publicystyka: Prawdziwy obraz naszego “ja”

Prawdziwy obraz naszego “ja”

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin), 19 listopada 2022

Samopoznanie jest kolejnym krokiem na drodze człowieka do Boga. Poznanie Boga prowadzi do właściwego poznania siebie i do właściwego postrzegania siebie przez pryzmat obrazu Boga, byśmy byli gotowi na spotkanie z naszym Stwórcą. Wiele osób uważa dziś, że samopoznanie jest bardzo ważne i wkłada w to wiele wysiłku. I jest to rzeczywiście ważne! Jednak nie w takim stopniu, jak to często przedstawiają pewne grupy ludzi, uważając, że człowiek sam w sobie jest centrum wszystkiego. Dla nas, chrześcijan, nasze ego czy nasze istnienie nie jest centrum, centrum jest wyłącznie Bóg. Tłumaczymy człowieka nie przez pryzmat człowieka, ale przez pryzmat Boga. Bóg jest dla nas jedynym kryterium.

Kiedy człowiek zaczyna zagłębiać się w siebie, pierwszą rzeczą, na którą się natknie, będzie jego wewnętrzny obraz. Człowiek powinien być bardzo dobrze przygotowany, ponieważ istnieją dwa niebezpieczeństwa. Z jednej strony człowiek może zobaczyć siebie jako niegodziwego i zepsutego w porównaniu z tym, jaki powinien być - i tu kryje się niebezpieczeństwo przygnębienia i rozpaczy. Z drugiej strony może zobaczyć siebie jako dobrego i wspaniałego, podczas gdy wcale taki nie jest - i w tym miejscu kryje się niebezpieczeństwo iluzji. Człowiek myśli, że jest dobry, że jest wielki i prawy, a więc zapętla się w sobie i nie może niczego w sobie zmienić. To wszystko to dwie strony tej samej monety. Tak jak człowiek, który popada w przygnębienie i rozpacz, nie jest w stanie postąpić właściwie sam ze sobą, tak samo człowiek, który pogrąża się w egoistycznym śnie i myśli, że jest taki wspaniały, również nie jest w stanie nic zmienić. Każdy powinien być gdzieś pośrodku. Musi spróbować zobaczyć siebie takim, jakim rzeczywiście jest. Oczywiście nie jest to łatwe, ponieważ ludzkie kryteria są subiektywne, natomiast my powinniśmy starać się znaleźć obiektywne kryteria, kryteria ewangeliczne, zgodnie ze słowem Chrystusa zaraz po Jego Chrzcie: "Nawracajcie się, przybliżyło się bowiem Królestwo Niebios" (Mt 4, 17).

Co znaczy nawrócenie? To nie tylko żal za błędy czy wyrzuty sumienia, ponieważ jeśli powiedziałem coś niegrzecznego lub zrobiłem coś złego, to czuję się winny i chcę się wyspowiadać i nawrócić, aby pozbyć się tego ciężaru. Owszem, to wszystko się w nim zawiera, jednak nie jest to istota nawrócenia. Nawrócenie oznacza pracę nad sobą i zmianę sposobu myślenia. Musimy zmienić nasze myślenie w taki sposób, aby całkowicie zmieniły się kryteria, na podstawie których dotychczas budowaliśmy nasze nastawienie do życia, naszych czynów i wszystkiego, co nas otacza.

Podam prosty przykład. Przychodzi do świątyni pewien człowiek i mówi: "Ta osoba mnie obraziła - albo, powiedzmy - upokorzyła, albo mi dokucza". Zaczyna się złościć, oburzać i żądać sprawiedliwości. Jego chęć samoobrony jest całkiem ludzka i nie ma w tym nic złego. Jednak sposób, w jaki reagujesz na to, co dzieje się wokół ciebie, twoja irytacja, złość, kiedy tracisz równowagę i wybuchasz gniewem w stosunku do drugiej osoby - jest nie do przyjęcia. Powiecie mi: "W porządku, ale czy ja nie mam racji?". Załóżmy, że masz rację, niech będzie, że ta druga osoba naprawdę jest taka, jak ją opisujesz: zła, zepsuta, prawdziwa bestia. Jak ty, jako chrześcijanin, powinieneś się teraz zachować? Czy w relacji z każdym złym człowiekiem powinieneś stawać się dwa razy gorszy? Przecież źli ludzie nie znikną z naszego życia, ani też nie przestaną się zdarzać sytuacje, w których ludzie nas oskarżają, denerwują, oczerniają, naciskają na nas itp. Co będzie, jeśli w każdej takiej sytuacji będziemy zachowywać się tak, jak oni?

Pamiętam, jak podczas naszego pobytu na świętej Górze Athos coś się stało i protestujący mnisi poszli do starca. Zapytali go: "Ojcze, dlaczego milczysz, dlaczego nic nie mówisz?". Odpowiedział im: "Jeśli zareaguję tak, jak wy mówicie, to przez cały dzień będę wzburzony i na zawsze utracę wewnętrzny spokój. Zostawcie to tak, jak jest". Jeśli więc i my zaczynamy się denerwować w odpowiedzi, nic dobrego z tego nie wyniknie.

"Jak w takim razie powinienem reagować, gdy czuję, że moje wewnętrzne "ja" buntuje się i domaga sprawiedliwości, i logicznie rzecz biorąc moje "ja" postępuje słusznie?". Jednakże Ewangelia ma zupełnie inną logikę, której musimy się nauczyć. Musimy zmienić nasz sposób myślenia. Ewangelia nie daje ci prawa do takiego zachowania. Jeśli potkniesz się z powodu utraty kontroli, musisz okazać skruchę za to, co zrobiłeś, musisz ukorzyć się i powiedzieć: "Tak, postąpiłem niewłaściwie". Należy osądzić samego siebie i spróbować uzasadnić swoje postępowanie. Powiecie: "Ten oto człowiek potraktował mnie niesprawiedliwie" - Tak, rzeczywiście postąpił źle. "Druga osoba mnie oczerniła". - Powiedzmy, że to prawda, masz całkowitą rację, jest dokładnie tak, jak mówisz. Ale spójrzmy na to w inny sposób. Czy postępujesz zgodnie z Ewangelią? Czy słuchasz, o czym mówi Ewangelia? Czy tego właśnie uczy Ewangelia? Jak postępował sam Chrystus? Czy tak Chrystus uczył nas postrzegać ludzkie zło i radzić sobie z trudnościami? W tym miejscu następuje zderzenie naszej przyziemnej logiki z logiką Ewangelii.

Jednak w odpowiedzi powiesz mi: "No dobrze, więc co mam teraz robić, zawsze być ofiarą, być tą zagubioną owieczką, która nieustannie się poświęca?". Logika świecka buntuje się przeciwko logice Ewangelii i trzeba chwycić się wiary, postawić przed sobą Chrystusa i zadać sobie pytanie: "Czy chcesz iść za Chrystusem?" Jeśli chcesz, jesteś zobowiązany do bycia takim jak On. Jeśli nie jesteś jeszcze w pewnych kwestiach podobny do Niego, musisz się nawrócić. Jeśli zaś nie chcesz iść drogą Chrystusa, to już inna sprawa, nikt nas nie zmusza do pójścia za Nim. Jeśli decydujemy się być chrześcijanami i iść za Chrystusem, to nasze życie musi się zmienić, muszą się zmienić nasze życiowe kryteria.

Czasami mówisz: "Gdybym żył przed Chrystusem, nie cierpiałbym wszelkiego rodzaju upokorzeń, wstydu i oszczerstw". Faktem jest, że po Narodzeniu Chrystusa zmieniają się okoliczności. Chrystus powinien być punktem odniesienia w naszym życiu. Jeśli tak się nie stanie, to jakie znaczenie ma nasza relacja z Chrystusem i z Ewangelią? Musimy przyswoić sobie obiektywne kryteria, które w gruncie rzeczy są kryteriami ewangelicznymi. Te ewangeliczne kryteria są tym, co pozwoli nam odkryć nas samych. Powinniśmy osądzać siebie na podstawie kryteriów Ewangelii. Jak Chrystus każe nam postępować? A jak my postępujemy? Ten sąd jest trudem duchowym, który pomaga nam w dwóch ważnych kwestiach. Po pierwsze w nawróceniu, w poszukiwaniu: gdzie znajduje się Bóg, kim On jest, a gdzie jestem ja i jaki jestem. Kiedy dostrzegam odległość, która nas dzieli, zaczynam odczuwać ból, tęsknotę, jednak nie doprowadza mnie to do depresji, ale daje mi odpowiedni bodziec, żebym mógł zrobić krok do przodu, by pokonać tę odległość i spotkać się z Chrystusem. A po drugie, osąd samego siebie, wraz ze skruchą i bólem, rozpala we mnie ten ogień, który da mi impuls, bym podjął się ciężkiej pracy duchowej i podążył ku Chrystusowi.

Kiedy stajemy przed samym sobą, najbardziej charakterystyczne dla nas, chrześcijan, jest postrzeganie siebie nie jako dobrych, ale jako grzeszników, z czego wypływa druga skrajność - przygnębienie. Widząc, kim jesteśmy i jaki potwór niszczący nasz świat duchowy żyje w nas, doświadczamy upadku ducha. Jest to jedna z najcięższych broni naszego wroga, który stara się pozbawić nas odwagi i zapału oraz przekonać nas o naszej bezsilności i o tym, że nic nam się nie uda. Mówi nam: "Przecież codziennie próbujesz coś zmienić, a mimo to z każdym dniem jesteś tylko gorszy". Taki upadek ducha jest czymś strasznym, ponieważ nie pozwala nam iść do przodu, tak jakby podpowiadał, że sukces zależy wyłącznie od naszych sił, a nie od Boga. Tu, moi drodzy, jest pewna różnica pomiędzy tym, jak Cerkiew traktuje człowieka, a tym, jak postrzega go świecka nauka - psychologia.

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin)

za: pravoslavie.ru 

fotografia: levangabechava /orthphoto.net/