publicystyka: Trzeba zawsze powtarzać imię Jezusa Chrystusa…

Trzeba zawsze powtarzać imię Jezusa Chrystusa…

św. Hezychiusz z Synaju, 01 listopada 2022

Trzeźwość to metoda duchowa, która, gdy podąża się za nią przez dłuższy czas i ochoczo, wraz z Bogiem uwalnia całkowicie człowieka od opanowanych namiętnościami wyobrażeń, słów oraz niegodziwych czynów. Gdy się za nią podąża, obdarza ona łaską niezawodnego poznania niepojętego Boga, na ile to możliwe, a także wyjaśnieniem boskich i ukrytych misteriów. Jest ona zdolna wypełniać każde przykazanie Starego i Nowego Testamentu oraz powodować wszelkie dobro przyszłego wieku. Właściwie to ona jest czystością serca. Ona to, z powodu swojej wielkości i piękna, czy mówiąc ściślej, za sprawą naszego niedbalstwa, jest dzisiaj wielką rzadkością pośród mnichów. Błogosławi ją Chrystus, mówiąc: Błogosławieni o czystym sercu, ponieważ oni będą oglądać Boga. Ponieważ taka jest, kosztuje bardzo wiele. Gdy trzeźwość długo przebywa w człowieku, staje się przewodnikiem prawidłowego i podobającego się Bogu życia. Jest to i podstawa kontemplacji, i uczy nas także, jak w słuszny sposób poruszać trójdzielność duszy, a także jak niezawodnie strzec zmysłów. W tym, kto w niej uczestniczy, zwiększa każdego dnia cztery cnoty główne.

Ten, kto stał się ślepy, nie widzi światła słońca. Tak samo ten, kto nie podąża w trzeźwości, nie widzi w dużej ilości blasków łaski z góry, ani też nie zostanie uwolniony od niegodziwych i nienawistnych dla Boga czynów, słów i namysłów. Tacy ludzie w chwili zejścia z tego świata nie miną wolni piekielnych władców.

Uważność to nieprzerwane wyciszenie serca od każdej myśli, które zawsze, wiecznie i nieprzerwanie oddycha tylko i wyłącznie Chrystusem Jezusem, Synem Boga i Bogiem, wzywa Go, odważnie staje wraz z Nim w szyku bojowym naprzeciw wrogów i wyznaje Jego, który jedyny ma możność odpuszczania grzechów. Dusza, obejmując stale Chrystusa poprzez wzywanie Jego, który jedyny wie o rzeczach ukrytych w sercach, na wszelkie sposoby stara się ukryć przed ludźmi słodycz wyciszenia oraz wewnętrzne zmagania, żeby niegodziwiec nigdy nie znalazł niepostrzeżenie wolnej drogi dla zła i nie zniszczył tego najpiękniejszego działania.

Trzeba, żeby ten, kto prowadzi wewnętrzne zmagania, miał w każdej chwili owe cztery: pokorę, najwyższą uważność, odparcie oraz modlitwę. Pokorę, żeby miał w zanadrzu serca pomoc Chrystusa, gdyż walka odbywa się przeciwko przeciwstawiającym się nam pysznym demonom, a Bóg nienawidzi pysznych. Uważność, żeby sprawił, że jego serce nigdy nie będzie miało żadnej myśli, nawet jeśli jawiłaby się ona jako rzekomo dobra. Odparcie, żeby szybko rozpoznał tego, który przyszedł – kiedy tylko przyjdzie – i natychmiast z gniewem przeciwstawił się niegodziwcowi. I odpowiem, rzecze, tym, którzy zarzucają mi zło: czyż moja dusza nie zostanie podporządkowana Bogu?. Modlitwę, żeby zaraz po odparciu zakrzyknął do Chrystusa niewysłowionym okrzykiem. I wtedy sam zmagający się ujrzy wroga osłabionego i ściganego przez imię Jezusa, jak proch przez wiatr, czy jak dym, uchodzącego razem ze swoim przedstawieniem.

Ten, kto nie ma modlitwy czystej od myśli, nie ma broni na wojnę. Chodzi o modlitwę, która wiecznie oddziałuje w sanktuarium duszy, żeby dzięki wzywaniu Chrystusa walczący potajemnie nieprzyjaciel był chłostany i palony.

Gadulstwa trzeba było unikać tak, jak rdzy na tarczy, a od licznych spotkań stronić tak, jak od węży i płodów żmij, które to są w stanie błyskawicznie doprowadzić do zupełnego zapomnienia o wewnętrznej wojnie oraz sprowadzić duszę w dół, z wyżyn radości, pochodzącej z czystości serca. Albowiem przeklęte zapomnienie stoi na przeszkodzie uważności, jak woda ogniowi, i w każdej godzinie staje się jej potężnym przeciwnikiem. Od zapomnienia przechodzimy do zaniedbania, a z powodu zaniedbania do wzgardy, gnuśności i obrzydliwych żądz. I wtedy na powrót zawracamy, jak pies do swoich wymiocin. Uniknijmy zatem gadulstwa jako śmiertelnej trucizny. Bardzo sumienna straż umysłu oraz ciągłe wzywanie Pana naszego Jezusa Chrystusa leczą natomiast zły nabytek zapomnienia oraz jego następstwa. Albowiem bez Niego nie jesteśmy w stanie niczego uczynić.

Jak deszcz, który, im mocniej pada na ziemię, tym bardziej ją spulchnia, tak i święte imię Chrystusa raduje i rozwesela ziemię naszego serca, im bardziej systematycznie je wołamy i wzywamy.

Jeśli nie chcesz cierpieć zła, nie chciej też czynić zła, ponieważ jedno nieodzownie podąża za drugim; każdy bowiem zbierze to, co posieje. Siejąc więc dobrowolnie podłości i niedobrowolnie je zbierając, powinniśmy podziwiać sprawiedliwość Boga.

Ten, kto nie rozumie, jak podążać drogą duchową, nie przejmuje się namiętnymi wyobrażeniami, lecz cały czas poświęca ciału, czy to obżerając się, czy też łajdacząc; albo też smuci się, gniewa się lub rozpamiętuje krzywdy. W wyniku takiego postępowania zaciemnia umysł albo praktykuje nieumiarkowaną ascezę i mąci rozum.

Ilekroć więc zdarza się, że namnażają się w nas niegodziwe myśli, wrzućmy pomiędzy nie wzywanie naszego Pana Jezusa Chrystusa. Wtedy, jak nauczyło nas doświadczenie, są one szybko usuwane, podobnie jak dym, który widzimy w powietrzu. A gdy pochwycimy sam już tylko umysł, wtedy na powrót rozpoczynamy ciągłą uważność i wołanie. Ilekroć zostaniemy poddani przez pokusę temu cierpieniu, postępujmy w ten sposób.

Trzeba zawsze powtarzać imię Jezusa Chrystusa w miejscach naszego serca tak, jak błyskawica powtarza się w przestworzach nieboskłonu, gdy zbiera się na deszcz. A wiedzą o tym dokładnie ci, którzy mają doświadczony umysł i doświadczenie w wewnętrznej wojnie. Wyruszajmy na duchową wojnę jak w szyku bojowym. Po pierwsze, uważność. Następnie, gdy poznaliśmy, że wróg rzucił do ataku myśl, odrzućmy ją z gniewem słowami przekleństwa w sercu. Trzeci szyk to natychmiast ją przekląć, jednocząc serce w wołaniu Jezusa Chrystusa, żeby demoniczny kształt został natychmiast zniszczony, a umysł nie poszedł za przedstawieniem, jak oszukiwany przez kuglarza noworodek.

Doznajemy goryczy w sercu przez truciznę i myśli o niegodziwości, gdy odchodzimy od uważności i modlitwy Jezusa, zaniedbując je przez dłuższy czas. I z powrotem doznajemy słodyczy w zmysłach i w jakiejś rozkoszy błogosławionego uniesienia, gdy pewnie i ochoczo, starannie i poprzez Bożą miłość, wypełniamy wspomniane rzeczy w warsztacie rozumu. Albowiem wtedy nie z jakiegoś innego powodu jesteśmy skłonni kroczyć w wyciszeniu serca, jak ze względu na jej własną słodką rozkosz i przyjemność w duszy.

Jak śnieg nie wyda płomienia, woda nie zrodzi ognia, a krzew kolczasty fig, tak serce każdego człowieka nie zostanie uwolnione od demonicznych myśli, słów i czynów, jeśli nie oczyściło wnętrza, nie połączyło trzeźwości z modlitwą Jezusa, nie osiąga pokory i wyciszenia duszy ani nie pośpiesza i nie podąża w wielkim zapale. Lecz jest nieuniknione, że niedbała dusza zostaje pozbawiona każdego dobra i doskonałego wyobrażenia, jak bezpłodny muł: nie ma ona zrozumienia duchowego zamysłu. Słodkie dzieło duszy jest rzeczywiście pokojem, imieniem Chrystusa i opróżnieniem z namiętnych wyobrażeń.

Zuchwały i dumny koń radośnie staje dęba, gdy dosiądzie go jeździec. Natomiast radujący się umysł zostanie uradowany w świetle Pana; rozpoczyna poranki wolny od wyobrażeń. Odrzucając samego siebie, będzie podążał od mocy praktycznej filozofii umysłu do mocy niewypowiedzianej, kontemplującej rzeczy niewypowiedziane oraz cnoty; otrzymawszy w sercu głębię wzniosłych oraz boskich namysłów nad nieskończonym, ujrzy Boga bogów, na ile to osiągalne dla serca. Porażony umysł wielbi z miłością Boga, Widzianego i Widzącego, który, z tego i innego względu, zbawia tego, kto wpatruje się w Niego w taki sposób.

Modlitwa Jezusa, razem z trzeźwością, z natury usuwa z głębi namysłu serca myśli w sercu (nawet te, które powstały pomimo naszej woli), które wbiły się w nie i tam pozostają.

Jak niemożliwe jest przebycie morskiej głębi bez dużego statku, równie niemożliwe jest wygnanie napadu niegodziwej myśli bez wzywania Jezusa Chrystusa.

Osiem głównych złych myśli, w których zawarta jest każda myśl i z których wszystkie biorą swój początek – tak jak z Hery i Zeusa każdy demon, przeklęte bóstwo Danaów, według ich opowieści – przychodzą wszystkie do bramy serca. A gdy znajdą umysł niestrzeżonym, wchodzą jedna po drugiej do środka, każda w swoim czasie. Gdy dowolne z ośmiu rozważań po swoim przybyciu wejdzie do serca, wprowadza w nie rój haniebnych myśli. A gdy zaciemniło w ten sposób umysł, wzywa ciało, nakłaniając je do niegodziwych działań.

Tak jak w sytuacji, gdy niezdrowe jedzenie, ledwo co pochłonięte przez ciało, szkodzi, ale ten, kto je zjadł, gdy zauważa szkodę, przy użyciu jakiegoś środka zwymiotuje i pozostanie bez uszczerbku na zdrowiu, tak i umysł, gdy dopuściwszy niegodziwe myśli, pochłonie je, ale dostrzeże ich gorycz, intonując z głębi serca modlitwę Jezusową z łatwością je wydala i ostatecznie odrzuca. Ponieważ nauka wraz z Bogiem oraz płynące z niej doświadczenie pozwoliły trzeźwym zrozumieć to, o czym tu wspomniano.

Nie ma jadu nad jad kobry i bazyliszka, i nie ma zła nad zło samolubstwa. Masz i uskrzydlone dzieci samolubstwa, którymi są następujący: chełpliwi w sercu, samozadowolenie, obżarstwo, rozpusta, próżność, zawiść oraz pycha, zwieńczenie wszystkich. Potrafi ona ściągać w dół nie tylko człowieka, lecz także aniołów z nieba, a także otaczać ich mrokiem podziemia zamiast światła.
 


Wybrane myśli pochodzą z publikacji „Św. Hezychiusz z Synaju. Wybór tekstów z I tomu Filokalii” (przekład: C. Dobak, redakcja, komentarz i indeks: S. Hiżycki OSB).









Hezychiusz z Synaju – jeden z kluczowych autorów w „Filokalii”, mimo że o jego życiu wiadomo niewiele. Był mnichem, zapewne też przełożonym w klasztorze Gorejącego Krzewu na Synaju. Dlatego nazywany jest Hezychiuszem z Synaju lub z Batos (gr. „batos” oznacza „krzew”). Żył prawdopodobnie w VIII lub IX wieku, po Janie Klimaku i Maksymie Wyznawcy, z których pism korzystał.

Fotografia: charal.c /orthphoto.net/