publicystyka: Niewygodny Kościół

Niewygodny Kościół

tłum. Gabriel Szymczak, 13 kwietnia 2022

Zazwyczaj w piąty czwartek Wielkiego Postu w cerkwiach prawosławnych odprawiamy nabożeństwo z czytaniem Wielkiego Kanonu św. Andrzeja z Krety. Jest to monumentalne dzieło hymnograficzne, zawierające ponad 250 troparionów‚ do którego dołączamy także obszerną lekturę życia św. Marii Egipcjanki. To sprawia, że jest to prawdopodobnie jedna z najdłuższych służb Wielkiego Postu. Jeśli policzy się również liczbę pokłonów wykonywanych po każdym troparionie, staje się ono również jedną z najbardziej niewygodnych służb, szczególnie dla przypadkowego obserwatora.

Ale długość nabożeństwa i fizyczny dyskomfort związany ze staniem i pokłonami to nie jedyne, co sprawia, że ludzie czują się nieswojo z tym nabożeństwem. Kanon ukazuje - jak w prawdziwym zwierciadle - upadłą i grzeszną naturę ludzkości, szeroko odwołując się do przykładów ze Starego i Nowego Testamentu, i łącząc je z naszymi własnymi niedociągnięciami. Nie podoba się nam to, ponieważ przyzwyczailiśmy się mieć bardzo dobre wrażenie o sobie; społeczeństwo nauczyło nas być dumnym z naszych osiągnięć i rozwijać wysokie poczucie własnej wartości. Patrząc w lustro, zawsze staramy się więc szukać dobrych cech - a nie wad, i gdy ktoś pokazuje nam, że nie jesteśmy tak piękni, jak nam się wydaje, ani tak mądrzy, jak nam się wydaje, ani tak pobożni, jak myślimy, że jesteśmy – czujemy się obrażeni.

Wielki Kanon nie jest jednak jedyną niewygodą w Kościele prawosławnym; jest tu wiele rzeczy, które sprzeciwiają się świeckiemu światu. Weźmy na przykład ikonografię. Wielokrotnie Jan Chrzciciel jest przedstawiany jako bardzo surowa postać‚ patrzącą na nas ognistymi oczami, które zdają się mówić przez wieki: „pokutujcie, bo Królestwo Niebieskie jest na wyciągnięcie ręki!” Wielu chciałoby zastąpić ten oskarżycielski wygląd, który wzywa nas do wzmożonego poczucia chrześcijańskiej odpowiedzialności, takim, który przekazywałby ciepłe i miłe uczucia‚ chociaż nie taki był św. Jan Chrzciciel. Stało się tak na Zachodzie, gdzie szczupła sylwetka największego ascety, jaki żył, została zastąpiona zaokrąglonymi krzywiznami dobrze odżywionego ciała, jak na przedstawieniach Leonarda Da Vinci i innych. Kogo obchodzi dokładność historyczna i teologiczna, skoro możemy mieć własną, szczęśliwą wersję prawdy?

Tradycyjna muzyka bizantyjska Kościoła prawosławnego również wydaje się czasami surowa dla wyszkolonych zachodnich uszu, które są bardziej przyzwyczajone do równych interwałów muzyki klasycznej. Ale muzyka bizantyjska nie jest niezależnym systemem muzycznym, który akurat dostosowano do Kościoła‚ tak jak muzykę zachodnią. Muzyka bizantyjska rozwijała się organicznie w Kościele przez wieki‚ w pełnej symbiozie z poezją modlitw i poszukiwań‚ z zawiłymi i czasami pozornie dziwnymi interwałami ośmiu tonów, aby dostosować się do złożoności uczuć, które budzą się w naszych sercach, nie tylko poprzez interwały muzyczne, ale same słowa modlitwy.

Nie chwalimy obżarstwa i lenistwa, ale praktykujemy post i stałą pracę ku zbawieniu. Wielu nazywa to czymś archaicznym, niepotrzebnym, opcjonalnym, staromodnym, fundamentalistycznym i tak dalej. Ale rozglądając się po ikonach Kościoła, nie widzimy osób dobrze odżywionych i zrelaksowanych, a jedynie postaci ascetyczne‚ wyostrzone wielkimi dziełami postu i duchowej walki‚ męczenników, którzy wiele wycierpieli za swoją wiarę‚ żołnierzy, którzy dzielnie walczyli o Prawdę . Czy to nie paradoksalne, że chcemy być zjednoczeni z Chrystusem tak jak święci, ale nie chcemy iść w ich ślady? Prosimy ich o wstawiennictwo, ale nie zgadzamy się z ich stylem życia - tylko dlatego, że przeszkadza nam w wygodnym życiu?

Architektura cerkwi sprzyja z kolei pewnemu dyskomfortowi wiernych, ustawiając swoje przestrzenie liturgiczne w taki sposób, aby umożliwić udział w modlitwie całego ciała poprzez długotrwałe, pokłony, klękanie i tak dalej. Zachód ograniczył ten organiczny i holistyczny udział w nabożeństwach, czasami pozornie nieuporządkowany, wprowadzając dobrze zorganizowane rzędy stałych ławek, które dodają komfortu, ale znacznie zmniejszają nasze zaangażowanie w nabożeństwa.

Możemy kontynuować z przykładami jeszcze długo, ale jasne jest, że nadmierny nacisk na chrześcijaństwo „dobrego samopoczucia” jest szkodliwy dla naszego życia duchowego. Sam Chrystus‚ nasz archetypiczny Wzór‚ nie prowadził wygodnego życia. Nie czuł się komfortowo, gdy został niesłusznie oskarżony, ani wtedy, gdy został uderzony, gdy był biczowany lub gdy został przybity do krzyża. Przyjmował to wszystko jako środek niezbędny dla naszego zbawienia. Nie szukał tego‚ gdy modlił się o zdjęcie z Niego tego ciężaru w Ogrodzie Getsemani‚ ale mimo to przyjął wolę Ojca i wypełnił Swoją misję. Komfort i dobre samopoczucie nie były Jego priorytetem – było nim zbawienie ludzkości.

Nie jesteśmy oczywiście odpowiedzialni za całą ludzkość, ale jesteśmy odpowiedzialni za siebie - na bardzo osobistym poziomie. Nie powinniśmy celowo iść i szukać cierpienia i dyskomfortu‚ ale kiedy jest to częścią naszego duchowego treningu‚ powinniśmy to przyjąć i nauczyć się używać tego do przemieniania nas‚ aby stać się silniejszym i bardziej odpornym w naszej wierze. Wielki Post zwraca na to naszą uwagę lepiej niż cokolwiek innego.

Niewygodna dyscyplina naszego Kościoła nie pozwala nam zapomnieć, że bez Ukrzyżowania nie ma Zmartwychwstania, a bez śmierci nie ma życia wiecznego. Tacy właśnie jesteśmy jako prawosławni: wyznawcy Ukrzyżowanego, codziennie biorący na swoje barki własne krzyże, wspinający się krok po kroku po trudnej ścieżce, która prowadzi do naszego zmartwychwstania.

Obyśmy wszyscy mieli błogosławione kolejne dni Wielkiego Postu oraz radosną i wyzwalającą Paschę!

o. Vasile Tudora

za: Gladsome Light Dialogue - An Orthodox Blog

fotografia: levangabechava /orthphoto.net/