publicystyka: Sprawiedliwy Abraham i modlitwy naszych Ojców

Sprawiedliwy Abraham i modlitwy naszych Ojców

o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak), 29 lipca 2022

Wiele nabożeństw Kościoła kończy się tą modlitwą: „Przez modlitwy naszych Świętych Ojców, Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami i zbaw nas!” Skoro my sami modlimy się bezpośrednio do Chrystusa, dlaczego odwołujemy się do modlitw innych? Czy nasze modlitwy są tak słabe, czy też tak trudno o Jego miłosierdzie? Podobnie jak wiele innych rzeczy w Kościele, odpowiedź ujawnia jeszcze większą tajemnicę.

W Księdze Rodzaju 18 dowiadujemy się o wizycie Boga u Abrahama pod dębem Mamre. Ten krótki fragment jest pełen tajemnic i od wieków przyciąga uwagę Kościoła. Bóg postanowił zniszczyć Sodomę i Gomorę, jeśli ich niegodziwość okaże się taka, o jakiej skargę słyszał. Ciekawe pytanie stawia Abraham, wstawiając się za tymi miastami. Czy Bóg zniszczy sprawiedliwych (tzadikim) razem z bezbożnymi? A jeśli w mieście jest 50 sprawiedliwych? Czy Bóg oszczędziłby miasta ze względu na tych pięćdziesięciu?

Bóg odpowiada, że ​​oszczędzi miasta ze względu na 50 sprawiedliwych. Wstawiennictwo Abrahama jest kontynuowane w przedłużających się „targach”. Konkluduje „układem”, że wystarczy zaledwie 10 sprawiedliwych, aby oszczędzić miasta. Okazuje się jednak, że jest tylko 8 sprawiedliwych, miasta zostają zniszczone, a 8 dusz je opuszcza (Lot i jego rodzina).

Ujawnia się tu zasada warta uwagi: obecność sprawiedliwych ochrania życie niesprawiedliwych. Są solą i światłem. Jak mówi św. Jakub: „Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego” (Jk 5, 6). Obecność zaledwie 10 prawych ocaliłaby miasta Sodomę i Gomorę, symbole największej niegodziwości na przestrzeni czasu. Więcej uczyniły jednak modlitwy Abrahama. Przez czas, w którym stał przed obliczem Pana i kłócił się, niegodziwe miasta były oszczędzane. „Opóźnił” on rękę Boga.

Ten sens rzeczy został w dużej mierze zagubiony w naszym obecnym świecie. Wykształciliśmy wśród nas świecką mentalność i postrzegamy obecność chrześcijan w świeckich kategoriach. Zaliczamy się do różnych „grup interesów”. Wyobrażamy sobie, że jeśli przemówimy jednym głosem, zjednoczymy nasze preferencje wyborcze i posiadane bogactwa - będziemy mieli pewien wpływ na decyzje możnych (którzy zdecydowanie nie są bogami). Bardzo smutne wnioski z sekularyzmu są takie, że ten świat jest samorządny, samoistny i samookreślający się. Jest to sposób myślenia, który w rzeczywistości nie potrzebuje Boga.

Powstanie sekularyzmu jako dominującego przekonania kulturowego pociąga za sobą wzrost „moralności” jako motoru władzy. „Moralne” ruchy społeczne, które naznaczyły współczesną historię chrześcijaństwa na Zachodzie (purytanizm, abolicjonizm, feminizm, prohibicja, a także współczesny wokizm i inne) są przykładami chrześcijaństwa jako zsekularyzowanej, „moralnej” siły. Fakt, że w tych ruchach często uczestniczyli i niechrześcijanie, i chrześcijanie, wskazuje na świecki charakter ich istnienia. Jako ruchy działają równie dobrze, niezależnie od tego, czy chrześcijanie się do nich przyłączą, czy nie. Sekularyzm przygotowuje świat na zanik chrześcijaństwa.

Kilka lat temu, przemawiając na konferencji w Seattle, opisałem to miasto jako „jedno z najbardziej moralnych miejsc w kraju”. Całe jego obszary były od czasu do czasu zamykane z różnych przyczyn moralnych. Boston w epoce purytańskiej był mniej moralny. Nic dziwnego, że kilka lat temu w jednej z gazet opublikowano artykuł, mówiący: „Nie wierzysz w Boga? Przenieś się do Seattle”. 

Chrystus nauczał, że Kościół jest „solą” i „światłem”. Dla wielu jest to przykazanie, które napędza nas do moralnych bitew w każdym miejscu i czasie. Chrystus zauważył, że jeśli sól utraciła swoją „słoność”, należy ją wyrzucić. Równie dobrze mógłby powiedzieć, że mięso, które zostało przesolone, jest niejadalne.
Obraz soli nie sugeruje nawrócenia świata na jakąkolwiek sól. Obraz światła też nie jest generalnie takim, który sugeruje, że wszystko stanie się światłem. Oba obrazy sugerują naturę sprawiedliwej i świętej obecności na świecie. Abraham pod dębem Mamre jest obrazem wiary – a nie ogromną armią, zmierzającą do zmiażdżenia swoich wrogów i intronizacji Abrahama jako ojca nas wszystkich.

Najważniejsze, pojedyncze działania w życiu tego świata w danym dniu znajdujemy tam, gdzie zgromadził się lud Boży i gdzie Boska Liturgia jest ofiarowana „w imieniu wszystkich i za wszystkich”. Nasza współczesna wrażliwość często sprowadza liturgię do „stacji benzynowej”, dostarczającej nam energii i inspiracji, abyśmy mogli wyjść w świat i wykonywać „naszą prawdziwą pracę”. To dwie konkurujące ze sobą wizje, a pierwsza - ta starożytna - jest coraz częściej ignorowana w swojej właściwej roli.

Gdybyśmy zrozumieli prawdziwą naturę modlitwy – naszą komunię z Bogiem – znaleźlibyśmy każdą możliwą okazję do modlitwy. Kiedy modlimy się w obecności Boga, zajmujemy nasze miejsce wśród sprawiedliwych. Stajemy się solą Boga i światłem Boga.

W jednym z pierwszych wieków Kościoła mówiono, że było trzech sprawiedliwych ludzi, przez których modlitwy Bóg podtrzymywał świat w istnieniu. Wiemy na pewno, że istnienie Sodomy i Gomory zależało kiedyś przez pewien czas od modlitw Abrahama. Mam głębokie przekonanie, że w tej chwili jest co najmniej trzech, którzy pełnią taką rolę. Za każdym razem, gdy stoimy na modlitwie, zajmujemy miejsca obok nich. Tam stajemy się solą i światłem, bez względu na politykę i moralność tego świata.

Przez modlitwy naszych świętych ojców, Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami i zbaw nas!

o. Stephen Freeman

za: Glory to God for All Things

fotografia: AnnaS /orthphoto.net/