Zanurzyć się w ciszy

Elissa Bjeletich (tłum. Gabriel Szymczak), 14 października 2022

Ostatnio zauważyłam, że kiedy odmawiamy nasze rodzinne modlitwy lub kiedy jesteśmy w cerkwi, moja ośmiolatka może stać cicho, może nawet wypowiadać słowa – ale nie wygląda na to, żeby się naprawdę modliła. Trudno jest pomóc dzieciom dokonać tego przejścia. Zaczynając, próbujemy sprawić, by były fizycznie obecne na modlitwach, a następnie pracujemy nad tym, aby nie rozpraszały innych ludzi lub nie szalały w czasie modlitwy – ale w pewnym momencie musimy przejść od zarządzania ich zewnętrznym zachowaniem do rozwijania czegoś wewnętrznego, ich prawdziwego życia modlitewnego.

I to jest naprawdę sedno wychowywania dzieci w wierze. Zaczynamy od modelowania wiary i przyprowadzania ich ze sobą do cerkwi. Pokazujemy im, jak się tam zachowywać, jak przyjmować Komunię świętą, jak ładnie stać i wypowiadać Credo. Pokazanie dzieciom, jak na zewnątrz „okazywać” prawosławie, to pierwsza praca, ale prawdziwą sztuką jest pomaganie im w przeniesieniu wiary do ich życia wewnętrznego, zachęcanie do przemiany ich serc. Spędzimy lata pomagając im przejść od uczestnictwa w NASZEJ wierze do posiadania i przeżywania WŁASNEJ wiary.

Myślę, że zaczyna się to od nauczenia ich, jak się modlić. To przejście od miłego stania i wypowiadania słów do prawdziwego otwarcia naszych serc na Boga może być pierwszym sposobem, w jaki naprawdę kształtujemy ich własną wiarę. To wszystko jest procesem: dajemy przykład i prowadzimy dzieci w zewnętrznych ruchach – ale jeśli zatrzymamy się na tym, po prostu przyprowadzając je na liturgię i wyjaśniając, co to wszystko znaczy, nie uda się nam. Nasze służby są pełne znaczenia i wspaniale jest je przed nimi odkrywać, ale musimy zrobić coś więcej, niż tylko napełniać ich głowy informacjami. W jakiś sposób musimy im pomóc lub natchnąć je do otwarcia serc, aby działalność wiary stała się wewnętrznym procesem i prawdziwą ofiarą miłości.

To onieśmielające, gdy myślisz o tym w ten sposób, ale oczywiście to naprawdę nasze zadanie, ponieważ mamy nadzieję wychowywać świętych. W jakiś sposób chcemy, aby nasiona, które sadzimy, zapuściły korzenie i miały własne życie, niezależne także od naszego życia.

Niektóre z moich pięciu córek dorastają. Tak naprawdę nie czuję się na tyle stara, by być matką nastolatków, ale z drugiej strony mam wrażenie, że matkowałam im od zawsze, nawet dłużej niż ich szesnaście lub mniej lat.

W moim domu jest córka, która dopiero zaczyna przedszkole, ale są też takie, które już patrzą na uczelnie i myślą o karierze. Lata mijają szybko, a czas, który mamy pomiędzy dzieciństwem i dorosłością jest krótszy, niż myślimy, że jest.

Ich życie, podobnie jak nasze, będzie długim marszem. Dzieciństwo to ważny początek, w którym dowiadują się, jak wygląda miłość. Bóg jest miłością i jest naszym ukochanym Ojcem i jako rodzice reprezentujemy Go w naszych domach. Jesteśmy szafarzami, którym powierzono wychowywanie Jego dzieci i prowadzenie ich do Niego.

Z jednej strony oznacza to, że jesteśmy tutaj, aby je uczyć, ale oznacza to również, że jesteśmy tutaj, aby je kochać. Czasami miłość jest cicha. Miłość nie zawsze może pouczać i wyjaśniać; często miłość to po prostu przytulanie się na kanapie w deszczowy dzień lub wspólna praca nad jakimś zadaniem. Rzeczywiście, często czujemy miłość bardziej intensywnie, gdy jesteśmy nieruchomi – czyż nie jesteśmy bardziej świadomi naszej miłości do naszych dzieci, gdy siedzimy obok nich, gdy śpią, lub gdy siedzimy cicho i trzymamy je za rękę? To są chwile, kiedy nasze serca mają ochotę pęknąć.

Bóg jest miłością i tak jak czujemy miłość w ciszy, w ciszy też odnajdujemy Boga - psalm mówi: „Bądź spokojny i wiedz, że jestem Bogiem”. Nie ruszaj się.

Uwielbiam opowiadać moim dzieciom o czasach, gdy Eliasz był przygnębiony i ukrywał się w jaskini:

Wtedy Pan skierował do niego słowo i przemóił: Co ty tu robisz, Eliaszu? A on odpowiedział: Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów, gdyż Izraelici opuścili Twoje przymierze, rozwalili Twoje ołtarze i Twoich proroków zabili mieczem. Tak że ja sam tylko zostałem, a oni godzą jeszcze i na moje życie. Wtedy rzekł: Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana! A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały [szła] przed Panem; ale Pan nie był wichurze. A po wichurze - trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. (1 Krl 19, 9-12)

Biedny Eliasz! On i jego współprorocy zrobili wszystko, co w ich mocy, aby sprowadzić lud Izraela z powrotem do Boga — ale lud miał zatwardziałe serca i sztywne karki, i nie chciał czcić Boga. Zburzył Jego ołtarze i zabił Jego proroków, pomimo iż Eliasz dokonywał wśród nich cudów. Możemy go sobie wyobrazić przygnębionego w tej jaskini. A kto przychodzi, jeśli nie Słowo Pańskie? Syn Boży, właśnie tutaj, w Starym Testamencie, rozmawia ze swoim bolejącym sługą. To tylko głos, który obiecuje, że wkrótce Pan przejdzie obok Eliasza, aby ten mógł Go bardziej bezpośrednio doświadczyć. Nie będzie w wichrze, w trzęsieniu ziemi ani w ogniu; Pan będzie w łagodnym powiewie.

Często chcemy, aby Bóg do nas przemówił, mamy nadzieję, że rzuci nam jakieś instrukcje lub zachęty — mrugające neony, których nie możemy przegapić, rozdzierające uszy deklarację, że jesteśmy Jego wiernymi sługami i jesteśmy na dobrej drodze.

Ale On taki nie jest. Jest w delikatnym powiewie. I z biegiem lat, kiedy ofiarowujemy się w modlitwie, czasami czujemy, że słyszymy coś na wietrze, jakbyśmy mieli wrażenie, że Bóg lub nasz anioł chcieli, abyśmy coś wiedzieli lub coś zrobili, i to po prostu przyszło do nas, bardzo delikatnie, gdy byliśmy cicho i modliliśmy się. Najczęściej Bóg mówi do nas, inspirując nas. Inspire (inspirować) pochodzi z tego samego źródła co respire (oddychać): inspiracja i respiracja dotyczą oddychania. Bóg tchnął w nas życie, dokonał tego stwarzając nas i dokonuje przez całe nasze życie, tchnąc małymi, malutkimi oddechami, słodkimi, delikatnymi bryzami.

Jeśli biegamy tu i tam, zdenerwowani tym, czy dom jest czysty, czy też zgubione buty spowodują spóźnienie się na mecz piłki nożnej, możemy tego nie usłyszeć. Musimy znaleźć czas na wsłuchanie się.

Miłość można poczuć w ciszy. Poświęcenie czasu na przytulanie się z naszymi dziećmi — a jeśli są starsze i już nie chcą się przytulać, to po prostu posiedzenie obok nich i wysłuchanie, będąc z nimi. Po prostu obecność. Bez telefonów komórkowych, bez e-maili, bez telewizji. Po prostu ktoś obecny, cichy i mogący wysłuchać. W ten sposób możemy wyrazić miłość do naszych dzieci, a one mogą nauczyć się komfortu bycia kochanym w ciszy i siedzenia w ciszy. Być może jest to najlepszy sposób, w jaki możemy przygotować je na przyjęcie naszego Pana w delikatnym powiewie.

Rodzice, za dużo rozmawiamy. Cały czas prowadzimy wykład, chociaż św. Porfiriusz zabronił nam tego. Tworzymy hałas i otaczający nas świat tworzy hałas. Nowoczesna, zachodnia kultura jest coraz bardziej szalona i głośna. Być może świat, który powita nasze dzieci, będzie jeszcze bardziej szalony. Jest za dużo danych wejściowych, mamy przeciążenie informacyjne, przeciążenie sensoryczne.

Bóg jest natomiast w ciszy, więc naszym zadaniem jest dać naszym dzieciom wystarczająco dużo spokoju, aby mogły się tam poczuć jak w domu i pomóc im docenić ten spokój, i chronić go we własnym życiu.

Jest piękny fragment o ciszy ze św. Paisjusza:

Starzec powiedział: „Sama cisza jest modlitwą mistyczną i bardzo pomaga w modlitwie, jak nieustający oddech człowieka.

Cisza (daleka od świata) bardzo szybko przynosi także wewnętrzny spokój duszy z ascezą i nieustanną modlitwą. Wtedy człowiek nie jest zaniepokojony zewnętrznym niepokojem, ponieważ w istocie tylko ciało znajduje się na ziemi, ale umysł znajduje się w niebie”.


Sama cisza jest modlitwą mistyczną i bardzo pomaga w modlitwie. Jeśli chcemy, aby nasze dzieci się modliły i naprawdę się w modlitwę angażowały, powinniśmy najpierw doprowadzić je do spokoju i ciszy.

Św. Paisjusz mógł równie dobrze omawiać prawdziwie zaawansowany rodzaj wewnętrznego spokoju, ale musiał zacząć od zewnętrznego spokoju. Wychowując nasze dzieci, powinniśmy dać im dar spokoju, pomagając im czuć się komfortowo i kochać w ciszy. Gdy podrosną, nauczymy je odmawiać własne modlitwy oprócz modlitw rodzinnych i pomożemy im dostrzec, że kluczowym elementem tych modlitw może być cisza, aby mogły usłyszeć własny oddech i zacząć słuchać Boga.

Czy twój czterolatek będzie wielkim hezychastą? Prawdopodobnie nie, a już na pewno nie w wieku 4 lat. Dzieci są głośne i muszą mieć możliwość biegania, zabawy i radości. Ale są chwile, kiedy są gotowe na trochę spokoju, a my powinniśmy uważać na te momenty i wykorzystywać je. Powinniśmy siedzieć cicho obok nich, przytulając je, aby wiedziały, że są kochane i aby nauczyły się szukać miłości, która objawia się jak delikatny powiew.

Z biegiem lat pokażemy im, że modlitwa może być cicha, że ​​sprawimy, iż rozproszenie świata zniknie, by znaleźć wytchnienie i siedząc w jaskini Eliasza ze słowem Pana poznawać Go. Pan nie jest ideą do zrozumienia, ale Osobą do poznania - i przychodzi w ciszy.

Elissa Bjeletich (tłum. Gabriel Szymczak)

za: Raising Saints

fotografia: szolucha.w /orthphoto.net/