publicystyka: Doświadczenie spotkania człowieka z Bogiem

Doświadczenie spotkania człowieka z Bogiem

protoprezb. Aleksander Schmemann (tłum. Michał Diemianiuk, 31 lipca 2022

Co jest podstawą religii? - Doświadczenie spotkania człowieka z Bogiem.

Mówię to i czuję, w jakim stopniu ta odpowiedź jest jednocześnie i prosta, i trudna. Prosta dlatego, że każdy wierzący niezwłocznie zgodzi się z nią, powie: tak, właśnie SPOTKANIE, bowiem innego słowa nie znajdziesz; nie logiczny wniosek, nie rezultat rozważań, sporów, dowodów, świadectw, a spotkanie, tak niewątpliwe dla duszy, dla świadomości, że po nim po prostu niezrozumiałym staje się, jak można było nie wierzyć, a także i to, o czym konkretnie trwały spory i rozważania.

Ale odpowiedź także jest trudna, bowiem jak tylko spróbujesz objaśnić, opowiedzieć, na czym polegało to spotkanie, przekazać je powszednimi i zwykłymi słowami, od razu poczujesz całą nieskończoną trudność, być może także niemożliwość znalezienia tych słów, przekazania innemu tego, co stało się z tobą. I dlatego tak często bywają to nieudane słowa, nie te, nie o tym.

W tak zwanej Trzeciej Księdze Królewskiej [nazwa według porządku w Septuagincie, w zachodnim porządku Starego Testamentu, który wydziela osobno Księgi Samuela, jest to Pierwsza Księga Królewska – przyp. tłum.], jednej z najdawniejszych ksiąg wchodzących w skład Biblii, jest zadziwiająca opowieść właśnie o doświadczeniu takiego spotkania człowieka z Bogiem. Tam jest opowiedziane, jak ukazał się Bóg prorokowi Eliaszowi. Prorok Eliasz stał w górskiej pieczarze, i oto, opowiada dawny autor, był „wielki i silny wiatr, rozdzierający góry i kruszący skały przed Panem, ale w wietrze nie było Pana. Po wietrze trzęsienie ziemi, ale w trzęsieniu ziemi nie było Pana. Po trzęsieniu ziemi ogień, ale w ogniu nie było Pana. Po ogniu powiew cichego wiatru, i tam był Pan” (1 Krl 19, 11-12).

Jakie zadziwiające słowa – powiew cichego wiatru, w słowiańskim tłumaczeniu Biblii - „hłas chłada tonka” [глас хлада тонка], i w nim był Pan! Cóż znaczy ta opowieść, te zadziwiające, do niczego niepodobne słowa?

Przede wszystkim znaczą oczywiście to, że nie w zewnętrznych, i swoją zewnętrznością zmuszających zjawiskach dokonuje się to spotkanie duszy, świadomości ludzkiej z Bogiem. Burza, trzęsienie ziemi, ogień – to wszystko to właśnie symbole zewnętrznych wydarzeń, tego wszystkiego w naszym życiu, co działa na nas swoją mocą, niezwyciężonością tego, przed czym czujemy się bezbronni, co wywołuje w nas strach, zmusza nas, aby jak można i gdzie można szukać ratunku i chociaż na jakiś czas zniewala nas, pozbawia nas wewnętrznej swobody. I właśnie w strachu przed takiego rodzaju groźnymi i strasznymi wydarzeniami widzą, na przykład, materialistyczni wrogowie religii jej korzeń, zrodzenie jej w ludzkiej świadomości. Człowiek szuka wiary, ponieważ się boi. Tą opowieścią, napisaną tysiące lat temu, Pismo Święte przekonuje – nie, nie w tych zjawiskach, nie w burzach, nie w trzęsieniach ziemi i ogniu, nie w zmuszaniu umysłu i świadomości jest początek wiary. Nie tu jest spotkanie z Bogiem i istota religijnego doświadczenia – nie w tym. A w powiewie cichego wiatru, w „hłasie chłada tonka”.

W tym spotkaniu nie ma przymuszenia, nacisku, groźby, bo czy nie w tym właśnie jest cały wewnętrzny sens tego cichego powiewu, że można go nie zauważyć, że można przejść mimo niego, będąc zajętym czymś innym, co wydaje się nam ważne i można powiedzieć pierwszorzędne, co zapełnia całkowicie naszą świadomość, przeszkadza nam poczuć ten cichy powiew, usłyszeć ten „hłas chłada tonka” naszym wewnętrznym słuchem.

Jak zadziwiające, jak absolutnie przeczy wszystkim jawnym tezom antyreligijnej propagandy, objawienie przechodzące przez całe Pismo Święte, przez cały Stary i Nowy Testament – nie naciska na nas Bóg, nie zmusza do wiary w Siebie, nie każe odczuć Siebie. I tylko w tym oto niezauważanym, prawie nienamacalnym powiewie spotykamy Go – nie jako bojaźliwi, przestraszeni niewolnicy, a jako wolni ludzie.

Oto jak w innej księdze Pisma Świętego, u proroka Izajasza, mamy obraz przyszłego Zbawiciela, obraz tego, jak dokonuje się ostatnie i decydujące spotkanie człowieka z Bogiem.

Prorok pisze: „Nie ma w Nim piękna ani wielkości, i widzieliśmy Go, i nie było w Nim piękna, które przyciągałoby nas do Niego. On był wzgardzony i poniżony przed ludźmi, mąż cierpienia i chorób, i odwracaliśmy od Niego swoją twarz; On był wzgardzony i mieliśmy Go za nic. Ale On wziął na Siebie nasze niemoce i poniósł nasze choroby… On był zraniony za grzechy nasze i męczony za nieprawości nasze; kara świata naszego była na Nim, i Jego ranami zostaliśmy uzdrowieni” (Iz 53, 2-5).

Wierzący wszystkich wieków w tym proroctwie Izajasza widzieli zawsze proroctwo o Chrystusie. I rzeczywiście, co innego można powiedzieć o obrazie Chrystusa, jaki odwiecznie jaśnieje nam ze stron Ewangelii? I czy nie w tym jest cała głębia i jedyność chrześcijańskiej wiary, że ostatnie, decydujące spotkanie człowieka z Bogiem widziała w tym Człowieku – nie mającym ani piękna, ani wielkości, bezdomnym, prześladowanym, ukrzyżowanym, i co najważniejsze - znienawidzonym przez wszystkich tych, którzy tylko we wstrząśnięciu, w zewnętrznym, w zmuszaniu, szukają sensu historii i życia?

Ale nie było, i teraz też nie ma, powodów zmuszających, aby wierzyć w Chrystusa, przyjmować Go, kochać Go, powiedzieć o Nim to, co powiedział o Nim stojący przy krzyżu rzymski setnik: „Zaprawdę ten Człowiek był Synem Bożym” (Mt 27, 54). Do Chrystusa prowadzi tylko wolność, bowiem cały On, cała Jego nauka, całe Jego głoszenie do nas jest właśnie „powiewem cichego wiatru”. I dlatego tylko w samej głębi dusza czuje ten cichy powiew i w nim spotyka Boga.

protoprezbiter Aleksander Schmemann (tłum. Michał Diemianiuk)

za: azbyka.ru

fotografia: crkva /orthphoto.net/