O troskach - cz. 1

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin), 12 listopada 2022

Rozmowa z wiernymi Cerkwi w Limassol - 28 września 2022 r.

Poprzednio rozmawialiśmy o troskach i obawach apostoła Pawła o jego owczarnię w Koryncie, która borykała się z wieloma różnymi problemami. Karcił więc i upominał ich jak ojciec, ucząc o miłości Chrystusa, o tym, jak żyć z Chrystusem i jak uczynić swoje serce przybytkiem Ducha Świętego. Dalej pokazuje on nam, że sami święci apostołowie również doświadczali różnych ludzkich utrapień:

“Kiedy bowiem przybyliśmy do Macedonii, nasze ciało nie zaznało żadnego odpoczynku, ale zewsząd byliśmy uciśnieni: na zewnątrz walki, a wewnątrz obawy. Lecz Bóg, który pociesza uniżonych, pocieszył nas przez przybycie Tytusa. A nie tylko przez jego przybycie, ale też przez pociechę, jakiej doznał wśród was, gdy opowiedział nam o waszej tęsknocie, o waszym płaczu, o waszej gorliwości względem mnie, tak że uradowałem się jeszcze bardziej.”
(2 Kor. 7, 5-7)

Apostoł Paweł udał się do Macedonii, ale nie znalazł tam ani odrobiny spokoju, ponieważ wszędzie on i jego uczniowie napotykali trudności i utrapienia, będąc "zewsząd uciśnieni". Gdziekolwiek by nie poszli, tam doświadczali utrapień i tylko Bóg mógł ich pocieszyć. Jednak jak widać, czasem w trudnych chwilach Bóg skrywa Swą łaskę, a człowiek zostaje sam po to, by mógł trudzić się, zmagać, wytrwać, a dzięki temu by uzewnętrzniła się jego siła oraz jego wierność Bogu. Bardzo często sami nie znamy swoich możliwości i dopiero gdy przejdziemy przez pokusy okazuje się, ile tak naprawdę jesteśmy w stanie znieść.

Wielu ludzi doświadcza licznych pokus i utrapień. I jeśli zapytasz człowieka nie znajdującego się jeszcze w trudnej sytuacji: "Czy zdołałbyś to wytrzymać?" - odpowie: "To niemożliwe". Na przykład, gdy człowiek traci bliską osobę. Wcześniej, na samą myśl, że może się to zdarzyć, mówił: "Z żalu postradałbym zmysły". Ale kiedy ten smutek nadejdzie, odnajduje w sobie cierpliwość i siłę do wytrwania, które oczywiście są ofiarowane mu przez Boga. Jednakże cierpienie pozostaje cierpieniem - człowiek nie może znosić cierpienia i nie smucić się. Nawet święci apostołowie, jak widać, byli "zewsząd uciśnieni". Sam Bóg dopuścił te utrapienia, aby apostołowie zawsze w swoich sercach mogli mieć łaskę Bożą. Kiedy słyszymy, że apostołowie również musieli przechodzić trudności, może to być dla nas pocieszeniem w czasie naszych osobistych zmartwień.

Dalej mówi: "Na zewnątrz walki, a wewnątrz obawy". Tutaj apostoł Paweł zauważa, że Cerkiew jest atakowana z zewnątrz, tzn. jesteśmy atakowani przez tych, którzy są poza Cerkwią - heretyków, niewierzących i wiele innych ciemnych mocy. Ale także, jak mówi, istnieją wewnętrzne obawy, wewnętrzne zagrożenia, czyli to, co dzieje się między nami, chrześcijanami. Przecież Cerkiew to nie tylko kapłani i biskupi, ale my wszyscy - zarówno świeccy, jak i duchowni - tworzymy Cerkiew. Istnieją więc między nami "lęki", które nas martwią, denerwują, przysparzają problemów między nami. Często pytamy: "Co dzieje się z Cerkwią? Co będzie dalej?", ale nie potrafimy odpowiedzieć na to pytanie, więc milczymy i oddajemy wszystko w ręce Boga.

"Lecz Bóg, który pociesza uniżonych, pocieszył nas przez przybycie Tytusa" - mówi dalej apostoł. Pociesza nas Bóg, a nie ludzie. Jednak mimo to, ludzie również mogą przynieść nam pocieszenie. I tu ap. Paweł mówi, że "Bóg pocieszył nas przez przybycie Tytusa". Tytus był ulubionym uczniem apostoła Pawła, który później został biskupem Krety. Przybył i spotkał się z apostołem Pawłem, a ten poczuł ogromną radość dzięki jego obecności. Ktoś mógłby zapytać, czy tak wielki apostoł naprawdę potrzebował ludzkiego pocieszenia? A jednak - jak widzicie - potrzebował.

Ludzkie pocieszenie jest ważne i niezbędne. My, ludzie, potrzebujemy pocieszenia od ludzi. Tak jak Chrystus, kiedy był na Krzyżu i poczuł się spragniony, a jednak nie znalazł się nikt, kto dałby Mu tę kropelkę pocieszenia. Musimy o tym pamiętać z konkretnego powodu. Może przyjść taki czas w naszym życiu, kiedy sami będziemy potrzebowali ludzkiego pocieszenia lub ktoś inny będzie potrzebował naszego pocieszenia. Musimy wiedzieć, że nie wystarczy tylko powiedzieć: "Modlę się za ciebie", ale musimy koniecznie sprawdzić, jak w praktyczny sposób możemy wesprzeć tę osobę. W jednym ze swoich listów apostoł Paweł mówi: jeśli ktoś przyjdzie do ciebie i powie ci, że jest głodny, czy naprawdę tak po prostu powiesz mu: "Dobrze, idź, będę się za ciebie modlił, aby Bóg cię nakarmił"? Modlitwa, oczywiście, jest dobra, ale sama modlitwa nie nakarmi człowieka, dlatego musimy go pocieszyć także czynem. Powinniśmy być pocieszycielami dla naszych braci, a wtedy Bóg będzie nas pocieszał, gdy będziemy w potrzebie. Nawet wtedy, gdy nie ma pocieszenia ze strony ludzi (jakkolwiek okrutnie to brzmi, ale takie sytuacje mogą mieć miejsce), to Bóg pociesza nas Swą siłą i Swą obecnością.

Był pewien duchowny, do którego w trudnej chwili przyszedł inny kapłan, by poprosić go o pomoc. Ten pierwszy powiedział mu: "Słuchaj, ojcze, nie mogę ci pomóc, ale odsłużę molebien, aby Bóg, który jest większy ode mnie i który ma więcej możliwości, pocieszył cię i pomógł ci". Potrzebujący kapłan przyjął te słowa i w milczeniu wrócił do siebie. Minęły dwa lata. Potrzeba pojawiła się u kapłana, który wcześniej zaproponował odsłużenie molebna. Poszedł do tego samego kapłana, który wcześniej przychodził do niego i poprosił o pomoc. Ten odpowiedział mu: "Teraz ja odsłużę molebien w twojej intencji". Molebien to oczywiście dobry pomysł, ale pocieszenie powinno być namacalne. Jeśli człowiek potrzebuje pomocy, to ta pomoc musi być dla niego odczuwalna. Nie wystarczy modlitwa, którą widzimy tylko my i Bóg, a której nie widzą inni ludzie. Oczywiście, święci często tak robili, ale robili to, bo nie mieli możliwości zrobienia czegokolwiek innego. My, którzy mamy możliwość pomocy drugiemu człowiekowi, musimy to zrobić poprzez praktyczne okazanie pomocy. Tak też i tutaj apostoł Paweł został pocieszony przez Boga poprzez obecność Tytusa.

Pamiętam, że kiedyś, będąc w Katunaki, rozmawialiśmy ze św. Efremem i on powiedział: "Jestem zmęczony, chciałbym pójść do kaliwy Monoxilite, by choć trochę zmienić otoczenie, zmienić widoki, bo tu widzę tylko skały". Wtedy zrobiło to na mnie ogromne wrażenie: tak wielki święty, hezychasta, wzór modlitwy serca, chce iść i zobaczyć coś innego... A przecież w takich ludziach również kryją się zwykłe ludzkie pragnienia.

Miałem przyjaciela, pustelnika, który zdecydował się zamieszkać na pustyni Kapsala, gdzie przebywał w zupełnej samotności. Pewnej zimy, spadło bardzo dużo śniegu, co uniemożliwiło przemieszczanie się i wszyscy mieszkańcy pustyni byli całkowicie odizolowani od innych ludzi. Wtedy ten pustelnik powiedział: "Jeśli mógłbym przynajmniej mieć tu ze sobą maleńkiego kotka, byłoby to dla mnie pocieszeniem". A po chwili usłyszał miauczenie za drzwiami. W ten sposób Bóg go pocieszył. Jak widać, zwykłe ludzkie pragnienia nie są obce nawet świętym i innym wielkim postaciom Cerkwi. Wszyscy oni jednakowo potrzebują prostego ludzkiego pocieszenia, aby kiedy inni ludzie zwrócą się do nich o pomoc, mogli ich zrozumieć i pomóc im.

“A nie tylko przez jego przybycie, ale też przez pociechę, jakiej doznał wśród was, gdy opowiedział nam o waszej tęsknocie, o waszym płaczu, o waszej gorliwości względem mnie, tak że uradowałem się jeszcze bardziej.”

Apostoł Paweł mówi, że pocieszył ich nie tylko sam fakt, że Tytus był w pobliżu, ale także to, że przyniósł on dobrą nowinę. Powiedział, że chrześcijanie z Koryntu mają się teraz dobrze i że bardzo martwią się o apostoła. Płakali i prosili Boga o pomoc dla niego. Apostoł Paweł powiedział im, że ucieszyła go gorliwość, jaką wykazali się w modlitwie za niego. Święty z pewnością nie potrzebował tej gorliwości ze strony Koryntian, ale sami chrześcijanie potrzebowali jej, aby utrzymać kontakt ze swoim duchowym ojcem. Nasi duchowi ojcowie cieszą się, gdy widzą, że ich kochamy, nie dlatego, że potrzebują, abyśmy ich kochali, ale dlatego, że widzą, że my czerpiemy z tego duchowe korzyści.

"Choć bowiem zasmuciłem was listem, nie żałuję tego, a mimo że żałowałem". Apostoł Paweł napisał pewien list do Koryntian, w którym ich skarcił, a potem zasmucił się z tego powodu, że ich skarcił. Najprawdopodobniej list ten nie zachował się, choć być może mowa tu o I Liście do Koryntian. Apostoł mówi, że nie żałuje, że ich zasmucił, gdyż traktował ich po ojcowsku. Ojciec lub nauczyciel może zasmucać swoje dzieci, ograniczając je tak, aby stały się dobrymi uczniami, dobrymi dziećmi, dobrymi ludźmi dla społeczeństwa. Jednak, bez względu na to, smucą się również ci, którzy ten smutek przynoszą. "...Widzę bowiem, że ta wiadomość zasmuciła was, ale tylko na chwilę". Apostoł mówi, że jego list do Koryntian zasmucił ich wszystkich tylko chwilowo, a nie na stałe, bo wszystkie rzeczy doczesne przemijają. Możemy być smutni przez chwilę, a następnie radować się przez wieczność. Albo możemy cieszyć się z tego, że trwamy w grzechu, tymczasowo i przejściowo, ale potem będziemy się smucić na zawsze, bo znajdziemy się z dala od Boga.

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin)

za: pravoslavie.ru

fotografia: Tamelina /orthphoto.net/