publicystyka: Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu...

Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu...

Mnich Kościoła Wschodniego, 17 maja 2022

Pierwsze kroki. Adoracja i zbawienie

Są różne stopnie modlitwy Jezusowej. Zostaje ona pogłębiona w miarę odkrywania przez nas w Imieniu nowych tajemnic. Powinniśmy ją rozpoczynać jako adorację i poczucie obecności, która następnie stanie się po prostu obecnością Zbawiciela (to w istocie oznacza Imię Jezusa). Przyzywanie Imienia jest tajemnicą zbawienia o tyle, o ile przynosi wyzwolenie. Wymawiając Imię jednocześnie dostajemy to, czego nam potrzeba. Otrzymujemy to wszystko w Jezusie i przez Niego; On jest nie tylko Darem, ale i Tym, który obdarowuje; nie tylko Tym, który oczyszcza, ale Czystością; nie jedynie Tym, który karmi głodnych i poi spragnionych, ale Pokarmem i Napojem. On jest substancją wszelkich dobrych rzeczy (nie możemy jednak tego stwierdzenia rozumieć w sensie metafizycznym). Jego Imię udziela pokoju kuszonym – czy zamiast toczyć dyskusje z pokusą, przyglądać się szalejącej wokół burzy (na tym polegał błąd Piotra, choć pierwsze kroki postawił dobrze), nie lepiej utkwić wzrok w Jezusie i iść do Niego po rozszalałych falach, chroniąc się w Jego Imieniu? Niech kuszony skupi się ze spokojem, niech wolny od lęku powtarza Imię, bez rozgorączkowania, niech napełni Nim swe serce, stawiając zaporę przeciw wichrom złych myśli. A jeśli został popełniony grzech, niech to Imię służy natychmiastowemu pojednaniu. Bez wahania i bez zwłoki należy je przywoływać w skrusze doskonałej miłości i tak stanie się ono znakiem przebaczenia. Jezus niejako naturalnie zajmie swoje miejsce w życiu takiego grzesznika, podobnie jak po swym zmartwychwstaniu zasiadł z uczniami do stołu, z tymi, którzy wcześniej Go opuścili, a w dniu zmartwychwstania podali Mu rybę i miód. Nie odrzucamy i jesteśmy dalecy od niedocenienia obiektywnych środków, które Kościół ofiaruje grzesznikom – sakramentu pokuty i rozgrzeszenia; mówimy tutaj tylko o tym, co się dzieje w tajemniczy sposób w duszy człowieka.

Wcielenie

Imię Jezusa jest czymś więcej niż tylko tajemnicą zbawienia, więcej niż pomocą w potrzebie czy przebaczeniem po upadku. Imię Jezusa jest środkiem, dzięki któremu możemy niezwykle osobiście przeżyć tajemnicę Wcielenia. Imię to oznacza nie tylko obecność – Ono przynosi z sobą zjednoczenie. Przyzywając Je, intronizujemy Jezusa w naszym sercu, przyodziewamy się w Niego. Ofiarowujemy nasze ciało w darze Słowu, aby włączyło je w swe Ciało Mistyczne. W ten sposób w nasze ciało, podległe prawu grzechu, wlewa się moc Imienia Jezusa. W ten sposób zostajemy oczyszczeni i uświęceni. Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu (Pnp 8,6). To nie tylko jakieś prywatne i osobiste zbliżenie do tajemnicy Wcielenia. Dzięki tej modlitwie przyjmujemy pełnią Tego, który napełnia wszystko na wszelki sposób (Ef 1,23).

Przemienienie

Imię Jezusa jest też narzędziem, metodą przemienienia. Przyzywane przez nas, pomaga nam w przemienieniu całego świata w Jezusa Chrystusa (nie należy tu doszukiwać się żadnego panteizmu). Dotyczy to nawet przyrody nieożywionej. Cały wszechświat, który nie jest tylko widzialnym symbolem niewidzialnego piękna Bożego, rwie się i wzdycha ku Chrystusowi; ten tajemniczy ruch wynosi świat ku górze, do Chleba i Wina zbawienia; cały nasz świat szepcze delikatnie Imię Jezusa. Kamienie wołać będą (Łk 19,40) i należy do kapłańskiego obowiązku każdego chrześcijanina wyrażać ten krzyk, wymawiając Imię Jezusa nad całą naturą, nad kamieniami, drzewami, kwiatami, rzekami, górami i morzami, aby dał im owo tajemnicze spełnienie, aby dawał im odpowiedź na owo długie i nieme wołanie. Podobnie możemy modlić się nad światem zwierząt. Jezus, który ogłasza, że żaden wróbel nie jest zapomniany przez Ojca, ten Jezus, który mieszkał na pustyni wśród zwierząt (Mk 1,13), nie pozwoli, aby zwierzęta nie zostały wciągnięte w orbitę Jego dobroci. Jak Adam w raju mamy ponazywać wszystkie zwierzęta. Obok imienia, które im nadała nauka, mamy nad nimi wezwać Imię Jezusa, przypominając w ten sposób, że są to stworzenia Boże, umiłowane przez Ojca w Jezusie i dla Jezusa.

Jednak w stosunku do ludzi Imię Jezusa pomaga nam pełnić naszą służbę przemieniania. Jezus, który po swym zmartwychwstaniu wielokrotnie ukazywał się swoim uczniom pod różnymi postaciami – jako nieznany podróżny w drodze do Emaus, ogrodnik, nieznajomy, który stał nad brzegiem Jeziora Galilejskiego – wciąż spotyka się z nami i nieustannie ukazuje nam szczególny sposób swej obecności pośród nas: obecność w człowieku. To, co czynimy najmniejszemu z naszych braci, Jemu czynimy. To w twarzach mężczyzn i kobiet możemy dostrzec oczami wiary i miłości oblicze Zbawiciela. Pochylając się nad biedą i nieszczęściem chorych, grzesznych, nad biedą każdego człowieka, możemy włożyć nasz palec w miejsce gwoździ, a rękę w otwarty bok, zdobywając w taki sposób osobiste doświadczenie zmartwychwstania i doświadczenie obecności Chrystusa w Jego Ciele Mistycznym. Wtedy jesteśmy gotowi powtórzyć za Tomaszem: Pan mój i Bóg mój (J 20,28). Imię Jezusa jest konkretnym i skutecznym środkiem do przemieniania ludzi i głębin ich serca. A zatem do ludzi, których spotykamy na ulicy, w fabryce, biurze, a szczególnie wobec ludzi, którzy nas denerwują i których nie lubimy, idziemy z Imieniem Jezusa w sercu i na ustach. Wymawiajmy nad nimi w milczeniu to Imię, ich prawdziwe Imię, nazywajmy ich tym Imieniem w duchu adoracji i służby. Poświęćmy się im w konkretny sposób, o ile to tylko możliwe, albo choć poprzez pragnienie serca, a wówczas ofiarujemy w nich siebie Jezusowi Chrystusowi. Rozpoznając i oddając cześć Jezusowi uwięzionemu w grzeszniku, zbrodniarzu, prostytutce, wyzwalamy jakoś naszego Mistrza i Jego nieszczęsnych strażników. Jeżeli w każdym człowieku dostrzegamy Jezusa, jeśli nad każdym wypowiadamy Jego Imię, będziemy mogli kroczyć przez ten świat, patrząc nań w nowy, inny sposób. Tak jesteśmy w stanie (o ile jesteśmy zjednoczeni z Jezusem) przemieniać świat i uczynić naszymi słowami słowa Patriarchy Jakuba: Zobaczyłem twoją twarz, i to tak jak gdybym zobaczył oblicze Boga (Rdz 33,10).
 
Fragment książki "Modlitwa Jezusowa. Jej początek, rozwój i praktyka w tradycji bizantyńsko-słowiańskiej"







 


Mnich Kościoła Wschodniego – o. Lew (Ludwik Gillet), ur. w 1893 roku w Saint-Marcelline we Francji. W wie­ku 27 lat wstąpił do benedyktyńskiego klasztoru w Farnborough w Anglii. Studiował w Rzymie. Udał się na Ukrainę, gdzie w Uniowie współorganizował klasztor studycki. W 1927 r. przeniósł się do Nicei. Po ogłoszeniu encykliki “Mortalium animos” w 1928 r. przeszedł na prawosławie. W 1939 r. wyjechał do Londynu. Działał także w Libanie. Zmarł w Anglii w 1980 r.

Fot: Sheep1389 / orthphoto.net /