publicystyka: Cel gorszego życia

Cel gorszego życia

o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak), 02 września 2022

Od najmłodszych lat słyszałem o przyszłości, o której mówi się w samych superlatywach: najlepsza, najlepsza z możliwych itd. Istniało niewypowiedziane założenie, że każda istota ludzka jest do czegoś wyjątkowo przystosowana i że jeśli odkryje tę wyjątkową rzecz i nad nią popracuje, może stać się w czymś najlepszą. Niektóre z moich wczesnych sukcesów kręciły się wokół fortepianu. Przy odrobinie pracy udało mi się wyprzedzić mojego starszego (o pięć lat) brata. Dotrzymywałem kroku innym uczniom mojego nauczyciela, choć zauważyłem, że nie zawsze byłem na szczycie. A potem zacząłem gimnazjum.

Tam poznałem żydowskiego kolegę, pierwszego Żyda, jakiego spotkałem. W ciągu roku miał okazję grać dla nas na pianinie. Mieliśmy po trzynaście lat, a ten chudy koleś usiadł i z łatwością zagrał preludium Rachmaninowa. Nigdy nie widziałem (na własne oczy) kogoś tak grającego... Wiedziałem też, że ja nigdy tak nie zagram. Być może on znalazł swoją wyjątkową rzecz.

W miarę jak mój świat zmierzał w dorosłość i poszerzałem zakres kontaktów, wielokrotnie przekonywałem się, że nie wcale nie jestem takim bystrzakiem. Myślałem, że mam trochę talentu w jednej i drugiej rzeczy, w najlepszym razie byłem jednak trochę powyżej średniej. Iluzja „wyjątkowego dopasowania” okazała się paplaniną, a nie prawdą o naszym istnieniu.

Żyjemy w kulturze 'pocieszającej gadki', bez względu na to, czy jest ona skierowana do nas, czy nie. Oglądanie kolejnego niesamowitego nastolatka w „America’s Got Talent” może być niesamowitą rozrywką, ale także przypomnieniem, że większość z nas taka nie jest. Nasza przeciętność nie zrobiłaby wrażenia na widzach. Doskonałość jest w dużej mierze mitem i to dla wielu bolesnym. To także odwracanie uwagi od tego, co jest naprawdę wspaniałe we wszystkich i we wszystkim.

Współczesny kult doskonałości jest w dużej mierze zdefiniowany przez naszą ekonomię konsumencką. Doskonałość sprzedaje. Zawsze słyszymy przekaz, że gdybyśmy znaleźli nasz wyjątkowy przedmiot, to miałby on wyjątkowe miejsce na rynku. Osiągnęlibyśmy sukces sprzedażowy, ludzie by za to płacili, tak jak my płacimy za inne rzeczy, i bylibyśmy szczęśliwi. To w dużej mierze nieprawda. Większość ludzi odkrywa, że ​​bez względu na ich dar czy talent, to, co robią w kółko, to praca. Czasami lubimy naszą pracę, a czasami nie. Picasso może skończyć obraz i uznać go za śmieci, a nawet wyrzucić. Picasso w śmietniku, wyobraźcie to sobie!

Chociaż doskonałość jest wspaniała, a piękno jest powodem do podziwu, nie żyjemy jako część strategii marketingowej. Na rynku jesteśmy prawie wszyscy sprowadzeni do roli widowni, nabywców towarów, odbiorców sztuczek naganiaczy i szulerów. To nie jest mądry sposób na życie.

Wyobraziłem sobie normalny dzień w życiu, sfilmowany w wysokiej rozdzielczości, starannie zmontowany i wyprodukowany z zapierającą dech w piersiach narracją Sir Davida Attenborough. Choć może to zabrzmieć zabawnie, to, co składa się na treść „Błękitnej Planety” i innych podobnych filmów, jest tak przyziemne, jak zwykły dzień w życiu ośmiornicy. Jednak w pracy filmowej udaje się zwrócić uwagę na wymagający cierpliwości cud, który normalnie przeszedłby niezauważony.

Nasze życie kieruje się fałszywymi założeniami, w których stajemy się naszymi największymi rozczarowaniami, cały czas dziwiąc się doskonałości innych. Prawdę mówiąc, w naszym życiu brakuje prawdziwego cudu. Nie zajmujemy się rzeczami, które są najbardziej pod ręką. To, co jest unikatowe dla każdego z nas, nie jest naszą umiejętnością rynkową – to jest samo nasze istnienie! To, że nie widzimy właściwie własnego istnienia, oznacza, że ​​nie dostrzegamy właściwie istnienia innych. Stajemy się jak widownia kinowa - wszyscy prawdziwi ludzie siedzą w ciemności, nieświadomi siebie nawzajem, a cyfrowe obrazy tańczą na ekranie jako centrum naszego krótkotrwałego świata.

O. Thomas Hopko w swoich słynnych 55 maksymach kilkakrotnie wspomina o potrzebie „bycia małym”. Zmodyfikowałbym to nieco, mówiąc: „Naucz się być samowystarczalnym”. W naszym dążeniu do doskonałości lub ciągłym doskonaleniu się nigdy nie uczymy się umiejętności zadowalania się czymkolwiek. Znałem ludzi, którzy byli bardzo ustabilizowani na szczeblach kariery i nie mieli pojęcia, co robić, gdy dotarli na szczyt. Nauczyli się wszystkiego poza tym, jak żyć.

Św. Paweł używa terminu zadowolenie - samowystarczalność - jako normatywnego celu życia duchowego:

„Wielkim zaś zyskiem jest pobożność wraz z poprzestawaniem na tym, co wystarczy. Nic bowiem nie przynieśliśmy na ten świat; nic też nie możemy [z niego] wynieść. Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni. A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami.” (1 Tym. 6, 6-10)

Samowystarczalność (αὐταρκεία) oznacza „posiadanie w sobie wystarczalności”. Gdzie indziej św. Paweł mówi o swoim własnym doświadczeniu:

„…nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem. Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku.” (Flp 4, 11-12)

Samowystarczalność pozwala nam pozostać uważnym wobec tego, gdzie jesteśmy (i kim jesteśmy). Pęd naszej kultury zawsze nas rozprasza i skupia naszą uwagę na tym, gdzie nie jesteśmy, a gdzie chcemy być. Stwarza niepokój i sprawia, że ​​odwracamy uwagę od naszego obecnego życia. Teraźniejszość to cudowne miejsce. To także miejsce serca.

„Samo serce jest tylko małym naczyniem, ale są tam smoki i lwy; są jadowite bestie i wszystkie skarby zła. Ale jest też Bóg, aniołowie, życie i królestwo, światło i apostołowie, niebiańskie miasta i skarbce łaski – wszystko tam jest.”
Św. Makary

Z tego powinniśmy być zadowoleni.

o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak)

za: Glory to God for All Things

fotografia: Ursiy /orthphoto.net/