publicystyka: Czy Bóg jest szalony?

Czy Bóg jest szalony?

o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak), 29 maja 2022

Niewiele chwil jest tak niezręcznych (a nawet bolesnych), jak te, kiedy „czujemy się jak głupiec”, niezależnie od tego, czy jest to łagodny stan, który nazywamy „zawstydzeniem”, czy coś silniejszego, co sprawia, że chcemy zniknąć lub uciec. Nikt nie chce być głupcem. Niemniej jednak zacząłem postrzegać Boga jako „głupca”, a tych rzadkich świętych, których nazywamy „świętymi szaleńcami”, za niesamowity przykład takiego sposobu bycia.

Nie chcę nikogo zgorszyć, mówiąc, że doszedłem do wniosku, że Bóg jest głupcem. Mam na myśli raczej to, że wydaje się, iż nieustannie ignorujemy Jego nieprzemijające szaleństwo i w konsekwencji nie rozumiemy Jego miłości.

Św. Izaak Syryjczyk pisał o Bożym „manikos eros” (dosłownie „szalonej miłości”) wobec Jego stworzenia, szczególnie wobec nas. W Starym Testamencie nakazał prorokowi Ozeaszowi poślubić prostytutkę (i być w niej szaleńczo zakochanym), przebaczać jej i przyjmować ją z powrotem raz za razem. Był to proroczy przykład Bożej miłości do Izraela, pomimo jego powtarzającej się niewierności. Ozeasz jest jednym z najwcześniejszych przykładów świętego głupca i powinniśmy za to dziękować Bogu.

Nie potrafię zliczyć rozmów, które odbyłem przez lata na temat niepraktyczności Kazania na Górze. Wybaczanie wrogom, darowanie długów, niemyślenie o jutrze itp. - brzmią jak recepta na praktyczną katastrofę. Zastanawiamy się, kto mógłby tak żyć. A jednak to, co widzimy, nie jest przypadkowe. Nie jest to przykład nadmiernej gorliwości czy hiperboli. Jest to szaleństwo Ewangelii, wypowiedziane bezpośrednio do nas.

Św. Paweł opisał Ewangelię jako „głupstwo”. W ten sposób skupił się szczególnie na Krzyżu. Chociaż śpiewamy o Krzyżu jako o „Orężu Pokoju”, dziwnie często słyszymy tylko „oręż” i zapominamy o reszcie. Fizyka przemocy nie tylko ma dla nas sens, ale często wyobrażamy sobie, że właśnie tak wszystko „działa”. Oczywistym faktem jest to, że przemoc rodzi przemoc. Zawsze tak było i zawsze będzie. Jest to szalony rachunek ludobójstwa – bo tylko wtedy, gdy wróg przestaje istnieć, niebezpieczeństwo odwetu i ciągły cykl przemocy znikają. A nawet wtedy wewnętrzne reperkusje i echa ludobójstwa trwają w nas i w naszych dzieciach przez kolejne pokolenia.

Mistrzów przemocy często okrzykiwano bohaterami. Tylko głupiec odważyłby się żyć pod sztandarem prawdziwego Krzyża.

Moje przemyślenia na ten temat nie dotyczą jednak przemocy. Jest to raczej sprawa miejsca głupoty Krzyża w moim codziennym życiu. Nikt z nas nie chce być głupcem. Pragniemy być podziwiani, kiedy podejmujemy Krzyż – chociaż podziwem prawdopodobnie wyrządzamy sobie krzywdę. Głupota Krzyża wywyższa nawet nasze upadki. Jest to tak całkowicie prawdziwe, że św. Paweł musiał ostrzec, że wcale nie chciał sugerować, abyśmy „trwali w grzechu, aby łaska bardziej się wzmogła” (Rz 6, 1). Ale tam, gdzie grzech obfituje, łaska rzeczywiście obfituje jeszcze bardziej.

Naszym problemem nie są nasze porażki. Naszym problemem jest to, że nie wiemy, co zrobić z naszą porażką. Ogólnie rzecz biorąc, wciągamy naszą porażkę w wewnętrzny dialog o samooskarżeniu, wstręcie do siebie, fałszywej brawurze i innych tego typu nonsensach. Są to nasze wewnętrzne wysiłki, by odegnać wstyd porażki.

Za każdym razem, gdy napotykam mem, który sugeruje, że ludzie byliby lepszymi ludźmi, gdyby tylko byli bardziej biczowani, lub że porażka jest tylko oznaką niestarania się wystarczająco mocno, słyszę głos oskarżyciela, który nienawidzi głupca i dręczy nas wszystkich. Dzieci ze względu na swoją niewinność i brak wiedzy są szczególnie podatne na niepowodzenia. Potrzeba delikatnej ręki „pocieszyciela”, który poprowadzi nas przez takie upadki, nie angażując się w cofnięcie szkód. Każdy rodzic powinien zorientować się (w pewnym momencie), że my sami ponosimy porażkę w tym wysiłku.

Uderza mnie, że Chrystus mówił do swoich uczniów o „Pocieszycielu” („Duchu Świętym”). Troszczył się, aby nie byli „sierotami”. Moi rodzice nie żyją już od ponad 10 lat. Właściwie - jestem sierotą. Ale to nie dorosłych tak nazywamy - tylko dzieci. Chrystus wiedział, że Jego uczniowie są nikim więcej niż dziećmi. Chociaż przybieramy pozy i wyobrażamy sobie naszą kompetencję (jak „Nie zaprę się Ciebie” Szymona Piotra), nadal pozostajemy dziećmi. Urazy i uszkodzenia, które doznaliśmy zarówno jako dzieci, jak i później, nadal wymagają pocieszenia.

Uderzającą cechą świętych głupców w historii naszego Kościoła była umiejętność znajdowania pociechy w utajonym miejscu. Publicznie znosili pogardę i drwiny. Ale gdzieś, często tylko w im znanym miejscu, znajdowali słodkie pocieszenie od Tego, którego głupotę odważyli się odtworzyć.

W swej doskonałości świat nie poznał Chrystusa. Nie tylko gardzimy szaleńcami, ale nieustannie staramy się przedstawiać naszych wrogów jako głupców („ci idioci!”). Jednakże:

„Bóg sprzeciwia się pysznym, pokornym zaś daje łaskę”.

Wiele razy podejrzewałem, że Bóg stoi przed nami jako „niemy głupiec”, nie dając na nasze oskarżenia innej odpowiedzi poza milczeniem Swojego martwego Ciała na krzyżu. Jeden z Ojców pustyni powiedział kiedyś: „Jeśli nie mogę nauczyć was moim milczeniem, to z pewnością nie uczynię tego moimi słowami”.

W naszym świecie chyba tylko głupiec mógłby mówić prawdę. Ale wtedy oznaczałoby to, że tylko głupcy mogliby go zrozumieć.

o. Stephen Freeman (tłum. Gabriel Szymczak)

za: Glory to God for All Things

fotografia: levangabechava /orthphoto.net/