publicystyka: Na czym polega nasza jedność

Na czym polega nasza jedność

metropolita Klemens (tłum. Justyna Pikutin), 24 września 2022

W dzisiejszych czasach często można usłyszeć pytanie: "Po co tak często chodzić do cerkwi? Przecież można modlić się także w domu.” I mówią to ci, którzy nie mają nic przeciwko chodzeniu do świątyni, ale jednocześnie nie rozumieją powodu, dla którego mieliby tam często bywać.

Tak, rzeczywiście, pójście do świątyni to spory wysiłek. Trzeba odłożyć na bok wszystkie swoje sprawy, zrezygnować z rozrywek, z pójścia do supermarketu, z oglądania kolejnej serii serialu i poświęcić ten czas na modlitwę w świątyni, przy czym trzeba to robić w każdą niedzielę i święta. Chcąc nie chcąc, w naszych duszach rodzą się pewne wątpliwości: Komu jest to potrzebne? Przede wszystkim jest to niezbędne dla samego człowieka. Idąc do świątyni, okazujemy swoją wierność Bogu. Myślę, że prawdziwie wierzący człowiek zgodzi się ze mną, że chodzenie do świątyni jest o wiele większą wartością niż wszystkie "ofiary" i starania, których ono wymaga.

Właśnie w świątyni sprawowane są wszystkie sakramenty i szczególne modlitwy potrzebne człowiekowi podczas całego jego ziemskiego życia, od momentu chrztu do odprowadzenia go w ostatnią drogę. Jednak może wystarczy tylko przyjść do świątyni, gdy zajdzie potrzeba, na przykład spowiedzi i Eucharystii lub też ogólnocerkiewnej modlitewnej pomocy. Jeśli masz problem ze zdrowiem - możesz pójść do cerkwi, by udzielono ci sakramentu chorych. Jeśli istnieje potrzeba modlitwy za zmarłego - można wejść do środka, stanąć na nabożeństwie żałobnym, a następnie modlić się do Boga w domu, aż do następnej duchowej potrzeby. Po co więc chodzić regularnie do świątyni i stać na każdym nabożeństwie?

Nawet mnisi żyjący na pustyniach, którzy w skupieniu modlili się w swoich celach klasztornych, w niedziele i wielkie święta gromadzili się w świątyni, aby wspólnie modlić się i przyjmować św. Eucharystię. Tym bardziej pożądana jest zbiorowa modlitwa ludzi, którzy żyją pośród swych trosk i wrażeń, odciągających ich od duchowych potrzeb. Sam Chrystus powiedział, że "Gdzie bowiem jest dwóch lub trzech zgromadzonych w imię Moje, tam jestem pośród nich" (Mt 18,20). W związku z tym modlitwa wykonywana wspólnie w świątyni jest dla chrześcijan silniejsza i skuteczniejsza.

Istnieje również ascetyczne rozumienie powyższych słów. Kiedy umysł i serce człowieka gromadzą się w imię Chrystusa, wtedy w obecności Boga odbywa się głęboka i nierozproszona modlitwa. Ale żeby osiągnąć tak wysoki stan duchowy, trzeba zacząć od wypełnienia tych słów w ich dosłownym znaczeniu. Dlatego trzeba zawsze starać się iść do świątyni, gdzie ludzie gromadzą się w imię Chrystusa i w ten sposób wypełniać to przykazanie.

Pozwólcie, że powiem więcej. Cerkiew - to jedność wiernych w Chrystusie. Dlatego gromadzimy się na nabożeństwach, modlimy się i przyjmujemy Ciało i Krew Zbawiciela z jednego kielicha eucharystycznego. Jednak zjednoczenie wspólnoty i integralność Cerkwi nie przejawiają się wtedy, gdy po prostu stoimy obok siebie w świątyni, gdy modlimy się i przyjmujemy Eucharystię, a potem rozchodzimy się każdy w swoją stronę i poza świątynią nawet się nie znamy. W naszym odseparowaniu się od siebie nawzajem słabnie również więź między każdym z nas a Bogiem. Dlatego nasza jedność, przejawiająca się w sposób widoczny w świątyni przy kielichu Chrystusowym, musi być kontynuowana również w życiu codziennym poprzez czynną wzajemną pomoc, modlitwę za siebie nawzajem i duchową jedność.

Po zakończeniu św. Liturgii powinniśmy kontynuować wspólne dzieło. Weźmy na przykład opiekę nad osobami samotnymi. W czasach Starego Testamentu mężczyzna mógł poślubić kilka kobiet. Było to dozwolone nie dla uciech cielesnych, ale dla celów socjalnych. Żona mogła być starsza od męża, mogli nawet nie mieć relacji małżeńskiej, ale jako żona była pod jego opieką. Przecież w tamtych czasach kobiety nie mogły same się utrzymać, a wielu mężczyzn ginęło. Było prawie niemożliwe, aby kobieta przeżyła sama w czasie wojny lub w czasie powojennym, albo w czasach innych kataklizmów. Mężczyzna brał za żonę kilka kobiet, aby zapewnić im schronienie i ochronę. Na początku ery chrześcijańskiej zniesiono poligamię, a opiekę nad wdowami i niezamężnymi pannami przejęła wspólnota kościelna. Na przykład w księdze Dziejów Apostolskich bardzo dużo mówi się o pomocy wdowom.

Nawet w naszych czasach jest wiele przykładów, kiedy zgromadzenie pomaga takim kobietom. Przybliżę tylko jeden z nich. Po śmierci męża kobieta została z trójką małych dzieci. Kilka miesięcy później zdiagnozowano u niej poważną chorobę, która wymagała długotrwałego leczenia. Była zmuszona zrezygnować z pracy, a zasiłek na dzieci po śmierci żywiciela nie pokrywał wszystkich wydatków rodziny, w tym zakupu drogich leków. I wspólnota, do której należała ta rodzina, przejęła nad nią opiekę. Nie zostawili jej, nie pozwolili jej pogrążyć się w rozpaczy, wspierali zarówno moralnie, jak i finansowo.

Apostoł Paweł poświęcał wiele uwagi takim sprawom. Czytamy w jego listach, że dziękował zgromadzeniom za opiekę nad wdowami i innymi słabszymi członkami wspólnoty. Dziś również zadaniem wspólnoty jest nie tylko spotykać się na modlitwie, przyjmować Eucharystię i iść do domu, ale także znać potrzebujących i wspierać się wzajemnie oraz pomagać tym, którzy są w trudnej sytuacji. Będzie to jedność wiernych nie tylko we wspólnocie eucharystycznej, ale także w pozostałych aspektach życia.

Być członkiem Cerkwi oznacza troszczyć się nie tylko o siebie, ale także o innych Jej członków. Jak mówi ap. Paweł: "Tak więc, jeśli jeden członek cierpi, cierpią z nim wszystkie członki, a jeśli jeden członek doznaje czci, radują się z nim wszystkie członki" (1 Kor. 12:26). Jeśli jesteśmy Ciałem Chrystusa, musimy współczuć innym członkom Cerkwi i pomagać im w rozwiązywaniu problemów, nawet jeśli nie w sensie globalnym, to przynajmniej na poziomie naszej własnej parafii. Jeśli parafianin nie przychodzi na nabożeństwo raz, drugi, trzeci, powinniśmy przynajmniej zapytać, dlaczego jest nieobecny, co się z nim stało. Może potrzebuje wsparcia, czy to poprzez dobre słowa, czy też czyny.

Kiedy komuś jest źle i nie ma mu kto pomóc, to kto poda mu pomocną dłoń? Myślę, że przede wszystkim powinni to czynić bracia chrześcijanie. Wtedy nasza jedność w Cerkwi nie będzie formalna. Właśnie dlatego chodzimy do cerkwi i modlimy się wspólnie, aby ta jedność została ustanowiona i podtrzymywana. Nasza wiara, modlitwy i udział w sakramentach nie są jedynymi rzeczami, które powinny nas jednoczyć. Jedność duchowa powinna także sięgać sfery codziennego życia, w postaci wsparcia i pomocy tym, którzy doświadczają trudności życiowych.

Jeśli jesteśmy naprawdę zjednoczeni, jeśli mamy chrześcijańską miłość i troskę o siebie nawzajem, to naturalne jest, że chcemy się razem modlić, bo modlitwa zbiorowa jest silniejsza od indywidualnej. Co do modlitwy jako takiej, to zgodnie z przykazaniem apostoła powinniśmy modlić się wszędzie i zawsze, nie tylko w świątyni. "Nieustannie módlcie się. Za wszystko dziękujcie." (1 Tes. 5, 17-18) - jest to przykazanie dane wszystkim chrześcijanom: zarówno mnichom, jaki i ludziom świeckim.

metropolita Klemens (tłum. Justyna Pikutin)

za: pravoslavie.ru

fotografia: maksiuss /orthphoto.net/