów czci. Nie malujemy po prostu ikon, czcimy je i traktujemy to jako integralną część służby liturgicznej. Nie wchodzisz do cerkwi i nie ignorujesz ikony.

W ten sposób to, co kiedyś było akceptowaną ideą w moim życiu, stało się stałą praktyką. I dopiero w tej praktyce prawda stała się jasna. Ikony nauczyły mnie tego, czego nie wiedziałem: jak oddawać cześć tam, gdzie ona jest należna.

W moim małżeństwie odkryłem na przykład, że nie tylko mam kochać moją żonę, ale także otaczać ją czcią, szanować ją (tradycyjna zachodnia ceremonia małżeńska zawsze zawierała przysięgę „miłości, czci itp.”). Pamiętacie, jak we wczesnych latach po przyjęciu prawosławia mówiłem do mojej żony: „To może zabrzmieć głupio, ale kiedy mijam cię w korytarzu lub kuchni, pojawia się u mnie instynkt, by się pokłonić i przeżegnać”. To nie jest normatywna forma okazywania honoru w małżeństwie – ale moje serce dopiero zaczynało poznawać tę tajemnicę.

W naszej kulturze miłość jest często deprecjonowana poprzez powszechne nadużywanie jej wszędzie, gdzie to możliwe. Prawie całkowicie natomiast brakuje praktyki oddawanie czci. Pamiętam emerytowanego pułkownika ( z II wojny światowej) z mojej pierwszej anglikańskiej parafii. Miał głębokie poczucie honoru i traktował sprawy Kościoła w sposób, który wydawał się rzadki. Cieszyłem się przebywaniem z nim. Ufałem mu. Po namyśle widzę, że nauczył się honoru w taki sam sposób, jak setnik, którego sługa Jezus uzdrowił. Wojsko jego czasów niosło głęboką kulturę honoru.

Wierzę, że nie możemy właściwie postrzegać otaczającego nas świata, dopóki nie zdobędziemy wiedzy serca, która pojmie praktykę czci. Jest to również praktyka, która może być tylko dobrowolna. Ma zdolność ujawniania ukrytych cudów. Jej brak może spowodować wielkie połacie nieszczęścia.

Otaczający nas świat jest sakramentem i symbolem. Oznacza to, że wszystko w nim może służyć objawieniu nam Boga, a także objawieniu się nas – nam samym. Jest to jednak świat, który oddaje się nam tylko z miłości. Nie możemy zobaczyć tego, czego nie kochamy i nie szanujemy.

o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak)

za: Glory to God for All Things

fotografia: serg.komaro /orthphoto.net/