publicystyka: Głównym celem małżeństwa nie jest szczęście

Głównym celem małżeństwa nie jest szczęście

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin), 03 września 2022

Małżeństwo jest drogą do zbawienia. Jeśli spojrzymy na nie w świetle ducha Cerkwi, to musimy przyznać, że głównym celem małżeństwa nie może być nic innego niż zbawienie człowieka. To znaczy, że celem małżeństwa nie można nazwać ani szczęścia, ani posiadania dzieci, ani np. zyskania przyjaciela w życiu, bo wszystkie te rzeczy są wtórne.

Zawarcie małżeństwa jest bardzo ważnym wydarzeniem w naszym życiu, a Cerkiew błogosławi i chroni. W pierwszych wiekach istnienia Kościoła byli chrześcijanie, oczywiście heretycy, którzy nauczali, że małżeństwo jest czymś nikczemnym, jest niższe od dziewictwa i mężczyzna nie powinien się żenić. Ale św. ap. Paweł mówi: "Są wśród was tacy, którzy nawołują was, abyście się nie żenili i brzydzili się małżeństwem, podczas gdy wszystkie małżeństwa są uczciwe, a łoże małżeńskie czyste" (por. Hbr 13,4).

Cerkiew bardzo wcześnie w postanowieniach Soborów Apostolskich i Soborów Powszechnych odrzuciła takie pojmowanie małżeństwa. Na jednym z soborów przedyskutowano nawet problem, czy dopuszczalne jest, aby duchowni byli żonaci. Rzymscy katolicy do dziś nie pozwalają swoim duchownym na zawieranie małżeństw - nie ma tam małżeństwa, jest tylko celibat. Na owym soborze dyskutowano, czy kapłan może być żonaty, ponieważ niektórzy chrześcijanie uważali małżeństwo za coś niższego niż dziewictwo i niezgodnego z życiem duchowym, a tym bardziej z kapłaństwem.

Oczywiście prawosławni Ojcowie nie akceptowali tego heretyckiego i błędnego poglądu, a jeden z wyznawców, święty Pafnucy, kapłan męczennik, stanął nawet w obronie kapłanów posiadających rodziny i powiedział, że uczciwe małżeństwo nie jest przeszkodą dla kapłaństwa. Od tego czasu w Cerkwi prawosławnej działają żonaci duchowni. W związku z tym Cerkiew akceptuje, błogosławi małżeństwo i uważa je za drogę do zbawienia.

Głównym celem zawarcia małżeństwa - tego tak ważnego wydarzenia - jest nasze zbawienie. Trzeba to bardzo dobrze zrozumieć, bo na takiej podstawie powinno być budowane małżeństwo; jeśli nie położy się odpowiedniego fundamentu, to wszystko wyjdzie krzywo. Z mojego małego doświadczenia - oczywiście nie osobistego, bo nigdy nie byłem w związku małżeńskim - ale z doświadczeń wielu osób, z którymi rozmawiam i które mają różnego rodzaju problemy, ale przede wszystkim z rozmów z wierzącymi małżonkami bliskimi Cerkwi, którzy borykają się z problemami w życiu rodzinnym i znajdują się w trudnych sytuacjach - widzę, że brakuje im tego poczucia, a mianowicie poczucia, że małżeństwo jest drogą do zbawienia.

Ktoś jednak powie:
- Wyszłam za mąż, bo chcę być szczęśliwa. Chcę mieć kogoś, kto będzie mnie kochał, chcę, aby w naszej rodzinie panowała harmonia. Chcę, żeby rodzina była dla mnie ostoją, a ja chcę odpoczywać, kiedy wracam do domu.

To wszystko jest naturalne i ludzkie. Ale czy musi tak być? Pozwolę sobie podać przykład z życia monastycznego, abyśmy mogli zrozumieć, że ten eudajmoniczny[1] duch przeniknął także do naszego chrześcijańskiego myślenia.

Dziś młody człowiek, który chce zostać mnichem, mówi:
- Chcę zostać mnichem, chcę znaleźć dobry klasztor, mieć tam dobrych braci, dobrych ojców, dobrego starca. Chcę, żeby był święty, rozsądny, żeby się nie gniewał, nie był wredny, nie traktował mnie źle, był wrażliwy na moje potrzeby. Żeby klasztor był dobry, zlokalizowany w dobrym miejscu, żeby wszystko było tam dobrze!

I oto człowiek z taką postawą wstępuje na drogę życia monastycznego. Ja też tak zaczynałem, zostając mnichem, ale później oczywiście zrozumiałem, że to był błąd. Zaś w Paterikonie widzimy zupełnie inną postawę. Tak oto młody człowiek poszedł do starca i zapytał go:
- Abba, gdzie mam iść, aby zostać zbawionym?
To znaczy: "Gdzie mam iść, żeby zostać mnichem"? A ten rzekł do niego:
- Dziecko, idź tam, gdzie jest trud. Nie idź tam, gdzie jest łatwo, jeśli chcesz być zbawiony. Jeśli chcesz żyć w rozkoszy, miło i pięknie, to możesz pojechać tam, gdzie będzie łatwo. Ale jeśli naprawdę chcesz osiągnąć zbawienie, idź tam, gdzie są trudności, gdzie potrzebny jest wysiłek.

Pewnego razu młody człowiek zapytał abba Zachariasza:
- Abba, jak powinienem postępować w monasterze wspólnotowym, aby zostać zbawionym?
Abba zdjął swoją kamiławkę, rzucił ją na ziemię, zdeptał i powiedział:
- Jeśli staniesz się taki, możesz zostać zbawiony. Jeśli staniesz się jak ta kamiławka, a inni będą cię deptać, możesz zostać zbawiony.

Nie powiedział mu: "Jeśli chcesz być zbawiony, twój starzec musi być cichy, nie gniewać się, nie ograniczać twoich pragnień i troszczyć się o ciebie" itd. Nie, ojcowie pojmowali to zupełnie inaczej.

Pamiętam, że kiedy byłem na Świętej Górze Athos, z Aten przyjechał archimandryta i chciał znaleźć kaliwę, w której mógłby poświęcić się milczeniu. Przyszedł do ojca Efrema w Katunaki i powiedział:
- Nauczycielu, czy macie tu kaliwy, w których mogę poświęcić się milczeniu i życiu ascetycznemu?
Starzec odpowiedział mu:
- Kaliw jest wiele.
Ci z was, którzy byli w Katunaki, Karulii, wiedzą, że jest tam wiele kaliw.
Powiedział do niego:
- Chcę taką kaliwę, w której jest woda.
- No cóż, są i takie.
- I żeby nie było wilgotno! I żeby było niezbyt wysoko, nie w jaskini, nie pod skałami...
W końcu ojciec Efrem powiedział do niego:
- Ojcze, wracaj do Aten, nie jesteś stworzony dla Katunaki. Tutaj potrzeba wyrzeczenia, a nie wygody.
Mówimy to z perspektywy monastycyzmu. Ale również w małżeństwie, gdy chrześcijanin zawiera związek małżeński, celem jego życia powinno być zbawienie. A kiedy mówimy "zbawienie", mamy na myśli, że powinien on umiłować Chrystusa ponad wszystko, być zjednoczonym z Nim, by odwrócić swoje życie w Jezusie Chrystusie na swoją korzyść i udoskonalić je duchowo. Wstępując w związek małżeński, myśli on tak: " Spójrz, jeśli się ożenię, to moje małżeństwo musi być środkiem, który doprowadzi mnie do zbawienia...".

Pamiętam, jak młodzi ludzie przychodzili do starca Paisjusza i mówili mu:
- Ojcze, pomódl się, abyśmy mogli znaleźć dobrą dziewczynę i pobrać się!
Starzec odpowiadał:
- Ach, dzieci! A co się stanie ze złymi dziewczynami? Wszyscy chcecie mieć dobre dziewczyny, ale co zrobić z tymi złymi? - powiedział - Czy powinniśmy je zamarynować i pozamykać w puszkach, jak sardynki? Zakonserwować? Ktoś musi zabrać też te złe!
A potem powiedział im:
- Dzieci, to jest błąd i budujecie swoje małżeństwo na złym fundamencie.

Chcesz wziąć za żonę dobrą dziewczynę, dobrze. Bez względu na to, jak naturalne może się to wydawać i jak gorzko jest, gdy wychodzi na opak - owszem, jest to logiczne, ale jest to niewłaściwy fundament, ponieważ jest to eudajmoniczny pogląd na małżeństwo. To znaczy, że wchodzę w małżeństwo, by żyć w przyjemności, a nie po to, by się zbawić. To znaczy, że moim głównym celem nie jest moje zbawienie, moje zaślubiny z Chrystusem, ale aby moje życie było przyjemne. Jeśli więc ożenię się i zobaczę, że ta miła, skromna, pokorna chrześcijanka nie jest tak pokorna i skromna, i posiada nie tylko wszystkie cnoty, ale i wszystkie wady, jakie ma każdy człowiek, a następnie zaczną się trudności w małżeństwie, to powiem: "Ale ja nie chciałem takiego małżeństwa! Nie chciałem takiego małżeństwa, by męczyć się i być gnębionym, by ona bezustannie mnie dręczyła." Albo żeby mąż hamował żonę.

Tak, to wszystko jest ludzkie, ale ostatecznie okazuje się, że właśnie tego wymaga nasze zbawienie - żebyśmy byli w tej niewygodnej sytuacji. A jeśli spojrzymy na porażki w małżeństwie z perspektywy bardziej duchowej, to czy cokolwiek dzieje się bez Bożej Opatrzności? Tym bardziej nasze małżeństwo!

Kiedy skończyłem studia, wraz z niektórymi kolegami z grupy zostaliśmy wielkimi przyjaciółmi. Kilka lat później, gdy byłem już w Nowym Skicie, pewnego dnia wspiąłem się na drzewo cytrynowe, aby zebrać cytryny, a wtedy przyszedł mnich i powiedział:
- Posłuchaj, jest tu człowiek, który cię szuka!
Powiedziałem do niego:
- Co mam teraz zrobić, zejść na dół? Wpuść go, niech przyjdzie tutaj!
Przyszedł, a ja spojrzałem na niego z góry i ujrzałem młodego człowieka z posiwiałą brodą, bladego, szczupłego i wyczerpanego. Zapytałem go:
- Kim jesteś?
A on mówi:
- Nie poznajesz mnie? Czy mój głos nic ci nie przypomina?
- Nic mi nie przypomina!
- Przecież to ja, Panajot, twój kolega z grupy!
- Ojej, Panajot, jak to się stało, że stałeś się taki, mój synu? Jesteś chory?
- Nie, ożeniłem się!
A ja pomyślałem, że jest chory. Aby go pocieszyć, powiedziałem mu:
- Nie smuć się, stałeś się jak święte relikwie!
Był wysuszony, wyglądał na półżywego, jego włosy posiwiały. Ożenił się z naszą koleżanką z grupy i mówi do mnie:
- Ojcze, co mam ci powiedzieć? Pamiętasz ją?
- Tak, była naszą koleżanką z grupy. Pamiętam ją.
- Wyssała ze mnie całą duszę!

Tak... Ale tamtejsi ojcowie szybko naprowadzili go na właściwą drogę. Ponieważ wyjaśnili mu, że spójrz, musisz mieć trudności w swoim małżeństwie. Trafiłeś na taką osobę, która nie jest łatwa - i ty też jesteś trudny na swój sposób, a ona - na swój, więc oboje cierpicie, ona pewnie też. Ale tylko jeśli spojrzysz na to z duchowego punktu widzenia, wtedy skorzystasz ze swego kłopotu. Ta niedogodność i w ogóle wszystkie niedogodności związane z małżeństwem przyniosą ci wiele dobrego, jeśli potraktujesz je właściwie.

[1] Eudajmonizm - światopogląd, według którego szczęście, błogość, jest najwyższym celem człowieka.

metropolita Limassol Atanazy (tłum. Justyna Pikutin)

za: pravoslavie.ru

fotografia: Darkou /orthphoto.net/