publicystyka: Czy to normalne - mieć wątpliwości?

Czy to normalne - mieć wątpliwości?

o. Dymitr Palamarczuk (tłum. Gabriel Szymczak), 07 września 2022

Czy powinniśmy bać się kwestionowania naszej wiary w Chrystusa? Czy powinniśmy zaakceptować nasze zmagania jako normalne? Jak przezwyciężamy nasze wątpliwości? Czy Bóg odwraca się od nas, gdy się wahamy? O. Dymitr Palamarczuk z cerkwi Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość” w Gorłowce (Ukraina) dzieli się swoimi przemyśleniami.

Wiara to praca w toku

Nie możemy wierzyć w Boga i nie mieć pytań. Wiara to podróż; nigdy nic nie pozostaje takie samo. Zmieniamy się i wzrastamy w naszej wierze. To część naszej ludzkiej natury. W naszym życiu duchowym jest czas na modlitwę, Pismo Święte i pisma Ojców Świętych. Poznajemy nasze życie przez pryzmat nauk chrześcijańskich. Są chwile, kiedy nie jesteśmy skłonni do modlitwy. Odczuwamy chłód wobec wiary, a przyczyn może być wiele, od pogody po stan naszego umysłu. W tych chwilach słabości możemy nie być pewni, czy Pan nas słyszy. Możemy nawet kwestionować Jego istnienie. Ale nasze kryzysy są szansą na postęp. Jak błyskotliwie zauważył C.S. Lewis, bez męki fałszywych wierzeń nie moglibyśmy poznać prawdziwego Boga. Jego myśl jest doskonałym opisem naszego poszukiwania Boga: czasami wydaje nam się, że Go znaleźliśmy, ale wciąż nie możemy przezwyciężyć poczucia, że ​​czegoś ważnego wciąż brakuje, a bez tego nasza wiara jest zbyt nijaka.

Pytania z ignorancji

Poczucie nijakości często wynika z naszej iluzji, że wiemy wszystko o chrześcijaństwie – a to może być bardzo niebezpieczne. To fałszywe myślenie pojawiło się u mnie, gdy miałem piętnaście lat. Byłem prysłużnikiem. Przeczytałem wiele książek i byłem przekonany, że wiem wszystko o wierze chrześcijańskiej. Ale potem natknąłem się na listę pytań egzaminacyjnych dla kandydatów na seminarzystów i stwierdziłem, że nie mogę odpowiedzieć na ani jedno pytanie. Okazało się, że nic nie wiem! Zasmucony zacząłem się zastanawiać, czy duchowość pochodzi z samej wiedzy. Oczywiście nie! Ale bez tego prawdziwa wiara jest niemożliwa. Bez poznania prawosławia – przynajmniej poprzez lekturę katechizmu, nie możemy uczciwie nazywać siebie chrześcijanami. Jak możemy zasłużyć na to imię, jeśli nie rozumiemy Credo lub nie potrafimy wyjaśnić treści modlitwy „Ojcze nasz”? Jeśli nie rzucimy sobie wyzwania, by się uczyć, możemy spodziewać się wątpliwości i niepewności. Było dla mnie szokiem, gdy pewnego dnia odkryłem, że król Dawid nie napisał wszystkich psalmów. „Dlaczego mnie oszukiwali?” – wykrzyknąłem z pogardą. Ale nie zostałem oszukany – po prostu wiedziałem za mało.

Niemniej jednak sama znajomość doktryny nie uchroni nas przed zachwianiem wiary. Jeśli nie doświadcza się bezpośrednio obecności Chrystusa, nic nie może nas przekonać o Jego istnieniu. Apostoł Paweł napisał: „Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.” (1 Kor 13, 11)

Wiara również musi przejść przez kryzys młodości i dorosłości, abyśmy ją ponownie odkryli. Na przykład nasza bojaźń przed Bogiem dojrzewa etapami. Najpierw baliśmy się Go zdenerwować, aby nas nie ukarał, a potem z obawy, że nie otrzymamy naszej nagrody. Teraz jesteśmy Mu posłuszni, ponieważ nie chcielibyśmy zasmucać Tego, który kocha nas nieskończenie. Kiedy upadamy przed Bogiem, On nas nie odpędza. Zamiast tego wzywa nas do Siebie: „Chodź, a usunę cały brud. Znowu cię oczyszczę i wszystko będzie dobrze, bracie!” Bez kryzysów nie możemy dojrzewać jako chrześcijanie i nie możemy wzrastać w naszych przekonaniach.

Czy Bóg nas słyszy?

Nasze wyznanie wiary może słabnąć, gdy odchodzimy od przykazań Chrystusa i żyjemy tylko naszymi samolubnymi pragnieniami, ignorując nauki Kościoła, a nawet głos naszego sumienia. W dzisiejszych czasach wielu będzie argumentować, że wcale nie jest złem pożeranie drugiego człowieka przez kanibala, ale nie dajmy się zwieść. Nawet dla osoby niereligijnej głos sumienia jest prawem moralnym. Jeśli mu zależy na usłyszeniu i odebraniu przekazu, głos sumienia powie mu w trudnej sytuacji: „Niewłaściwa droga. Wróć!"

Kiedy mamy wątpliwości, czasami mamy też wrażenie, że Bóg może nas nie usłyszeć. Że nie jest pewien, czy odpowie na nasze prośby lub czy nasze modlitwy dotrą do Jego uszu. Jak powinniśmy zareagować? Zwróć uwagę na nauki apostoła Jakuba: „Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo źle się modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.” (Jk 4, 3)

Święci Ojcowie uczą nas również, że Pan nie zawsze natychmiast odpowiada na nasze modlitwy i prośby. Czasami podczas modlitwy mam też wrażenie, że moje modlitwy uderzają w jakąś niewidzialną ścianę, że ich słowa wchodzą w pustkę lub uderzają w nieprzezwyciężoną barierę między mną a Bogiem. Wydaje mi się, że robię wszystko dobrze, więc w czym problem? Okazuje się, że coś jest w moim sercu, jakaś uraza lub nierozwiązany konflikt, albo mimo pogodzenia się z żoną po kłótni - nadal pozostający ślad goryczy. Wszystkie te rzeczy stoją na drodze między nami i powstrzymują nas od usłyszenia Go. Ta bariera nie zniknie, jeśli nie będziemy pokutować.

Musimy zrozumieć, że Bóg nie odwraca się od nas ani nie zamyka uszu na nasze prośby. Tylko siebie możemy winić za zamknięcie naszych serc na Jego łaskę naszymi działaniami i zachowaniami. Nasze serca nie są w stanie tego przyjąć. Wahanie może ujawnić nasz ludzki egocentryzm. O wiele wygodniej jest myśleć, że Bóg nie będzie słuchał, niż zmienić się od wewnątrz i przemyśleć swoje życie. Oto jedna myśl starca Nektariusza (Morozowa), która moim zdaniem jest bardzo trafna – stwierdził, że „chrześcijanin” nie jest tytułem otrzymanym raz na zawsze; musimy każdego dnia udowadniać, że jesteśmy go godni.

Czasami zapominamy, że jesteśmy chrześcijanami i kończymy z poczuciem pustki i porzucenia. Najlepsze, co możemy zrobić w takich sytuacjach, to zbadać swoje życie, aby zrozumieć, w czym możemy się mylić. Odczujemy ulgę, gdy zlokalizujemy źródło naszego problemu i przyczyny naszych krzywd.

Waham się. Czy nadal mogę przystępować do Komunii?

Czy nadal powinniśmy przystępować do Kielicha, gdy wahamy się co do naszej wiary? Pan naucza: „Wszystko, co daje Mi Ojciec, do Mnie przyjdzie. A przychodzącego do Mnie zaiste nie wyrzucę na zewnątrz.” (J 6, 37)

W przypowieści o uzdrowieniu chłopca opętanego przez demona czytamy: „Wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy”. Ojciec chłopca natychmiast wykrzyknął: „Wierzę, Panie, wspomóż mnie w mojej niewierze.” (Mk 9, 23-24) Jako ludzie i wierzymy, i nie wierzymy, i pokutujemy, i tak ciągle. Gdy się wahamy, módlmy się: „Wierzę, Panie. Pomóż mojej niewierze!” Jeśli powstrzymujemy się przed przyjściem do Kielicha, dopóki nie będziemy wystarczająco silni w naszej wierze, możemy nigdy się do niego nie zbliżyć. Ale, jak uczy Biblia: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4, 13). Kiedy nasza wiara jest wystawiana na próbę, do kogo innego możemy uciekać, jak nie do samego Chrystusa? Kiedy nasza noga lub serce sprawia nam kłopoty, dokąd idziemy? Wzywamy lekarza, nawet jeśli nie jesteśmy zbyt pewni, że pomoże. A kiedy nasza dusza dręczy nas tak bardzo, że nie możemy się modlić ani pościć, do kogo idziemy? Zwracamy się do Chrystusa. Prosimy Go, aby dał nam siłę i energię do życia i wiary. Nie damy rady żyć w dzisiejszym świecie, jeśli nie będziemy stali na mocnym fundamencie naszej wiary.
 
o. Dymitr Palamarczuk (tłum. Gabriel Szymczak)

za: pravmir.com

fotografia: palavos /orthphoto.net/