publicystyka: Grzechy dobrowolne i mimowolne

Grzechy dobrowolne i mimowolne

tłum. Justyna Pikutin, 09 kwietnia 2022

Prosimy Boga, aby przebaczył nam wszystkie nasze winy, dobrowolne i mimowolne.
Zaraz powiesz, jak mawiali starożytni Grecy:
- Nikt nie popełnia grzechów z własnej woli.
Rzeczywiście, nasza dusza nie chce grzeszyć, ponieważ została stworzona przez Boga, stworzona na obraz i podobieństwo Boże. Jednak po upadku wszystkie dary dane nam przez Boga zostały rozdzielone, a naszą duszę pochłonęły namiętności. I często, gdy stwierdzamy: "Nie chcę grzeszyć!" - zauważamy, że nasze serce zostało opanowane przez grzech, a całe nasze jestestwo znalazło się w niewoli. To znaczy, że mimo wszystko powiedziałem: "Chcę zgrzeszyć"? Chcę, czy nie chcę, ale popełniam grzechy! Może nie chcę, ale pewnie chcę, skoro je popełniam.

Dlatego też grzechy dobrowolne i mimowolne oznaczają okoliczności, które rozumiemy i okoliczności, których nie rozumiemy, ponieważ jest wiele rzeczy, które robimy bez zrozumienia, a które ranią naszą duszę.

Może mamy też złe nawyki, na przykład nawyk ironizowania, wyśmiewania się z innych, co jest bardzo złe i jest efektem naszego egoizmu, owocem wielu naszych kompleksów i świadczy o naszym agresywnym nastawieniu do drugiego człowieka. Żartować to jedno, choć jest to niebezpieczne, ale ironia to coś strasznego. Wyśmiewanie się z drugiego człowieka i traktowanie go w ten sposób jest konsekwencją samouwielbienia i egoizmu. Często naśmiewamy się z innych, nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób szkodzimy własnej duszy.

Nawet osoby o duchowej postawie ascetycznej mogą przejawiać cechy, które nie są dla nich użyteczne, gdyż albo ich nie dostrzegają, albo Bóg pozwala im na pewne naturalne słabości, aby mogli się uniżyć i nie uważać się za nieomylnych i doskonałych. Nawet najdostojniejszy i najdoskonalszy człowiek jest niedoskonały przed Bogiem.

Wszyscy mamy w głowie coś, czego być może nie jesteśmy świadomi. W odkryciu tego pomagają nam ci, którzy nas potępiają i oskarżają. W tym sensie są oni naszymi wielkimi dobrodziejami, jedynymi, którzy powiedzą nam to prosto w twarz:
- Wyśmiewasz się z innych, ale sam jesteś....
Ci, którzy nas kochają, nasi przyjaciele, nigdy nie powiedzą takich rzeczy, gdyż mówią nam tylko to, co dobre. Ale ci, którzy nie są wam przychylni, którzy nie mogą was znieść, otworzą usta i powiedzą takie słowa, które was przygnębią. Słowa te są jednak niezwykle użyteczne, ponieważ pokazują nam, że w naszym charakterze jest wiele rzeczy, których nawet nie odczuwamy. Może nam się wydawać, że to coś niewinnego i nawet nie podejrzewamy, że może to zaszkodzić naszemu bratu, a jednak to go rani, wywołuje w nim ciężkie stany psychiczne i wytrąca go z równowagi, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.

I jak już mówiłem, szatan wykonuje tu bardzo precyzyjną robotę. To znaczy, kiedy człowiek wierzy, że drugi człowiek, jego brat, ma do niego jakieś pretensje, że ten drugi człowiek nie chce go nawet widzieć, odwraca się od niego lub mu zazdrości, wtedy szatan robi wszystko, by potwierdziły się te wszystkie jego myśli, podczas gdy ten drugi człowiek nic takiego nie czuje. Choć mimo to postępuje w sposób, który potwierdza podejrzenia pierwszego. Podam wam przykład z własnego życia.
Jeden z braci uważał, że nie chcę, aby był blisko mnie. Pewnej nocy zobaczyłem go w świątyni i był bardzo zmartwiony:
- Co się z tobą dzieje? - zapytałem.
- Nie mogę już dłużej, jestem zmęczony, ciągle odwracasz się do mnie plecami i nie okazujesz mi szacunku.
Poczułem się tak, jakbym dopiero teraz oprzytomniał: nie miałem o tym pojęcia, i nawet się nad tym nie zastanawiałem.
- Ale jak mogłeś nie zdawać sobie z tego sprawy? - i podał dziesięć przykładów, z których wszystkie były prawdziwe!
Tylko że to nie było tak, jak mu się wydawało. Robiłem to wszystko po prostu dlatego, że o tym nie myślałem, albo po prostu tak wyszło.
Podał mi jeden przykład:
- Wczoraj rozmawiałeś z braćmi, a gdy tylko wszedłem, natychmiast zamilkłeś i wyszedłeś.
Rzeczywiście, tak właśnie było. Rozmawiałem z kilkoma ojcami, gawędziliśmy, śmialiśmy się, a ja szukałem pretekstu, żeby wyjść. Kiedy więc tylko pojawił się ten brat, uznałem to za dobrą okazję. I wyszedłem. Tak, ale co z bratem, który interpretował wszystko po swojemu?

Była też inna sytuacja. Pojechaliśmy razem do pewnego klasztoru. Gospodarz domu pielgrzyma zapytał mnie:
- Ile osób jest z tobą?
Odpowiedziałem:
- Trzy.
Chodziło mi o to, że było ich trzech, a ja byłem czwarty. A gospodarz pomyślał, że jest nas tylko trzech i ten brat został sam, bez nas.
Powiedział:
- Poszliśmy do klasztoru Dionisiat, właściciel hotelu zapytał: "Ilu was jest?". - a ty powiedziałeś: "Trzech", a było nas czterech. Zabrałeś więc ze sobą dwóch ojców, a ja zostałem sam na zewnątrz.
Rzeczywiście, nasza trójka została umieszczona w jednym pokoju, gdzie były trzy łóżka, a on - w drugim.

- Wtedy powiedziałem ci, że pójdę na ryby, a ty powiedziałeś: "Nie, nie idź teraz, pójdziesz innym razem". A ty poszedłeś.
Rzeczywiście, tak było. Kręciło mu się w głowie i była burza, więc powiedziałem tak, żeby nic mu się nie stało:
- W porządku, ojcze, pojedziesz innym razem!
Nie mówiłem mu, że była burza, bo sam ją widział. Ja poszedłem, bo nie miałem zawrotów głowy. Ale okazało się, że to moja wina.

Był to więc cały szereg podobnych przypadków, z których wszystkie były prawdziwe, ale jednocześnie wszystkie były błędnie zinterpretowane.
Znam jednego człowieka, który przyszedł do mnie do spowiedzi i wyszedł roztrzęsiony, mówiąc:
- Poszedłem do spowiedzi, a on mnie wyśmiewa!
Zostało mi to przekazane.
- Wyśmiewałem się z niego?
- Tak.
- No cóż, dobrze.
Jak to się stało, że się z niego naśmiewałem? Miałem taki zły nawyk - nie wiem, czy nadal to robię, ale czasami, gdy jestem zakłopotany, nie wiem, co się ze mną dzieje, ale się uśmiecham. Powiedział:
- Wymieniam swoje grzechy, a on śmieje się i kpi ze mnie.

Inna pani przyszła i powiedziała, że przeze mnie została świadkiem Jehowy. Przeze mnie? Tak, przeze mnie. Dlaczego?
- Trzy razy przychodziłam do ciebie i nie mogłam cię znaleźć!
No dobrze, ale czy wiedziałem, że przyjdziesz? To nie jest tak, że stoję u progu kancelarii, czekając, aż ktoś przyjdzie na spotkanie ze mną. Zadzwoń do mnie i powiedz, że przyjdziesz!

Jest cały ogrom podobnych sytuacji.
- Widział nas, ale nie zechciał z nami rozmawiać.
Rzeczywiście, niedawno brałem udział w pewnym wydarzeniu, a byłem bardzo zmęczony, wyglądałem ponuro i marszczyłem brwi.
- Spójrz na niego! Gdy tylko nas zobaczył, zmarszczył brwi! Przed chwilą jeszcze mówił i śmiał się! Gdy tylko nas zobaczył, zrobił się ponury.
Rzeczywiście, potem zobaczyłem zdjęcie, które zostało wtedy zrobione, i miałem taką minę, że sam pomyślałem: ojej, cóż za wyraz twarzy! Ale byłem wtedy tak wyczerpany, było gorąco, myślałem o różnych problemach, a moja twarz była rzeczywiście pochmurna. Ale to nie dlatego, że widziałem tych ludzi, tylko dlatego, że myślałem o swoich problemach. Jednak człowiek o tym nie wie i mówi:
- Widzisz? Gdy tylko mnie poznałeś, od razu spochmurniałeś. A kiedy przyszedł tamten, od razu się do niego uśmiechnąłeś, bo jest twoim przyjacielem, uwielbiasz go, ponieważ... - i podaje wiele powodów!

Dlatego, niezależnie od tego, jak śmiesznie to wygląda, dobrowolnie lub mimowolnie popełniamy grzechy, które ranią naszego brata. I mamy jeszcze więcej grzechów, które ranią naszą duszę i niszczą naszą relację z Bogiem - naszym Ojcem.

Pytania do metropolity Atanazego

- Powiedziałeś, że możemy grzeszyć, nie zdając sobie z tego sprawy. Jak więc możemy to odkryć? Może ktoś ze spowiedników może nam o tym powiedzieć?
- Jeśli to poczuje, zrobi to.
- A jeśli on tego nie poczuje?
- Jeśli tego nie poczuje, to powie ci o tym sąsiadka; nie martw się! Sąsiadka, kolega, małżonek, przyjaciel, przyjaciółka. Powiedzą nam o tym ci, którzy nas otaczają. W pewnym momencie powiedzą nam: "Nie mogę cię już znieść! Jesteś trudnym człowiekiem, wiecznie jesteś z czegoś niezadowolony, jesteś roztrzepany".

Czy uważasz, że mówią to z przekory? Cóż, nie twierdzę, że to z miłości, ale kiedy mówią nam to wszystko, powinniśmy zastanowić się: czy to prawda? Czy nie sprawiam takiego wrażenia? Może nie mam tego w sercu, ale jak już mówiłem, co innego mówi moje serce, a co innego - mój wyraz twarzy. Człowiek widzi mój wyraz twarzy, a nie serce, dlatego też nie jest w stanie odczytać tego, co mam w sercu. Może mam serce piękne jak rajski ogród, bardzo kocham daną osobę i nie życzę jej nic złego, ale mój wyraz twarzy będzie odpychający. A ty pomyślisz sobie: "Dziecko drogie, zmień to spojrzenie! Co to za wyraz twarzy!"
Nasz błogosławiony starzec, gdy zobaczył kogoś z taką twarzą, mówił:
- Co to za spojrzenie, co? Zmień swój wyraz twarzy!
Inny bowiem nie widzi naszego serca, pamiętajmy o tym.
Wielu ludzi mówi:
- Wszystko w porządku, to tylko na chwilę, zaraz mi przejdzie.
Tak, na chwilę - i przejdzie Ci to, ale drugiej osobie nie przejdzie to ani na chwilę, gdy ty ranisz ją swoimi słowami. Teraz spróbuj usiąść i przekonać go, że to było na chwilę.
- Ale co ja mu takiego powiedziałem? Tylko jakieś jedno słowo.
I to słowo wystarczyło, by zranić drugiego człowieka. Twój ton, wyraz twarzy, słowa, ruchy i wiele innych rzeczy mogą zabić drugą osobę. Tak więc ci, którzy nas osądzają, pomagają nam, chociaż sami nie czerpią z tego korzyści. Przynajmniej my mamy z nich więcej pożytku.

Jeśli zostaniemy źle osądzeni, to nic nie szkodzi. W rezultacie wyjdzie z tego coś dobrego, ponieważ ta druga osoba nie jest całkowicie szalona; ona coś widziała. Dlatego uważam, że tacy ludzie zawsze są dla nas pomocni. Nawet jeśli ktoś nas źle ocenia, to przynajmniej wiesz, że się myli: "Daj spokój, niech sobie mówi co chce, to nie tak! Ale skoro on lub ona tak mnie postrzega, to znaczy, że jest w tym moja wina!".

metropolita Limassol Atanazy

za: pravoslavie.ru

fotografia: Klusek54 /orthphoto.net/